» 5 «

  ♦♦♦  

Rok 1633, Imperium Osmańskie

Oparła się dłońmi o marmurową balustradę i z góry obserwowała nałożnice, przebywające w haremie. Uwielbiała to uczucie władzy i wyższość nad nimi. Zwykłe i głupie niewolnice, z którymi nikt się nie liczy. Były dla niej jak głupie psy, które wykonywały każdą jej zachciankę, rozkaz.

Podniosła wyżej brodę, a na jej ustach czaił się zwycięski uśmiech. Wzrok spoczął na dziewczętach, które siedziały przy stole dla faworyt sułtana. Obserwowały sułtankę z ukrycia, jakby bały się, że źle odebrane przez nią ich spojrzenie, skutkować będzie wygnaniem, albo nawet śmiercią. Sułtan Murad nie podważał decyzji jednej ze swoich żon, odkąd dzięki niej w haremie zapanował ład i porządek. Nie ważne jakie środki stosowała, aby do tego doprowadzić. 

- Destur! Ayşe sułtan ve Hanzade sułtan, hazletleri! 

Na głos strażnika, który obwieścił nadejście brązowowłosej sułtanki, wszystkie nałożnice zaczęły się podnosić, jednak zatrzymała je uniesiona w górę dłoń drugiej żony sułtana, która dała im znak, że mają pozostać na swoich miejscach. Şemsperi uniosła wysoko brwi widząc tą sytuację, ale bardziej ją zaciekawiło, gdzie tak się pośpiesznie udaje. 

Odwróciła się i skierowała swój dostojny krok w stronę schodów. Sunąc dłonią po barierce zeszła na dół. Jej loki podskakiwały delikatnie z każdym ruchem, a kolczyki kołysały się łagodnie. 

- Gizem każ przyprowadzić mojego şehzade do komnaty, jego nauczanie na dziś się zakończyło. - Jej chłodny ton głosu sprawił, że służąca wzdrygnęła się niezauważalnie, ale natychmiast pognała spełnić rozkaz swojej pani. - Ayaz aga dowiedz się natychmiast, gdzie udała się Ayşe. 

Gdy wróciła do siebie, nie musiała długo czekać, ponieważ ledwo zasiadła na ottomanie, a do środka wbiegł jej zadowolony syn. Zanim dobiegł do swojej matki, ona wystawiła swoją zgrabną dłoń w jego stronę. Książę ucałował ją, a następnie przyłożył sobie do czoła i stał wyprostowany, czekając na ruchy swojej rodzicielki. 

Şemsperi uśmiechnęła się szeroko i rozłożyła ramiona, w które prędko wpadł najstarszy potomek sułtana Murada. Sułtanka wychowywała swojego syna, na tak samo dostojną osobę jaką ona jest. Powtarzała mu, że człowiek w którego żyłach płynie krew dynastii osmanów nie powinien zachowywać się jak zwykły poddany, musi zachować powagę i klasę kiedy się tego wymaga. 

- Mój lwie - odezwała się kobieta i wskazała dłonią, swojemu pięcioletniemu księciu, miejsce obok niej. - Jak idzie ci nauka pisania? Po mojej ostatniej rozmowie z nauczycielem usłyszałam, że ciężko idzie ci pisanie dłuższych wyrazów. Mam nadzieję, że już się poprawiłeś. 

- Tak mamo! Lala Ömer powiedział, że już niedługo... - Sulejman zatrzymał się w środku zdania widząc, że jego matka unosi swoją dłoń, przyozdobioną drogocennymi pierścieniami, w górę uciszając go tym. 

- Lala Ömer Efendi, synu - poprawiła go, a on pokiwał szybko głową pokazując, że zrozumiał. - Musisz się zwracać z tytułami, to ważne. 

- Dobrze mamo - zgodził się chłopiec i zeskoczył z ottomanu. - Pójdziemy do ogrodu się pobawić? Może powalczę z Ahmedem na miecze! - Zaklaskał w dłonie i zaczął poruszać się jakby miał w swojej małej rączce drewniany miecz i walczył z niewidzialnym przeciwnikiem. 

- Na zewnątrz jest zimno, Sulejman. Przeziębisz się. - Sułtanka wstała ze swojego miejsca i wystawiła dłoń w jego stronę, a on ujął ją mocno i spojrzał na matkę z góry. Zawsze patrzył na nią z uwielbieniem i miłością, widział w swojej rodzicielce anioła, przywódczynię i kobietę, która zawsze postępuje prawidłowo. Był jeszcze bardzo mały, ale rozumiał wiele rzeczy, których nie pojmowali jego rówieśnicy. - Odwiedzimy sułtana, dawno cię nie widział. 

  ♦♦♦  

Zişan w oddali zobaczyła zarysy swojego domu. Nigdy jego widok tak jej nie ucieszył jak teraz. Siedziała na koniu wraz ze strażnikiem władcy, który rozkazał ją odwieźć do domu. Wiedząc, że już tutaj nic jej nie zagraża, podziękowała mężczyźnie i zeskoczyła na ziemię, a następnie prawie pobiegła do starych, drewnianych drzwi. Otworzyła je powoli i poczuła doskonale znany jej zapach przeróżnych ziół, które zapełniały półki w jej progach. 

- Alp! - zawołała głośno wchodząc do środka. Deski skrzypiały pod naciskiem jej ciała, wydając nieprzyjemny dźwięk, na który automatycznie się skrzywiła. 

W domu było chłodno, dlatego dziewczyna natychmiast podeszła do małego kominka, który stał w rogu i zaczęła rozpalać ogień, aby chociaż trochę ogrzać wnętrze. Zdjęła swoją starą pelerynę i rzuciła na stół. Skierowała się do swojego pokoju i gdy weszła do niego ujrzała średniej wielkości psa, który smacznie spał na jej łóżku. Uśmiechnęła się na ten widok i podeszła do niego. Zaczęła delikatnie głaskać jego miękką sierść, która była bardzo przyjemna w dotyku. 

Późnym wieczorem siedziała okryta kocem przed kominkiem, z naczyniem wypełnionym gorącym mlekiem. Patrzyła ze spokojem w oczach, na palący się ogień w palenisku. Jego blask rozjaśniał pomieszczenie pomarańczowym światłem i dawał ciepło młódce siedzącej naprzeciw niego. 

Nie wiedziała czemu, w jej myślach ciągle pojawiały się te tajemnicze oczy, które sprawiały jednocześnie uczucie błogości jak i strachu. Spojrzenie sułtana zaszyło się w jej umyśle, a ona nijak nie mogła się go pozbyć. Przyjemne dreszcze rozchodziły się wzdłuż jej kręgosłupa, gdy przypominała sobie niski głos władcy. 

Wydarzenia, w których brała udział w ciągu tych kilku dni, były co najmniej dziwne. Nigdy nie pomyślałaby, że spotka ją zaszczyt poznania dwóch członków najpotężniejszej dynastii na tym świecie. W szczególności, że jeden z nich pałał do niej dziwnym uczuciem, coś jak połączenie zauroczenia z obsesją. 

Şehzade Bayezid był dobrym, sympatycznym i czułym człowiekiem, to wiedziała na pewno. Pomimo, że spędzili ze sobą łącznie pięć dni, to książę był na tyle otwarty wobec niej, że czuła jakby znała go jakieś kilka lat. I oddając w zapomnienie chwile, kiedy nie chciał jej puścić wolno, pragnęła zobaczyć go jeszcze raz. Poczuć tą serdeczność i wielkoduszność od niego. Porozmawiać z nim jak z przyjacielem, wymienić się ocenami na temat książek, które jej podarował, czy nawet zapoznać go z Alpem. Miała nadzieję, że uda mu się ją znaleźć i ponownie spędzić miło czas razem. 

    ♦♦♦    

Jasnowłosa sułtanka z radością pędziła korytarzami seraju w dobrze znanym jej kierunku. W dłoni ściskała zwinięty w rulon pergamin, który stał się najważniejszą wiadomością w jej życiu. Nie mogła uwierzyć, że po przeczytaniu słów zawartych w nim, jej najskrytsze marzenia, których nie wyjawiła nikomu, spełniły się i niedługo ujrzą światło dziennie. 

Stanęła przed drzwiami od komnaty mężczyzny, który już od miesięcy mieszkał w jej sercu, a nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Nawet na chwilę nie zawahała się, kiedy zaczęła pukać swoimi delikatnymi kostkami w hebanowe drzwi. 

- Wejść! - Usłyszała stanowczy głos szambelana zza ścian i z szerokim uśmiechem na ustach, oraz miłością w oczach weszła do środka. - Sułtanko? - Silahtar widząc blondynkę widocznie zdziwił się, ale ukłonił przed nią jak należy. - Co cię do mnie sprowadza?

- Nie udawaj głupca, Silahtar - powiedziała wesoło i pomachała kawałkiem pergaminu przed twarzą mężczyzny. - Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę napisałeś. Sprawiłeś, że moje marzenia się spełniły, a smutek który ogarniał moje serce zniknął w ciągu sekundy. Przyszłam z odpowiedzią na twój list, Silahtarze - mówiła szybko i nie dając dość do słowa przyjacielowi władcy. - Ja także od dawna żywię do ciebie głębokie uczucie, które nie daje mi spać po nocach.  W moich myślach jesteś ty, tylko i wyłącznie. Nawet nie wiesz jak ciężko było mi nie ukazywać mojej miłości do ciebie, kiedy byłeś w pobliżu. Pragnęłam jedynie podejść i zatopić się w twoich ustach oraz znaleźć ukojenie w twych ramionach. Spójrz Silahtar. - Złapała dłoń mężczyzny i położyła w miejscu, gdzie znajduje się jej serce. - Czujesz jak szybko bije? Tak właśnie się dzieje, gdy patrzę w twoje piękne oczy i słyszę twój cudowny głos. - Patrzyła na niego z uwielbieniem w oczach i czekała aż wyjawi teraz on jej swoje uczucia na żywo, a nie poprzez atrament i pergamin. Jednak ku jej zdziwieniu, szambelan odsunął się do tyłu. 

- Sułtanko, ale ja nie pisałem do ciebie żadnego listu. - I po tych słowach wszystko prysło. Cała radość, która wypełniała Atike od góry do dołu, rozpłynęła się w powietrzu. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, nie dowierzając temu co powiedział. 

Otwierała i zamykała usta jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła tego z siebie wydusić. Wstyd i zażenowanie, zamieniło się miejscami ze szczęściem. Jej policzki przybrały kolor mocnego różu, a oczy zaszkliły się niebezpiecznie. 

- Przykro mi, pani. Twoje uczucia do mnie są piękne, ale niestety nie mogę tego samego powiedzieć, ponieważ kocham inną - mruknął niepewnie, bojąc się, że sułtanka zacznie wrzeszczeć z rozpaczy przez złamane serce. On doskonale zdawał sobie sprawę, że sułtanka go kocha, ponieważ było do zauważalne, ale nie czuł tego samego wobec niej. 

Najmłodsza siostra władcy wybiegła z komnaty nie mogąc dłużej powstrzymać łez, które teraz spływały w dół jej policzków. Złamane serce bolało jak nic dotychczas, a ona nie mogła uwierzyć, że tak szybko jej życie legło w gruzach, bo tak właśnie się czuła. 

Słowa jej ukochanego mężczyzny, echem odbijały się w głowie nie dając jej spokoju. Wiedziała, że idąc przez harem przyciąga wzrok nałożnic, ale nic ja w tym momencie nie obchodziło. Chciała jedynie zaszyć się w swoim łóżku i nie wychodzić z niego do śmierci. Nie dość, że upokorzyła się przed szambelanem, to on ku jej wielkim rozczarowaniu, zniszczył i zdeptał jej marzenia. 

Cała we łzach wbiegła do swojej sypialni i zatrzasnęła drzwi, łkając głośno. Zamknęła je na klucz i podeszła do palącego się kominka. Zgnieciony pergamin wrzuciła z nienawiścią do ognia i patrzyła jak szybko zmienia się w popiół. Równie szybko spaliło jej się serce, które należało do Silahtara, a czego on nawet nie docenił. 

    ♦♦♦    

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top