N a l e ś n i k i *18*
Harry Potter był świetnym czarodziejem, chłopcem który przeżył, wybawcą, pracownikiem ministerstwa, tym który pokonał Voldemorta i demony przeszłości.
Ale nie umiał pokonać zwykłego buntu swoich synów.
Ginny miała chyba z tysiące książek o wychowaniu dzieci.
Harry jednak z nich nie korzystał, nie chciał by ktoś mówił ja ma wychowywać dzieci.
Bo wybraniec był niesamowicie uparty i przekonany do swoich racji. Może miał to jeszcze z dzieciństwa? Zawsze był przekonany że Malfoy coś knuje i widzicie? Zawsze coś knuł!
Harry nie wierzył że mógłby się mylić.
Harry przeżył dwa śmiertelne zaklęcia, czemu jego synowie i córka nie mieliby przeżyć dorastania? Był pewny że Ginny dramatyzuje!
Bo Ginny naprawdę bała się na przykład o Albusa.
Miał tylko jednego przyjaciela i Harry traktował go jak gorszego od Jamesa czy Lily.
Może odrobinę.
Miała nadzieję że Albus bardzo tego nie zauważał.
Że nie zauważał krzywych spojrzeń, że nie zauważał cichej pogardy własnego ojca.
Że nie wiedział że Harry chciał by poszedł do Hogsmeade byle by znalazł sobie innego przyjaciela a nie -tu wstawić ciche prychnięcie Harrego Pottera- Malfoya.
Ale nie, nie mogła tak myśleć!
Harry się zmienił, zrozumiał że oczekiwał za wiele, prawda?
To pierwszy rok po tym jak Albus i Harry się pogodzili więc Ginny z napięciem czekała aż Harry pierwszy napisze list do synów i córki!
To był siódmy rok Jamesa, piąty Albusa i trzeci Lily.
Zanim pojechali Ginny poprosiła Victore by miała na nich oko.
Miała nadzieję że dziewczyna da radę to zrobić, była dobra i odpowiedzialna.
Był już siedemnasty września do cholery, kiedy Harry ruszy swoje dupsko i napisze listy?
Przewróciła naleśnika i agresywnie założyła rudy kosmyk za ucho.
Co za leń śmierdzący.
Odeszła od kuchenki i położyła talerze na stole.
Było tak pusto...
Byle do świąt!
Wlała mleko do kubków.
- Harry!
Odpowiedziała jej cisza.
- Harry!
Ginny podeszła pod schody i weszła na trzy pierwsze stopnie.
- Harry motyla noga! ile razy mam powtarzać!?
Usłyszała że jej mąż wygrzebał się spod papierów i otwiera drzwi.
- Tak?
- Obiad.
Harry wyszedł natychmiast ze swojej nory.
- Już idę.
kiedyś Wesley kiwnęła głową i wróciła na swoje miejsce.
Usłyszała dźwięk odsuwanego krzesła.
- Co ty tam robiłeś?
- Pisałem listy.
- Do kogo? Jeśli znowu piszesz pięćset listów do Rona o nowej knajpie z kurczakiem na pokątnej to obiecuję że dostaniesz szlaban.
- Co? Nie, piszę do dzieci.
Ginny uśmiechnęła się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top