Rozdział 10 "To Nieważne"
Białe kosmyki opadały na czerwoną hotelową poduszkę i znikały pod kołdrą tego samego koloru. Materiał unosił się miarowo wraz z wypuszczanym przez młode płuca powietrzem. Chłopak spał spokojnie, trzymając się kurczowo męskiej dłoni, która delikatnie gładziła kciukiem wierzch jego rąk. Choć sny miał bezpieczne, całe jego ciało pokryte było wspomnieniami z brutalnej nocy. Przy zdrowych zmysłach utrzymywała go jedynie obecność Jonathana.
Mężczyzna siedział obok, obserwując półprzytomnie młodszego chłopaka. Ciągle miał wrażenie, że jak spuści z niego wzrok, stanie się coś złego. Czuł się odpowiedzialny za to wszystko, a nic nie potrafił zrobić. Kiedy Nate wreszcie wyznał, co się wydarzyło, nauczycielowi wydawało się, że czas na moment się zatrzymał i odtwarzał mu tę chwilę w nieskończoność
W pierwszej chwili Knox poczuł chęć mordu, jednak w drugiej dotarło do niego, że nie był w stanie nic zrobić, przy okazji nie ujawniając swojej relacji z uczniem. Nie mógł nawet dołożyć Trevorowi, bo zabraniała mu tego etyka zawodowa. Jedyne, co mu zostało, to dbać o białowłosego i już nigdy nie pozwolić mu odejść.
Nagle czerwona kołdra poruszyła się, a spod niej wyjrzał Nate. Na początku wyglądał na zaskoczonego i zaspanego, a w kolejnej chwili zaczął sobie wszystko przypominać. Jego ciało opętały drgawki, a twarz zrobiła się niemalże fioletowa. To wyglądało jak atak paniki. Chłopak trząsł się, płakał i dusił się na zmianę. Prawie krzyczał, gdy Jonathan złapał go w objęcia i przyciągnął blisko siebie, uspokajając go.
- Już dobrze... Wszystko w porządku... Jestem z Tobą, nic Ci nie grozi... – powtarzał, a gdy Nate przestał głośno szlochać i kasłać, ten otarł mu łzy i pozwolił, położyć mu się na kolanach.
- C-Chcę umrzeć... – jęknął Boone, zasłaniając swoje oczy i kuląc się zarówno z bólu jak i strachu.
Tego dnia nic nie mogło wrócić do normy.
~⚣~
Minął tydzień od pamiętnej samobójczej niedzieli. Nate czuł się źle. Nie jadł, nie pił, a jedyne, co utrzymywało go przy życiu, to słowa Jonathana. Mężczyzna starał się być wciąż jak najbliżej ucznia, jednak ten wciąż opuszczał zajęcia, ukrywał się przed nim i martwił wszystkich dookoła.
Oprócz Knoxa i samego sprawcy nikt nie wiedział, dlaczego Boone coraz gorzej się miał. Nawet Nora nie była w stanie tego z niego wyciągnąć, ale oczywiście natychmiast zauważyła, że jej brat już nie spotyka się z Loody'm. Cieszyło ją to, ale że nawiedzała ją słuszna myśl, że już za późno.
Gdy nadszedł kolejny weekend, Nate nie potrafiąc wytrzymać w domu, poszedł w jedyne miejsce, które zawsze stanowiło jego azyl. Budynek biblioteki mieścił się zaledwie kwadrans pieszej drogi od jego domu, dlatego chłopak szybko dotarł na miejsce. Nie rozmawiał długo z bibliotekarką, tylko schował się w swoim ulubionym kącie i czytał książkę. Marzył, aby choć na chwilę zatopić się w fantastycznej rzeczywistości opisywanej przez autora trzymanej przez niego powieści.
Jednak gdy tylko otwierał książkę, litery rozmywały mu się przed oczami. Zdawało mu się, że dla niego świat się skończył. Nie czuł już cudownej więzi z nikim. Był zagubiony, aż w końcu dotarło do niego, że nie był w stanie czytać. Odłożył powieść na bok i oparł się o regały, przymykając oczy. Wziął głęboki oddech i oczyścił umysł, starając się jak najmniej czuć i słyszeć.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nagle do jego uszu nie dotarł bardzo znajomy niski głos. Nate natychmiast zamarł i powoli spojrzał w bok, zauważając między dolnymi półkami równie znane mu buty. Bez zastanowienia mógł powiedzieć, że był to nauczyciel angielskiego.
Boone szybko zerwał się z miejsca, ruszając między półkami do wyjścia awaryjnego. Nie miał zamiaru rozmawiać z Jonathanem, nawet jeśli już się pogodzili. Jego widok sprawiał mu ból, mimo, że już zdążył się przyzwyczaić do myśli, że jego ukochany ma żonę, jednak w sercu wciąż odczuwał ból. Właśnie przez taki romans, małżeństwo jego rodziców się rozpadło
Dlatego właśnie przeciskał się pod regałami, aby jak najszybciej się stamtąd ulotnić. Najpierw usłyszał za sobą czyjeś kroki, a potem przyspieszył, prawie dobiegając do drzwi, ale gdy tylko złapał za klamkę, ktoś pociągnął go za ramię do tyłu. Nate zachwiał się i krzyknął, przerywając niepokojące głośne bicie swojego serca. Dosłownie zamarł, gdy duże ciało przylgnęło do niego.
- Nie uciekaj... – usłyszał przy uchu i odwrócił się w stronę Jonathana. Ten patrzył na niego z bólem wypisanym na twarzy. – Proszę... Nie rób tego. Porozmawiaj ze mną...
Chociaż Nathaniel czuł żal do Knoxa, nie był w stanie mu odmówić, gdy ten wyglądał tak bardzo źle. Cierpiał być może nawet w podobnym stopniu co białowłosy.
- Dobrze, ale nie tutaj.
~⚣~
Siedzieli w parku. Tym samym, w którym spotkali się pierwszy raz po szkole i nawet wybrali tę samą ławkę. Jonathan siedział bardzo niespokojnie, trzymając ręce kurczowo zaciśnięte po dwóch stronach, za to Nate wydawał się niezwykle opanowany. Jakby już nic go nie wzruszało. Po prostu odpuścił.
- Musisz mi zaufać... Chciałem Ci powiedzieć o Erice... – wyznał cicho Knox, a wtedy Boone parsknął i odwrócił głowę.
- Nie uwierzę Ci, bo miałeś dużo okazji do powiedzenia tego, a nigdy nawet o tym nie wspomniałeś. – odparł szybko Nate, po czym podniósł się z ławki, ale Jon złapał go za ramię i pociągnął z powrotem.
- Gdybyś się o niej dowiedział, nie chciałbyś mnie znać, a między mną, a nią naprawdę nie ma już nic, oprócz pieprzonego dokumentu potwierdzającego zawarcie związku małżeńskiego. – wyjaśnił szybko Knox, po czym złapał drugą ręką za dłoń młodszego chłopaka. – Ona wciąż mnie zdradzała, myśląc, że tego nie zauważę. Robiła to, nie dlatego, że kochała tych gości, ale dlatego, że po prostu uwielbia seks, podczas gdy ja naprawdę się zakochałem. Kompletnie bez pamięci i nie jestem w stanie bez Ciebie żyć... Musisz to zrozumieć! Nie możesz mnie zostawić z takim cholernym uczuciem... Sam mnie w sobie rozkochałeś!
Nathaniel wręcz zaniemówił. Krzyki Jonathana stały się wręcz lamentujące. Mężczyzna był rozsypany, a ludzie przechodzący dookoła naprawdę dziwnie przyglądali się parce siedzącej na ławce. Boone złapał się za głowę, po czym przeniósł wzrok na Knoxa, dostrzegając rozciągający się na jego twarzy ból.
- Zrobiłeś swojej żonie takie samo świństwo, jak zrobił mój ojciec matce... Nawet nie wiem, czy nie masz przypadkiem dzieci! Nic o Tobie nie wiem! – wyrzucił z siebie Nate. – Jesteś oszustem!
- Posłuchaj... Mam żonę, której już nie kocham i ona mnie zresztą też nie. Nie mamy dzieci, bo ona nigdy nie chciała się na nie zgodzić. To była pierwsza iskra do rozpadu. Drugą była jej zdrada. Więcej mi nie było trzeba. Nie chcę takiej żony. Jestem z nią tylko dlatego, że gdybym wniósł pozew o rozwód, musiałbym odejść z tego miejsca, a nie chcę Cię zostawić, rozumiesz? Kocham Cię i wszystko, co robię, robię dla Ciebie i nie pozwolę Cię więcej skrzywdzić. Choćbym miał sam przez to ucierpieć.
- Skąd mam wiedzieć, że to co mówisz, nie jest zwykłym kłamstwem? Może tak naprawdę zależy Ci tylko na tym, by mnie pieprzyć, co? – mruknął białowłosy, a wtedy coś zakuło Jona w klatce piersiowej.
- Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił... Jeśli tak uważasz, to jestem w stanie już nigdy Cię nie dotknąć w ten sposób, tylko pozwól mi być przy Tobie. Umrę ze strachu przez myśl, że jesteś sam bezbronny.
- Dlaczego wciąż musisz to tak utrudniać?! Czemu nie możesz pozwolić mi odejść?! – jęknął słabo Nathaniel, a wtedy Jonathan przyciągnął go blisko siebie i wyszeptał mu do ucha:
- Ponieważ jestem samolubny i nie jestem w stanie bez Ciebie żyć. Kocham Cię, Nate...
- Jesteś głupi, samolubny, kłamliwy i... i tak Cię kocham... – westchnął ciężko Boone. Pomimo uczucia zranienia i tej obrzydliwej świadomości zdrady, te uczucie okazało się silniejsze. Białowłosy dał się objąć nauczycielowi i więcej nie odsunął się od niego. Teraz miało być tylko lepiej.
~⚣~
Nathaniel przyszedł do szkoły bardzo zdenerwowany. Świadomość spotkania swojego gwałciciela sprawiała, że był tym przytłaczany i wręcz duszony. Bał się, ale jednocześnie wiedział, że nie ucieknie od tego.
Szedł z wysoko podniesioną głową przez korytarz i był odważny aż do momentu, gdy za rogiem mignęła mu znajoma blond czupryna. Wtedy coś w jego klatce piersiowej zaciągnęło się jak węzeł i sparaliżowało go.
Już miał zamiar odwrócić się na pięcie i uciec, gdy ktoś położył rękę na jego ramieniu i popchnął go do przodu. Gdy Nate podniósł głowę, dostrzegł smutno uśmiechniętego Jonathana, który starał się go wesprzeć. Nauczyciel doprowadził go tak aż do klasy, gdzie młodszy miał mieć zajęcia, po czym życzył mu spokoju i odszedł w swoją stronę.
Nathaniel został w klasie sam, rozpakowując się na swojej ławce, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Odwrócił się, będąc pewnym, że to Knox wrócił po coś, ale gdy zobaczył wysokiego blondyna, odskoczył w tył, uderzając o ławki i krzyknął coś w stylu: „Nie zbliżaj się!".
Loody zatrzymał się skołowany, po czym zmarszczył brwi, jakby się nad czymś zastanawiał. Dopiero po chwili uśmiechnął się głupio i zaczął:
- No coś ty, Nate... Nie mów, że się mnie boisz! Tak ładnie jęczałeś pode mną. – powiedział szybko, na co białowłosy zareagował szeroko otwartymi oczami i ustami, które krzyczały o pomoc.
- Jak dla mnie to były krzyki bólu i wyzywające o pomoc, a nie jęki... – odparł niepewnie Nathaniel, a Trevor zaśmiał się i podszedł bliżej, wyciągając rękę w kierunku chłopaka. Ten zaś odskoczył i spróbował uciec bokiem, a w ostatniej chwili Loody złapał go za ramię i przyciągnął.
- Nie spodobało mi się, że uciekłeś wtedy. – mruknął cicho, a Nate zrobił się blady jak ściana, czując grozę płynącą wraz ze słowami blondyna. Wyrwał się i uciekł, nie patrząc nawet czy starszy go ściga. Musiał jak najszybciej się schować.
Biegł korytarzem i potrącał przy tym ludzi, ale dopiero po jakichś kilkudziesięciu metrach trafił na kogoś, przewracając się do tyłu, podczas gdy osoba, z którą się zderzył poleciała w drugim kierunku.
Gdy pozbierał się z ziemi, dostrzegł, że powalił na ziemię swoją nauczycielkę historii, Panią Brown. Kobieta upuściła przy tym sporo kartek, które rozsypały się po korytarzu.
- Bardzo Panią przepraszam! – jęknął Nate i zaczął zbierać papiery. Nauczycielka wciąż wpatrywała się na niego zdezorientowana, a gdy cały stos kartek był już uzbierany, chłopak pomógł kobiecie wstać. – Bardzo przepraszam! To był wypadek!
- Spokojnie, Nathanielu. Nic się nie stało, ale mógłbyś pomóc przenieść mi to wszystko do pokoju nauczycielskiego? – poprosiła nauczycielka, chociaż tak naprawdę nie potrzebowała pomocy. Zobaczyła, że to uczeń jej potrzebuje.
Chłopak skinął głową i poszedł za nauczycielką wraz z materiałami. Zatrzymali się dopiero przed drzwiami odpowiedniego pomieszczenia. Kobieta otworzyła mu przejście i wpuściła go przed sobą. Pokój nauczycielski był pusty, choć znajdowało się tam mnóstwo osobistych rzeczy, jak torby, kurtki czy kubki po kawie.
Nathaniel za instrukcją Pani Brown odłożył kartki na stół, po czym skierował się do wyjścia, ale w ostatnim momencie Andrea zatrzymała go.
- Nathanielu, mógłbyś na chwilę usiąść? Chciałabym z Tobą porozmawiać... – poprosiła, a on choć niechętnie, skinął głową i usiadł na wskazanym miejscu. Gdy już siedział wygodnie, kobieta usiadła naprzeciwko i zaczęła: - Zauważyłam, że ostatnio opuściłeś sporo lekcji. Nie jestem twoją wychowawczynią, ale widzę, że dzieje się coś złego... Co się dzieje, Nate?
- Nic specjalnego, Pani Profesor. – odpowiedział, ale jego głos nie był zbyt pewien, co Brown od razu zauważyła.
- Nate... Proszę Cię, widać to po Tobie. Jesteś jak otwarta księga.
- To naprawdę nic ważnego! Po prostu ostatnio mam kilka problemów, ale nie będę nikogo nimi martwił, bo to bezs-
Nagłe otwarcie drzwi przerwało chłopakowi wyjaśnienia. Do pokoju nauczycielskiego wszedł Jonathan. Gdy dostrzegł nauczycielkę historii i białowłosego, zatrzymał się i podniósł jedną brew.
- Coś się stało, Nathanielu? – spytał Knox i podszedł bliżej. Chłopak nawet nie zdążył odpowiedzieć, bo do przodu wyrwała się Andrea.
- Pan Boone ma jakieś problemy, ale niestety nie chce mi nic powiedzieć. Ty masz z nim lepszy kontakt, może Ty zdołasz mu pomóc, ja spieszę się na lekcje. – odparła Brown, zabrała ze sobą swoją torebkę i wyszła.
Jonathan i Nathaniel zostali sami. Nauczyciel od razu zajął miejsce, gdzie jeszcze przed momentem siedziała jego koleżanka z pracy, po czym zamilkł, czekając na wyjaśnienia chłopaka.
- Do klasy, gdzie mnie odprowadziłeś, przyszedł Trevor... Zaczął mnie trochę napastować i jak udało mi się uciec, to wpadłem na Panią Brown. Od razu wpadła na pomysł, że mam problemy... – powiedział po dłuższej chwili. Schował twarz w dłoniach i jęknął słabo. – Nigdy się od niego nie uwolnię... Będzie mnie prześladował do końca!
- Nic Ci się nie stanie! Obiecuję, że będę Cię chronił! – zapewniał go Knox, ale Boone tylko kręcił głową, a z oczu płynęły mu łzy.
- Jeśli spróbujesz mu zaszkodzić... On nas wyda i bardzo nam obu zaszkodzi. – westchnął.
- Zrobię dla Ciebie wszystko, wiesz? Nawet jeśli to oznacza, że mogę stracić pracę. Jesteś dorosły, to jedyne, co mogą mi zrobić. – wyznał szczerze Knox, po czym wstał i podszedł do chłopaka, aby objąć go ciasno. Chciał, żeby ten poczuł się bezpiecznie.
- Dziękuję... – szepnął białowłosy i przylgnął do mężczyzny.
~*~
Rozdział napisany na ostatnią sekundę XD Mam nadzieję, że nie wyszedł nudny.
Mam też do poinformowania tych, którzy pisali ze mną odnośnie spotkania na Tsuru Japan Festival... Niestety nie pojawię się tam z przyczyn osobistych :c Przykro mi Aniołki, ale pojawię się za to na Xmasconie w Krakowie.
A co do samej historii... Dowiedziałam się od mojej bety, że Jonathan ma umiejętność pojawiania się wtedy, gdy go potrzeba XD Czy ktoś jeszcze to zauważył? XD
~ Lucyfer x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top