T c h ó r z - a k a - r a d a - 3 *47*
Lily podwinęła rękawy i zanurzyła ręce w jeziorze. Zimna woda objęła jej palce, nadgarstek aż wreszcie łokieć, skupiła się na tym uczuciu. Palce lekko unosiły się w wodzie, dając jej swobodę, zamknęła oczy. Wszechświat był oceanem, wypełnionym tą zimną, orzeźwiającą wodą, była w jego środku. Zaczęła wdychać wodę, napełniać się jej uczuciem...
Ktoś potrącił jej ramie, otworzyła oczy i popatrzyła się za siebie wytrącona z równowagi. Dopiero głos Scorpiusa doprowadził ją do ładu.
— Przeszkodziłem ci w czymś? — Chłopak cofnął rękę i przyjrzał się z niepokojem zmieszanej twarzy Lily.
Dziewczyna zmrużyła oczy i wyjęła swoją rękę z wody, wytarła ją w szatę, po czym wstała.
— Nie, wszystko w porządku — Wzdychnęła.
— Wszystko dobrze, wyglądasz na trochę... Zdenerwowaną?
Spojrzała mu prosto w oczy, by udowodnić, że nie kłamie choć przecież, prawda była inna. Wszyscy wiedzieli, że Lily woli inną magię, ale czy wiedzieli o innych tego aspektach? Nie i nie powinni. Takie rzeczy mogły prowadzić do nienawiści, której przecież tak nienawidziła, mugolskie dzieciaki ją tego nauczyły.
— Jest okej, po co przyszedłeś? — Uśmiechnęła się lekko i pociągając go za ramię, odwróciła go od jeziora. Zaczęła iść przed siebie, Scorpius szybko zrównał z nią kroku.
Malfoy popatrzył na Lily, jej rude włosy były rozpuszczone, a nie tak jak zwykle, zaplecione w dwa warkocze, wyraz twarzy miała zacięty, zielone oczy wpatrywały się uparcie w horyzont. Najwidoczniej była czymś przejęta, jakby przyłapał ją na gorącym uczynku.
— Chodzi o to, że może nigdy nie powinienem brać od ciebie rad? Wiem, wiem to były dwie nic nieznaczące rady, ale może nigdy nie powinienem się zakochiwać w Albusie? Co ja plotę, przecież wcale nie miałem tego w planach. Nie, żebym podważał twoje umiejętności... Czy to da się nazwać umiejętnościami? — Na chwilę przerwał i popatrzył na Lily która teraz obróciła się do niego i słuchała. — Może powinienem nigdy tego nie robić. Jeśli mnie nie kocha, to niech tak zostanie. Niech znajdzie sobie dziewczynę, z którą będzie szczęśliwy.
Dziewczyna zatrzymała się nagle i solidnie przyłożyła Malfoyowi w twarz. Popatrzył na nią zszokowany.
— Co to miało być? — zapytał.
— Słuchaj kretynie, jeśli myślisz, że dam ci po prostu się poddać i do końca życia myśleć tylko o tym, co by było, gdyby, to się solidnie mylisz. Mogę ci nie dawać rad, jasne. I tak nie jestem pewna, czy się do nich stosowałeś, bo jesteś tchórzem! Jesteś po prostu tchórzem! Czy ktoś powiedział ci kiedyś, że miłość to łatwa sprawa? Bo zachowujesz się, jakbyś tak myślał! To wcale nie jest takie proste, jak myślisz! Jesteś tchórzem Scorpiusie Malfoyu i jeśli się poddasz i dasz sobie zgnić w samotności, to cię ożywię i zabiję jeszcze raz! Mój durny brat nie może znaleźć sobie kogoś lepszego niż ty, więc nawet nie próbuj mi tu gadać o jakiejś dziewczynie! Okej, wiesz co? Koniec moich rad. Rada trzecia, ostatnia, choć powinno być ich dziesięć. Nie poddawaj się i weź się w garść! Jeśli myślisz, że z radami skończyła się też moja ingerencja w ten związek, to się mylisz! Pod koniec tygodnia masz tu być i mi mówić co się wydarzyło, a jeśli nie to uwierz mi, oj uwierz, że potrafię stalkować i to bardzo dobrze!
— Czekaj, umiesz stalkować?
— Nie o tym rozmawiamy! — Dziewczyna uniosła ręce w górę zezłoszczona. — Teraz masz mi powiedzieć, ze szczegółami, dlaczego nagle postanowiłeś, że ''Oh, wiecie co? Jednak pozwolę sobie umrzeć z dwoma kotami, psem i myszą w ścianie,,.
Scorpius jeszcze raz przyjrzał się Potterównie, teraz jej policzki przybrały agresywnie czerwoną barwę, upodabniając ją do porcelanowej lalki.
— To nie ma sensu. Po prostu liczę, że jeśli nie będę o tym myśleć, to mi przejdzie. Błagam, nie chciałby ze mną być. Jesteśmy przyjaciółmi, nie chce tego psuć...
— ''Nie chce tego psuć,,. — Zaczęła przedrzeźniać go rudowłosa. — ''Nie będę o tym myśleć, to mi przejdzie,,. Nie wiedziałam, że jesteś aż tak głupi.
— Co?
— Zaraz ci znowu przyłożę. Rozumiem, że się boisz bla bla bla. Przyjaźń bla ba bla, Albus pewnie nie jest gejem bla bla bla. Farmazony pleciesz! Jeszcze z nim będziesz, zobaczysz. A przy okazji gościu! Gdy przy nim jesteś, zaczynasz być spięty! Myślisz, że tego nie zauważy? Musiałby być ślepy! Chociaż właściwie...
— Właściwie to?
— Właściwie to nic. Teraz idziesz do szkoły, udajesz, że nic się nie wydarzyło i za siedem dni, czekam tu na raport.
— Jasne — Scorpius przekręcił oczami i udał się w stronę zamku. Obrócił się jeszcze w stronę Lily i pomachał do niej ręką. — Dzięki!
— Szybciej idź do jasnej ciasnej! — Odmachała mu i założyła ręce na piersi.
Obróciła się w stronę jeziora i wzdychnęła.
— A miałam się uspokoić. Teraz przez następne dwa dni mi się nie uda...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top