Rozdział 5 "Umowa"

Nadszedł drugi czwartek roku szkolnego. Dla uczniów oznaczało to koniec ochronki, jak zwykli nazywać okres, w którym nauczyciele jeszcze im odpuszczają odpowiedzi, kartkówek czy sprawdzianów. Jednak dla Nathaniela oznaczało to już pięć dni w zakazanym związku. Zajęcia indywidualne stały się wymówką dla ich spotkań z nauczycielem, na których trzymali się w ramionach i rozmawiali. Wiersze spadły na dalszy plan. Boone lubił słuchać Jonathana, a nauczyciel wyraźnie kochał w swoim uczniu tą słodką uległość i uroczy śmiech.

Siedzieli właśnie przy biurku Knoxa – Nate przysiadł na kolanach ukochanej osoby, a Jon oplatał go ramionami w talii. Przeglądali niedawno wypożyczoną przez białowłosego książkę. Brunet przejeżdżał nosem po karku chłopaka, uśmiechając się delikatnie, gdy ten rumienił się na ten gest.

- Nate? – mruknął cicho, a chłopak odwrócił się w jego stronę tak, że dzieliły ich zaledwie trzy centymetry. – Chciałbym zabrać Cię gdzieś na więcej niż jeden dzień... Myślisz, że dałbyś radę wyrwać się z domu na ten weekend?

- Na dwa dni? – dopytał zaskoczony chłopak, a gdy otrzymał potwierdzenie, zastanowił się cicho. Do głowy przyszło mu, że chyba dałby radę wmówić rodzinie, że jedzie gdzieś z dziewczyną. Bał się tylko, że matka mogłaby chcieć poznać najpierw rzekomą Jolie albo pomówić z jej rodzicami. Postanowił jednak spróbować. – Porozmawiam dzisiaj z mamą i dam Ci znać, dobrze?

Jonathan uśmiechnął się promiennie i delikatnie pocałował chłopaka, wplatając jedną dłoń w jego włosy. Traktował Nate'a jak najcenniejszy skarb. Za każdym razem robił to tak czule, jakby bał się, że chłopak nagle zniknie w jego ramionach. Dopiero głośny dzwonek ogłaszający przerwę zakończył ten pocałunek. Boone odsunął się od bruneta i wstał z jego kolan, sięgając po torbę. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu i spytać o wyjazd matkę. Każda minuta z nauczycielem sprawiała mu ogromną przyjemność, a możliwość spędzenia z nim całych dwóch dni była jak spełnienie marzeń.

Po tym jak pożegnali się ostatnim pocałunkiem, białowłosy wybiegł ze szkoły, aby jak najszybciej dotrzeć do domu. Znalazł się tam zdecydowanie prędzej, niż mógł przypuszczać. Wpadł przez drzwi jak torpeda i od razu ruszył do salonu, skąd dobiegały dźwięki z telewizora. Jego matka siedziała wygodnie na kanapie z podciągniętymi nogami i przeglądała jakieś papiery w akompaniamencie słodkiej biesiady w serialu, który akurat leciał. Gdy zauważyła w progu syna, odłożyła kartki na stolik do kawy i uśmiechnęła się do niego.

- Już w domu? Szybka ta wasza randka tym razem! – zaśmiała się, a on odwzajemnił uśmiech. Odłożył torbę pod ścianą i podszedł do drugiego fotela, aby porozmawiać z matką. Ta widząc powagę sytuacji, ściągnęła nogi z kanapy i zamilkła.

- Ja wiem, że... z Jolie znam się krótko, ale czy moglibyśmy razem wyjechać na weekend? W sensie na dwa dni... Razem... Sami. – wyjaśnił szybko, ale w jego głosie słychać było zdenerwowanie. Jego rodzicielka zmarszczyła brwi, po czym przez chwilę milczała. – Wiem, że to tak nagle, ale ona bardzo chciała pokazać mi pewne miejsce za miastem...

- Nate... Ja nie mam nic przeciwko, tylko... – zawahała się, ale w końcu wzięła głęboki oddech i kontynuowała: - Źle mi z tym, że ja muszę o tym z Tobą rozmawiać... To twój ojciec powinien, ale skoro mamy sytuację awaryjną, chyba nie mam wyjścia.

Nathaniel zamrugał zaskoczony, jakby nie do końca rozumiał, o co chodzi matce, a ta z każdą kolejną minutą była coraz bardziej czerwona. Kobieta zaś w głowie szukała odpowiednich słów, aby zacząć tę poważną rozmowę

- Masz już osiemnaście lat, więc na pewno obiło Ci się o uszy, że niektórzy w twoim wieku zaczęli już... życie seksualne.

„A więc tego dotyczy ta rozmowa..." – pomyślał białowłosy z ulgą, ale nagle go olśniło. Nigdy by nie pomyślał, że wyjazd we dwoje może być wymówką do właśnie tego. Nathaniela ogarnęły nerwy, gdy tylko zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie temu miała służyć wycieczka.

Nie mógł jednak uwierzyć, że nauczyciel tak szybko chciał to zrobić, podczas gdy Boone kompletnie nic na ten temat nie wiedział. Do weekendu zostały tak naprawdę tylko dwa dni, a skoro matka mu pozwoliła, to oznaczało, że wtedy właśnie straci... dziewictwo, - jeśli tak mógł nazwać swoją niewinność.

- Chciałabym tylko, żebyś wiedział, że ufam Ci, ale mam nadzieję, że będziesz używał zabezpieczeń... Nie chciałabym przedwcześnie zostać babcią. Poza tym to twoja pierwsza dziewczyna, więc powinieneś się zastanowić, czy to ona ma być też pierwszą w tej właśnie sprawie... Rozumiesz, co chcę przez to powiedzieć, prawda? – wymamrotała, jakby nie mogła pogodzić się z dorastaniem syna, podczas gdy on właśnie zdał sobie sprawę z całej tej sytuacji. Nie potrafił uwierzyć, jak łatwo przeoczył fakt, że na wyjeździe będą całkiem sami.

- Tak, rozumiem mamo, ale raczej nie będziemy aż tak... szaleć? – mruknął lekko zdenerwowany własną głupotą, po czym ucałował matkę w policzek i podziękował, pędząc po schodach do swojego pokoju. Musiał to przemyśleć. W końcu miał dwa dni na dowiedzenie się, jak to wszystko przebiega między dwoma mężczyznami, a na pewno nie mógł spytać o to Jonathana, bo kompletnie by się skompromitował. Nie chciał wyjść przy nim na dziecko.

~⚣~

Jonathan poprawiał właśnie ostatnio napisane przez uczniów kartkówki, gdy do jego gabinetu wpadła czerwonowłosa zołza. Kobieta była ostro wymalowana i najpewniej właśnie udawała się na dobrą zabawę do klubu. W końcu dochodziła godzina ósma wieczorem.

- Wychodzę. Nie czekaj na mnie. – oznajmiła, po czym odrzuciła rude loki na bok i odwróciła się, aby wyjść.

- Nie miałem zamiaru. – odparł szybko brunet, na co Erica parsknęła wściekle i pokazała mu środkowy palec w odwecie. – Jak dziecko...

Gdy tylko usłyszał głośne trzaśnięcie, westchnął głęboko, a przez myśl przeszło mu, że jak tak dalej pójdzie, to ona w końcu rozwali drzwi. Kobieta od zawsze była impulsywna i każda uwaga na jej temat sprawiała, że wpadała we wściekłość. Być może jej silny charakter tak mu się spodobał na początku, ale teraz gdy patrzył na to z biegiem lat, myślał, że był po prostu głupi. Zdecydowanie bardziej odpowiadałoby mu, gdyby mógł związać się z kimś tak delikatnym i niewinnym jak Nathaniel. Chłopak emanował słodkością, podczas gdy Erica zdawała się nie znać tego słowa. Owszem od zawsze była piekielnie seksowna, ale nagle straciło to jakiekolwiek znaczenie w oczach Jonathana.

Mężczyzna oparł się wygodnie o oparcie krzesła, po czym zamknął oczy i odprężył się. Czuł potworne wyczerpanie z powodu ciągłych spięć między nim a żoną. Tak naprawdę, jeśli nie byłoby przy nim Nate'a, już dawno rzuciłby wszystko, wniósł pozew o rozwód i wyniósł się z tego chorego miejsca. Tylko on go trzymał w tym wariatkowie i był z nim zbyt związany, by go porzucić.

W głowie układał sobie plany odnośnie wyjazdu. Martwiło go, czy rodzina chłopaka zgodzi się na taki wyjazd, nie mając pojęcia o tym, że to on będzie jego towarzyszem. To wszystko przyszło tak nagle, że nie miał nawet szans, aby zastanowić się, jak będzie wyglądała przyszłość. Wiedział jedno, był już niezdrowo zakochany w białowłosym uczniu.

~⚣~

Następnego dnia Nate wstał wyjątkowo wcześnie. Ubrał się w dosłownie parę minut nie zwracając większej uwagi na to, co znalazł w szafie. Ostatecznie skończył w ciemnych jeansach i koszulce z jakimś przypadkowym napisem. Na to wszystko zaraz po śniadaniu narzucił czarną kurtkę i gruby bordowy szalik. Tym razem nie czekał na siostrę. Gdy Nora schodziła dopiero po schodach, chłopak wyszedł już i powoli skierował się w stronę szkoły.

Potrzebował trochę czasu w samotności przed lekcjami, aby dobrze zastanowić się nad tym, co chciał zrobić. Wymyślił sobie niezły plan, ale obawiał się, że nic z tego(nie) wyjdzie i szybko się skompromituje, dlatego kiedy tylko dotarł do budynku szkoły, przemyślał to poważnie i zdecydował się działać już po pierwszej godzinie.

Właśnie miała zacząć się lekcja biologii, gdy do klasy wpadła zdyszana Nora. Jej twarz była czerwona i bynajmniej nie z powodu zmachania. Strzeliła wściekłym spojrzeniem w brata, po czym podeszła do swojej ławki. Nauczyciel przyjrzał się uczennicy, ale był jednym z tych łagodnych, dlatego nie wyciągnął żadnych konsekwencji i zaczął zajęcia.

Przez całą godzinę Nate czuł się szturmowany spojrzeniem Nory. Dziewczyna wydawała się być wściekła na niego i chłopak mógł podejrzewać, o co mogło chodzić. Choć zdarzało się to rzadko, zawsze kiedy Nate wychodził wcześniej do szkoły, Nora się spóźniała. Usprawiedliwiała to tak, że łatwiej jej było kontrolować godzinę, gdy brat był razem z nią. Bez niego się zapominała.

Dlatego gdy tylko skończyła się lekcja i Nate wyszedł, aby realizować swój plan, Nora złapała go za ramię i pociągnęła pod ścianę.

- Co ty sobie myślisz?! Czemu nie powiedziałeś mi, że się tak spieszysz?! Poszłabym z Tobą! – warknęła, a on skołowany odwrócił wzrok. Zależało mu na czasie.

- Przepraszam... Potrzebowałem chwili samotności...

- To nie mogłeś jej potrzebować po zajęciach?! Spóźniłam się kretynie! Gdyby to była lekcja angielskiego, to bym Ci nie wybaczyła! – żachnęła się i odeszła wściekła jak osa. Nathaniel zaskoczony przez parę sekund się nie ruszał. Siostra już dawno tak na niego nie nakrzyczała.

W końcu jednak dotarło do niego, co miał zrobić i ruszył przed siebie, miotany wyrzutami sumienia. Zdał sobie sprawę, ze w sumie mógł powiedzieć Norze, że już wychodzi. Może wtedy zwróciłaby uwagę na godzinę.

Przerwał rozmyślanie dopiero wtedy, gdy nieuważnie wpadł na kogoś. Szybko wyszeptał „przepraszam" i podniósł głowę. Natychmiast zamarł. Przed nim stał Trevor Loody. Chłopak był wysoki prawie tak jak Knox. Miał roztrzepane blond włosy, zielone oczy i uśmiech wyjęty niczym z ukochanych dziewczyńskich seriali o idealnych facetach.

- Szukałem Cię! – powiedział Nate, nim zdążył się nad tym zastanowić i zarumienił się przez to leciutko. – Znaczy się... Chciałem o czymś porozmawiać, a...a to delikatna sprawa... Masz może chwilkę?

Trevor wyglądał na dość zaskoczonego, ale po chwili skinął głową i zaproponował pójście na dach. Boone bez namysłu zgodził się i poszedł za wyższym chłopakiem. Do tej pory był na dachu tylko raz i to przez przypadek, gdy w pierwszej klasie zabłądził. Dobrze wiedział, że niektórzy uczniowie przychodzą tam notorycznie, ale nie spodziewał się, że Loody znajduje się wśród nich.

Na zewnątrz wiał lekki wiatr, dlatego Nate naciągnął na siebie mocniej kurtkę. W myślach przeklął się za to, że nie zabrał szalika. Czuł nieprzyjemny chłód, a gdy przysiedli pod ścianą, starał się udawać, że wcale nie zamarza. Jednak Trevor zauważył to natychmiast. Sięgnął do swojej torby i wyjął swój szal w kolorze ciemnego granatu i podał go chłopakowi.

- Weź... Cały się trzęsiesz, a ja jestem przyzwyczajony. – oznajmił z uśmiechem, a Nathaniel przytaknął i wziął szalik, cicho dziękując. – No... Skoro kwestię ubioru mamy za sobą, to teraz powiedz mi, co może chcieć ode mnie młodszy braciszek Nory?

Nate zarumienił się wściekle. Mógł zrozumieć ton Trevora, skoro jego siostra nieustannie go obrażała. Nawet jeśli on sam tego nie popierał, czuł się winny.

- J-Ja... Zakochałem się... – mruknął cicho w odpowiedzi, a Loody podniósł jedną brew i uśmiechnął się.

- Bardzo się cieszę, ale czemu kierujesz się z tym akurat do mnie? Moim osobistym zdaniem, równie dobrze mógłbyś powiedzieć to siostrze...

- Bo ja... Ja się zakochałem w mężczyźnie... – jęknął niemrawo Boone, a blondyn zagwizdał głośno i zaczął się śmiać, a jego oczy zabłysły dzikim blaskiem.

- Miłość, miłość, miłość... Uwielbiam ją i jednocześnie nienawidzę! Zawsze uderza nie tam, gdzie trzeba, no i jak pogodzi się z tym ta mała brązowowłosa homofobka, gdy jej kochany braciszek jest gejem? – zaśmiał się Trevor, a Nate momentalnie zbladł. Nie do końca o taki efekt mu chodziło.

- Proszę... Nie mów jej nic... Najlepiej nikomu... Potrzebuję Cię, bo tylko ty mógłbyś mi powiedzieć jak... j-jak to się robi... – ostatnie słowa dodał prawie szeptem, czując, że rumieniec sięga jego uszu.

Blondyn uśmiechnął się promiennie i objął ramieniem chłopaka. Nathaniel natychmiastowo zamarł i czekał na kolejny krok rozmówcy. Ten zaś zapatrzył się gdzieś w przestrzeń i z głupkowatym uśmieszkiem zapytał:

- Pokazać Ci to w praktyce czy teorii?

Pytanie wywołało u białowłosego nagłe zakrztuszenie się własną śliną i dla Trevora była to jednoznaczna odpowiedź. Blondyn zaśmiał się i poklepał młodszego o parę miesięcy kolegę po plecach. Nie miał jednak zamiaru robić nic tak łatwo.

- Informacja kosztuje! Masz do wyboru: albo wyznasz mi, kto jest godzien cnoty Nathaniela Boone'a albo... dasz mi słodkiego całusa! Decyduj. – zaproponował Loody. Białowłosemu od razu zrzedła mina, bo ani jedna opcja nie była zbyt zachęcająca. Powiedzenie, kim był jego ukochany nie wchodziło w grę nawet za instrukcję obrazkową, więc nie miał innego wyjścia.

Poprawił szalik i pochylił się nad chłopakiem delikatnie przyciskając wargi do jego ust, na co ten wyraźnie czekał, bo gdy tylko pojawił się między nimi dotyk, Trevor złapał Nathaniela za szyję i przyciągnął bliżej, smakując jego ust. Trwało to parę sekund, aż Nate'owi udało się wyrwać i przerażony odskoczył.

- To miał być tylko całus! – zaprotestował, a Loody uśmiechnął się cwaniacko i wzruszył ramionami. Zawsze był lekkoduchem, a Boone idealnie wpisywał się w jego ranking szkolnych słodziaków. Każda możliwość zbliżenia z tak uroczą osóbką była dobra.

- No już się tak nie denerwuj, Księżniczko! – zaśmiał się, po czym potarł ręce jak przed jakimś wielkim krokiem i zaczął: - Zacznijmy od podstaw, dobrze? Czyli... przygotowanie do zbliżenia...

~⚣~

Jonathan siedział wtedy w pokoju nauczycielskim, gdy skończyła się druga lekcja. Zaczynał dopiero od trzeciej, dlatego spokojnie przygotowywał swoje materiały, kiedy drzwi otworzyły się, a do środka weszła Andrea Brown. Tradycyjnie trzymała w ręce dziennik i swój laptop, z którym się prawie nie rozstawała. Ułożyła rzeczy na biurku obok Knoxa i usiadła, biorąc głęboki wdech.

- Nie uwierzysz, co się stało! – zaczęła, grzebiąc między dokumentami. – Nigdy się tego nie spodziewałam, ale z lekcji zwiał mi uczeń! Jeszcze na przerwie widziałam, jak się kręcił z tym chłopakiem z równorzędnej klasy... Jak on się nazywał? Lotty? Nie... A! Wiem! Loody. To ten pyskaty dzieciak, z którym ma problemy połowa tej szkoły. Normalnie nigdy bym się tego nie spodziewała, ale najwyraźniej zwiał, a razem z nim Nathaniel Boone. Nigdy mu się to...

- Chwila, co?! – zatrzymał ją Jonathan i przyjrzał się uważnie koleżance. Kobieta spojrzała na niego zaskoczona. Nagły wybuch nauczyciela angielskiego musiał wywołać niezłe zdziwienie. – Znaczy... Ten Nate Boone? Brat Nory Boone?

- No dokładnie! Taki dobry uczeń... Jeśli Loody się na nim uwiesi, to marnie widzę przyszłość tego chłopaka. Z tego co słyszałam od jego wychowawczyni, to dzieciak jest stuprocentowym gejem! Podobno kiedyś przyłapała go z innym uczniem w ubikacji... Ciekawa jestem, czy Boone też tak skończył... W sumie... Jest taki dość nieśmiały, jak na chłopca, dlatego może jest w tym ziarno prawdy... – kontynuowała Andrea, podczas gdy twarz Knoxa robiła się z każdym słowem coraz bladsza. Nagle mężczyzna wstał i pozostawiając swoje materiały, wyszedł, tłumacząc się tym, że zapomniał o jakimś ważnym dokumencie. Brown spoglądała za nim zszokowana, ale postanowiła nie komentować w żaden sposób zachowania nauczyciela. Było w tym coś dziwnego.

Jonathan tymczasem zdenerwowany przemierzał korytarze i zaglądał do każdej ubikacji. Dopiero, kiedy każda była przez niego skontrolowana, zdał sobie sprawę z tego, co właśnie robił i zatrzymał się pod oknem.

- Kurwa... – jęknął pod nosem. Spodziewał się naprawdę wszystkiego, ale nie czegoś takiego. Oczywiście nie mógł wierzyć spekulacją Andrei, ale bolało go to w klatce piersiowej. Był o wiele starszy od Nate'a i nawet jeśli był pierwszą osobą, do której zbliżył się białowłosy, zawsze był na gorszej pozycji od reszty. Dla swoich uczniów był po prostu stary...

Usiadł na ławce i złapał się za głowę, czując jak kłębiące myśli wyżerają mu zdrowy rozsądek. Był rozbity na milion kawałków. Chciało mu się w pewnym momencie nawet płakać, gdy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Zdezorientowany podniósł głowę i ujrzał zmartwione ciemnoniebieskie oczy, które już tak dobrze znał. Gdy zdał sobie sprawę, kogo widzi, wstał i przytulił chłopaka, nawet nie patrząc, czy na korytarzu nikogo nie ma.

- Gdzieś ty był?! – jęknął słabo, kiedy odsunął się od chłopaka. Nate kompletnie nie wiedział, co powiedzieć. W końcu była to tylko jedna godzina. – Ten Loody?! Byłeś z nim?

- Tak... Rozmawialiśmy i nawet nie zauważyłem, że skończyła się przerwa... Coś się stało? – odparł zdezorientowany, a Jonathan przyciągnął go do siebie jeszcze raz, po czym odetchnął.

- Nic... Nic się nie stało... Ja... Ja trochę dramatyzowałem... – odpowiedział cicho, po czym usiadł na ławce z powrotem, a Nathaniel obok niego.

- Szukałem Cię, bo chciałem Ci powiedzieć, że mama się zgodziła. – wyjaśnił Boone, a Knox spojrzał na niego, przez chwilę się zastanawiając, o czym mówił białowłosy. Zestresowany zniknięciem chłopaka kompletnie zapomniał o wyjeździe i dopiero po chwili to do niego dotarło.

Uśmiechnął się promiennie i złapał ucznia za rękę, po czym rozejrzał się po korytarzu i skradł szybkiego całusa młodszemu, na co ten zareagował rumieńcem i przez moment trzymał zaciśnięte usta w wąską kreskę, jakby nad czymś myślał. Jonathan jednak nie zwrócił na to większej uwagi, tylko w głowie już układał plan wycieczki.

Cieszył się jak małe dziecko, podczas kiedy w głowie Nate'a kłębiło się poczucie winy przez pocałunek z Trevorem. Nie mógł się jednak winić. Potrzebował tej wiedzy dla swojego ukochanego. W głowie nie nazywał tego żadną zdradą. W końcu był to tylko jeden pocałunek...

~*~

Ten rozdział sprawił wiele radości mojej becie XD Przyznaję, że jak dostałam go z korektą to był w całości pokryty jej prywatnymi komentarzami XD
Jestem ciekawa, jak wam się podobał? :D
~ Lucyfer

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top