Z tęsknotą...

Z tęsknotą na nią spogląda,
Ona się nań nie ogląda.
Idzie przed siebie,
Prosto do ciebie.

Woła "weź mnie w swe ramiona",
Ale ona jest jakby zamglona.
Nie słyszy tęsknego wołania,
On dalej się w jej stronę skłania.

"Żegnaj" mówi po chwili,
Idąc jeszcze kilka mili.
Ogląda się przez ramię,
Rzecze: rzuć swe życie, dla mię.

A on, jak zahipnotyzowany,
Idzie, całkiem zdezorientowany.
Kusi go, woła i męczy,
Ciągle go dręczy i dręczy.

Lecz idzie dalej, nękany,
Obłąkańczo zakochany.
A ona się śmieje i śmieje,
Ucieka w zielone knieje.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top