』2. 34. 『
╔══════════╗
- Czy wszystko jest dla ciebie zrozumiane, Ayaz? - spytała, patrząc głęboko w oczy swojemu słudze. Eunuch pokiwał głową, spoglądając również na sułtance. - Niech wszyscy będą czujni, nie wiemy kiedy nadarzy się najlepsza okazja. Musimy być każdego dnia gotowi.
- Tak jest, pani. Przekażę to twoim najwierniejszym sługom. Wszyscy mamy się na baczności - powiedział, skłaniając się nisko i opuścił komnatę.
Şemsperi wzięła głęboki oddech i usiadła na ottomanie. Zacisnęła wargi, nieustannie zastanawiając się czy nie popełniła żadnego błędu, czy cała intryga pójdzie tak jak zaplanowała.
Wiedziała, że każde najmniejsze potknięcie, może sprowadzić na nią i jej syna nieprzyjemności, ale nie mogła czekać. Jej nowa rywalka stała się silna, miała syna, była żoną władcy, który darzył ją miłością. Tego matka Sulejmana nigdy nie zdołała zdobyć, jednak jej spryt sprawił, że sułtan nigdy nie zawiódł się na niej. Oczywiście, gdyby znał cała prawdę, już dawno skończyła by bez głowy.
- Gdzie jest mój syn? - spytała służącej, która stała obok w ciszy.
- Pani, po naukach poszedł z Mustafą Beyem do ogrodu. Ćwiczą walki mieczem -odpowiedziała zgodnie z prawdą, jasnowłosa dziewczyna.
- Jak skończą, przyprowadź do mnie księcia. Niech nie trwa to długo, bo się przeziębi - powiedziała i spojrzała, przez okno na zewnątrz.
╠══════════╣
Odłożyła powoli swojego syna do kołyski, kiedy tylko udało się jej go uśpić. Była bardzo zmartwiona, ponieważ ostatnio ma on problemy z zaśnięciem.
- Miej na niego oko Dilruba - rozkazała, przykrywając niemowlaka. - Martwię się o niego.
Westchnęła i usiadła przy stoliku, zamaczając pióro w atramencie. Księga, którą zostawiła jej matka, gdzie zapisane były wszystkie lekarstwa, spłonęła wraz z jej domem. Nurhan starała się teraz zapisać wszystko, co pamiętała, dopóki nie wyleciało jej z głowy. Ze względu na to, że dawniej prawie każdego dnia ją przeglądała, wiele z niej zapamiętała.
- Nie musisz się już tym zajmować. W pałacu są najlepsi medycy w imperium - powiedziała jej przyjaciółka, widząc jak sułtanka starannie kreśli litery na papierze.
- Wiem jednak sprawia mi to przyjemność. Żałuję, że tak mało się od nich nauczyłam. Podobno sułtanka nie powinna zajmować się takimi rzeczami - prychnęła i odłożyła pióro na bok. - Najlepiej, żebym wyszywała tysiące tych bezużytecznych chust.
- Takie są zasady haremu. - Sułtanka machnęła dłonią na te słowa.
Słysząc pukanie do drzwi, kazała swojej służącej je otworzyć, aby nie zbudzić śpiącego Osmana.
- Coś się stało Sümbül? - spytała, widząc przed sobą eunucha.
- Sułtan cię wzywa pani.
Nurhan zacisnęła usta, nie odzywając się przez chwilę. Nie zapomniała, że kilka nocy wcześniej, władca przyjął do swojej alkowy inną nałożnicę. Czuła się zdradzona i nie chciała spojrzeć nawet sułtanowi w oczy.
- Każ przygotować mi powóz. Odwiedzę sułtankę Gevherhan - powiedziała i wstała, aby przyjrzeć się swojemu odbiciu w lustrze.
- Ależ, sultanym... Władca...
- Sümbül aga! - warknęła, odwracając się do kastrata. - Powóz ma być gotowy za kilka minut.
- Tylko co mam powiedzieć władcy?
- Przekaż, że nie mogę przyjść. - Odprawiła go ruchem dłoni i kazała przynieść sobie wierzchnie nakrycie. - Nie spuszczaj mojego syna z oczu. I zamknij drzwi od środka, niech nikt tu nie wchodzi, póki mnie nie ma.
Z pomocą eunucha wsiadła do powozu, a do niej dosiadły się jej dwie służące. Przejechała dłonią po włosach, które rozwiał wiatr. Zastanawiała się, czy dobrze postąpiła. Jednak chciała uniknąć spotkania z władcą. Wiedziała, że jeśli ona do niego nie przyjdzie, prawdopodobnie on uda się do jej komnaty, aby sprawdzić co się dzieje.
Zranił ją, spędzając noc z pierwszą lepszą nałożnicą. Od ich ślubu minęło tak mało czasu, a on już zabawiał się z innymi dziewczętami. Nie chciała się nim dzielić i nie mogła znieść myśli, że jakaś inna kobieta go dotykała.
- Sultanym, wszystko dobrze? - spytała jedna z sług, widząc łzy swojej pani. Nurhan szybko wytarła policzki i pokiwała głową.
Na zewnątrz już się ściemniało, miała nadzieję, że sułtanka Gevherhan nie będzie zła, że przybywa do niej o tak późnej porze.
Nurhan wyjrzała przez niewielkie okienko w powozie i zmarszczyła brwi, widząc drzewa.
- Jedziemy przez las? - spytała, pamiętając, że droga do pałacu Silahtara i sułtanki Gevherhan wygląda inaczej.
Służące również wyjrzały przez okienka. Obie spojrzały na siebie zmartwione. Nagle powóz zatrzymał się, co sprawiło, że ich serca zaczęły bić szybciej. Na zewnątrz słychać było dziwne dźwięki, które na pewno nie brzmiały dobrze.
Nurhan przełknęła ślinę nie mając pojęcia co robić. Czuła jak świat wiruje przed jej oczami, już wiedziała, że to jest zasadzka na nią.
- Pani, co się dzieje? - spytała przerażona służka i w tym samym momencie drzwiczki do powozu otworzyły się, a do środka zajrzał zamaskowany mężczyzna.
Przeleciał wzrokiem po każdej kobiecie, aż jego spojrzenie zatrzymało się na tej, która wyglądała na najbogatszą. Złapał za nadgarstek sułtankę i siłą zaczął wyciągać ją z środka.
Rozległ się krzyk dziewczyn, które nie chciały pozwolić, aby zabrano ich sułtankę. Trzymały i próbowały odepchnąć zbira, jednak był on od nich o wiele silniejszy.
Niebieskooka upadła na ziemię, podpierając się na nadgarstkach spojrzała na zamaskowanych mężczyzn, którzy otoczyli ją w ciasnym kole.
- Mam mnóstwo złota, dam wam wszystko, ale nie róbcie mi krzywdy - powiedziała łamiącym się głosem.
Jeden z nich podniósł ją, aby klęczała przed nimi, a następnie związał jej sznurem dłonie z tyłu. Nie odzywali się, tylko patrzyli na nią swoimi ciemnymi oczami. Widziała w nich śmierć, swoją śmierć.
Jej broda drżała, kiedy spostrzegła, że jeden z nich wyciągnął zza pasa biały sznur. Wydawało się jej, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. W duchu zaczęła modlić się, spoglądając w górę na gwieździste niebo, które było widoczne ze względu na to, że gałęzie drzew nie miały liści.
- Jestem prawowitą żoną sułtana Murada, wszystkich was skróci o głowę - warknęła, próbując wyszarpać dłonie. Jednak nie reagowali, jakby głusi na jej prośbę i groźbę.
Czuła, że jeden z nich stoi za nią i powoli zakłada sznur na jej szyję. Coraz mocniejszy ścisk odbierał jej cenne powietrze. Łzy podeszły jej do oczu, a ona traciła siły. Wiedziała, że śmierć już po nią przyszła.
╠══════════╣
- Hunkarim... - zaczął Sümbül, kłaniając się przed władcą, który siedział za swoim biurkiem.
- Mów, ago. - Podniósł dłoń do góry, nie odrywając wzroku od mapy leżącej przed nim.
- Sułtanka Nurhan... - powiedział, a jego głos drżał. Bał się władcy, którego wszyscy nazywali okrutnym. Jego zimne spojrzenie sprawiło, że eunuch zastygł w miejscu. - Nie może przyjść.
- Co znaczy, że nie może? - Poderwał się ze swojego miejsca i stanął naprzeciw kastrata. - Źle się czuje?
Aga pokręcił głową, zasłaniając usta ręką. Nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa, jednak kiedy spojrzał w zdenerwowane i zniecierpliwione oczy władcy, przełknął ślinę.
- Właśnie wyjechała do sułtanki Gevherhan.
- Czy wiedziała, że chce ją widzieć? - spytał, mrużąc oczy. Eunuch pokiwał jedynie głową, wiedząc, że już nie wypowie ani słowa, bojąc się o swoją głowę.
Sułtan wyminął go, z hukiem otwierając drzwi od swojej komnaty. Na korytarzu stał Mustafa Bey, wiedząc co się dzieje, ze względu na to, że przed chwilą sam wypytał Sumbula. Władca szybkim krokiem opuścił pałac dosiadając swojego konia, wraz ze swoim szambelanem i dwoma strażnikami.
Nie mógł pozwolić na taką zniewagę, której dopuściła się jego żona. Zignorowała jego rozkaz, a on nienawidził nieposłuszeństwa. Chciał zawrócić jej powóz i ukarać natychmiast.
Pędził na swoim wierzchowcu, jakby od tego zależało jego życie. Gniew rósł z każdym kolejnym uderzeniem kopyt o ziemię. Jednak na drodze, która prowadziła do pałacu siostry nie dostrzegł powozu.
- Gdzie ona jest - warknął, patrząc na swojego szambelana. Mustafa rozejrzał się. - Wyjechała nie dawno, już powinniśmy ją spotkać.
Zawrócił konia i skręcił w drogę, która prowadziła do lasu. Złe przeczucia ogarnęły jego myśli. Patrzył przed siebie, próbując w ciemnościach dostrzec cokolwiek, co by naprowadziło go do jego żony. Jednak nie wiedział, którędy pojechała, a tą drogę wskazał mu instynkt i miał nadzieję, że go nie zawiedzie.
Nagle w głębi, usłyszał głośne krzyki. Zatrzymał swojego konia, nasłuchując. Nawiązał szybki kontakt wzrokowy z Mustafą i popędził swojego konia do źródła dźwięku.
- Sułtanko! - Pisk nieznanych mu kobiet sprawił, że jego serce mocniej zabiło.
Wyciągnął zza pasa swój sztylet, widząc z co najmniej ośmiu, ubranych na czarno mężczyzn, którzy otoczyli jego żonę. Jeden z nich zaciskał sznur na smukłej szyi jego ukochanej. Ten widok przeraził Murada, jak nigdy.
Świat dla niego się zatrzymał, nie słyszał już żadnych dźwięków, żadnych krzyków. Uniósł dłoń z nożem do góry, wiedząc, że ma tylko jedną szansę i, że zaraz może być za późno. Szybkim ruchem rzucił sztyletem na wprost siebie i obserwował, jakby w zwolnionym tempie. Ostre narzędzie obracało się kilka razy w powietrzu, aby na końcu swojej drogi zatrzymać się na zamaskowanej twarzy mężczyzny, trzymającego biały sznur w swoich dłoniach. Kindżał wbił się w jego skroń, a on po chwili upadł na ziemię, uwalniając sułtanki szyję z uścisku i pozwalając jej na zaczerpnięcie powietrza.
Wszyscy spojrzeli w jego stronę, a Mustafa Bey i strażnicy jako pierwsi ruszyli, aby uchronić sułtankę. Murad zeskoczył z konia, wyjął miecz z pochwy i jakby w transie zaczął atakować zdrajców, którzy śmieli podnieść rękę na jego żonę.
Kiedy prawie wszyscy leżeli pokonani na ziemi, jeden zraniony w brzuch, próbował uciec przed śmiercią. Mustafa Bey złapał go i przyciągnął przed oblicze władcy.
Sułtan zerwał z jego twarzy nakrycie, jednak nic mu to nie dało. Nie znał tego mężczyzny.
- Zabierzcie go do lochów i przesłuchajcie. Chce wiedzieć, kto odważył się na taki czyn - warknął, głośno oddychając. Zaciskał mocno dłoń na rękojeści miecza, z którego spływała krew zbójców.
Dopiero w tym momencie, usłyszał cichy szloch za swoimi plecami. Odwrócił się przerażony, widząc skuloną Nurhan, obok której znajdowały się już służące, próbujące uspokoić sułtankę. Opuścił szablę na ziemię i podszedł do swojej żony.
- Murad - załkała, wtulając się w pierś, klęczącego nad nią mężczyzny.
Władca objął ją swoimi ramionami, głaskając jej długie włosy, próbował uspokoić. Czuł jak serce mu się łamie, słysząc płacz i czując drżące, delikatne ciało jego ukochanej. Zamknął oczy i całował czoło kobiety, nie mogąc znieść jej strachu.
╠══════════╣
Şemsperi krążyła po komnacie, nie mogąc usiedzieć w miejscu. Co chwilę spoglądała na wejście do komanty, czekała na wiadomości od swojego sługi.
- Wejść - powiedziała od razu, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. W środku pojawił się Ayaz aga, jednak jego mina nie wskazywała na nic dobrego.
- Sultanym, straszne wieści - zaczął i spojrzał przerażony na sułtankę.
- Mów szybko, co się stało. Udało im się? Nurhan nie żyje?
- Władca pojechał zaraz za sułtanką - odparł, patrząc jak jego pani z szeroko otwartymi oczyma, siada na ottomanie. - Uratował ją w ostatnim momencie. Właśnie razem wrócili do pałacu.
- Złapali kogoś? - spytała, a w głowie zaczynało się jej kręcić. W ustach poczuła suchość.
- Jednego, wtrącili go do lochów. Jutro Mustafa Bey ma osobiście przeprowadzić przesłuchanie.
- Ayaz aga! - krzyknęła zrywając się na proste nogi. - On ma nie dożyć ranka, jasne? - warknęła, podchodząc do swojego sługi. - Miało wszystko być dopilnowane. Powiedziałeś, że jesteście gotowi i nic się nie udało. Jeżeli sułtan się dowie, że to nasza sprawka, wszyscy zginiemy - wysyczała, patrząc prosto w przerażone uczy sługi. - Masz zrobić wszystko, aby on umarł i się nie wygadał, albo ja ci obetnę głowę osobiście.
Machnęła rękę i zasiadła ponownie na ottomanie, zaciskając dłonie w pięści. Odkąd Savaş zniknął, nic jej nie wychodziło tak jak powinno. Wiedziała, że on dopilnowałby, aby wszystko poszło idealnie. Teraz modliła się o to, aby ponownie wyszła bez szwanku.
╚══════════╝
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top