』2. 30. 『
╔══════════╗
Stała naprzeciw największej sali w haremie, w której zazwyczaj za dnia, spędzały czas nałożnice. Oparta dłońmi o drewnianą balustradę, patrzyła z góry na nic niewarte dziewczyny. Ona była coś warta, w końcu była matką księcia, miała pieniądze i wpływy w haremie. Bali się jej, słuchali, ale to nie wystarczyło. Nie dopóki nie osiągnie pełnej władzy jako Valide sułtan. Jej wierny sługa Ayaz aga bał się o nią. Martwił się, że jej wysoka ambicja ją zgubi prędzej czy później. Nie liczyła się z nikim i według niej to kwestia czasu, kiedy Valide Mahpeyker-Kösem Sultan upadnie, a ona zajmie jej miejsce.
Z odrazą patrzyła na plotkujące kobiety, to było ich jedyne zajęcie. Ona nigdy nie była taka jak one, a przez to, że się wyróżniała, sułtanka Kosem ją dostrzegła i wysłała do alkowy sułtana. To był jej największy błąd, wysłać tam kobietę, która czuje się lepsza od innych, nie jest nijaka jak reszta.
- Gdzie jest akuszerka na Allaha! - Usłyszała czyjś krzyk i spojrzała w stronę z której dochodził. Brunetka, biegła spanikowana przez środek sali, wysoko trzymając w górze swoją suknie. - Kalfo natychmiast ją wezwij, Zişan hatun rodzi!
W pomieszczeniu zrobiło się zamieszanie, a dziewczęta zaczęły szeptać między sobą. Şemsperi wyprostowała się i zacisnęła szczękę.
- A więc nadszedł ten dzień. Nie zdołaliśmy temu zapobiec Ayaz ago, ale nie martwię się tym. Musimy być ostrożniejsi, inaczej spadniemy na samo dno - powiedziała i odwróciła się, aby zejść po schodach.
- Destur! Şemsperi Sultan hazletleri! - Strażnik zapowiedział przyjście matki şehzade. Nałożnice w ciągu kilku sekund ustawiły się w dwóch równych rządkach i nisko pokłoniły przed kobietą.
Nie zaszczyciła swoim spojrzeniem żadnej z nich, szła z wysoko podniesioną głową w stronę swojej komnaty. Chciała udać, że ją nie obchodzi poród Zişan hatun. Ciekawa była płci niedługo narodzonego dziecka i modliła się o sułtankę.
- Dziewczyno gdzie tak biegniesz? - Zatrzymał Dilrube, Hacı aga, który właśnie szedł do swojej pani.
-Hacı aga Zişan rodzi! Dziecko już idzie na świat - wysapała i rzuciła się ponownie do biegu. Eunuch szybkim krokiem skierował się do komnaty Valide.
- Sultanym. Zişan hatun właśnie wydaje na świat potomstwo władcy - przekazał informację kobiecie, która uniosła kąciki ust do góry.
- Insallah urodzi się zdrowe. Idź teraz tam i dopilnuj, aby rozwiązanie przebiegło pomyślnie - rozkazała, a kastrat skłonił się nisko. - Powiadom mnie kiedy będę mogła już powitać mojego wnuka.
- Oczywiście, pani.
Wyszedł, aby spełnić rozkaz. Po drodze znalazł Lalezar kalfe i razem z nią udali się do komnaty Zişan.
W środku zastał już akuszerkę i kilka służących, które jej pomagały. Lalezar kazała mu pozostać na zewnątrz obiecując, że ona się wszystkim zajmie.
- Hatun! - zwrócił się do jednej z niewolnic, która właśnie przechodziła w pobliżu. - Przekaż władcy, że jego Zişan hatun rodzi. - Dziewczyna spojrzała na niego i już miała odchodzić, kiedy złapał ją za łokieć. - Jednak nie, nie. Ja to zrobię, a ty wracaj do swoich spraw.
Zmienił zdanie i popędził do komnaty sułtana. Słyszał jak nałożnice rozmawiają między sobą o porodzie. Już jakiś czas minął, od ostatnich narodzin w seraju, więc każdy był podekscytowany.
- Hunkarim. - Spojrzał znad papierów, które musiał zaakceptować i podbić swoją pieczęcią. - Hacı aga przybył.
- Niech wejdzie - powiedział obojętnie i wrócił wzrokiem do równo kreślonych, czarnych liter. - Coś się stało w haremie, Hacı ago? - spytał, kiedy usłyszał, że eunuch jest już w pomieszczeniu.
- Panie, przyszedłem aby przekazać ci, że właśnie teraz Zişan hatun wydaje na świat twoje dziecko.
Murad spojrzał na niego i uśmiechnął się szeroko. Nie mógł doczekać się tego dnia, już od jakiegoś czasu, razem ze swoją ukochaną odliczali do chwili narodzin ich wspólnego dziecka.
Podniósł się ze swojego miejsca i stanął przed kastratem, który spoglądał w dół.
- Czy zadbaliście o wszystko?
- Tak, panie. Valide sułtan wydała odpowiednie rozkazy, aby wszystko przebiegło pomyślnie - powiedział zgodnie z prawdą, a Murad jedynie pokiwał głową.
- W takim razie zawiadomcie mnie, kiedy będzie już po wszystkim.
Hacı aga skłonił się nisko i opuścił komnatę, aby wrócić pod sypialnie Zişan hatun.
Zza drzwi słychać było wrzaski bólu młódki. Eunuch zaczął z nerwów przegryzać skórki wokół paznokci. Tupał nogą, krążył pod wejściem, modlił się do Allaha, ale sekunda wydawała się teraz być minutą, a minuta godziną.
Kiedy zapadła głucha cisza, spojrzał wyczekująco na drzwi, mając nadzieję, że w końcu wszystko się skończyło.
Zobaczył w progu Lalezar, a z środka usłyszał głośny, niemowlęcy płacz. Kobieta kiwnęła głowa dając mu tym znak, że już po wszystkim.
-Książe, czy sułtanka? - spytał jeszcze, zanim pobiegł do swojej pani.
- Zişan powiła zdrowego księcia. - Klasnęła w dłonie i przechyliła głowę w bok. - Ale...
- Biegnij i powiadom sułtana. - Rzucił przez ramię, będąc już w drodze do komnaty Valide.
Lalezar pokręciła głową i spojrzała jeszcze raz na zapłakaną twarz Zişan hatun. Zamknęła drzwi i szybkim krokiem ruszyła do władcy, aby przekazać mu dobrą i złą nowinę.
Stanęła przed strażnikami, a jeden z nich od razu zniknął w środku. Po chwili wyszedł sułtan i spojrzał na kalfe.
- Czy moje dziecko jest zdrowe? -spytał, a kobieta kiwnęła głową. Otworzyła usta, aby coś jeszcze dodać, ale władca popędził do swojej ukochanej.
Służąca położyła dłoń na czole, cieszyła się jednak, że przez jego pośpiech to nie ona będzie musiała przekazać mu złą informację.
Murad wparował do komnaty jak burza, z uśmiechem spojrzał na kobietę, która trzymała w ramionach jego dziecko. Podszedł do niej, nie zwracając na nikogo więcej uwagi.
- To chłopiec - powiedziała cicho i przekazała mu syna. Sułtan odchylił kawałek materiału i ucałował niemowlaka w czoło.
Odwrócił się i spojrzał na Zişan, która w dłoniach również trzymała zawiniątko. Zmarszczył brwi, nie spodziewając się, że urodzi bliźnięta.
- Ona nie żyje - wyszeptała patrząc na nieruchomą twarz dziewczynki.
Krew odpłynęła z twarzy mężczyzny, jak i jego matki, która właśnie weszła do komnaty. Muradowi ugięły się kolana, a służąca zabrała z jego ramion płaczącego księcia. Kösem przełknęła ślinę, patrząc jak władca nachyla się nad swoją ukochaną i dzieckiem. Spogląda na drobne ciało, owinięte niedbale w białe materiały. Sina twarz i nieruchome usta, świadczyły tylko o jednym.
- Jak to się stało, kalfo? - syknęła w stronę akuszerki, Valide.
- Wybacz, pani, ale to niczyja wina. Sułtanka była zbyt słaba, aby przeżyć poród. Zapewne trucizna, którą nieświadomie zażyła Zişan hatun, wpłynęła na te wydarzenia - powiedziała ze spuszczoną głową.
Mahpeyker zacisnęła usta, patrząc na zapłakaną młódkę. Kiwnęła głowa do Hacı agi, który podszedł do dziewczyny, aby zabrać sułtankę.
- Hayır! - krzyknęła przerażona widząc dłonie eunucha. Przycisnęła mocniej do piersi dzieciątko. - Nie oddam mojej córeczki. Zostawcie ją. Błagam sułtanie, niech mi jej nie odbierają.
- Już dobrze. - Murad przycisnął usta do jej skroni. Z ciężkim sercem podała swoją zmarłą córeczkę, Hacı adze, który opuścił od razu komnatę. Młódka wtuliła się w tors władcy, szlochając.
Kösem kiwnęła do brunetki, która trzymała nadal płaczącego wnuka. Ona również opuściła komnatę z synem sułtana w ramionach.
- Gdzie zabieracie mojego synka? - spytała, patrząc jak służąca wychodzi z pomieszczenia.
- Nie martw się Zişan hatun. Medyk musi go zbadać, niedługo şehzade do ciebie wróci. Odpocznij - powiedziała jedynie Valide sułtan i także wyszła, zostawiając dwójkę samych.
Murad objął ramieniem, drobne ciało swojej ukochanej. Na czubku jej głowy położył brodę i pocierał jej plecy, aby się uspokoiła.
Zişan czuła jakby wyrwano jej z piersi serce i zdeptano. Emocje, które towarzyszyły jej od chwili, kiedy medyczka próbowała przywrócić życie jej córce, nie zmalały nawet odrobinę. Już wiedziała co czuła Huricehre, kiedy ta straciła dwójkę swoich dzieci.
W głowie młódki co chwilę brzmiały słowa akuszerki Sułtanka była zbyt słaba, aby przeżyć poród. Zapewne trucizna, którą nieświadomie zażyła Zişan hatun, wpłynęła na te wydarzenia. Pamiętała, także Huricehre Şemsperi jest tą, która cię porwała. Również i ona podała ci truciznę.
Patrzyła pustym wzrokiem w okno, za którym dało się widzieć blask księżyca.
To przez nią jej mała córeczka zmarła, a ona poprzysięgła zemstę. Nie daruje tej żmii odebrania życia jej dziecku. Łzy już nie leciały po jej policzkach, a ona zamilkła. Złość wypełniła ją całą i zastąpiła cierpienie, które jest bardziej uciążliwe.
Od teraz nie będzie płakać, będzie się odpłacać każdemu, kto sprawił ból jej, albo osobom bliskim jej sercu.
╠══════════╣
Mustafa Bey nowy szambelan sułtana wszedł do komnaty.
Od tygodnia cały pałac żył śmiercią malutkiej sułtanki, ale już powoli wszyscy wracali do normalności. Ile jeszcze można wylewać łez, smucić się i czuć ból duszy, który był nieporównywalny do cierpienia rodziców.
- Hunkarim, wzywałeś mnie. - Skłonił się nisko przed władcą, który czekał na niego na balkonie.
- Mustafa podjąłem decyzję, że chcę jak najszybciej wziąć nikah z Zişan - powiedział, nawet nie patrząc na swojego szambelana.
- Ależ panie, czy to odpowiedni czas? Sułtanka jest teraz w żałobie - mruknął niepewnie, ale lodowaty wzrok sułtana sprawił, że od razu zamilkł.
- Chcę oderwać jej myśli od tych wydarzeń - westchnął i odwrócił się twarzą do mężczyzny. - Każ wszystko przygotować. To będzie skromne przyjęcie, bez muzyki i tańców.
Mustafa skłonił się i opuścił komnatę, aby wypełnić swoje rozkazy.
Odkąd władca mianował go na to stanowisko, miał mnóstwo pracy. Nie był na to gotowy, ale z radością się zgodził. Lubił nowe wyzwania, a to było coś co mogło mu się zdarzyć raz w życiu. Zdziwiła go co prawda decyzja sułtana, ponieważ był artystą. Jednak wszyscy wiedzieli, że szybko się uczy i możliwe, że dano mu tą szansę.
╠══════════╣
Miłość, którą poczuła do tego niewielkiego człowieka, była niepojęta. Potrafiła godzinami patrzeć na jego słodki nosek, całować drobne rączki, czy głaskać ledwo widoczne, białe włosy.
Ułożyła syna w kołysce i przykryła, a następnie usiadła na ottomanie, aby chwilę odpocząć. Od godziny krążyła po komnacie, z dzieckiem na rękach, który nie chciał usnąć.
- Przekaż służącym, że şehzade śpi i niech zachowają ciszę, jeśli ktoś będzie chciał mnie odwiedzić - powiedziała w stronę Dilruby, która układała ubrania księcia na drugim końcu komnaty.
Mało rozmawiały od czasu porodu. Zişan nie czuła się na siłach, aby dzielić się swoimi uczuciami z kimś innym niż sułtan. Nie wiedziała kiedy będzie mogła wrócić do codzienności. Jednak nie teraz.
Dilruba wróciła do komnaty, a w dłoni trzymała niewielki rulonik, związany złotą wstążką. Młódka od razu rozwinęła papier i odczytała słowa zawarte na nim.
- To od Mustafy Beya - powiedziała i odłożyła na bok wiadomość. - Za kilka dni odbędzie się mój ślub z władca.
- To wspaniale. - Brunetka posłała w jej stronę delikatny uśmiech. - Długo czekałaś na ten dzień.
- Nie wiem czy to odpowiedni moment. - Podniosła się z ottomanu i zacisnęła usta, podchodząc do drewnianej kołyski. - Niedawno straciłam córkę, jak mam cieszyć się i świętować?
Dilruba już nic nie odpowiedziała, patrzyła jedynie na swoją przyjaciółkę pogrążoną w smutku. Nie umiała jej pomóc, pocieszyć. Młódka potrzebowała czasu, nic innego jej nie pomoże.
╚══════════╝
#zostanwdomu
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top