Rozdział 1 "Czerwona Zośka"


                Wszystko zaczęło się zaraz po wakacjach. Tego roku jesień zawitała do bram liceum Westerburg wyjątkowo szybko, zmuszając uczniów do ubierania się w cieplejsze okrycie. Wyjątkiem nie było też rodzeństwo Boone. Niska szatynka biegła w stronę swoich koleżanek owinięta w słodki sweterek, aby przywitać się po jakże długim lecie. W końcu całe wakacje spędziła dorabiając sobie w miejscowym butiku i ominęły ją wszystkie ważne imprezy. Jej brat Nathaniel Boone zachowywał się zupełnie inaczej niż siostra. Chłopak o średnim wzroście szedł spokojnie chodnikiem w kierunku głównego wejścia omijając wszystkich potencjalnych znajomych, którzy chcieliby się z nim przywitać. Wolał swoje towarzystwo, a jednak bacznie obserwował starszą o kilka miesięcy siostrę. Była jego oczkiem w głowie i wciąż uparcie pilnował jej przed nieciekawymi ludźmi.

- Hej, Nate! – usłyszał nad głową i dostrzegł jego kolegów z klasy. Wysoki Patrick raczej rzadko się do niego odzywał, jednak tym razem musiał mieć dobry powód, żeby zagadać. Młodszy z rodzeństwa Bonne zatrzymał się i uniósł brew, czekając na sedno tego nagłego powitania. – Znów się wytatuowałeś? Ten motyl na nadgarstku to chyba nowy, nie?

Nate skinął głową, a jasne utlenione niemalże do białości kosmyki skoczyły razem z tym ruchem najpierw w dół, a potem wspinając się znów w górę. Jego rozmówca uśmiechnął się szyderczo, po czym złapał za ramię stojącego obok niego innego chłopaka. Ten odwrócił się w jego stronę, po czym pytająco spojrzał na Patricka.

- Trochę pedalski ten motylek, nie uważasz? – zaśmiał się gardłowo, a gdy jego kolega dostrzegł źródło rozrywki, również zaczął się śmiać. Nate westchnął ciężko i naciągnął rękaw beżowego swetra na nadgarstek, po czym ruszył w dalszą drogę, docierając do drzwi i wchodząc na korytarz.

Przez głowę przeszło mu, że może Patrick miał rację, jednak każdy jego tatuaż coś symbolizował. To nie były tylko puste obrazki. Ozdoby na jego ciele symbolizowały całe jego życie. Nawet pieprzony kolczyk w prawej brwi miał dla niego znaczenie. Poza tym lubił się wyróżniać. Był zdania, że lepiej być innym w całości niż w połowie taki sam jak reszta nic nie wartego świata.

Do klasy dotarł krótko przed dzwonkiem. Usiadł w ostatniej ławce pod oknem i wyciągnął zeszyt do angielskiego, zaglądając do środka na puste strony. Wyciągnął zwykły czarny długopis i zaczął kreślić bezcelowo po marginesie. Kątem oka zauważył, że Nora zdążyła już wejść z koleżankami do klasy i posyłając mu krótki uśmiech, usiadła na swoim miejscu otoczona innymi dziewczynami. Zbyt daleko by z nim porozmawiać, ale jednocześnie wystarczająco blisko by mieć na niego oko przez całą lekcję.

Gdy tylko rozbrzmiał głośny dźwięk oznajmiając rozpoczęcie lekcji, reszta klasy weszła do środka i pozajmowała swoje miejsca. Kilka osób przywitało się krótko z Nathanielem, ale on nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Parę minut po dzwonku do sali wszedł nauczyciel, jednak nie był to ten sam pan Fox, który prowadził zajęcia angielskiego w zeszłym roku. Ten mężczyzna był zbyt przystojny na faceta w podeszłym wieku. Czarne włosy okalały jasną twarz, a ciemnobrązowe oczy śledziły uważnie wszystkich po kolei. Miał kilkudniowy zarost, chociaż był dopiero początek roku szkolnego. Ubrany był jednak elegancko. Ciemne spodnie, biała koszula z podwiniętymi rękawami, krawat i kamizelka w tym samym kolorze co spodnie. Nate mógł przysiąc, że wraz z jego pojawieniem się większość damskich serc w tej klasie zatrzymała się na parę sekund. Mężczyzna był naprawdę przystojny.

- Witam Was serdecznie w tym roku szkolnym. Kolejna klasa przywodzi dużo zmian, a ja jestem jedną z nich. Wasz poprzedni nauczyciel angielskiego zrezygnował z pracy w Westerburg, dlatego zostałem tutaj zatrudniony na zastępstwo. Nazywam się Jonathan Knox i od dzisiaj będę tutaj uczyć. Mam nadzieję, że przyjmiecie mnie pozytywnie, bo wiążę z wami bardzo dużo ciekawych pomysłów. – przedstawił krótko nowy nauczyciel, po czym napisał swoje nazwisko na tablicy, jakby któryś z zacnej Rady Wiecznie Śpiących nie zdążył go wyłapać.

Nate wyczyścił swoje okulary, podparł się brodą o rękę i rzucił okiem w stronę Nory. Dziewczyna wyglądała na zachwyconą, co wyraźnie nie spodobało się jej bratu. Chłopak parsknął cicho i wrócił do rysowania komiksów w swoim zeszycie.

Chociaż nauczyciel wydawał się w porządku, Boone czuł, że będą z tego problemy. Świadczył o tym wzrok każdej – dosłownie każdej – dziewczyny w tej klasie. Wszystkie wyglądały, jakby planowały gwałt na Panu Knox'ie, który oczywiście nie był świadom całej tej sytuacji.

- Proponuję pobawić się w pewną grę, która pomoże nam się lepiej poznać. – oznajmił i wziął do ręki czerwoną zośkę, która leżała na biurku. Podrzucił ją kilka razy i uśmiechnął się do klasy, powodując palpitację serca wszystkich dam. – Po kolei będziemy rzucać do siebie zośkę i gdy piłeczka trafi do waszych rąk, musicie coś o sobie powiedzieć. To nie musi być wykład na wasz temat. Chciałbym was po prostu trochę poznać, zgoda?

Wszyscy przytaknęli i gra się rozpoczęła. Pan Knox podrzucił zośkę jeszcze raz w swojej ręce i zaczął radośnie.

- Nazywam się Jonathan Knox, lubię grać na gitarze, fascynuję się literaturą, w mojej poprzedniej pracy zajmowałem się edytorstwem książek w wydawnictwie Feniks. Lubię też gotować. – przedstawił krótko, po czym rozejrzał się po klasie i rzucił zośką daleko do tyłu. Piłeczka wylądowała idealnie w rękach siedzącego niedaleko Patricka. Chłopak westchnął głośno wyraźnie niezadowolony, że tak szybko musiał odpowiedzieć, ale wymienił w swoich zainteresowaniach piłkę nożną, imprezy i jeszcze kilka innych rzeczy godnych szkolnej gwiazdy, po czym odrzucił zośkę dalej.

Zabawa trwała dobre kilka minut, aż w końcu z rąk Nory wylądowała w dłoniach Nathaniela. Wytatuowany chłopak powoli obrócił piłkę w swoich dłoniach i zastanowił się moment, co właściwie chciał powiedzieć. Był pewien, że jako jedyny tak długo nad tym myślał. W końcu jednak podrzucił zośkę jeszcze raz w ręce i zwrócił się w stronę obserwującego go uważnie nauczyciela.

- Nazywam się Nathaniel Boone. Kocham czytać książki, słuchać muzyki, ale nie za bardzo lubię ludzi... Jeszcze lubię czytać poezję. – odparł krótko białowłosy, po czym rozejrzał się po klasie. Szybko zdał sobie sprawę, że już wszyscy mieli możliwość mówienia, dlatego rzucił zośką do nauczyciela. Mężczyzna złapał ją jedną ręką, a potem uśmiechnął się do Nate'a.

- Czyją poezję lubisz najbardziej? – zapytał krótko Knox, a Nathaniel podniósł głowę zaskoczony. Nauczyciel pierwszy raz dopytał się kogoś o jego zainteresowanie.

- Szekspir, ale lubię też kilka utworów Johna Keatsa. – odpowiedział, a brunet uśmiechnął się do niego serdecznie i cicho wyznał, że również lubi tych poetów. Kąciki ust Nate'a mimowolnie podniosły się ku górze. Szybko jednak przypomniał sobie, że jako nauczyciel angielskiego Knox musi nie tylko znać poezję, ale też i lubić. Uśmiech zniknął wraz z tą myślą.

Reszta lekcji przebiegła spokojnie na omawianiu sposobu nauczania. Jonathan wyjaśnił klasie szybko, jak zamierza oceniać oraz od czego zaczną. Gdy skończył, do końca lekcji zostało parę minut. Knox podszedł do swojego biurka, po czym wyciągnął białą kartkę papieru i zapisał na niej coś czarnym flamastrem.

- Chciałbym Was wszystkich zachęcić do zapisania się na moje kółko literackie. Podczas tych zajęć nauczę was jak wydobywać głębię z własnej fabuły i nadawać ciekawe charaktery postaciom. Kartka z zapisami zostanie wywieszona na drzwiach mojej klasy, więc daję wam czas do jutra na to, żeby się zdecydować. – wyjaśnił głośno i podniósł kartkę w górę. Boone natychmiast zdał sobie sprawę, że nie warto się zapisywać. Widział po spojrzeniach dziewczyn z jego klasy, że nie będzie dla niego miejsca. Nawet Nora wyglądała na zachwyconą pomysłem Knoxa, chociaż ona przeczytała maksymalnie trzy książki z własnej woli.

Gdy tylko zadzwonił dzwonek, Nate natychmiast się zerwał, zgarniając swoje rzeczy do torby i wychodząc za siostrą na korytarz. Po drodze minął pędem nauczyciela, który wyraźnie miał mu coś do powiedzenia, ale chłopak kompletnie go zignorował. Wolał nie myśleć, jakie jeszcze żarty wymyśliłby o nim Patrick, gdyby nagle zaczął się spoufalać z belframi. Obstawiał coś pomiędzy kujonem, a przydupasem.

- Nate! – usłyszał nad uchem i obrócił się w stronę Nory, która uśmiechała się od ucha do ucha i ze świecącymi oczami nawijała o tym, jak przystojny jest Pan Knox. – Ja na pewno się zapiszę! Ty też powinieneś! W końcu to lubisz, a wiesz... jak będę tam z Tobą, to możesz mi podpowiadać, a wtedy na pewno zabłysnę przez Jonathanem!

- Wooah! Zwolnij! To nauczyciel, nie mów mu po imieniu, wariatko. – zaśmiał się cicho białowłosy i pociągnął delikatnie za kosmyk pięknych naturalnie brązowych włosów siostry. – Nie bardzo widzi mi się spędzać w tej szkole więcej czasu niż potrzeba.

- No proszę... Wiem, że tego chcesz! Widziałam twoje spojrzenie, gdy powiedział o tych zajęciach! – zdradziła półszeptem, a Nathaniel westchnął ciężko. Ostatecznie za namową Nory podszedł do drzwi, gdzie Knox właśnie wywieszał kartkę z zapisami i wpisał się na listę. Z daleka widział, że belfr obserwuje wszystkich, którzy podchodzą do drzwi i trochę go to zaskoczyło. Wyglądał, jakby naprawdę liczył na to, że jego zajęcia przyniosą efekty. Nate'owi ciężko byłoby powiedzieć mu, że większość osób na liście to tylko zakochane w nim nastolatki. Od razu zauważył, że był jedynym mężczyzną, który się zapisał.

~⚣~

Siedmioletnie granatowe volvo v40 combi podjechało pod niewielki dom jednorodzinny na obrzeża miasta. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, gdy Jonathan Knox wysiadł z owego pojazdu i wraz ze swoją czarną torbą ruszył w kierunku drzwi. Nie zastanawiał się długo, tylko już w drodze wyciągnął klucze i włożył je do zamka. O dziwo drzwi nie stawiły oporu, co mogło oznaczać tylko jedno. Knox zajrzał do środka i głośno zawołał:

- Erica? Jesteś w domu?

W odpowiedzi dostał głośny dźwięk wysokich szpilek uderzających o posadzkę. Chwilę potem do przedpokoju weszła wysoka rudowłosa kobieta, której nie można było zarzucić złej figury, jednak charakter miała zgona inny.

- Myślałem, że jesteś jeszcze w pracy. – wyznał szczerze brunet, a ognistowłosa zmierzyła go spojrzeniem, a jej pomalowane czerwoną szminką usta zwęziły się niebezpiecznie.

- Dlatego jesteś tak późno? Myślałam, że skoro pracujesz teraz w szkole średniej, to w końcu znajdziesz dla mnie czas, ale jak zwykle się pomyliłam. Wychodzę z Marthą na kawę, mam Cię dosyć. – warknęła groźnie i złapawszy za granatową torebkę, wyszła, trzaskając przy tym drzwiami. Jonathana na moment zamurowało, ale gdy zdał sobie sprawę z tego, co się właśnie stało, westchnął ciężko i rozebrał buty, wchodząc w głąb domu.

Jego żona była niezwykle piękną kobietą, jednak lata świetności ich małżeństwa już dawno minęły. Na początku byli ze sobą szczęśliwi. Ciągła adoracja budowała pewność siebie u rudej, podczas gdy tłumiła uczucia bruneta. W końcu to, co między nimi było, wygasło i Jonathan naprawdę wątpił, że kiedyś wróci. Ostatnimi czasy tylko się kłócili, a oskarżenia jego żony o domniemane romanse tylko przybierały na sile.

Knox dotarł do swojego gabinetu, gdzie na półkach walało się mnóstwo książek o różnej tematyce, a stare dębowe biurko pokryte było tonami papieru. Oprócz tego stał tam też wiekowy komputer, na którym w niezliczonych ilościach zapisane były pliki tekstowe z jego próbami pisania książek. Mężczyzna podszedł do biurka i usiadł w wygodnym fotelu, wyciągając z torby listę swoich nowych uczniów. Jeszcze raz przebiegł przez ich nazwiska, próbując sobie każdego przypomnieć w głowie. Najciężej szło mu z damską częścią. Było wśród nich tak wiele identycznych plastikowych dziewczyn, że rozróżnienie, która jest która, było wręcz niemożliwe.

W końcu dotarł do powtórzonego na liście nazwiska i od razu rozpoznał, że jest to rodzeństwo, mimo, że oboje byli zupełnie od siebie różni. Dziewczyna była całkiem ładna, ale zwyczajna, podczas kiedy chłopak przyciągał spojrzenie swoim odważnym wyglądem. Nathaniel zdawał się nic nie robić sobie z innych uczniów. W końcu w głowie Jonathana pojawiło się pytanie, co takiego zainteresowało go w tym akurat przypadku. Żaden uczeń nie utkwił mu w głowie tak jak ten.

- Szekspir, tak? – uśmiechnął się pod nosem, wspominając, jak białowłosy nieśmiało się przedstawił. Było w tym coś uroczego, gdy tak kurczowo zastanawiał się, co odpowiedzieć. Do końca dnia nie potrafił wyrzucić okularnika ze swojej głowy, wertując kartki swojego egzemplarza sonetów Williama Szekspira. Dotarło do niego, że chce dowiedzieć się więcej na temat chłopaka. Porównywał tę niezdrową ciekawość do ekscytacji przy czytaniu książki, kiedy bardzo chce się wiedzieć, co będzie dalej. Jako nałogowy mól książkowy, nie mógł oprzeć się tej chęci i szybko zaplanował, jak dotrzeć do chłopaka.

~⚣~

Nate wpadł do domu zaraz za swoją siostrą, która wesoło pognała po schodach na piętro, gdzie znajdował się jej pokój. Chłopak za to grzecznie zdjął z nóg buty i wszedł do kuchni, gdzie przy kuchence krzątała się jego mama. Wysoka szatynka z uśmiechem na ustach szykowała właśnie obiad, gdy zauważyła w progu białowłosego i przerwała na moment, by powitać syna pocałunkiem w czoło.

- Jak pierwszy dzień szkoły? – zapytała uprzejmie i wskazała, aby Nate usiadł na krześle barowym, co ten od razu uczynił. Torbę położył obok.

- Mamy nowego nauczyciela angielskiego. Nora trochę się w nim zadurzyła. Zmusiła mnie, bym razem z nią zapisał się na zajęcia literackie... – odparł, bawiąc się w dłoniach swoimi okularami. Niewiele bez nich widział, ale czasami niewiedza była zdrowa.

- To doskonale! W końcu może podłapiesz jakieś znajomości, najwyższa pora. – uśmiechnęła się w odpowiedzi starsza kobieta. – Na pierwsze zajęcia powinieneś wziąć któreś z twoich prac!

- Mamo... Ja mam się asymilować z kolegami z klasy czy z nauczycielem? – zauważył ostrożnie, a szatynka zaśmiała się głośno, ale nie odpowiedziała. Zmęczony chłopak westchnął, po czym wstał i złapawszy za torbę, ruszył po schodach na górę i mijając po drodze pokój Nory, otworzył drzwi swojej sypialni.

Było to niewielkie pomieszczenie z szarymi ścianami pokrytymi plakatami i obrazkami. Po prawej stronie stało pojedyncze łóżko z czarną narzutą i czerwonymi poduszkami, a po lewej biurko i kilka solidnych czarnych półek wypełnionych książkami.

Nate odłożył torbę obok nich i wziąwszy tomik sonetów Williama Szekspira, przysiadł na łóżku i zaczął po cichu czytać. W głowie wciąż miał nauczyciela angielskiego. Mężczyzna stanowił dla niego zagrożenie. Jego prezencja porywała Norę, przez co dziewczyna mniej uwagi zwracała na brata. Martwił się o tę relację i nie chciał by się rozwijała. Jedynym sposobem było pilnowanie ich przez cały czas. Nagle zdał sobie sprawę, że dobrze zrobił zapisując się na zajęcia. Mógł bez przeszkód obserwować zachowanie Pana Knoxa i kontrolować siostrę.

Niemalże natychmiast przysłowie „trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej" nabrało sensu. Tak właśnie miał zamiar zrobić.

~*~

Ukochane Aniołki (i inne Diabły),

Jestem ciekawa, jakie są wasze odczucia na temat tej historii? Tym razem wyjątkowo często będę zadawać to pytanie. W końcu pierwszy raz piszę prawdziwy romans z krwi i kości.

~Lucyfer 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top