Rozdział Drugi
To nie jest tak jak myślisz.
Po zmierzchu, ściany przybrały różowawy kolor przez ostatnie promienie zachodzącego słońca za horyzontem. Nicolas leżał rozciągnięty na wykładzinie w pokoju swojego przyjaciela. Jego oczy były zamknięte, czując jak promienie słońca ogrzewają jego twarz.
Lukas z kolei siedział na łóżku oparty o szarą ścianę, wzrok skierował na przyjaciela. Uśmiechnął się, widząc pozycję kumpla. Zaśmiał się pod nosem i gdy już sięgał po poduszkę, aby rzucić nią w jasnowłosego chłopaka, ten się odezwał.
— Nawet nie próbuj. — powiedział lekko zachrypniętym głosem Nicolas, uchylając powieki i spoglądając na drugiego chłopaka. — Zbyt wygodnie mi się leży, aby przyjmować jakąkolwiek poduszkę. — powiedział lekko się uśmiechając i westchnął głęboko.
— Mieliśmy wymienić tylko olej... — wymruczał Lukas, drapiąc się po karku. — Domyłeś chociaż ręce? — zapytał.
— Nie wiem co to za olej był w Galancie, ale zostało mi go jeszcze trochę pod paznokciami, nie mogłem tego wyszorować. — powiedział Nicolas, i podparł się na łokciach, aby lepiej widzieć przyjaciela. — Ten spojler co go masz, dociąża ci zderzak? — zapytał po chwili, będąc jednocześnie trochę zabłąkany we własnych myślach.
— W sumie... Nie zwróciłem uwagi... — powiedział i wstał z łóżka, gotowy iść i sprawdzić czy faktycznie spojler dociąża zderzak, kiedy Nicolas podniósł się z podłogi. Złapał Lukasa za nadgarstek i pociągnął do siebie, w rezultacie obydwoje leżeli na podłodze, z takim wyjątkiem, że Lukas na podłodze, a Nicolas na nim.
— Nigdzie nie idziesz. — wymruczał Nicolas, przygniatając chłopaka swoim ciężarem, mimo że był nieco lżejszy od chłopaka.
— Klocek jesteś. — powiedział Lukas, mrucząc resztę pod nosem. Białowłosy potrząsnął głową.
— Oj tam. — prychnął Nicolas i zamknął oczy, delektując się w miarę wygodną pozycją. — W sumie, mógłbyś robić za materac. — powiedział kładąc głowę na jego klatce piersiowej.
Między nimi nastała cisza. Nicolas wsłuchiwał się w bicie serca przyjaciela, który z kolei gładził kciukiem bok przyjaciela. Leżeli tak przez dłuższą chwilę. Brunet czuł jak ciało przyjaciela się rozluźnia, co znaczyło że zasypia.
Chwilę ciszy przerwało nagłe pukanie do drzwi, które prawie od razu otworzyły się na oścież. Nicolas i Lukas zerwali się z miejsca, odsuwając się od siebie. Nico czuł jak jego gardło zaciska się, a serce przyspiesza tempa, kiedy próbował przybrać spokojny wyraz twarz, a z kolei Lukas zrobił się nieco czerwony na twarzy, kiedy jego mama weszła do pokoju, dać im znać że przekąski na wieczór są gotowe.
— To nie jest tak jak myślisz. — wypaplał nagle Lukas, dopiero po chwili rozumiejąc co powiedział do swojej mamy. Nicolas odchrząknął zwracając na siebie uwagę po czym spojrzał na mamę Lukasa.
— Ja chętnie coś jeszcze zjem. — uśmiechnął się białowłosy i wstał z podłogi po czym wyminął kobietę i skierował się do kuchni. Po chwili dołączył do niego jego przyjaciel.
Między nimi była niezręczna cisza, Nicolas przygotował dwa kubki i wyciągnął łyżeczki. Lukas stał oparty o ladę, wpatrując się w podłogę.
— Ziemia do białek komety. — zaśmiał się Nicolas, widząc jak jego przyjaciel odpłynął w nieznane zakątki swojej głowy, niknąc w mgle myśli.
— Odbiór czarna furio. — odpowiedział Lukas, uśmiechając się do chłopaka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top