Kalejdoskop

Tak ciężko odzwyczaić się od nawyków, które weszły w krew w miarę upływu lat.
Z przyzwyczajenia słyszeć dźwięki, które nie mają miejsca. Budzić się w środku nocy z przerażeniem, że coś powinno tu być, a czego nie ma już od jakiegoś czasu.

Tak trudno odzwyczaić się od paskudnego nawyku wracania do wszystkiego, gdzieś pod koniec pierwszej butelki; po kolejnych zaś robi się gorzko.

Siadam na kamiennej ławce. Wzrok wbijam w płytę nagrobną. Nie mam żadnych myśli.
Zastanawiam się czy to w ogóle ma jakiś sens. Wiara w to, że gdzieś jeszcze istniejemy. Że każde słowo tutaj przebija się tam.
Czy już na zawsze milkniemy i głuchniemy, gdy tylko świat spowije wieczna ciemność? Wtopieni w nagrobki. Sześć metrów pod ziemią, pozwalając by robaki nas oblazły, wygryzły ścieżkę wzdłuż policzków do zmętniałych oczu; złożyły jaja w oczodołach, w ustach. By to wszystko pęzło, sunęło. By nasze ciała przejął inny byt.

Bezpański pies wpatruje się we mnie nieufnie i warczy ostrzegawczo.
Kucam i patrzę mu w oczy tak długo, aż podchodzi sam, z uszami położonymi po sobie i merdając wesoło ogonem.

Pojawia się wielki napis COMMITMENT  na pulpicie.
Jeżę się.
Zastanawia mnie czy to cokolwiek jesscze w moim wykonaniu znaczy. Przecież to nonsens.
Garść nic nie znaczących liter zbitych ciasno w wyrazy.
Nawet działanie niczego nie potwierdza, niczego nie zmienia i niczego nie udowadnia.
Robię coś innego.

Męczy mnie bezowocność tylu rozmów.
Pseudo inteligentna polemika jest ładna, szarpanie się- już niekoniecznie.
Czuję się jakby ktoś wyrwał mi z siebie mnie, a to co zostało to zmęczone wszystkim, pokraczne, wredne i nieczułe stworzenie.
Dlaczego uciekam od prawdy?
Z drugiej strony, dlaczego miałabym się jeszcze z czegokolwiek tłumaczyć?

"Wpajałem jej: mierz wysoko. Strzeliła mi w łeb."
~Stanisław Jerzy Lec "Myśli nieuczesane"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top