Rozdział 12

-"Po prostu"?!- krzyknęłam, zrywając się na nogi. Ogarnęłam mnie taka wściekłość, że natychmiastowo otrzeźwiałam.- Ja tu dramat przeżywam! Wiesz ,kurwa jak przez ostatni prawie rok cierpiałam! Ile łez przez to wylałam! A ty mówisz ,że się "po prostu" w tobie zakochałam jakbyś mówił , że na obiad będzie schabowy! Lepiej mi z oc...- nie dałam razy dokończyć, ponieważ Osamu...

Alice

...mnie pocałował. Tak po prostu.

Przez chwilę chciałam go uderzyć, przywalić tak żeby krzyknął z bólu i odsunął, a ja bym uciekła. Ale ,nie umiałam. Uznałam ,że przez jedną chwile mogę okłamywać siebie i wierzyć ,że jeszcze dane jest mi być szczęśliwą, nawet jeśli tylko przez kilka sekund.

Nie przerwałam pocałunku, ale też go nie odwzajemniłam.

Czułam ,że w oczach mam łzy.

Nawet jeśli go kochałam i nie raz marzyłam o pocałunku z brunetem ,to teraz miałam ochotę krzyczeć i płakać.

Dazai odsunął się odemnie i trochę się zdziwił widząc moje łzy.

-Czemu płaczesz skoro mnie kochasz?- zapytał marszcząc brwi.

-Po co mnie pocałowałeś?- szepłam, chyląc głowę ,aby nie zobaczył zściekających po moich policzkach, łez.- Jesteś okropny. NIENAWIDZE CIĘ!- krzyknęłam i zaczełam biec do domu, byłam pijana ,a na dodatek przez łzy nie widziałam drogi.

Nic więc dziwnego ,że w pewnym momencie poczułam rozdzielający ból, który z jednego boku przeszedł na całe ciało.

Nie chce się już obudzić.

Dazai

Minęła mnie biegiem.

Nie bardzo rozumiem czemu tak zaareagowała, ale ponoć szłyszałem że dziewczyn nie warto spróbować zrozumieć bo to się i tak nie uda.

Ruszyłem do domu, jutro albo będzie fochnięta ,albo nie będzie nic pamiętać.(grunt ,aby rozróżnić czy naprawdę nie będzie pamiętać ,czy tylko udawać)

Od razu po powrocie do domu, poszedłem się umyć i spać.

Zastanawiał mnie tylko niepokój, który odczuwałem. Nie miałem pojęcia czym mógłby być spowodowany.

Rzadko kiedy mnie coś niepokoiło, dlatego jeszcze bardziej byłem tym zdziwiony.

Udało mi się jakoś zasnąć, śniły mi się koszmary, aczkolwiek nie pamiętam co dokładnie.

Wstałem bardzo wcześnie, dlatego postanowiłem poczytać, aż do czasu w którym będę musiał iść do pracy.

Idąc już do Agencji wpadłem (dosłownie) na Chuuye.

Był jakiś... przybity.

W ręku miał bukiet kwiatów z białych róż i lili.

-Jeszcze ciebie mi brakowało do chujowego humoru.-warknął, ale jego głos był przesiąknięty smutkiem.

-Jakiś smutny jesteś Chu~Chu. Stało się coś?- zapytałem z uśmiechem.

-Wyobraź sobie kurwa. Moja siostra leży w szpitalu ,ledwo żyjąc ,a ja kurwa wpadam na jedyną osobe ,której nie chciałem spotkać.- gdy to powiedział, miałem wrażenie ,że serce mi stanęło.

Szybko musiałem uzyskać jakieś informacje.

-Jak to w szpitalu? Co się stało?- zapytałem marszcząc brwi.

-Wczoraj w nocy Alice wpadła pod samochód. Gdybym tylko się nie uchlał- szepnął ,odwracając głowę.

Teraz na pewno serce mi stanęło.

-W no...cy?- zapytałem przerażony.

Musiała wpaść pod niego, gdy uciekła ode mnie.

Poczułem wzrok Chuuyi na sobie, zmarszył brwi w wściekłości.

-Ty coś wiesz!- krzyknął ,łapiąc mnie za ciuchy i podnosząc do góry.

-Mogę iść z tobą do szpitala? -zapytałem odwracając głowę w bok.

Mimo wszystko, wstyd było mi patrzeć w jego oczy.

Przychnął ,puszczając mnie.

Szliśmy do szpitala w ciszy, żaden z nas nie miał się po co odzywać. Choć wiedziałem ,że Chuuya nie odpuścił mi odpowiedzi.

Gdy tylko weszliśmy do pokoju, w którym powinna być Alice, do moich nozdrzy dotarł zapach leków oraz usłyszałem pikanie aparatury.

Dziewczyna o wyglądzie albinoski leżała w szpitalnej pościeli wyglądając całkowicie jak Śnieżka.

Wszystko to psuł ogrom różnych szpitalnych przyrządòw, ktòre utrzymywały ją przy życiu.

Po chwili zdałem sobie sprawę ,że (jeśli wierzyć urządeniu) serce dziewczyny non stop przystaje by po chwili ruszyć pełnym galopem.

Zmarszczyłem brwi na to, co Chuuya zauważył.

-Dzieje się tak przez jej umiejętność "Mylne Pragnienie". Alice musi podświadomie jej na sobie używać. Nie chce żyć, coś musiało się wczoraj wieczorem stać.- szepnął do mnie, jakby bojąc się, że ją obudzi i zrobi jej tym krzywdę.

-Rozmawiałem z nią wczoraj w nocy- przyznałem.

Natychmiastowo się do mnie odwrócił, a jego wzrok choć gniewny wyrażał chęć poznania więcej historii.

-Przechodziłem przez park, kiedy ją zobaczyłem. Siedziała na ławce, zacząłem rozmowę. Jednak w trakcie stało się coś przez co Alice wybiegła z parku z płaczem. Gdybym wiedział, że jej się coś stanie ,pobiegłbym za nią- westchnąłem, kątem oka zerkając na dziewczynę.

-Krzywdzisz wszystkich na swojej drodze. Wyjdź!- krzyknął.

-Czuję się winny ,dlatego tu przyszedłem- odpowiedziałem, marszcząc brwi w przepływie gniewu.

-Właśnie! Przyszdłeś tu dla swojego sumienia ,a nie dla niej!- wydarł się na mnie odkładając kwiaty ,aby ich nie uszkodzić. Już chciał do mnie podejść i uderzyć, gdy zatrzymało go coś, czego żaden z nas się nie spodziewał.

-Och! Uciszcie się- jęknął cicho ,dziewczęcy głos.

Oboje popatrzyliśmy na Alice. Przecierała ręką jedno oko, a drugim, ledwo otwartym patrzyła na nas.

-Czy wy naprawdę nie możecie choć raz być dla siebie mili? Kłòcicie się nawet w szpitalu i na dodatek chcecie się jeszcze bić?!- podniosła się do siadu, patrząc na nas wkurzona.

Jednaj praktycznie od razu popatrzyła na wszystkie welflony, igły i resztę aparatury.

Z jej ust wydobył się cichy krzyk, a w oczach dostrzegłem przerażenie.

-Dotknij jej!- krzyknął szybko do mnie Chuuya.

Wykonałem jego polecenie w momencie, w którym postanowiła użyć swojej umiejętności.

Jednak byłem szybszy i zdąrzyłem ją dezaktywować.

Popatrzyłem na Chuuye ,rządajac wyjaśnień.

Jednak szybko wròciłem wzrokiem na dziewczynę, gdy poczułem że się we mnie wtuliła. W dodatku cała się trzęsła, zacząłem ją uspokajająco gładzić po plecach ,jednak wzrok skierowałem na Chuuye.

-Alice jest chora na hematofobie. Panicznie boi się igieł i zastrzyków.- szepnął Chuuya ,tak aby białowłosa nie usłyszała.

Uspokoił się gdy jego siostra się obudziła. (I w dodatku na niego "nawreszczała")

Jednak raczej nie był zadowolony z tego, że ją uspokajam.

-Pójdę powiedzieć lekarzą, że się obudziłaś- powiedział Chuuya, wychodząc z pomieszczenia.

Gdy tylko zniknął, Alice się ode mnie odsunęła szybko wyszarpując od siebie wszelką aparature.

Urządzenie, które do teraz oznajmiało tętno Alice, nieprzerwanie zaczęło piszczeń dając znać ,że nie wykrywa pulsu.

Po ręce dziewczyny zaczęła zciekać krew.

Szybko złapałem chusteczkę i dezyfikujący płyn i wytarłem jej ranę.

Potem biorąc wacik i odrywając kawałek swojego bandaży, owinęłem rankę.

Po czym popatrzyłem w jej oczy ,które przez cały ten czas były skierowane w stronę mojej twarzy...



Opublikowane: 5.02.2020













Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top