Rozdział 2 "Sonet Osiemnasty"
Drugi dzień nauki zaczął się stosunkowo zwyczajnie. Nate wyszedł wraz z siostrą z domu i owinięty w bordową bluzę szedł wolno w kierunku budynku szkoły. Posłusznie słuchał narzekań swojej siostry na nudne lekcje matematyki i z jeszcze większą rezerwą wytrzymywał jej klekotanie na temat nauczyciela angielskiego.
- Myślisz, że spodoba mu się ta bluzka? Uważam, że to elegancki gość, więc pewnie doceni piękny materiał! – zachwycała się szatynka machając rękami, a gdy po raz kolejny Nate tylko przytaknął, dziewczyna westchnęła głośno i zaczęła standardową oraz już tradycyjną rozmowę z bratem. – Musisz sobie znaleźć dziewczynę, Nate! Od razu zrozumiesz, co ja czuję! Może Victoria z klasy C? Jest całkiem ładna, no i słyszałam, że jej się podobasz...
- Wątpię, czy ona w ogóle wie, która strona jest prawa, a która lewa. – odparł krótko, a Nora przewróciła oczami i rzuciła chłopakowi spojrzenie pod tytułem: „Weź nie pierdol".
- Wszyscy faceci szaleją na jej punkcie i nie obchodzi ich jej IQ, a ty, który jej się podobasz, jeszcze marudzisz!
- Wybacz Nora, ale nie szukam pustej dziewczyny. Jak znajdziesz kogoś na swoje podobieństwo, to może wtedy pogadamy. – wyznał szczerze, po czym zarumienił się lekko, zdając sobie sprawę, że wolałby chodzić z własną siostrą niż z kimkolwiek innym. Nora na szczęście nie odebrała tego w ten sposób, tylko skwitowała całość głośnym parsknięciem i przyspieszyła, doganiając jakąś koleżankę.
Tym samym Nathaniel został sam, idąc chodnikiem i trzymając rękę zaciśniętą na pasku torby. Im starszy był, tym bardziej przerażała go jego obsesja na punkcie siostry. Czasami nawet za bardzo angażował się w jej związki, a gdy zaczynała się z kimś spotykać, szybko wpadał w stan depresyjny. Stanowiło to dla niego problem i nie mógł pozwolić, by Nora zauważyła te zależności.
Boone przyspieszył i powoli wdrapał się po schodach prowadzących do szkoły. Po drodze zderzył się z kimś barkiem, a gdy odwrócił się by przeprosić, ujrzał pana Knoxa, który patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Przepraszam... – jęknął słabo Nate i uciekł do środka, chcąc jakoś czmychnąć przed uważnym spojrzeniem nauczyciela. Było ono co najmniej niezręczne.
Kilka pierwszych lekcji minęło spokojnie, wszystko zmierzało w dobrą stronę. Boone pilnował siostry przed spotykaniem się z nauczycielem na przerwach i jedyne, co mu zostało, to przetrwać sam angielski.
Chłopak wszedł do klasy i pospiesznie usiadł przy swojej ławce. Oprócz niego w klasie nie było nikogo. Większość jego kolegów była na stołówce, zajadając obiad. On zaś stracił cały apetyt ścigając siostrę, dlatego wyłożył się wygodnie na ławce i przymknął oczy, rozmyślając, nad fabułą ostatnio zaczętego opowiadania. Wszystko miało mieć miejsce w średniowieczu, jednak bohaterami byli spotykani przez niego ludzie.
Nagle usłyszał czyjeś kroki. Nie podniósł głowy ani nie otworzył oczu, tylko zwyczajnie leżał dalej, przysłuchując się intruzowi. Chodził po klasie, dlatego Nate uznał, że to pewnie jakiś uczeń, który wrócił już z przerwy obiadowej. Nawet nie drgnął, gdy nagle poczuł, że owa osoba zatrzymuje się przy jego ławce. Był niemal pewien, że intruz go obserwował i już chciał się podnieść, aby strzelić mu w twarz kilka miłych przekleństw odnoszących się do zachowania nieproszonego, gdy poczuł jak delikatnie dotyka jego włosów. Zastygł w bezruchu kompletnie tym zaskoczony. Dłoń była na pewno męska i trochę szorstka. Nate lekko drgnął i nagle dotyk zniknął, a intruz najpewniej ruszył do wyjścia, bo słychać było pospieszne szuranie nóg o podłogę i kiedy wydawało się, że owa osoba wyszła, Nathaniel otworzył oczy i w ostatnim momencie dostrzegł uciekający za drzwiami kawałek czarnego materiału.
- Super... Drugi dzień szkoły, a ja już zostałem zmolestowany... – jęknął i zatopił twarz w dłoniach. Wołał się nawet nie zastanawiać, kto był sprawcą. Sama świadomość o istnieniu takiego kogoś, stanowiła dla niego gwóźdź wbity w rękę.
~⚣~
Jonathan prawie wybiegł z klasy, po tym jak zatopił rękę w niemalże białych kosmykach swojego ucznia. Na widok śpiącego w klasie chłopaka nie mógł powstrzymać żądzy dotknięcia jego włosów i sprawdzenia, czy rzeczywiście są tak miękkie jak wyglądają. Zrobił to naprawdę delikatnie i szybko upewnił się, że jego przeczucia były błędne. Kosmyki były jeszcze bardziej miękkie, niż mógłby to sobie wyobrazić.
Chociaż to, co zrobił, było bardzo nieodpowiednie dla osoby o jego profesji, nie żałował. Tak naprawdę dziękował losowi, że Nathaniel zaczął się przebudzać, bo wątpił, czy poprzestałby tylko na dotykaniu jego włosów. W momencie, gdy zobaczył go tak słodko śpiącego, przyszło mu do głowy, żeby zwyczajnie pochylić się nad nim i pocałować te blade policzki.
Teraz nerwowo maszerował do pokoju nauczycielskiego. Zostały mu jakieś dwie minuty do dzwonka, dlatego wpadł do pomieszczenia i nie witając się z nikim, złapał za dziennik i wrócił do klasy. W tym czasie uczniowie zdążyli już zasilić szeregi ławek. Dziewczyny rzucały mu słodkie uśmieszki, a chłopcy jak zwykle ignorowali. Tylko jedna osoba patrzyła prosto na niego tak beznamiętnie, że w pierwszym momencie można było się pomylić, czy na pewno on był adresatem tego spojrzenia.
- Witam was już po raz drugi! – rozpoczął i uśmiechnął się sztucznie, nie mogąc przestać myśleć o śledzącym go ciemnoniebieskim spojrzeniu. Widział go? Może podejrzewał go o zmierzwienie jego włosów? A może teraz myślał, komu to zgłosić...
Jonathan przełknął głośno ślinę i zaczął lekcję, rozpoczynając od krótkiej biografii Szekspira. Nadszedł czas, aby wcielić w życie ułożony plan. Chciał zaciekawić uczniów i przypodobać się trochę białowłosemu. Specjalnie wybrał ten konkretny utwór. Reakcja na słowa była dla niego bezcenna. To mogło pomóc mu upewnić się o poglądzie Nate'a.
- Chciałbym dzisiaj przerobić jeden z ciekawszych utworów Williama Szekspira. Zaczniemy od powiedzenia sobie czegoś na temat jego sonetów. – wyjaśnił powoli, po czym podniósł z biurka swój egzemplarz owego dzieła. – Zbiór stu pięćdziesięciu czterech sonetów jest najbardziej tajemniczą częścią jego prac. Do tej pory trudno stwierdzić komu dedykowana była całość i czy to Szekspir był jedynym ich autorem.
Kątem oka widział, jak Nate mruży oczy i przygląda mu się z zainteresowaniem. Reszta klasy raczej nie reagowała w podobny sposób. Dziewczyny skupiały się tylko na obserwacji ruchów nauczyciela i cieszyły się każdym jego spojrzeniem, podczas gdy większość chłopców przeglądała facebooka na telefonie pod ławką.
Jonathan przełknął nerwowo ślinę i skupił wzrok na jakimś punkcie ponad ramieniem białowłosego. Miał nadzieję, że dzięki temu uda mu się przejść dalej z tematem.
- Dlatego właśnie uznałem, że najlepszym rozwiązaniem będzie przerobienie jednego z najbardziej kontrowersyjnych sonetów owego pisarza. Może ktoś już kiedyś czytał o sonecie osiemnastym? – przedstawił i na koniec głośno zapytał. W odpowiedzi spotkał się z ciszą, ale zdążył szybko wyłapać błysk w oku Nathaniela. – Pamiętajcie, że za aktywność nagradzam oceną.
Niepewna blada i drobna ręka skierowała się w górę ku uciesze nauczyciela. Mężczyzna nawet nie musiał się zastanawiać, do kogo należała. Boone wyglądał na dość przerażonego własnym zachowaniem, co wynikało z jego ściągniętych brwi i zaciśniętych ust.
- Proszę. – uśmiechnął się do niego Knox. – Może dasz radę przytoczyć klasie jakiś fragment?
Nathaniel momentalnie pokrył się rumieńcem, co wywołało u nauczyciela uśmiech. Przez chwilę stał oczarowany tak słodkim zachowaniem, po czym skarcił się w myślach i powrócił do swojej standardowej miny „uśmiech nr 2".
Czy mam przyrównać Cię do dnia letniego?
Jesteś piękniejszy i bardziej łagodny.
Wiatr strząsa płatki pąka majowego
I zbyt jest krótki lata czas pogody.
Czasem żar zbytni w oku Słońca błyszczy
Lub chowa ona złote lico w chmury;
Wszystko, co piękne, swoje piękno niszczy
Przypadkiem, albo względnością natury.
Nie zwiędnie jednak, ginąc w zapomnieniu,
Twe wieczne lato, a twe piękno czyste
Przetrwa. Nie będziesz błądził w Śmierci cieniu;
Żyj tu, wpleciony w strofy wiekuiste.
Póki ma ludzkość wzrok, a w piersi tchnienie,
Będzie żył wiersz ten, a w nim twe istnienie
Całość wiersza wyrecytowana była tak dokładnie i pięknie, że nie tylko nauczyciel, ale cała klasa zamarła na moment, jakby chłopak odezwał się pierwszy raz w swoim życiu. Nawet Ci mało ambitni z telefonami w ręku przestali na chwilę się bawić.
Boone rozejrzał się uważnie po klasie i nagle chyba zdał sobie sprawę z tego, że wszyscy na niego patrzą, bo zrobił się całkiem blady, po czym wstał gwałtownie i wyszedł z klasy, rzucając cicho „przepraszam, źle się czuję".
Niemal natychmiast jego siostra podniosła się z miejsca i już chciała za nim biec, gdy Knox powstrzymał ją dłonią.
- Nora, proszę popilnuj klasy, ja za nim pójdę. – nawet przez moment się nie zastanawiał. Wystraszył się nagłej reakcji chłopaka, a w jego głowie pojawiło się naprawdę kilka nieciekawych scenariuszy.
Na korytarzu o tej porze było całkowicie pusto. Jonathan od razu skierował się w prawo, mając nadzieję, że szybko uda mu się znaleźć białowłosego. Nie miał pojęcia, gdzie się udał, ale podejrzewał, że nie mógł uciec zbyt daleko. Natychmiast wpadł mu do głowy pomysł iż chłopak mógł się schować w toalecie. Szybko wrócił się, przypominając sobie, że przed sekundą minął pierwszą męską ubikację. Gdy dotarł pod odpowiednie drzwi, nie zastanawiając się zbytnio, wszedł do środka.
- Nate? Jesteś tutaj? – zapytał głośno i na moment zamilkł. Wydawało mu się, że słyszy szmer, dlatego podszedł pod każde z drzwi i zapukał. Kiedy podszedł pod ostatnie, usłyszał pociągnięcie nosa. Nawet przez chwilę się nie zawahał, tylko złapał za klamkę. Na szczęście drzwi nie były zamknięte i już po chwili Jonathan ujrzał przed sobą skulonego chłopaka, opierającego się o ścianę. – Tutaj jesteś... Martwiłem się, gdy tak nagle wybiegłeś... Co się stało?
Boone nie odezwał się słowem, tylko schował twarz w dłoniach, na co Knox zareagował westchnieniem i powoli złapał chłopaka za rękę, ciągnąc ku górze. Dzieciak był naprawdę drobny, a do tego wszystkiego przy olbrzymim wzroście nauczyciela wyglądał jak dziewczyna.
- Wszystko w porządku? – zapytał ponownie Knox, a ten tylko przytaknął, nie podnosząc głowy. Chociaż przez moment się wahał, Jonathan w końcu złapał chłopaka za podbródek i pociągnął go w górę, aby przyjrzeć się twarzy swojego ucznia.
Miał zaczerwienione oczy prawdopodobnie od płaczu i zaciśnięte usta w cienką linię. Szybko odskoczył, odwracając się i chowając twarz przed nauczycielem. Knox przez chwilę miał problem z decyzją, ale w końcu pochylił się i przytulił do siebie skołowanego chłopaka.
- Naprawdę nie rozumiem, dlaczego tak się przejąłeś. To, co zrobiłeś w klasie, było niesamowite. Jesteś niezwykły i zdecydowanie chcę, żebyś przygotowywał się ze mną do konkursów recytatorskich. – wyznał Jonathan i być może w głowie pojawiła się też myśl, że zdecydowanie chce go częściej przytulać, ale wolał tę chęć stłumić w sobie. Gdy się odsunął, Boone niepewnie spojrzał na niego. – Nie przesłyszałeś się. Jeśli istnieje taka możliwość, to nawet odpowiadałoby mi to, gdybym mógł zorganizować dla Ciebie osobne zajęcia.
Ta myśl wpadła mu do głowy w ostatnim momencie. Nagle wydała się być strzałem w dziesiątkę, ale szybko mężczyzna zdał sobie sprawę, jak to musiało brzmieć w głowie ucznia i zreflektował się.
- Oczywiście, jeśli tego chcesz...
- Ale na zwykłe zajęcia też będę mógł przychodzić? – zapytał niepewnie, a Knox aż podskoczył z radości. Uśmiechnął się szeroko i przytaknął energicznie głową.
- Będę zaszczycony, a teraz wracajmy do klasy, bo twoja siostra pewnie umiera ze zdenerwowania. Musiałem ją powstrzymać przed pobiegnięciem za Tobą. – mrugnął do niego, a ten uśmiechnął się nieśmiało i wrócił za nauczycielem do klasy. Oczywiście nie obeszło się bez uważnych spojrzeń innych uczniów i jakiejś głupiej uwagi o nagłej potrzebie ze strony Patricka, ale Knox szybko poradził sobie z ciekawością i złośliwością reszty grupy, po czym przeszedł do dalszych lekcji.
~⚣~
Nate nigdy wcześniej nie był tak zaczerwieniony jak w momencie, gdy przypomniał sobie sytuację z toalety. Do końca dnia chodził z głową w chmurach. Nawet Nora nie dała rady wyciągnąć z niego, tego co stało się, gdy wybiegł z klasy. Cieszył się tym wspomnieniem jak małym skarbem, a każdy widok nauczyciela powodował, że ten czerwienił się jak małe dziecko.
- Martwisz mnie odrobinę, braciszku... – westchnęła Nora na ostatniej przerwie, przyglądając się bratu. – Naprawdę dziwnie się zachowujesz... Co on Ci powiedział?
- Tak naprawdę to nic... Po prostu... Pochwalił mnie za recytację. – odpowiadał wymijająco za każdym razem. Nie chciał się tym zbytnio dzielić. W końcu to jemu, a nie komu innemu zaproponowano indywidualne zajęcia.
Z drugiej jednak strony jego samego ciekawiło, dlaczego tak reagował na Pana Knoxa. W końcu wielu uczniów pobierało prywatne lekcje, więc nie był znów taki wyjątkowy. Przez głowę przeszła mu myśl, że być może to te przytulenie spowodowało u niego palpitację serca, ale nie rozumiał, dlaczego. Knox był jego nauczycielem, a do tego facetem. Przecież coś takiego nie mogło się zdarzyć.
- Wiesz co? Ty koniecznie potrzebujesz dziewczyny! – uznała nagle Nora i rozejrzała się uważnie po korytarzu. Nim Nate zdążył cokolwiek powiedzieć, dziewczyna wydała z siebie coś na wzór parsknięcia czy dźwięku obrzydzenia. – Fuj! Czy oni muszą się z tym tak obnosić? Przecież to obrzydliwe!
Nate szybko podążył za wzrokiem siostry i dostrzegł pod szafkami po drugiej stronie korytarza Trevora Loody oraz innego nieznanego mu chłopaka. Trzymali się w swoich objęciach, skradając sobie całusy. Boone doskonale wiedział, że Loody jest gejem. Nie raz Nora obrażała go z koleżankami, ale według Nathaniela Trevor nie robił nic złego. Okazywał uczucia drugiej osobie dokładnie tak samo, jak robiła to niejedna dziewczyna ze swoim chłopakiem. Nawet Norze zdarzało się to robić na korytarzu.
- Oni nie rozumieją, że to jest nienormalne? Nauczyciele powinni coś z tym zrobić! – warknęła dziewczyna. – Facet z facetem... przecież to jest chore!
Nate zacisnął zęby i spuścił głowę. Od dawna wiedział, jakie jest zdanie siostry na ten temat, jednak czasami wolał pewne sprawy przemilczeć. Teraz jednak, gdy przypominał sobie, jak bardzo podobało mu się, gdy Pan Knox go przytulił, doszedł do wniosku, że właśnie takie zachowanie Nora nazywała obrzydliwym.
Gdy podniósł głowę i jeszcze raz spojrzał w kierunku Trevora, wydawało mu się, że chłopak na chwilę spojrzał w jego stronę i mrugnął. Nate kompletnie nie miał pojęcia, co to mogło znaczyć. Szybko wrócił do rozmyślań na temat swojej obecnej sytuacji.
Nie mógł dopuścić, by ona się czegokolwiek domyśliła. Wolał nie myśleć, co mogłoby się stać, gdyby się dowiedziała, jak ucieszył się, kiedy mężczyzna – do tego o wiele starszy, i którym ona sama była zainteresowana – go objął i pochwalił, a do tego zaproponował indywidualne zajęcia.
~*~
Oto już drugi rozdział tegoż opowiadania. Ze względu na jutrzejszy początek roku szkolnego prawie zapomniałam, że dzisiaj niedziela i czas na rozdział XD
Chciałabym was zapytać...
Co myślicie o tym, jak pisane jest to opowiadanie? Macie jakichś faworytów? Ulubione wątki? Pytania?
~ Lucyfer x
PS. Proponuję dodać historię do biblioteki, dzięki temu będziecie wszyscy wiedzieli, kiedy dodaję rozdział :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top