» 15 «

  ♦♦♦  

Minęła ciężka noc podczas której, ważyły się losy księcia Ahmeda. Wszyscy z niecierpliwością czekali na wieści o stanie jednego z synów sułtana.

Do świtu czuwała nad nim sułtanka Ayşe oraz Şah, które zgodnie z poleceniem nieznanej im dziewki, podawały maść księciu na wyznaczone miejsca. Z każdą kolejną godziną, temperatura jego ciała spadała i wszystko wskazywało na to, że zdrowieje.

– Stan şehzade jest w normie – powiedział główny medyk i odsunął się od leżącego na łożu chłopca. Dobrze, że sułtan wezwał tutaj tą młodą kobietę, muszę przyznać, że gdyby nie ona, şehzade nie przeżyłby tej nocy. 

– Kiedy się obudzi? – spytała spokojnie Şah, zanim Ayşe zaczęłaby krytykować umiejętności starca co do leczenia. 

– Tego nie wiem, pani. Jednak miejmy nadzieję, że niedługo. – Siostra władcy kiwnęła głową i ruchem ręki odprawiła medyka. 

Kiedy drzwi się zamknęły Ayşe pokręciła głową z grymasem na twarzy i spojrzała na kobietę stojącą obok niej. 

– Zdecydowanie sułtan powinien zmienić medyków, oni w ogóle nie znają się na tym co robią! Ta dziewka wykazała się większą inteligencją od nich, a jest młodsza nawet ode mnie – powiedziała oburzona i usiadła na ottomanie. Nie mogła jeszcze odetchnąć z ulgą, ale teraz w końcu była bardziej spokojna. – Zasłużyła, aby obsypać ją złotem. 

– Gevherhan rozmawiała z Valide, podobno ta dziewczyna zapragnęła pracy w pałacu. Chce zostać medykiem – mruknęła Şah i zajęła miejsce obok Ayşe. 

– Na pewno lepiej się sprawdzi niż obecni – powiedziała z pogardą i pokręciła głową głośno wzdychając.

– Przekonamy się. 

♦♦♦

Murad wydał już odpowiednie rozkazy w związku z otruciem księcia. Nie przespał nocy zastanawiając się, kto ośmielił podnieść rękę na jego dziecko. Przeczesał dłonią włosy i upił łyk wina, następnie stawiając kielich z hukiem na blat niskiego stolika. 

Słysząc pukanie do drzwi westchnął głośno, nie mając najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać. 

– Wejść – powiedział i nie wstając ze swojego miejsca, czekał aż do środka wejdzie osoba, która przerwała jego zamyślenie. 

– Synu. – Kiedy usłyszał głos matki, odwrócił głowę przez ramię i spojrzał na nią. Stała jak zawsze, wyprostowana z uniesioną głowa i przeszywającym spojrzeniem. 

Widział jak patrzy na dzban wina, oraz kielich, który stał niedaleko niego, ale mimo wszystko nie odezwała się na ten temat. 

– Przyszłam porozmawiać o tej dziewce, którą przywiózł Silahtar z pałacyku. 

– Spisała się, a ja jestem zaskoczony, że zrobiła to lepiej niż medycy – powiedział zgodnie z prawdą i sięgnął po kielich. 

– Wszyscy są zaskoczeni, dlatego porozmawiałam z nią. Nie chciała złota, a pracować w pałacu jako pomoc dla medyków, a w przyszłości jako medyk. – Podeszła bliżej syna i usiadała obok niego, a następnie zabrała z jego dłoni alkohol. – Co o tym sądzisz, Murad? 

W tym momencie władca przypomniał sobie o Bayezidzie. Wcześniej kompletnie zapomniał, że książę miał kontakt, który mu się nie podobał, z ową dziewką. Nie chciał, aby jego brat ponownie zaczął krążyć w okół dziewczyny. Nie zaufał mu po tym jak okłamywał go i wymykał się z pałacu do korpusu janczarów, a pomimo iż dużo czasu minęło od tamtych dni, ich stosunki nadal były napięte. 

– Murad? – Sułtan poczuł dłoń matki na swoim ramieniu, zdając sobie sprawę, że nie odpowiedział jej na pytanie. 

– Nie zgadzam się – powiedział i szybko podniósł się, a następnie skierował kroki na wielki balkon. – Każ umieścić ją w marmurowym pałacyku. Niech tam przez jakiś czas przebywa, dopóki nie zdecyduję co z nią zrobić - mruknął czując obecność matki za sobą. Spoglądał na ogrody, po których chodziły już niewolnice i pielęgnowały kwiaty. 

– Z jakiego powodu nie chcesz, aby była medykiem w pałacu? – spytała Kösem i stanęła obok syna, nie patrząc na niego. 

– Mam swoje powody, matko. A teraz zrób co powiedziałem i nie wtrącaj się. 

Sułtan kątem oka widział, że Mahpeyker chce jeszcze coś powiedzieć, jednak pokręciła jedynie głową ze zrezygnowaniem i opuściła jego komnatę. 

Zacisnął dłonie w pięści i spuścił głowę. Nie mógł pozwolić, aby jego brat dowiedział się o niej. Bał się, że znowu będzie się buntował, a Murad zdawał sobie sprawę, że jego cierpliwość szybko się kończy. Bał się popełnić tego samego błędu co Osman.

Odwrócił się i wyszedł ze swojej komnaty, a kroki skierował do pałacyku, gdzie przebywała młódka. 

♦♦♦

Spoglądała na przepiękny ogród i mimo, że widziała jego niewielki skrawek, nie mogła się na niego napatrzeć. Kwiaty, które były zadbane, krótko przystrzyżona trawa, czy nawet równiutko wysypane kamienie, sprawiały iż to miejsce było magiczne. 

Chciałaby pospacerować po nim, powąchać wyjątkowych zapachów roślin, których było tutaj wiele. Poczuć miękkość zielonej trawy pod gołymi stopami i spoglądać na największy pałac w całym imperium. 

– Zişan. – Usłyszała głos władcy i natychmiast się podniosła. Spojrzała z nadzieją na sułtana. 

– Zgodzisz się panie na to, o co poprosiłam? – spytała i spuściła głowę, widząc jego srogie spojrzenie. 

– Nie wyrażam zgody – powiedział i zmrużył oczy na dziewczynę, która patrzyła teraz na niego z rozczarowaniem.

– Dlaczego? Uratowałam życie twojego syna. Ja naprawdę pragnę się uczyć wśród najlepszych medyków i-

– Chyba raczej chciałabyś być blisko Bayezida. – Jego głos stał się chłodny, a na plecach młódki pojawiły się nieprzyjemne dreszcze. – Czyż nie, Zişan? 

Podszedł do niej bliżej, a ona przełknęła ślinę, modląc się aby nie usłyszał tego. 

– Sprytnie to zaplanowałaś. Z tego powodu właśnie prosiłaś mnie, abym zabrał cię ze sobą, pod pretekstem uratowania mojego księcia. Jednak tak naprawdę zależy ci na innym şehzade. – Stał tak blisko, że czuła jego oddech na czole. Był wyższy od niej, przez co teraz czuła się mała jak nigdy. 

–To nie prawda, ja-

Położył palec na jej ustach, a następnie kciukiem podniósł jej brodę tak, aby mogła spojrzeć prosto w jego ciemne tęczówki. 

– Wrócisz do pałacyku myśliwskiego i dostaniesz dużo złota. Nie będziesz już musiała bawić się w kwiatach, ale nie ruszysz się stamtąd dopóki ja nie wyrażę na to zgody. – Zabrał swoją dłoń i skierował się do wyjścia.

Zişan zacisnęła usta, nie mogła pozwolić, żeby to wszystko się tak skończyło. Nie po tym co zrobiła i jak wiele straciła. 

– Nie prosiłam o to wszystko dla Bayezida – powiedziała głośno, sprawiając, że sułtan zatrzymał się w miejscu. – Tylko dla ciebie. – Patrzyła w tył jego głowy. Serce mocno jej biło, a ona miała nadzieję, że nie upokorzyła się wypowiadając te słowa. 

♦♦♦

– Panie wybacz to była naprawdę mocna trucizna! Nigdy nie śmiałbym pana oszukać! – błagalny i podniesiony ton głosu słyszał mężczyzna, który patrzył z pogardą na klęczącego przed nim starca. 

Prychnął pod nosem i spojrzał przez ramię na dwóch swoich towarzyszy, którzy bacznie go obserwowali. Czekali na jego sygnał. 

– Obiecuję, że ostatni raz cię zawiodłem, panie. Błagam nie pozbawiaj mnie życia!

– Miałeś tym razem bardzo łatwe zadanie. Znaleźć truciznę, której nie da się wykryć. Moja pani zawiodła się na tobie i wydała mi rozkaz zabicia cię. Na twoje nieszczęście ja mam zamiar spełnić jej prośbę. – Kiwnął ledwo zauważalnie głową i odsunął się do tyłu. Tym razem było słychać głośny krzyk starca. 

Dwóch towarzyszy podeszło do niego i przytrzymało za ramiona. Mężczyzna wyjął zza pasa nóż i spojrzał na jego ostrze, a następnie szybkim ruchem podciął gardło człowiekowi, który jeszcze przed paroma sekundami, błagał o życie. 

Wytarł broń w jego szatę i razem z dwójką służących, opuścił dom zabitego. Sprawnym ruchem wskoczył na konia i odjechał w stronę pałacu sułtana. 

Będąc już w sułtańskim ogrodzie, wśród krzewów dostrzegł służącą sułtanki Şemsperi. Podszedł do niej i ze zmrużonymi oczami na nią spojrzał.

– Gdzie sułtanka? Miałem się z nią spotkać – spytał podejrzliwie. Pani była na tyle ostrożna, że bardzo tajemnicze plany omawiała z nim w cztery oczy. Nie ufała zbyt wielu ludziom. 

– Sułtanka jest wściekła na ciebie, ponieważ to ty poleciłeś jej tamtego człowieka. Teraz życie księcia Sulejmana jest zagrożone bardziej, niż do tej pory. Musisz wymyślić taki plan, aby i sułtanka Ayşe i książę Ahmed umarli, nie zawiedź jej tym razem – wyjaśniła i szybko się odwróciła, a następnie zniknęła z oczu Savaşowi.

Mężczyzna stał jeszcze chwilę w zamyśleniu, a potem poszedł w stronę bramy. 

Jego życie nie należało do najprostszych. Syn zmarłego już wezyra, który znęcał się nad swoją żoną i dziećmi. Przegrany, bo zamiast być paszą, został psem na posyłki jakiejś sułtanki, która ma nierówno pod sufitem. Jedynym powodem, dla którego to robi, to pragnienie posiadania władzy nad państwem. Przejęcie pieczęci wielkiego wezyra i rządzenie imperium. Jego ambicje były wielkie, ale zbyt mało szczęścia miał w życiu, aby udało mu się je wykonać. 

  ♦♦♦  

Murad stał w miejscu i patrzył na zamknięte przed nim drzwi. Odwrócił się powoli i spojrzał na młódkę, która stała przed nim z szeroko otwartymi oczami i delikatnymi rumieńcami na policzkach. 

– Dla mnie? – spytał i zrobił krok w jej stronę. – Cóż to za zaszczyt, że taka inteligencja, pragnie takiego potwora jakim jestem. 

– Lekka przesada z tym potwo-

– Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? A nawet jeśli mówisz prawdę, Zişan to i tak chodzi tu głównie o mojego brata. Przez twoją osobę, buntował się przeciwko mnie, a tego nie chce najbardziej. Dlatego nie możesz tu zostać - powiedział twardo i złączył swoje dłonie za plecami.– Dodatkowo nie ważne są twoje uczucia, lecz moje. 

Ponownie się odwrócił i szybkim krokiem ruszył do drzwi. 

– Przemyśl to panie, błagam! – Zdążyła krzyknąć zanim drzwi od komnaty się zatrzasnęły. 

Jeżeli nie uda jej się zatrzymać w pałacu, postanowiła wraz ze złotem, który podaruje jej władca, uciec z pałacyku na drugi koniec imperium. Nie miała zamiaru spędzić reszty życia w tamtym miejscu. Nie taki miał być jej los. 

Zastanawiała się również nad tym, jak się miewa wspomniany Bayazid. Bardzo lubiła księcia, dbał o nią i był miły jak nikt inny. Pragnęła porozmawiać z nim i posłuchać także jego opowieści. 

Do wieczora Zişan rozmyślała i obserwowała zza okna ogród, po którym za każdą następną chwilą bardziej chciała pospacerować. Nie chciała marnować czasu na czytanie książek, których było kilka w komnacie, wolała obserwować przyrodę za oknem, ponieważ zapewne jest to ostatni dzień jej w marmurowym pałacyku. 

W momencie kiedy usłyszała pukanie do drzwi, poderwała się ze swojego miejsca i stanęła naprzeciw nich. Do środka weszła drobna dziewczyna z białym materiałem w dłoniach. 

  – Przysłała mnie sułtanka Kösem. Rozkazała abym zabrała cię do hammamu. 

Zişan kiwnęła głową, w końcu była to ostatnia jej noc tutaj, a kąpiel w takiej łaźni to marzenie. 

♦♦♦

Murad obserwował księżyc, który był już wysoko na niebie. Słowa Zişan obijały się echem w jego głowie, a niebieskie tęczówki miał ciągle w pamięci. 

Młódka podobała mu się jako kobieta. Mimo młodego wieku, miała jak na jego gust odpowiednie kształty, dodatkowo dość blada jak na osmańskie słońce skóra, delikatna cera i piękny uśmiech. Jednak uwodziła go nie tylko wyglądem, ale również i charakterem. Była inteligentna, dobra i mimo, że często nie posłuszna to potrafiła się podporządkować w odpowiednich momentach. Kolejnym jej plusem było to, że uratowała jego syna. 

Serce Murada zabiło mocniej, gdy jej głos w jego głowie słyszalny był bardziej niż wcześniej. Szybko odwrócił się i opuszczał po kolei taras, komnatę i pałac. Nawet na chwile nie zwolnił, gdy szedł po kamienistej ścieżce prosto to marmurowego pałacyku. 

Władca nie mógł nawet sobie sam powiedzieć, że zakochał się w Zişan, ale pociągała go fizycznie i w pewien sposób zaimponowała. Słowa, które wykrzyczała mu kilka godzin wcześniej pchały go do czynów, które właśnie miał zamiar wykonać. 

Wszedł do środka pałacyku i podążył do jej komnaty. Nie pukał tylko wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. W środku nie paliła się żadna świeca, ale blask księżyca wystarczająco oświetlał komnatę. 

Przez trzask drzwi młódka przebudziła się i teraz z przerażonym wzrokiem siedziała na łóżku obserwując stojącego Murada. 

Mężczyzna szybko podszedł do łoża i nachylił się nad błękitnooką, a następnie zamknął ich usta w mocnym i głębokim pocałunku. 

Zaskoczona dziewczyna na początku nawet nie drgnęła, dopiero po chwili zaczęła delikatnie ruszać ustami. Dłoń wplotła w ciemne włosy władcy, a on swoją położył na jej ramieniu, okrytym delikatnym, białym materiałem. Popchnął ją na poduchy, a następnie usiadł na niej i zawisł, opierając się ręką obok jej głowy. 

Po chwili oderwał się od jej ust i zaczął całe ciało obsypywać pocałunkami. Nadal zdezorientowana Zişan starała się nie ruszać. Ta noc była dla niej długa, inna niż wszystkie. Obydwoje doświadczyli czegoś innego i dopiero niewyjaśnione sprawy, postanowili rozwiązać. 

 ♦♦♦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top