Rozdział Pierwszy
"Czasami zastanawiam się, czy robisz to specjalnie"
— Lukas. — powiedziała wysoka, szczupła blondynka, zaglądając do garażu. Trzymała w rękach zamknięte, styropianowe pudełko. Kiedy otworzyła znów usta, zza podniesionej maski samochodu wyłonił się brunet.
Na policzku miał rozmazaną, czarną maź, prawdopodobnie smar albo olej silnikowy. Jego ręce były również pokrycie ciemną cieczą. Jego szczery, szeroki uśmiech rozpościerał się od ucha do ucha, a w oczach miał iskierki zadowolenia.
— Cześć, mamo! — zawołał do kobiety i wstał na proste nogi. Po chwili obok niego, wyłonił się jasnowłosy chłopak, jeszcze bardziej ubrudzony w czarnej cieczy i w niebieskich szelkach. Kobieta się zaśmiała cicho, i położyła talerz na blacie warsztatu w garażu.
— Dzień dobry, pani Marshall. — odezwał się jasnowłosy chłopak, darząc kobietę uśmiechem.
— Cześć, Nicolasie, miło cię widzieć. — odpowiedziała kobieta i podeszła do nich bliżej. — Nad czym dziś pracujecie? — zapytała, z nutką ciekawostki w głosie, jednak kiedy zobaczyła otwartą maskę samochodu swojego syna i powyciągane na wierzch kable i części spod maski, zamarła początkowo, nie wiedząc za bardzo co się dzieje.
— Chcieliśmy wymienić olej, ale zamiast tego skończyło się na wymienianiu żarówek w lampach, dokręcaniu każdej możliwej śruby i sprawdzanie płynów... — wymruczał Lukas, kładąc ręce na biodra, patrząc tym samym na swoje dzieło.
— Wypraszam sobie, ja spuściłem olej. — powiedział Nicolas, śmiejąc się z przyjaciela.
— Gdyby Lukas sam miał zamiar to wszystko zrobić, stwierdziłabym że ma oddać samochód do mechanika, ale skoro jesteś z nim, to nie muszę się o nic martwić. — powiedziała kobieta i po raz ostatni obdarzyła chłopców ciepłym uśmiechem, zanim zniknęła w drzwiach prowadzących do kuchni na tyle domu.
Nicolas spojrzał na swoje ręce, a potem na ręce Lukasa, i się uśmiechnął.
— Wychodzi na to, że znów musisz mnie nakarmić. — zażartował jasnowłosy, pokazując swoje ręce w oleju silnikowym.
— Brzmisz, jakby ci się podobało. — uśmiechnął się Lukas i spojrzał na kolegę. — Kupiłem nową pastę, olej powinien łatwiej zejść. — dodał.
— Aw, psujesz całą zabawę. — wymruczał Nicolas i ruszył w stronę kranu z wodą, i nalał zimnej wody do wiadra stojącego na podłodze, tuż pod kranem.
— Dobrze wiesz, że się tylko droczę. — powiedział Lukas, uśmiechając się.
Po kilku chwilach, chłopcy siedzieli obydwoje nad wiadrem z wodą, próbując wyczyścić ręce ze smarów i innych samochodowych zanieczyszczeń. Lukas wypłukał po raz ostatni ręce i obejrzał je dokładnie, upewniając się, że pozbył się całego brudu ze swoich rąk.
— Chyba mi się udało-... — po chwili urwał gdy spojrzał na ręce przyjaciela i pokręcił głową, śmiejąc się pod nosem. — Jesteś naprawdę niezdarą. — dodał śmiejąc się.
Nicolas siedział na podłodze w niebieskich szelkach. Kiedy policzki i nos wraz z szyją i przedramionami były w śladach i odciskach palców Lukasa, a jego ręce były całe czarne i gdzieniegdzie pokryte pianą. Jasnowłosy oparł ręce o kant wiadra, tuż nad wodą i spojrzał na Lukasa. Ich spojrzenia się spotkały i w tym samym czasie obydwoje odwrócili wzrok.
— Ja nie żartowałem z tym karmieniem mnie. — powiedział, uśmiechając się po chwili do Lukasa, białowłosy chłopak.
— Czasami zastanawiam się, czy robisz to specjalnie. — dodał Lukas i wytarł ręce o czystą szmatkę, wiszącą na haczyku, tuż nad głową Nicolasa.
Podszedł do warsztatowego stołu i spojrzał na styropianowe pudełko, po czym je otworzył. Uśmiechnął się do siebie i spojrzał na Nicolasa, który trzymał wiadro z wodą między nogami, dalej siedząc na podłodze, mizernie szorując palce, patrząc jak powoli schodzi smar.
— Mama zamówiła Sushi. — uśmiechnął się brunet i usiadł na niskim, drewnianym taborecie blisko Nicolasa.
Białowłosy podniósł głowę, i uśmiechnął się widząc ulubione jedzenie. Chłopak oblizał usta, a w tym czasie Lukas złapał za pałeczki, biorąc pierwszy kawałek między pałeczki.
— Leci samolocik~... — powiedział z szerokim uśmiechem, udając samolocik z jedzeniem, który leciał w stronę buzi Nicolasa.
Jasnowłosy się uśmiechnął i pokręcił głową.
— Dobra, bez wygłupów. — powiedział i wsadził mu do buzi kawałek sushi. Nicolas zaczął powoli gryźć kawałek i powrócił do szorowania rąk. — Należy Ci się. Ciężko pracowałeś pół południa, bez obiadu i jeszcze w dodatku po swojej zmianie. — powiedział Lukas, dziękując przyjacielowi za wspólnie spędzony czas.
— Czy to już niebo? — zaśmiał się Nicolas, wciąż z pełną buzią. — Wymarzona praca, w które nie dość że ci dają w zamian jedzenie, to jeszcze Cię karmią! — powiedział po przełknięciu kawałka sushi.
Lukas się uśmiechnął i włożył do ust chłopaka kolejny kawałek, po czym przechylił głowę w bok.
— Nigdy się nie zmieniłeś. Za dzieciaka też myślałeś żołądkiem. — zaśmiał się Lukas, a Nicolas powstrzymał parsknięcie śmiechem, przeżuwając kawałek sushi do końca.
— Przecież wiesz, że w głębi duszy dalej jesteśmy dziećmi z piaskownicy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top