Nieobecna obecność

Ślizgam się na skutym lodem chodniku.
Stawiam chwiejne kroki, starając się je wbić w rytm muzyki płynącej ze słuchawek.

***
Opieram się o gorący kaloryfer bujając się w rytm muzyki płynacej ze słuchawek.

Z pętli muzyki i strumienia myśli wyrywa mnie niespodziewany dotyk.
Uśmiecham się szeroko, szczerze.

Orbituję gdzieś pomiędzy tutaj, a tam; w miejscu nieokreślonym, nie mającym zasad, ograniczeń, praw.

Śpiewam pod nosem; wyrzucam z siebie własne myśli, ubrane w czyjeś słowa.

Poniedziałki choć męczące, są najlżejsze.
Balansuję gdzieś pomiędzy samozadowoleniem, a pustką.
Niby jestem; spokojna, cicha, uśmiechnięta.
Niby nie jestem; spokojna, cicha, uśmiechnięta i cholernie nieobecna.

Nie wiem czego mam się złapać, by wszystko posortować.
Na upartego poukładać tak, by wszystko nie zwaliło się na głowę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top