» 7 «
♦♦♦
Rok 1633, Imperium Osmańskie
- Alp! Gdzie się schowałeś? - Zdenerwowana Zişan od dłuższego czasu szuka swojego przyjaciela. Na zewnątrz szalała burza, a ona zaczęła się martwić, że jej psu coś się stało. Zazwyczaj wracał szybko, gdy działo się coś złego.
Na dworze było ciemno, zimno i ponuro. Wysokie drzewa niebezpiecznie falowały na wietrze, a dziewczyna coraz bardziej odczuwała niepokój. W chwili gdy kolejna błyskawica przecięła niebo, mokra od stóp do głowy młódka, weszła do środka swojej chaty. Natychmiast zdjęła przemoczone ubrania i udała się do swojej sypialni. Wyciągnęła jasnoniebieską sukienkę, pozszywaną w niektórych miejscach, był to strój jej matki.
Mokrą odzież powiesiła nad kominkiem, aby szybciej wyschła, a sama zasiadła przed nim i zaczęła robić sobie lekarstwo z ziół, które znajdowały się w jej domu. Zişan dopadło przeziębienie, co było normalne o tej porze roku.
Przygotowaną mieszankę odpowiednich roślin leczniczych, zalała wrzącą wodą, która wcześniej zagotowała nad ogniem i wypiła napar z glinianego kubka. Smak nie był przyjemny, ale jasnooka nie chciała zachorować bardziej, dlatego przecierpiała to i poczuła się odrobinę lepiej.
Gdy odstawiła puste naczynie na stół, usłyszała głośne pukanie w drzwi. Serce mocniej jej zabiło. Nie wiedziała kto mógłby w takich warunkach pogodowych, wybierać się w strony lasu, ponieważ jej dom był jedynym, który znajdował się tak blisko. Dziewka w pewnej chwili pomyślała, że to mieszkańcy Konstantynopola postanowili skończyć to, co zaczęli w mieście prawie miesiąc wcześniej.
Wzięła stojącą w rogu miotłę i podeszła powoli do drzwi. Zanim je otworzyła to wzięła głęboki oddech. Powoli pociągnęła drzwi do siebie, a do środka wbiegł jej kochany pies. Dziewczyna zdziwiła się bardzo, dlatego szerzej rozchyliła wejście do domu.
- Witaj Zişan. - W progu stał tak samo jak ona niedawno, zmoczony şehzade Bayezid, który szeroko uśmiechał się do młódki. - Dawno się nie widzieliśmy.
- Şehzade? - zapytała zdziwiona, patrząc niedowierzająco na brata władcy. Już dawno straciła nadzieje, że książę ją znajdzie.
- Mógłbym wejść do środka? Na dworze trochę pada - odparł rozbawiony, mając na myśli oczywiście ulewę. Jasnooka szybko pokiwała głową i wpuściła członka dynastii osmanów do domu. Zdjęła mu z ramion pelerynę i rozwiesiła nad kominkiem, wcześniej zrzucając swoje ubrania na podłogę.
- Nie spodziewałam się tutaj ciebie, şehzade. Miło mnie zaskoczyłeś. - Odwróciła się do Bayezida, który patrzył na nią tak jak wcześniej. Tak jak wtedy, gdy przez kilka dni była zamknięta w korpusie janczarów. - Jak znalazłeś moje miejsce zamieszkania?
- Nie było ciężko. - Wzruszył ramionami i usiadł na niskim stołku. Wskazał dłonią miejsce naprzeciwko siebie, dając znak Zişan, że też ma usiąść. - Jednak przychodzę dopiero teraz, bo chciałem żeby się uspokoiło. Sułtan był na mnie wściekły, ale wydaje mi się, że już mi odpuścił i dlatego jestem. A właśnie! - Sięgnął ręką pod swój kaftan i po chwili wyciągnął z niego książkę. Przekartkował ją i z uśmiechem podał dziewczynie. - Okładka trochę się zmoczyła, ale reszta raczej jest sucha.
- Dziękuję, şehzade. To miłe, naprawdę - powiedziała zachwycona i ułożyła prezent na swoich udach. Nigdy nie dostała podarku od praktycznie nikogo, dlatego spodobał jej się bardzo gest księcia.
Bayezid machnął jedynie dłonią i podniósł się ze swojego miejsca. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu z zainteresowaniem. Wiadome było, że nigdy nie widział tak ubogiego domu. Mieszkał w pałacu, gdzie podłogi były z marmuru, ściany z grubego kamienia, a wszystkie dodatki ze złota. Jej drewniana chata, w której nie było nic drogocennego, była niczym w porównaniu seraju sułtana Murada.
Dziewczyna zażenowana swoim położeniem spuściła głowę, aby książę przypadkiem nie zauważył jej zaróżowionych policzków.
♦♦♦
Gevherhan z delikatnym uśmiechem na ustach obserwowała swojego syna, który z zainteresowaniem czytał kolejną lekturę. Sułtanka była dumna z niego, że rozwinął swoją znajomość języka rosyjskiego na tyle, iż mógł już czytać książki w tym tłumaczeniu.
- Sułtanko przyszłam z informacjami o sułtance Atike. - Do komnaty weszła służąca matki Selima. Brunetka kiwnęła do niej głową, każąc tym gestem kontynuować. - Sułtanka Atike po zażyciu jakichś ziół, przespała cały poranek i nadal nie chce widzieć nikogo, oprócz swojej służki.
- Dosyć tego. - Gevherhan podniosła się ze swojego miejsca. - Pilnuj Selima, a ja idę odwiedzić moją siostrę.
Córka sułtanki Kösem, szybkim krokiem udała się w stronę komnaty swojej młodszej siostry. Jasnowłosa już od wielu dni nie opuszcza swojej komnaty, nie chce z nikim rozmawiać i ani siostra, ani matka nie są w stanie do niej dotrzeć.
Kiedy stanęła przed drzwiami, dwóch służących zagrodziło jej drogę. Brunetka prychnęła i unosząc wysoko brwi, spojrzała na nich.
- Wpuście mnie, albo skrócę was o głowę - zagroziła, a mężczyźni spojrzeli tylko po sobie i nie ruszyli się z miejsca. - Nie doprowadzajcie mnie do szału, kim jesteście, aby nie wykonywać poleceń sułtanki?
Kastraci spuścili niżej głowy, ale rozstąpili się i pozwolili Gevherhan wejść do środka. Natychmiast otworzyła drzwi i weszła do sypialni. Blondynka leżała na łóżku ze wzrokiem wbitym w sufit. Jej skóra była blada, a pod oczami miała sińce, które świadczyły o jej zmęczeniu i cierpieniu.
- Atike, moja kochana siostro - westchnęła Gevherhan i podeszła bliżej niej. Młodsza spojrzała kątem oka na nią i po chwili wróciła wzrokiem w ten sam punkt. - Opowiedz co się dzieje, przestań dusić to w sobie. Oczywiste jest, że cierpisz, ale nikt nie wie z jakiego powodu. Jeżeli o tym porozmawiamy, może zrobi ci się lepiej, ulży ci.
- Nic nie sprawi, że mi ulży, Gevherhan. Ja umarłam. Wbił mi sztylet prosto w serce, zabił mnie z zimną krwią. To tak bardzo boli. - Z oczu sułtanki poleciały łzy, a ona podniosła się i wtuliła w swoją starszą siostrę. Zaskoczona jej słowami, brunetka przez chwile nie zareagowała, ale szybko się zreflektowała i zaczęła dłonią głaskać blondynkę, po jej miękkich włosach.
- Kto zrobił ci taką krzywdę siostro? - spytała i podniosła dziewczynę za ramiona do góry. Spojrzała w jej zapłakane oczy, czekając na odpowiedz. - Powiedz kim jest ten mężczyzna, a osobiście pójdę i poderżnę mu gardło.
- Silahtar Mustafa - wyszeptała. - Nie rób mu krzywdy, proszę.
♦♦♦
- Destur! Valide Kösem sułtan, hazletleri!
Sułtanka Mahpeyker Kösem z dumną wypisaną na twarzy przeszła przez harem, nie zaszczycając żadnej z niewolnic swoim spojrzeniem. Jej krok był spokojny, ale zarazem pełen powagi. Każda z nałożnic, kątem oka spoglądała na dostojną sułtankę i podziwiała jej urodę.
Prawowita żona zmarłego już sułtana Ahmeda, pomimo wieku nadal była przepiękną kobietą. Jej cudowna suknia, w kolorze wiśni, była ozdabiana drobnymi diamencikami wokół dekoltu, które lśniły w blasku świec.
Nałożnice z haremu sułtana Murada, mogły jedynie śnić o tak drogiej i wspaniałej sukni, jaką nosiła na sobie sułtanka. Prawdopodobnie to był pierwszy i ostatni raz gdy ją nałożyła. Kösem nikt nigdy nie widział, dwa razy w jednym stroju.
- Pani, przyszła wiadomość od sułtanki Fatmy - odezwał się cichym głosem Hacı, kiedy dorównał swój krok, do kroku Mahpeyker. - Twoja córka pani, mówi, że mąż sułtanki Şah zmarł z niewyjaśnionych przyczyn. Obie, wraz z córką twojej najstarszej córki, wracają do stolicy. Powinny być za dwa dni.
- Fatma na pewno maczała palce w śmierci Mukhtar paszy - warknęła sułtanka i uniosła oczy ku niebu. - Kolejny wierny nam wezyr, którego pozbyła się moja córka. Wspaniale. Nie mam pojęcia co już robić, Hacı.
Kösem weszła do swojej komnaty i zasiadła za swoim biurkiem. Oparła się ze zrezygnowaniem o tył krzesła.
- Wybacz, pani ciekawość, ale jak ukarzesz sułtankę, gdy wróci do pałacu? - spytał niepewnie kastrat, modląc się aby sułtanka nie wybuchła złością. Ostatnio była kłębkiem nerwów.
- Wydam ją za Mahira paszę - odpowiedziała i uniosła brodę do góry.
- Pani, ale dobrze wiesz co mówią o paszy - mruknął przerażony sługa, nie dowierzając, że matka sułtana, naprawdę chce wydać swoją własną córkę za akurat tego mężczyznę.
- Wiem co robię. Fatma musi się w końcu zachowywać, jak przystało na członka najpotężniejszej dynastii na świecie. Kto by pomyślał, że jakakolwiek sułtanka bez żadnych skrupułów zabijała kolejnego człowieka, który nikomu nie szkodzi, a nawet działa pozytywnie na rzecz państwa - odparła pewnie Kosem i zaczęła stawiać ze skupieniem litery, na kawałku pergaminu. Po chwili odbiła swoją pieczęć na czerwonym laku i wsadziła list do srebrnej tuby. - Wyślij to do Mahira paszy.
♦♦♦
Była już ciemna noc kiedy książę Bayezid opuścił dom Zişan. Dziewczyna z uśmiechem pożegnała swojego przyjaciela i w duchu cieszyła się, że już poszedł, ale nadal miała nadzieję, że odwiedzi ją ponownie.
Była zmęczona i jedyne o czym marzyła to jej łóżko. Pogasiła wszystkie świece zapalone w chacie i położyła się do łóżka. Na przykryte pierzyną nogi, wskoczył Alp i ułożył się razem ze swoją panią do snu.
Jasnooka przyjrzała się dokładnie zerwanej roślinie i gdy stwierdziła, że to ta, której szukała, wrzuciła do koszyczka. Była wiosna, wszędzie kwitły kolorowe kwiaty, na drzewach wyrosły już zielone liście, a wiatr nie był już chłodny tylko ciepły i przyjemny.
Zişan obróciła się na pięcie i obrała drogę powrotną do domu. Idąc przez głąb lasu, czuła się coraz bardziej dziwnie. W ciągu kilku sekund zrobiło się ciemno i zimno. Słyszała za sobą kroki, ale strach nie pozwalał jej się obrócić. Przyśpieszyła jedynie kroku, aby jak najszybciej znaleźć się w swoim domu.
Jednak nie było jej to pisane, ponieważ nagle droga, którą zawsze wychodziła z lasu zniknęła, a ona została na środku puszczy, kompletnie nie wiedząc gdzie ma iść.
Objęła swoje ramiona i potarła je, rozglądając się. Czuła, że ktoś ją obserwuje i na pewno nie ma dobrych zamiarów wobec niej. Nagle dostrzegła ciemną postać za jednym z wielu drzew.
- Kim jesteś? - spytała, a na odpowiedź dostała tylko głośny śmiech. Śmiech, który mroził krew w żyłach.
- Twoim koszmarem - warknęła tajemnicza postać i zniknęła. Jasnooka zmarszczyła brwi i wzrokiem zaczęła szukać ponownie swojego 'Koszmaru'. - Stąpasz po ciernistej drodze i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Gdy dotrwasz do jej końca, będzie czekać na ciebie tam twoja zagłada. Zejdź z niej, bo inaczej zniszczę cię, będziesz trwać w najgorszych katuszach.
- Kim jesteś? - Ponowiła pytanie, jednak tym razem z mniejszą śmiałością. Po tamtych słowach, strach zawładnął jej ciałem, a ona sama miała ochotę ukryć się w ramionach swojej matki.
- Twoim koszmarem.
♦♦♦
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top