』2. 23. 『
╔══════════╗
- Zadziałaliśmy pochopnie Ayaz -szepnęła, zaciskając palce na materiale swojej sukni.
Traciła powoli zmysły. Ta dziewka dopiero się pojawiła, a już mieszała jej w głowie.
- Czy jesteś pewien, że nikt nas nie podejrzewa? - Spojrzała na niego swoimi zielonymi tęczówkami.
- Tylko ty i ja o tym wiemy, moja sułtanko. - Sługa skłonił się nisko, a Şemsperi pokiwała głową.
- Teraz mi powiedz, gdzie jest ten pies Savaş? Dlaczego jeszcze się ze mną nie spotkał? - Na przypomnienie o nieudaczniku, na czole kobiety pojawiła się pulsująca żyła.
Po raz kolejny ją zawiódł, a ona nie mogła nawet go skarcić, a co dopiero ukarać, bo zniknął i nikt nie wiedział gdzie jest.
- Zapadł się pod ziemię. Szukałem już go wszędzie, ale nie jestem w stanie, pani go odszukać. - Przełknął ślinę, obawiając się krzyku i bluzg o tym, jaki jest bezużyteczny.
Jednak ona jedynie zamknęła oczy, biorąc głęboki oddech. Zmęczona już intrygami i niepowodzeniami, powoli traciła siły.
Słysząc pukanie w drzwi podniosła głowę. Wyprostowała się i przybrała maskę na twarz, którą zdejmowała jedynie przy swoim wiernym słudze, i dziecku.
- Wejść.
Do środka wszedł mały książę, a zaraz za nim szła Gizem hatun, która skłoniła się tuż przed sułtanką. Sulejman pierw oddał należyty szacunek swojej matce, która uśmiechnęła się na jego widok i rozłożyła szeroko ramiona.
- Mój synek - wyszeptała i usadziła şehzade na swoich kolanach. Poprawiła ciemną grzywkę, która opadała na jego czoło, a następnie je ucałowała. Tylko on jedyny dawał jej radość.
╠══════════╣
Atike spacerowała po ogrodzie, ciesząc się ciepłymi promieniami słonecznymi. Nadal nie wyleczyła swojego serca, które krwawiło po odrzuceniu jej uczuć przez Silahtara. Jednak starała się o tym nie myśleć. Zatracając się w pięknych widokach pałacowego ogrodu, odpływała daleko myślami. Marzyła, bo to jedyne co jej pozostało w tym pałacu, który był dla niej niczym więzienie.
- Sultanym... - Usłyszała dobrze znany jej głos, który jednocześnie leczył jak i ranił jej duszę. Odwróciła się, ale nikogo nie było. To nie do niej zwracał się Silahtar aga.
Spojrzała na drewnianą stodołę, obok której właśnie przechodziła, gdzie stajenni zajmowali się pałacowymi wierzchowcami. To stamtąd dobiegał głos jej ukochanego mężczyzny.
Szybkim krokiem podeszła do wejścia od stajni, ruchem ręki zatrzymując swoje służące, aby nie szły za nią. Uchyliła delikatnie wielkie, drewniane drzwi i spojrzała przez niewielką szparę. To co ujrzały jej oczy, sprawiło, iż jej serce ponownie rozpadło się na milion kawałeczków. Jednak tym razem nie została zraniona jedynie przez ukochanego, ale i własną, rodzoną siostrę.
Patrząc na stojącą i zakochaną dwójkę, Atike czuła, jakby w jej serce wbijało się milion sztyletów. Jednak z oczu nie płynęły łzy, a buchała nienawiść połączona z żalem.
- Gevherhan! - wykrzyczała, nie mogąc dłużej patrzyć na tą ckliwą scenę. - Jak mogłaś? Zwierzałam ci się ze swoich najskrytszych sekretów, otworzyłam przed tobą moje zranione serce, a ty mnie zdradziłaś!
Sułtanka wraz z agą odskoczyli od siebie, kiedy tylko dźwięk głosu Atike, dotarł do ich uszu. Jednak było już za późno. Ich tajemnica została odkryta.
- To nie tak jak myślisz, sułtanko - odezwał się jako pierwszy Silahtar, jednak uniesiona dłoń blondynki sprawiła, że zamilkł. Wiedział, że żadne słowa ich nie wytłumaczą.
- Nie odzywaj się! To wszystko twoja wina! Złamałeś moje serce, a w dodatku spotykasz się potajemnie z siostrą samego władcy! - krzyczała, nie mogąc uspokoić szalejącego gniewu, który wydzierał się z niej. - Sułtan wszystkiego się dowie. Ta hańba nie zostanie zapomniana! - Odwróciła się i wyszła ze stajni, kierując swoje kroki do seraju.
- Atike! Błagam, stój! Nie rób tego, siostro! - Płacz Gevherhan dotarł do uszu najmłodszej z córek Kosem. Ta jednak, jedynie zaśmiała się i z obrzydzeniem na twarzy spojrzała na nią.
- Nie jesteś moją siostrą, a wrogiem. Nie pokazuj mi się na oczy.
Słyszała jak brunetka opada na ziemię i zanosi się płaczem. Nie obchodziło ją to. Nie dbała już o uczucia biednej Gevherhan, która stała się w jej oczach jedynie zdradziecką żmiją.
Szybkim krokiem przemierzała ogród, chcąc jak najszybciej dostać się do seraju. Musiała mu powiedzieć. Musieli ponieść karę.
Jednak na jej drodze pojawiła się Fatma z ponurym wyrazem twarzy.
- Atike? Coś się wydarzyło złego? - spytała, jednak ta nie odpowiedziała. Sułtanka złapała ją za łokieć i pociągnęła do tyłu, gdy blondynka ją wymijała. - Mów natychmiast! Gdzie idziesz i skąd wracasz?
- Idę do brata-władcy. Więcej ci nie powiem, dowiecie się wszystkiego zaraz, obiecuję. - Fatma zmarszczyła brwi na słowa, jak i ton głosu Atike. Nie był podobny do jej delikatnej osobowości, którą znała.
Za plecami blondynki, dojrzała zapłakaną Gevherhan, która wysoko trzymając swoją suknię, biegła w ich stronę. Fatma przekrzywiła głowę w bok i ruchem dłoni zawołała swoją drugą siostrę.
-Nie pozwól jej na to Fatmo. - Rozpaczliwy głos brunetki jeszcze bardziej sprawił, że kobieta musiała dowiedzieć się, co doprowadziło je do takiego stanu.
- Pochwal się naszej siostrze co wyprawiasz, jak hańbisz naszą dynastię - wycedziła przez zaciśnięte zęby Atike, wyszarpując swoje ramię z uścisku.
Gniewne spojrzenie młodszej, sprawiło, że Gevherhan spuściła wzrok i zaniosła się jeszcze większym płaczem. Fatma objęła ją jednym ramieniem i próbowała uspokoić.
- Mam tego dość, idę do sułtana i wszystko mu opowiem.
- Nigdzie nie pójdziesz, Atike. - Głos sułtanki Kösem sprawił, że wszystkie kobiety zastygły w miejscu. Mahpeyker wyłoniła się zza swoich róż i spojrzała karcącym wzrokiem na swoje córki. - Co to za przedstawienie odgrywacie na oczach wszystkich? Cała trójka natychmiast ma się znaleźć w mojej komnacie.
Pierwsza poszła Atike, unosząc dumnie głowę do góry. Zaraz za nią szła Fatma, która nie wypuszczała spod swojego ramienia, skuloną i nadal szlochającą siostrę.
- Jak mogłaś tak karygodnie postąpić, Gevherhan? - Wściekły głos Kosem odbijał się od ścian jej komnaty. Nie mogła uwierzyć, że jej córka mogła tak się zachować. - Myślałam, że to ty jesteś tą trzeźwo myślącą, tą najmądrzejszą z moich córek.
- Jednak się myliłaś matko. Gevherhan jest...
- Milcz! Nie jesteś od niej lepsza! - krzyknęła, a najmłodsza spuściła wzrok i przełknęła ślinę. - Jak zachowywałaś się przez ostatnie tygodnie? Sądzisz, że jestem tak głupia i nie domyślałam się o co chodzi? Jedynie nie miałam pojęcia, kim jest ten mężczyzna. W tej chwili to już oczywiste. Umierałaś z miłości do Silahtara, a teraz chcesz donieść na własną siostrę, bo on nie odwzajemnił twoich uczuć, tylko jej?
- Matko, to nie tak, ja...
- Nie widzicie co on z wami zrobił? Skłócił kochające i wspierające siebie nawzajem siostry, dla swojej uciechy! - Wskazała palcem po kolei na jedną i drugą. Pokręciła głową, nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje. - Masz zakaz spotykania się z Silahtarem, Gevherhan! Jak tylko dowiem się, że urządziliście sobie kolejną schadzkę w ogrodzie, to pożałujesz. I niech tylko którakolwiek z was, a szczególnie ty Atike - zwróciła się do blondynki, która stała z drgającą brodą i łzami w oczach. - doniesie o tym władcy, to nie chciałabym być wtedy w twojej skórze.
╠══════════╣
Odłożyła książkę na bok i z ciężkim westchnięciem, po raz kolejny tego dnia, wyjrzała przez okno. Odczuwała głęboką tęsknotę za swoim domem, lasem i psem. Alp jej najwierniejszy przyjaciel zniknął w dniu, kiedy trafiła do myśliwskiego pałacyku. Nie zapomniała o nim, serce bolało jej na myśl, że może teraz chodzić głodny po uliczkach Konstantynopolu, wyganiany przez nieempatycznych mieszkańców.
Wspominała czasy kiedy to każdego dnia, spacerowała po lesie zbierając owoce w nim rosnące, albo obserwując ptaki, które wydawało się, że towarzyszyły jej, umilając czas swoim śpiewem.
Teraz zamknięta w czterech pałacowych ścianach, miała jedyną przyjaciółkę i nie mogła nawet na chwilę wyrwać się z tego zamkniętego świata. Czuła, że dusi się w seraju i potrzebuje chociaż na chwilę się z niego wydostać. Spacer po ogrodzie już jej nie wystarczył, ponieważ była tam obserwowana z każdej strony. Nie mogła bosymi stopami poczuć trawy, położyć się na niej, aby następnie pooglądać piękne niebo, na którym chmury tworzyły wymyślne kształty.
- Słyszysz mnie, Zişan? - Z zamyślenia wyrwał ją głos Dilruby. Niebieskooka spojrzała na nią i wyprostowała na swoim siedzeniu, odrywając wzrok od widoku za oknem.
- Tak, wybacz mi. Trochę odpłynęłam - mruknęła.
- Sułtan wzywa cię na noc - przekazała wiadomość, którą dostarczył jej jeden z agów. - Przyniosłam suknię, którą mogłabyś ubrać.
W dłoniach trzymała kreację w kolorze szafiru, ze złotymi zdobieniami przy dekolcie, oraz ciągnące się od ramion pionowo w dół. Rękawy wykonane z lekko prześwitującego materiału, ciągnęły się aż do ziemi. To był jeden z prezentów od sułtana, który podarował jej po informacji, że jest brzemienna.
- Dawno mnie do siebie nie wzywał - stwierdziła, podnosząc się z ottomanu. - Myślałam, że już o mnie zapomniał.
- Zapewne ma dużo obowiązków, bo w końcu jakby miał zapomnieć o swojej przyszłej żonie? - spytała z uśmiechem Dilruba, pomagając przebrać się dziewczynie.
Czuła podekscytowanie, krocząc Złotą Drogą prosto do komnaty władcy. Nie widziała go od kilku dni i bardzo stęskniła się za jego obecnością.
Weszła do środka od razu, nie czekając nawet sekundy, strażnicy zapewne byli poinformowani, że od razu mają ją wpuścić.
- Hunkarim? - Zdziwiona rozejrzała się po pomieszczeniu, nie widząc w nim sułtana. Podeszła do otwartych drzwi na taras i dopiero wtedy go ujrzała.
Stał wyprostowany, z rękami luźno położonymi na balustradzie. Patrzył gdzieś w horyzont i wydawał się głęboko zamyślony. Włosy rozwiewał wiatr, który tego dnia był dość porywisty. Zapewne nadchodzi burza.
Podeszła do niego i położyła swoją dłoń na jego ramieniu. Sułtan nie odwrócił się, doskonale wiedząc kto go odwiedził.
- O czym myślisz, Murad? - spytała próbując wyłapać wzrokiem miejsce, który obserwuje mężczyzna.
- O tym jak bardzo cię zawiodłem, Zişan - powiedział cicho i westchnął. - Zabrałem ci twój dom, odebrałem wolność, na siłę zatrzymując w pałacyku myśliwskim, a nawet nie potrafiłem zapewnić ci bezpieczeństwa. Dwa razy ktoś próbował pozbawić cię życia, a ja nie jestem w stanie znaleźć tej osoby.
Zisan natychmiast złapała jego twarz w swoje dłonie i odwróciła tak, aby spojrzał w jej oczy.
- To przeszłość, Muradzie. Jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie, będąc przy tobie. To prawda kochałam swoje dawne życie, spacery po lesie, mojego psa Alpa, straciłam to wszystko, ale zyskałam coś więcej. Coś czego nigdy nie pragnęłam, a tak bardzo potrzebowałam - mówiła, a jej słowa wypływały prosto z serca. Nie odrywała wzroku od ciemnych tęczówek sułtana, nie zawahała się nawet przez chwilę. - Zyskałam ciebie, a to najlepsze co mógłby dać mi Allah. I nie chce nic więcej, jak twojej miłości, Muradzie.
Po tych słowach, mężczyzna przyciągnął ją do długiego i głębokiego pocałunku. W tym momencie wszystko co złe, przestało mieć znaczenie. Liczyli się tylko oni, zamknięci w swych objęciach i przelewający sobie nawzajem miłość, pocałunkami.
╚══════════╝
#zostanwdomu
Ze względu na tą trudną sytuacje, czyli nieszczęsny koronawirus, postaram się dodawać częściej rozdziały. Może na chwilę, chociaż tym kilku osobom, które czytają Mystery of love, zabiję nudę.
A wam życzę dużo zdrowia, pamiętajcie żeby myć często i dokładnie rączki, siedzieć w domu, aby jak najszybciej to wszystko się skończyło :)
Do zobaczenia! <3
*jeśli spodobał się rozdział, zostaw gwiazdkę, to dodaje chęci do pisania :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top