』2. 35. 『
╔══════════╗
Eunuch z przerażeniem wypisanym na twarzy, biegł do komnaty swojej sułtanki. Pukał mocno w drzwi, dopóki służące ich nie otworzyły. Wpadł do środka i upadł na kolana przed Nurhan.
- Sümbül co ty wyprawiasz? - spytała niebieskooka, patrząc z góry na swojego sługę.
- Uratuj mnie, pani błagam. - Kastrat trzymał w dłoniach końce sukni sułtanki. Pochylał głowę przed nią, drżąc ze strachu.
- Wstań i uspokój się. - Rozkazała, marszcząc brwi na zachowanie agi. - Mów co się dzieje.
Sumbul zasłonił usta dłonią, kręcąc jednocześnie głowa. Nurhan cierpliwie czekała, aż odezwie się, aby wyjaśnić co się dzieje.
- Władca każe pozbawić życia każdego, kto zezwolił ci na opuszczenie pałacu. Złapał już strażników i skrócił ich o głowę - mówił przerażony. - Nawet tych pilnujących bram seraju i stajennego, który zaprzągł konie.
Sułtanka podniosła się i położyła dłoń na ramieniu sługi. Sama nie mogła uwierzyć, że władca dopuszcza się takich czynów. Ci ludzie nie byli niczemu winni, wykonywali rozkazy, które im wydała.
- Nie martw się, załatwię to. Zostań tutaj, ja idę do sułtana. - Wyminęła kastrata i udała się natychmiast do komnat władcy.
Mijając agów, którzy z przerażeniem rozglądali się na wszystkie strony, wiedziała, że to ona była temu winna. Nie mogła pozwolić, aby komuś jeszcze odebrano życie, przez nią.
Władca był wściekły, że jego ukochana mogła stracić życie, gdyby nie pojawił się na czas. Działał jakby w transie, wydając rozkazy o ukaraniu wszystkich, którzy nie dopilnowali jej bezpieczeństwa. W dodatku rankiem znaleziono martwego więźnia, który jako jedyny mógł wyjawić, kto za tym stoi.
- Przekażcie władcy, że chcę się z nim widzieć - powiedziała w stronę strażników, pilnujących wejścia do sypialni.
- Sultanym. - Usłyszała za plecami głos szambelana. Odwróciła się w jego stronę z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Mustafa Bey. - Kiwnęła w jego stronę głową.
- Jak się czujesz, pani? - spytał, patrząc na szyję, na której zawiązaną miała chustę, aby ukryć siny znak po sznurze.
- Już lepiej, dziękuję. - Podeszła bliżej, aby strażnik nie słyszał ich rozmowy. - Mustafa co się dzieje z władcą, skąd u niego takie okrucieństwo? Próbowałeś temu zapobiec?
- Sułtanko cieszę się, że ja uszedłem z życiem. Sułtan jest rozgniewany, nigdy nie widziałem go w takim stanie - mruknął, patrząc w oczy Nurhan. - Jeżeli ty go nie uspokoisz, pani, nie wiem co z nami będzie.
Niebieskooka pokiwała głową i wtedy usłyszała, że sułtan na nią czeka. Kiwnęła głową w stronę szambelana i zniknęła za drzwiami.
Władca siedział na otomanie, a w dłonie trzymał swój miecz, który przecierał szmatką, ostrze było już tak czyste, że spokojnie można było się w nim przejrzeć, dlatego Nurhan nie rozumiała, dlaczego dalej je czyścił.
– Hunkarim. – Ukłoniła się zgodnie z zasadami, jednak sułtan nie obdarzył jej swoim spojrzeniem. Nadal tępo wpatrywał się w miecz, nie przestając przecierać go kawałkiem materiału. – Murad ja-
– Jak ciebie mam ukarać, hm? – powiedział, a jego głos był dziwny, jakiś pusty. – Też mam skrócić o głowę? Nie... To nie miało by sensu w końcu nie dawno uratowałem twoje życie.
– Murad posłuchaj-
– NIE PRZERYWAJ MI – wrzasnął i zacisnął dłoń na rękojeści miecza. Podniósł się i spojrzał swoim gniewnym wzrokiem prosto w przestraszone oczy Nurhan. – Zlekceważyłaś mój rozkaz, złamałaś zasady i bez mojej zgody wyjechałaś z pałacu. Prawie cię zamordowano, gdyby nie to, że wyruszyłem zaraz za tobą, nie stałabyś tu. – Powoli podchodził do niej, aż stanął z nią twarzą w twarz.
– A wiesz dlaczego? – wyprostowała się i zmrużyła powieki. – Złamałeś mi serce - wycedziła, patrząc jak na twarzy Murada zmieniają się emocje, teraz był bardziej zaskoczony niż zdenerwowany. – Miałam odwiedzić cię wieczorem, tak mi powiedziałeś w ogrodzie. Kiedy przyszłam pod twoje drzwi dowiedziałam się, że za nimi jest inna kobieta. Jak szybko zapomniałeś o miłości do mnie, kiedy wysyłają do ciebie piękną niewolnicę.
– To nie jest twoja sprawa z kim spędzam noce-
– Dlatego, że jestem tylko twoją żoną? – warknęła, wiedziała, że znów przekracza granice przerywając mu i odzywając się takim tonem, ale mało ją to obchodziło.
– Powiedziałem, że masz mi nie przerywać – wycedził wyciągając palec przed siebie i mocno zaciskając szczękę.
– Co mi zrobisz? Zabijesz mnie? Proszę bardzo – prychnęła i zrobiła krok do tyłu. – I tak już czuję jakby wyrwano mi serce i je zdeptano. Wolę umrzeć niż dzielić się tobą z inną kobietą, rozumiesz? – Jej dłonie były zaciśnięte, a wzrokiem ciskała piorunami w Murada.
Przez chwilę jakby czas się zatrzymał, a istnieli tylko oni we dwoje, wymieniali się gniewnymi spojrzeniami, jakby chcieli nawzajem zabić się wzrokiem, mimo że obydwoje za drugie oddałoby życie.
Murad nagle wyciągnął swoją lewą dłoń i mocno zacisnął palce na jej twarzy, a następnie przyciągnął ją do swojej, aby złączyć ich usta w mocnym i brutalnym pocałunku.
Nurhan chciała go odepchnąć, ale nie mogła. Nie mogła, ponieważ był sułtanem, władcą jej jak i tego państwa, musiała być mu uległa, ale nie tylko dlatego nie mogła go odepchnąć. Nie mogła również dlatego, że nie chciała, pragnęła jego pocałunków, dotyku i jego obecności. Chciała, żeby był tylko jej i żeby żadna inna kobieta nie dotykała jego ust, policzków, dłoni czy ciała. I mimo, że nie zapomniała o zemście, którą sobie obiecała, i mimo że nie chciała go pokochać, a wykorzystać do tego, aby mieszkańcy Stambułu poczuli jak to jest być karanym za grzechy, których się nie popełniło, to pokochała bardziej niż mogła sobie to wyobrazić.
Usłyszała głośny dźwięk miecza, uderzającego o kamienną podłogę, a następnie poczuła prawą dłoń na swojej talii, kiedy władca przycisnął jej ciało do swojego.
╠══════════╣
Obudziła się w splątanej pościeli. Czuła powiew świeżego i zimnego powietrza na swoim nagim ciele. Wpatrzona w sufit próbowała sobie przypomnieć chwile z ostatniego dnia. Uśmiechnęła się błogo w głowie odtwarzając sceny, kiedy to ze swoim prawowitym mężem kochali się non stop. Uwielbiała takie wieczory, kiedy mogła mieć go tylko dla siebie, a nikt im nie przeszkadzał.
Odwróciła głowę w bok i spojrzała na śpiącego Murada. Jego oczy były zamknięte, ale usta lekko uchylone. Delikatnie palcami pogładziła jego zarośnięty policzek, mając ochotę obsypać jego twarz pocałunkami. Nie chcąc go budzić, powoli wyplątała się się z pościeli i sięgnęła po szlafrok wykonany z jedwabiu. Narzuciła go na swoje nagie ciało i boso przeszła po dywanach prosto na balkon. Na zewnątrz słońce było już dość wysoko na niebie, musiało być już tuż przed południem. Murad nigdy tak długo nie spał, wiedząc, że ma ważne obowiązki do wykonania, jako władca tego imperium, jednak nie przespał nocy, a więc musiał odespać ją w dzień.
Nurhan oparła dłonie o marmurową balustradę i zaciągnęła się świeżym powietrzem. Jej włosy rozwiewał wiatr, a promienie słońca przyjemnie ogrzewały jej twarz. Na niebie nie było żadnej chmury, a więc zapowiadał się ciepły dzień.
Po chwili usłyszała za sobą ciche kroki i uśmiechnęła się lekko, gdy objęły jej ciało silne ramiona.
– Nurhan, gün Işığım. – Usłyszała szept Murada, który po chwili złożył na jej szyi pocałunek. Położyła swoje dłonie na jego i stali tak w milczeniu napawając się śpiewem ptaków.
Czując na sobie czyjeś spojrzenie, otworzyła oczy i rozejrzała się po ogrodzie. Przy pięknych różach o które dbała sama Sułtanka Matka, stała Şemsperi wraz ze swoją służącą, patrzyła się prosto na balkon na którym stali Murad i Nurhan, jednak kiedy skrzyżowała spojrzenie z prawowitą żoną sułtana, szybko odwróciła wzrok i oddaliła się z ich pola widzenia.
Niebieskooka uśmiechnęła się złośliwie, wiedziała, że to Şemsperi próbowała ją zabić nie po raz pierwszy, ale z pewnością ostatni. Teraz w końcu kolej na ruch Nurhan, albo ją zabije, albo udowodni jej winę i wtedy do sułtan wymierzy jej stosowną karę, którą będzie również śmierć. Dlatego tak czy inaczej, nie zostało jej wiele dni na tym świecie.
– Muszę popracować, odwiedzisz mnie dziś wieczorem? – spytał sułtan odwracając kobietę w swoją stronę, ale nadal nie wypuszczając jej ze swoich ramion.
╠══════════╣
Gdy zapadł zmrok była już gotowa. W pięknej sukni z idealnie upiętymi włosami i dobrze dobraną biżuterią, przyglądała się w lustrze. Na głowę narzuciła chustę, którą zakryła swoją fryzurę, oraz szyję.
– Pani jesteś już gotowa, aby odwiedzić sułtana. – Usłyszała głos służącej, która pomagała się jej przygotować.
– Jeszcze nie, wezwij Sümbül agę – rozkazała i wygładziła dłońmi już i tak gładki materiał sukni. Kastrat po kilku sekundach pojawił się w komnacie, zapewne czekając za drzwiami na polecenia swojej sułtanki. – Przyszedł? – spytała, patrząc na odbicie eunucha w lustrze, a ten jedynie kiwnął głową.
Nurhan odwróciła się napięcie i szybko wyminęła Sümbül, który natychmiast ruszył za nią. Szybkim krokiem przemierzali korytarze pałacu. Nie szli główną drogą do komnaty sułtana, nie szli w ogóle do niego. Jej kroki kierowały się na tyłu pałacu, do tylnego wyjścia do ogrodu, gdzie rzadko ktoś tamtędy przechodził.
– Zaczekaj tutaj i daj sygnał jakby ktoś szedł – rozkazała, a aga zatrzymał się i skłonił nisko.
Ostatni raz spojrzała za swoje ramię, upewniając się, że nikogo tam nie ma i weszła do pomieszczenia, w którym znajdowały się jakieś stare graty. Mężczyzna stał do niej tyłem, ale kiedy usłyszał, że jest w środku od razu się odwrócił i skłonił nisko.
– Dobrze cię widzieć.
– Nie mamy wiele czasu – powiedziała i podeszła do niego, podając mu ciężką sakiewkę. – To złoto jest na opłacenie tego co jest potrzebne do wykonania naszego planu. – Odpowiedział jej jedynie kiwnięciem głowy. – Kiedy mają przybyć do seraju?
– Za dwa dni.
– Wiedzą dla kogo pracują?
– Nie, ani nie znają mojego imienia. Jednak czy jesteś tego pewna? Możemy się jeszcze wycofać.
– Gdybym nie była pewna tego co chcę zrobić, nie zrobiłabym kroku w tę stronę. Nie cofnę się, nigdy. – Odwróciła się i położyła dłoń na drzwi, aby wyjść na korytarz.
– Kiedy dostanę swoją zapłatę? – spytał jeszcze zanim zniknęła z jego oczu.
– Kiedy wszystko się uda, dostaniesz dwa razy tyle ile ci obiecałam Savaş – powiedziała i opuściła pomieszczenie.
╚══════════╝
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top