» 3 «
♦♦♦
Rok 1633, Imperium Osmańskie
Zmęczonu Sułtan Murad przetarł dłonią twarz i odłożył pióro na bok. Podniósł się i wyszedł zza swojego biurka, kierując się na balkon. Minęły dwa miesiące od wydarzeń, które ciągle trwały w jego pamięci, jak i sercu. Dwa miesiące temu na drugi świat, odeszła trójka jego dzieci, zabrała je choroba. Do tej pory ból po ich stracie nie zmalał nawet na chwilę, rana w jego sercu nadal krwawiła i nie pozwalała mu o sobie zapomnieć.
- Panie. - Jego myśli przerwał głos strażnika. Padışah westchnął głośno i odwrócił się w jego stronę. Uniósł dłoń, każąc tym samym mówić dalej. - Przybył Silahtar bey.
- Wpuść go - powiedział krótko i wrócił do pozycji, w której znajdował się przed chwilą. Obserwował ciemnoszare obłoki, które szybko przemieszczały się po niebie.
- Panie. Mam dla ciebie wiadomość odnośnie şehzade Bayezida. - Silahtar stanął obok sułtana i czekał na jego pozwolenie, aby mówił dalej. Syn zmarłego sułtana Ahmeda kiwnął głową, nawet nie odrywając wzroku od nieba. - Od trzech dni şehzade potajemnie odwiedza korpus janczarów, niestety nie udało mi się dowiedzieć z jakiego powodu.
Sułtan Murad trwał w zamyśleniu. Nie chciał mieć wątpliwości co do tego, czy Bayezid jest mu wierny. Ostatnie wydarzenia i zachowanie jego brata, wskazywało jednak na to, że coś się niedobrego dzieje, co wcale mu się nie spodoba.
Zacisnął dłonie na marmurowej balustradzie i spuścił głowę. Nie chciał myśleć nawet o tym, że syn sułtanki Gülbahar miałby go zdradzić, więc musiał się dowiedzieć, dlaczego Bayezid się tak zachowuje.
- Masz się dowiedzieć - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Natychmiast.
Silahtar ukłonił się i opuścił komnatę władcy. Sułtan Murad wziął głęboki oddech, aby uspokoić się i wrócił do środka. Stanął przed lustrem i spojrzał na swoje odbicie.
- To twój brat - powiedział i zacisnął usta. - Nigdy cię nie zdradzi - mówił mając nadzieję, że to mu pomoże oddalić złe myśli, które zaczęły krążyć po jego głowie. Jednak najtrudniej jest okłamywać samego siebie.
♦♦♦
- Sułtan Murad zakazał spożywania alkoholu i palenia tytoniu w całym imperium - poinformował Valide sułtan Hacı aga. - Poddani są wściekli, ponieważ skazano na śmierć każdego, kto wykazał sprzeciw temu.
Sułtanka spoglądała na eunucha, siedząc na ottomanie. Była wyprostowana, a jej spojrzenie było majestatyczne. Oczy, które pomimo tych lat nawet odrobinę się nie zmieniły, były w kolorze pierścienia, który zdobił palec Valide. Ciemne loki spięte w wymyślną fryzurę, ozdabiała korona wysadzana kamieniami szlachetnymi. Wszystko w sułtance Mahpeyker Kösem wskazywało na jej wysoką pozycję.
- Zajmę się tym - rzekła i sięgnęła dłonią po naczynie, w którym był słodki napój zwany szerbetem.
- Jeszcze jedno, pani - odezwał się ponownie aga, po którego głosie można poznać było, że to kolejna informacja, która nie spodoba się sułtance. - Władca wysłał sułtankę Fatmę, aby ta sprowadziła tu twoją najstarszą córkę. Sułtanka Şah wraca do pałacu, pani. - Po usłyszeniu tych słów naczynie wypadło z dłoni Valide i upadło na podłogę. Kösem spojrzała szeroko otwartymi oczami na swojego sługę.
- Dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduję! - wrzasnęła i podniosła się na równe nogi. - Każ natychmiast zawrócić powóz Fatmy. Nie zgadzam się, aby Şah wróciła do pałacu.
- Sułtanko, ale władca-
- To był rozkaz Hacı! - Aga natychmiast ukłonił się przed swoją panią i opuścił jej komnatę. Mahpeyker ze złości przewróciła lustro, które stało obok niej. Oddychała szybko i płytko zaciskając dłonie w pięści. Ostatnio wszystko wymyka się jej spod kontroli, przez co każda zła wiadomość była iskierką, która wyprowadzała ją z równowagi.
♦♦♦
Gevherhan weszła do komnaty Ayşe i uśmiechnęła się w stronę dwójki dzieci wspomnianej kobiety. Ahmed wraz z Hanzade podbiegli do swojej ciotki i wtulili się w jej nogi. Córka Valide sułtan zaśmiała się i położyła dłonie na głowach księcia i sułtanki.
- Widzę, że dzieci mego brata są zdrowe - odezwała się Gevherhan, zwracając uwagę na siebie jednej z żon władcy.
- Pani. - Ayşe szybko podniosła się ze swojego miejsca i skłoniła przed siostrą sułtana. - Wybacz nie zauważyłam cię.
- Nic się nie stało. Słyszałam, że Ahmed choruje, dlatego przyszłam go odwiedzić. - Brunetka złapała małe rączki swojego bratanka i bratanki, a następnie zasiadła na ottomanie. - Widzę jednak, że nasz mały książę wyzdrowiał. - Uśmiechnęła się i delikatnie złapała za policzek Ahmeda.
- Na szczęście choroba go opuściła - mruknęła Ayşe i pozwoliła sobie usiąść tuż obok Gevherhan.
- Mam nadzieję, że Allah nam ich nie odbierze - mruknęła cicho kobieta i posadziła sobie Hanzade na kolanach. Mała sułtanka zaczęła bawić się długimi włosami swojej ciotki.
- Miałaś na myśli Şemsperi, pani - prychnęła ciemnowłosa, a następnie opuściła głowę pod ostrzegawczym spojrzeniem Gevherhan.
- Razem z Huriçehre oskarżacie ją o to, że zamordowała trojaczki. Jednak jak Şemsperi miała się przyczynić do ich śmierci? Książę i dwie sułtanki zachorowały, dlatego zmarły - powiedziała ostro Gevherhan.
- Cała trójka? To niemożliwe, że nikt się do ich odejścia na tamten świat nie przyczynił. - Ayşe pokręciła głowa i spojrzała głęboko w oczy sułtanki. - Musisz mi uwierzyć, pani.
- Przestań! - Brunetka stanęła na równych nogach, patrząc z góry na matkę dwójki dzieci władcy. - Zamiast rzucać oszczerstwa na Şemsperi, zajmij się Ahmedem i Hanzade.
Córka sułtanki Kösem opuściła komnatę zdenerwowana. Gdzieś głęboko wiedziała, że Ayşe i Huriçehre miały rację, ale nie chciała tego przyjąć. Nie mogła uwierzyć, że konkubina jej brata potrafiłaby z zimną krwią zabić trójkę niewinnych dzieci i dalej dumnie poruszać się po haremie, jakby nic nigdy się nie wydarzyło. Dlatego właśnie odpychała tą myśl od siebie, bo tak było łatwiej.
♦♦♦
Zişan od czterech dni znajdowała się w korpusie janczarów, zamknięta w jednej z komnat. Czuła się już o wiele lepiej, jej rany powoli się goiły, a brat władcy sprawiał, że miała dobry humor. Młódka polubiła şehzade, który stał się jej przyjacielem przez ten krótki czas. Czuła się przy nim swobodnie, co może nie było poprawne, ale dobre.
- Witaj Zişan. - Do środka wszedł wysoki, młody mężczyzna z uśmiechem na twarzy. - Jak mija ci dzień? - spytał i usiadł obok dziewczyny, która trzymała w dłoni książkę. To był skromny podarek od niego, aby mogła zabić nudę siedząc w zamknięciu.
- Chciałabym wyjść na zewnątrz - mruknęła i spuściła wzrok. Czuła się jakby siedziała w więzieniu, a nikt tam nie czuje się dobrze.
- Nie jesteś jeszcze w pełni zdrowa. - Dłoń Bayezida dotknęła podbródka dziewczyny i podniosła delikatnie jej głowę w jego stronę. - Jeżeli jednak wyjdziesz stąd, nie będziesz bezpieczna. To dla twojego dobra.
- Wiem, şehzade. - Czuła się nieswojo z świdrującym wzrokiem księcia, który patrzył głęboko w jej oczy. Była świadoma, że prawdopodobnie spodobała się bratu władcy, który dawał jej to odczuć praktycznie na każdym kroku. - Nie mogę wrócić do swojego domu?
- Nie. - Bayezid zerwał się ze swojego miejsca. - Jak wyzdrowiejesz sam cię tam odwiozę.
- Jestem już zdrowa, naprawdę. - Spojrzała na niego błagalnie, ale şehzade był nieugięty. Pokręcił głową i odwrócił się do niej plecami. Widać, że się nad czymś zastanawiał.
- Potrzebujesz czegoś? - spytał i zerkając na nią przez ramię. Dziewczyna skrzyżowała ramiona na piersi i pokręciła głową z grymasem na twarzy. Członek dynastii osmanów westchnął ciężko i klęknął przed młódką.
- To dla twojego dobra, Zişan - szepnął i dotknął dłonią jej policzka. Widząc jednak, że ten gest sprawił, że dziewczyna się spięła, natychmiast zabrał rękę i odsunął się od niej. - Jutro odwiedzę cię znów.
Kiedy została sama odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała dlaczego książę się zachowywał. Wczorajszego dnia był inny, dobrze im się rozmawiało. Brat władcy tego świata był naprawdę przystojny i poznała po nim, że miał dobre serce. Chciałaby żeby byli przyjaciółmi i nie żywili do siebie żadnych uczuć, ponieważ nie chciała tego. Jakby miało to wyglądać? Książę nie poślubi zwykłej dziewki, nikt się na to nie zgodzi. Nie chciała również żyć w grzechu.
Po chwili rozmyślań zaśmiała się sama do siebie. Czy nie wymyśliłam sobie, że spodobałam się samemu księciu imperium?
♦♦♦
Sułtanka wyszła z seraju i skierowała swoje kroki w stronę marmurowego pałacyku. Za nią dumnie szedł Ayaz aga, a obok niego Gizem hatun. Ta dwójka prawie nigdy nie opuszczała swojej pani. Trzymali się jej blisko i mocno.
Şemsperi uniosła delikatnie swoją suknię wchodząc po schodach do góry. Weszła do jednego z pomieszczeń w pałacyku i zasiadła na krześle. Niecierpliwie spoglądała na drzwi przez które po chwili wszedł Savaş bey. Określany przez wrogów Şemsperi jej wiernym psem.
- Moja sułtanko - powiedział przeciągle i skłonił się nisko przed kobietą. - Z jakiego powodu mnie wezwałaś, pani? - spytał patrząc na nią z zaciekawieniem. Ostatnia ich rozmowa odbyła się po śmierci dzieci władcy, potem sułtanka stwierdziła, że nie mogą się przez pewien czas widzieć, aby nie wzbudzić podejrzeń.
- Przyszedł czas aby pozbyć się kolejnego zagrożenia dla mojego syna - wyjaśniła mówiąc bez jakichkolwiek uczuć. Savaş uniósł brwi wysoko.
- Czy to nie za wcześnie, pani? Ledwo skończyła się żałoba po dzieciach Huriçehre. - Bey był zdumiony jej zachowaniem. Nie mógł uwierzyć, że ta kobieta może być tak bezwzględna.
- Podjęłam taką decyzję, Savaş. Masz wymyślić sposób jak pozbyć się şehzade Ahmeda. I pamiętaj. Nikt nie może nawet pomyśleć, że to jest nasza sprawka - rzuciła ostro i podniosła się ze swojego miejsca, aby następnie wyjść z pałacyku, zostawiając swojego sługę samego.
Sułtanka powtarzała sobie, że wszystko co robi jest dla jej syna. Każda jej podjęta decyzja była tylko dla Sulejmana, aby go chronić. Miłość sułtana do nie już dawno się skończyła, teraz władca darzył ją jedynie szacunkiem, dlatego jej syn był jej nadzieją i zrobi wszystko, aby to on zasiadł na tronie.
W drodze do seraju dostrzegła w ogrodzie braci padışaha. Ibrahim razem z Kasımem spokojnie spacerowali, zachwycając się urokami jesieni. Şemsperi stanęła tak, że synowie Valide sułtan jej nie widzieli i uniosła wysoko brodę przyglądając się im.
- I na was przyjdzie czas - szepnęła złowrogo przymrużając oczy. - Teraz jesteście pod ochroną Kösem, ale i tak się was pozbędę.
♦♦♦
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top