» 19 «
♦♦♦
Kösem z niezadowoleniem na twarzy słuchała jak Hacı opowiada jej spotkaniach Murada z młódką, która jakiś czas temu przybyła do Topkapı. Od dwóch tygodni ta dwójka prawie każdego dnia wieczorem się widuje. Nikt nie wie co tak naprawdę robią w środku, ale nie jest to także żadną zagadką.
– Na początku rozważałam, że ta kobieta może pomóc mi pozbyć się Şemsperi, ale co jeżeli ona także zapragnie mojej władzy? Nie mogę pozwolić na to, aby w tym pałacu pojawiła się kolejna osoba, chcąca mi zaszkodzić – powiedziała do swojego sługi. – Musimy sprawić, aby Murad przejrzał na oczy, przecież to jest wbrew religii.
– Masz całkowitą rację, pani. Mam jeszcze jedną wiadomość, Mahmud paşa przysłał list. Za dwa tygodnie powinien już przybyć do stolicy – poinformował Hacı krocząc obok sułtanki.
– Bardzo dobrze. Zostanie w Konstantynopolu do ślubu, a następnie razem z Fatmą wyjadą do Egiptu. – Kösem już podjęła decyzję odnośnie swojej córki, a kontaktu w Egipcie bardzo jej się przydadzą.
Stanęła przed drzwiami do komnaty Murada i czekała, aż strażnicy otworzą przed nią drzwi. Wchodząc do środka z zadowoleniem przyjęła, że jej syn nigdzie nie wyszedł.
– Valide. – Sułtan wstał i podszedł do rodzicielki, aby ucałować jej dłoń. – Cóż cię sprowadza do mnie w ten piękny poranek?
– Mam do ciebie dwie sprawy synu. – Murad wskazał ręką miejsce, na którym po chwili usiadła jego Valide, a on zaraz obok niej. – Musisz przestać spotykać się z tą kobietą. Jesteś władcą i powinieneś postępować zgodnie z zasadami, a ty je łamiesz prawie na każdym kroku – mówiąc to zerknęła na kielich z winem.
Padışah uniósł brwi do góry i poprawił się na swoim siedzeniu, czekał aż w końcu jego matka przyjdzie, aby dać mu reprymendę w tej sprawie. Spodziewał się tego i nie było to dla niego żadnym zaskoczeniem.
– Jaką drugą sprawę masz do mnie? – Całkowicie zignorował matkę, nie chcąc nawet drążyć z nią tego tematu, mimo że wiedział, iż niedługo znów przybędzie, aby go pouczyć.
– Chcę wydać Fatmę za Mahmuda paşa, który już jedzie do nas z Egiptu. Oczywiście za twoją zgodą – powiedziała Mahpeyker pewna, że jej syn się zgodzi.
– Nie zgadzam się. Rozmawiałem z Fatmą kilka dni temu. Prosiła mnie, abym ożenił ją za mężczyznę, którego kocha. Oczywiście nie zgodziłem się ze względu na jego status społeczny, ale nie pozwolę, aby moja siostra cierpiała w kolejnym małżeństwie, które jej zgotujesz.
– Mahmud paşa jest porządnym mężczyzną, dobrym politykiem i twoim oddanym sługą. Fatmie lepszy kandydat się nie trafi, zważając na fakt, że każdy poprzedni jej mąż zmarł z absurdalnych przyczyn. – Podniosła się w przypływie negatywnych emocji. Była pewna, że sułtan zgodzi się na ten ślub.
– Podjąłem decyzję matko. Dopóki moja siostra nie wyrazi zgody na małżeństwo, nikt nie dostanie jej ręki – odparł stanowczo, a następnie już tylko patrzył jak matka opuszcza jego komnatę.
♦♦♦
Şemsperi spacerując po ogrodzie nagle znalazła się w miejscu, gdzie ze wszystkich stron otaczały ją krzaki. Nie było widać jej ani z jakiegokolwiek miejsca w ogrodzie, ani nawet z pałacu, co było jej zamiarem.
Podeszła spokojnym krokiem do mężczyzny, który przyglądał się jej z poważną miną. Şemsperi widziała jednak błąkający się uśmieszek na jego ustach, który nie chciał się całkiem ukazać.
– Witaj, pani – przywitał się, a sułtanka kiwnęła jedynie głową.
– Przejdźmy do rzeczy. Muszę się pozbyć pewnej kobiety, która spędza ostatnio często noce z władcą. Już długo z tym zwlekam, a więc im szybciej sprawisz, że zniknie tym więcej złota dostaniesz – powiedziała, a Savaş zapisywał sobie jej słowa w głowie. Na wspomnienie o złocie uniósł wyżej brodę.
– Pani muszę znać trochę więcej szczegółów, a załatwię tę sprawę jeszcze dzisiaj. – Şemsperi była zadowolona, bo właśnie takiej odpowiedzi oczekiwała. Miała nadzieję, że wszystko odbędzie się bez żadnych kłopotów.
– Przebywa w marmurowym pałacyku. Zazwyczaj, gdy władca wraca wieczorem do pałacu, wzywa ją do siebie. Przeważnie nie towarzyszy jej aga, czy jakaś niewolnica, więc tutaj mamy szczęście. Postaraj się nie narobić hałasu – rozkazała surowym głosem. Savaş skłonił się nisko.
– Cokolwiek rozkażesz, sułtanko.
Şemsperi odwróciła się, aby wrócić do pałacu. Miała dość słuchania, że ta mała wiedźma znowu była razem z władcą całą noc. Nie bolało ją to, że Murad zaprasza ją do swojej alkowy, ponieważ nigdy nie kochała sułtana, ale bała się kolejnej kobiety, która mogłaby zaszkodzić jej i Sulejmanowi.
W pałacu nie miała przyjaciół od kiedy wybrała drogę, która zalana była krwią tych winnych i niewinnych. Ludzie albo jej nienawidzili, albo się jej obawiali. Czasami chciałaby porozmawiać z kimś o swoich przemyśleniach, problemach czy nawet jakiś błahostkach. Niestety sama sobie zgotowała taki los. Bycie samotnym sprawiało, że złość narastała w niej coraz mocniej, a nie było nikogo kto mógłby ją uspokoić. Nie przejmowała się tym, ponieważ wiedziała, że nic nie stanie jej na przeszkodzie do realizowania swoich celów.
♦♦♦
– Znowu się jej przyglądasz. – Usłyszał i podskoczył w miejscu, łapiąc się za serce. Odwrócił się i spojrzał na swojego młodszego brata. – Ibrahim nie rób tak więcej.
– Wybacz bracie, ale nawet nie musiałem się skradać. Byłeś w nią tak wpatrzony, że nie reagowałeś na to, co się wokół ciebie dzieje. – Bayazid był zakłopotany słowami księcia. Nie chciał aby ktokolwiek wiedział jakie uczucia żywi do Zişan.
– To nie tak, spacerowałem po ogrodzie i akurat trafiłem na nią. Jest intrygująca nieprawdaż? – spytał nadal obserwując jasnooką niewiastę, która jak zaczarowana przyglądała się kwiatom, rosnącym wokół fontanny.
Ibrahim jedynie przytaknął, ale nie widział nic nadzwyczajnego w owej dziewczynie. Wyróżniała się od innych niewolnic jedynie tym, że była właśnie wolną kobietą i zasłużyła sobie u sułtana, ratując życie jego syna.
– Bayazid nie narażaj się znowu u brata-władcy. On również jest nią zainteresowany, a jak dowie się, że w wolnych chwilach się przyglądasz jej, to nie będzie zadowolony. Chodź więc ze mną, przejedziemy się konno. – Ibrahim pociągnął lekko Bayazida za łokieć, a ten westchnął, ale ruszył niechętnie z bratem.
Wiedział, że ma racje, bo inaczej nadal stałby tam jak słup i nie odrywał od niej wzroku. Żałował, że ją potraktował w taki sposób podczas ich ostatniego spotkania. Chciał ją przeprosić za swoje słowa, jednak postanowił poczekać, aż złość jej minie.
Nagle dłoń Ibrahima zatrzymała go. Syn Gülbahar spojrzał zdziwiony na swojego młodszego brata, który oniemiały przyglądał się czemuś naprzeciwko. Bayazid powędrował wzorkiem w owe miejsce i zszokował się tak samo.
Ich siostra Gevherhan stała w ramionach Silahtara, uśmiechając się do niego. Nie odrywała wzroku od twarzy szambelana sułtana, dokładnie jak przed kilkoma minutami książę od Zişan.
– Czy to nasza siostra z szambelanem? Nie możliwe – mruknął Ibrahim i wycofał się do tyłu. – Chodźmy stąd lepiej. I nikomu nic nie mówi, dobrze? Nie chcę aby siostra miała problemy i ponownie cierpiała. Matka jak się dowie to się wścieknie.
– Spokojnie, zachowam to dla siebie. – Bayazid zawrócił i skierował się ku pałacowi, aby tam spocząć w swojej komnacie.
Zastanawiał się dlaczego tak bardzo pragnie Zişan. Czasami nawet nie wiedział, czy to zwykłe pożądanie, czy jednak darzy ją głębszym uczuciem. Gubił się w tym wszystkim, nie potrafił skupić na najprostszych rzeczach, a w jego myślach była jednie ona i jej słodkie usta.
Często wydawało mu się, że znalazł już odpowiedzi na nurtujące go pytania, ale wtedy pojawiały się nowe, tamte wydawały nieprawdziwe i wszystko zaczynało się od nowa. Nie wiedział nawet kogo mógłby się poradzić. Matki nie było obok, siostrom nie ufał wystarczająco, aby zwierzyć się z takiego sekretu, a Ibrahim nigdy jeszcze nie zakochał się, a więc i nie wiedział co Bayazid czuje. Wydawało mu się, że nikt nie wie i nigdy by go nie zrozumiał. Czuł się bardzo samotny na tym świecie, mimo tylu ludzi otaczających go.
W przypływie chwili sięgnął po kawałek pergaminu i pióro, które zamoczył w atramencie, i zaczął przelewać swoje myśli, żale tworząc coś innego niż dotychczas. W słowach zapisanych czarnym tuszem skrywały się jego najskrytsze myśli, ale to wszystko było prawdziwe i w tym wszystkim był on, i tylko on.
♦♦♦
Zişan z delikatnym uśmiechem na ustach przeczesywała swoje długie włosy, następnie ułożyła loki, które zrobiła z pomocą swojej służącej. Ujrzała ją uśmiechnięta w odbiciu lustra.
– Widzę, że cieszysz się razem ze mną – odezwała się faworyta sułtana i odwróciła twarzą do służącej.
– Oczywiście, to jest takie fascynujące, że sam sułtan jest tobą zainteresowany, a ja jestem twoją służącą. Spotkało mnie coś naprawdę dobrego – powiedziała, a Zişan w jej głosie usłyszała szczerość i radość. Zrobiło się jej odrobinę przykro z tego powodu. Co to był za świat, że taka młoda kobieta cieszyła się z tego, iż była służącą kochanki władcy, tak jakby była samą księżniczką.
– Jesteś piękna Dilrubo, ale i młoda. Mam nadzieję, że i ciebie spotka miłość na tym świecie, a jak zajdzie taka potrzeba, ja przyłożę rękę do tego, aby ci się powiodło. – Podeszła i uściskała czternastolatkę. Było jej żal tej dziewczyny, która dużo przeszła i jeszcze więcej złego czeka ją w przyszłości. Taka dobra i niewinna nie zasługiwała na to.
Zişan po raz ostatni przyjrzała się w lustrze i poprawiła to, co wydawało się jej, że poprawić trzeba. Przed nią kolejna długa noc z sułtanem. Podczas ich ostatniego spotkania obiecał spędzić z nią cały ranek, ponieważ zwykle budziła się już w pustym łożu.
Pożegnała się i opuściła komnatę, a następnie marmurowy pałacyk i ruszyła do władcy. Szybkim krokiem zmierzała do seraju po kamienistej ścieżce. Kilka razy minęła strażników, którzy pilnowali terenu władcy, jednak nie zwracała na nich uwagi, ponieważ w jej myślach była jedynie scena jak rzuca się w ramiona ukochanego.
Widziała już boczne wejście do seraju, gdy nagle poczuła, że coś ją ciągnie do tyłu. Zdążyła tylko spojrzeć na zamaskowaną twarz tajemniczego mężczyzny i jego ciemne jak węgiel oczy, w których odbijały się płomienie pochodni oświetlających ogród w nocy. Następnie poczuła mocne uderzenie w tył głowy, a ona sama zapadła się w ciemność.
♦♦♦
Murad spacerował po komnacie czekając na swoją nową kochankę. Intrygowała go, a on nie wiedział nawet dlaczego. Nie wyróżniała się niczym szczególnym, oprócz tego, że jako jedyna z jego kobiet, była kobietą wolną. Może właśnie to, go tak do niej ciągnęło. Zakazany owoc, którego pragnął teraz najbardziej. Często, zbyt często gościła w jego myślach. Gdy tylko sobie o niej przypomniał, nie mógł skupić się na wykonywanej pracy, a jedynie widział obraz jej jasnych oczach i uroczym uśmiechu.
Westchnął i spojrzał na nocne niebo, przez otwarte drzwi na balkon. Gwiazdy tej nocy były dobrze widoczne. Chciał już przyglądać się im razem z Zişan, trzymając ją w swoich ramionach, ale nie zjawiała się. Długi czas później również nie.
Zniecierpliwiony jej nieobecnością wyszedł przed swoją komnatę i zwrócił się do strażników, którzy natychmiast skupili swoją uwagę na nim.
– Poślijcie jakiegoś age po Zişan, która już dawno powinna być w mojej komnacie – rozkazał i z powrotem zniknął za drzwiami.
Po długim dalszym oczekiwaniu, który zapełnił przeglądając listy od swoich sojuszników z Europy, usłyszał szybkie pukanie.
– Wreszcie – szepnął i odłożył korespondencję na blat biurka. Podniósł się i zezwolił na wejście, myśląc, że zjawi się w końcu niebieskooka, niestety był to kastrat, którego zapewne posłano po nią.
– Panie. – Skłonił się i z kamiennym wyrazem twarzy, spojrzał na władce. – Zişan hatun nie ma w marmurowym pałacyku. Jej służąca przekazała mi, że już wczesnym wieczorem Zişan hatun opuściła pałacyk, aby się z sułtanem spotkać.
– W takim razie gdzie ona jest, jeżeli nie tam, ani nie ma jej tutaj? – Murad uniósł wysoko brwi, a jego górna warga drgnęła. Starał się zachować spokój, ale cała ta sytuacja mu się już nie podobała.
– Nie mam pojęcia, hunkarim. – Aga skłonił się nisko.
– To się dowiedz! – wykrzyknął i szybkim krokiem podbiegł do eunucha, szarpnął jego ramię i spojrzał na niego z góry, gdyż był wyższy co najmniej o pół głowy. – Ma się znaleźć i jak najszybciej przyjść do mnie, zrozumiano?
Kastrat jedyne skinął szybko głową i wybiegł z komnaty, aby wykonać rozkaz sułtana. Murad odwrócił się napięcie i chwycił w dłonie swój turban. Wyszedł zaraz za swoim sługą.
– Jeżeli Zişan hatun, albo ktoś z informacją o niej się zjawi, natychmiast mnie powiadomcie – powiedział nawet nie spoglądając na strażników i zniknął w korytarzach seraju.
Minęły dwa dni odkąd niebieskooka zniknęła, a Murad zaczął szaleć z gniewu. Nikt nie wiedział gdzie się znajduje młoda kobieta. Przeszukano każdy kąt pałacu, przepytano każdego, kto przebywał na terenie seraju, jednak Zişan się nie znalazła.
Każdy szeptał między sobą i tworzył własną wersję co do zaginięcia hatun. Plotkom nie było końca, jak to w haremie zawsze bywa. Jedyna osoba jednak z zadowoleniem przyglądała się temu wszystkiemu.
– Gratulacje Şemsperi znowu ci się udało. – Głos Huriçehre przerwał ciszę, która zapadła w komnacie Sułtanki Matki. Piątka kobiet siedziała przy stole oczekując na przyjście Mahpeyker ze swoją jedną córek.
– Co ty znów pleciesz? – Wspomniana kobieta spojrzała na drugą obojętnym wzrokiem, nie mając ochoty wdawać się w nią w dyskusje.
– Huriçehre obyś nie powiedziała niczego, czego możesz żałować. – Spokojna jak zawsze Gevherhan spojrzała na nią karcącym wzrokiem.
– Spokojnie, pani. Ja żadnych swoich słów nie żałuję, przecież nie mam nic do stracenia. – Wzruszyła ramionami i upiła łyk wody. – Jednak wszystkie wiecie o czym mówię i każda z was uważa tak samo.
Rozejrzała się po twarzach towarzyszek. Atike była blada jak zawsze, wydawało się, że nie przysłuchiwała się ich krótkiej rozmowie, ponieważ jej wzrok wlepiony był w przeciwną ścianę. Ayşe swój za to zawiesiła na dłoniach, które spoczywały na jej nogach. Miała zmartwiony wyraz twarzy, ale bała się odezwać. Gevherhan pokręciła głową i zamilkła nie chcąc wywoływać zbędnej kłótni. Za to Şemsperi spojrzała prosto w oczy swojej już dawnej rywalki, ponieważ nie uważała jej za zagrożenia od bardzo długiego czasu. Uniosła kącik ust do góry i przymrużyła oczy.
Każdy miał podejrzenia, że to właśnie ona stoi za zniknięciem nowej kochanki sułtana, ale nikt nie miał dowodów, więc nikt nie oskarżał jej o to. Ona za to triumfowała swoje kolejne, małe zwycięstwo i nic nie zapowiadało, żeby miała ponieść porażkę.
♦♦♦
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top