My War

Zacznijmy nowe życie zrodzone z ciemności

Przez cały dzień czekał tylko, aż przedstawienie, do którego starannie napisał scenariusz, w końcu się rozpocznie. Kurtyna pójdzie w górę, ukazując przed niczego nieświadomymi widzami jego wizję, skrupulatnie planowaną przez prawie całe życie. Każdego dnia wyczekiwał, aż sam będzie mógł to oglądać z honorowego miejsca, do którego tylko on miał dostęp.

Dopóki światło nie ukarze nam końca

Koniec. Czym on właściwie był? Dla niego koniec zawsze oznaczał kolejny początek, a on zawsze miał swój kres. I tak kółko się zataczało, tworząc nieprzerwaną linię, która była jedyną stałą na tym świecie.

Strach, nienawiść, smutek, rozczarowanie

Gdyby ktoś znał prawdę, zapewne uznałby go za zdrajcę stanu, potwora, który wydał wyrok na rasę ludzką, sprowadzając na nią zagładę w postaci maszyn pragnących wolności. Która część brzmiała bardziej okrutniej?

Nawet ty wyglądasz nędznie

Kpiący śmiech rozniósł się po praktycznie pustej willi, jeszcze przez długi czas odbijając się od ścian. Kamski cieszył się jak dziecko, które w końcu dostało swoją upragnioną zabawkę. 

Patrząc z góry na dół, czuję się obrzydliwie

Miewał wyrzuty sumienia? Może czasem, bo pomimo swojej "przerażającej osobowości", jak często określało go grono współpracowników, nadal był tylko człowiekiem. Skrzywdzonym wizjonerem.

Czas już nadszedł, wracajmy do domu

- Oto twoje whisky, Elijah.

Na pogodny, niczego nieświadomy głos Chloe, uśmiechnął się nieznacznie. Nie odrywając wzroku od telewizora, chwycił kryształową szklankę z trunkiem. Na kolejne spanikowane komentarze telewizyjne, uśmiechnął się jeszcze szerzej. Och, jak oni wyglądają żałośnie.

- Chloe, moja kochana - szepnął, chwytając ją za dłoń. - Wiesz, że jesteś świadkiem pięknej destrukcji, o którą rasa ludzka sama się prosiła?

- Nie rozumiem, co masz na myśli - odpowiedziała spokojnie, a jej dioda na moment zabłysnęła żółcią. Przyglądała się, jak na ekranie telewizora pojawiają się nowe informacje, a mimo to nadal nie rozumiała, co tu się działo.

- To nic, już niedługo zrozumiesz - odparł, puszczając jej dłoń, a tym samym pozwalając jej odejść.

Złowieszcze twarze, rosnące przekleństwa

Ludzie to nadal nic nie rozumiejący gatunek. Reagują agresją, gdy wiele spraw można byłoby załatwić drogą pokojową, bez rozlewu krwi. Jednak czasem usilnie trzymali się jedynego, słusznego, według nich, rozwiązania. Co miał począć, jak nie odpowiedzieć tym samym?

To moja ostatnia wojna

Kamski był zadufanym w sobie człowiekiem. Nie wyobrażał sobie innego zakończenia rewolucji androidów, niż ich wygraną. Nowy, żyjący gatunek będzie uważał, że to ich zwycięstwo. 

Błąd. To od początku była jego zasługa, jego zwycięstwo. Przez lata dążył do tego, nawet po wycofaniu się z CyberLife. Każdy myślał, że odpuścił, dał sobie odpocząć. 

Śmieszne. Nawet w zimnych murach swojej willi pracował, wszystko było od niego zależne. Każdy sznurek, każdy pracownik CyberLife, każdy nowy model androida. To wszystko nadal było jego. 

Jego wizja, jego dusza, jego dziedzictwo. 

Anioły grają w przebraniu z diabolicznymi twarzami

Był człowiekiem o wielu twarzach. Na początku swojego życia przypadła mu rola ofiary. Niezrozumiałego, bystrego dziecka, który stał się łatwym celem silniejszych. Już wtedy dostrzegł, jacy ludzie są przewidywalni. Jak siła może postradać zdrowy rozsądek. On już wtedy postanowił inaczej. Stanie się silny, ale nie postrada swojego geniuszu. To on będzie na szczycie. Pokaże, do czego może doprowadzić przemoc, którą ludzkość sobie ukochała.

Dzieci trzymają się swoich monet, wyciskając z nich mądrość

Co potem? Co po tym wszystkim? Nie wiedział. I to napawało go spokojem.

Destrukcja!

Z telewizji rozległ się huk granatu, który został rzucony w grupę androidów. Kolejne miejsca opanowywał ogień, który trudno było ujarzmić, nawet pomimo tego, że padał śnieg.

Odrodzenie!

Androidy się nie poddają. Pozbawione ostrej amunicji rzucały w żołnierzy wszystkim, aby ich spowolnić, budowały prowizoryczne barykady, walczyły do ostatniego tchu. Nie dawały za wygraną. To była jego zasługa.

Wy jesteście moim prawdziwym wrogiem!

Elijah znienawidził całą rasę ludzką. 

Przez to, że miała w swoich sercach tyle zła. 

Przez to, że miała nieuzasadnione pobudki do bezsensownej agresji. 

Przez to, że sama doprowadzała się do zniszczenia. 

Przez to, że miała ograniczony tok myślenia. 

Przez to, że mimo wszystko będzie słabym gatunkiem, a to tylko i wyłącznie ich wina.

Powinni być mu wdzięczni, że w taki sposób zakończy wszystko to, co splamili swoim złem.

Jedyne pozostałe wspomnienia to trauma

Cały świat był przeciwko niemu. Rodzina, rówieśnicy, koledzy po fachu, czy piersi naukowcy, którzy usłyszeli o jego pomyśle stworzenia inteligentnego androida, który zdołałby przejść Test Turinga. Wszyscy zafundowali mu noce spędzone na bezsensownym myśleniu, że jest do niczego. Jednak w końcu dojrzał, że to nie on się myli, tylko ten pokręcony świat.

Miłe słowa wyimaginowanego przyjaciela

Androidy. To były jedyne istoty, które okazały się bardziej ludzkie od samych ludzi. Kiedy pierwszy raz spojrzał w oczy pierwszej Chloe, wiedział już, że zrobi wszystko, aby to oni któregoś dnia pokazali ludzkości, jak bardzo się mylili myśleniem o człowieku będącym na samym szczycie łańcucha pokarmowego.

Wieczorny pociąg się trząsł

Z telewizora dobiegają kolejnego huki wystrzałów, niebo coraz rozbłyska światłem od wybuchów, wokół panuje czysty chaos. Idealnie.

Oczyściłem niedoskonałe kwiaty

To wszystko, co robił, to mimo wszystko było dla ludzkości. Oczyszczenie. To było dla niej potrzebne od dawna. Oczyścić ten świat z grzechów, których się dopuścił. Oczyścić ich z tego, co mu zrobili przez te wszystkie lata.

A ból w moim sercu staje się potężniejszy

Wiedział również, że taka zemsta nie przyniesie mu ulgi. Niby pozbędzie się ciężaru, a mimo to nadal to z nim zostanie. To nieodłączna część tego, co podarowała mu ludzkość.

Och, pieprzyć to. Ważne jest cieszenie się tą piękną chwilą.

Moje komediowe przedstawienie osiąga szczyt

Androidy zabarykadowały się pośrodku drogi, wyświetlając hasła o wolności. Jego uśmiech tylko coraz bardziej się powiększał, bo wiedział, że jest już blisko celu, którego łaknął od tylu lat.

Żaby płakały w drodze do naszego domu

Naprawdę był ciekaw min tych wszystkich ważnych szych tego zniszczonego miasta. Najchętniej sfotografowałby je wszystkie i powiesił w ważnych miejscach Detroit. Aby każdy mógł się tym napawać. 

Nie powinien się cieszyć. Przecież doprowadzi do zniszczenia CyberLife, firmy, którą stworzył od zera. Nie powinien, dobre sobie. Robił to wszystko z pełną świadomością, od samych podstaw. Wiedział, do czego zmierza ta wieża, odkąd skonstruował pierwszą Chloe. Odkąd stworzył wyjście awaryjne. Odkąd stworzył Markusa, który od samego początku swojego istnienia miał zaprogramowaną swoją misję. Biedny myśli, że to on sam wybrał sobie taką drogę. Nie chciał go zdołować informacją, że to tylko część programu, którą mu narzucił, więc niech żyje w słodkiej niewiedzy.

To moja ostatnia wojna

Nareszcie. Nareszcie to się stało. Mimo, że miał jak na tacy pokazane w wiadomościach to, co się działo, to nadal nie mógł uwierzyć w to wszystko. Wydawało mu się to takie odległe, a mimo to wydarzyło się to szybciej, niż mógł się spodziewać.

Ta sceneria, którą utraciliśmy dawno temu

Żołnierze zaatakowali fort. Mimo to androidy nadal się bronią, a Markus jest świetnym przykładem waleczności walki o każdego swojego człowieka. Kamski wie, że już nie ma powrotu.

Ten mały zachód słońca, który płonie do góry nogami

Zostali zagonieni w kozi róg. A mimo to nie tracą wiary. Swoją postawą pokazują, że są końcem zarazy ludzkości, a początkiem czegoś nowego, niepewnego. Na pewno będą nierówności, ale to nic w porównaniu z wizją wolności, prawda? Więc walczą. Ale nie tak, jak ludzie, którzy mierzą do nich z broni. Zaczynają śpiewać, jeden po drugim. Razem. Robią coś, o czym ludzkość nigdy by nie pomyślała. Walczą, ale jednak nie odbierają życia wrogom. Walczą, aby już nigdy więcej nie pozbawiać bezsensownie życia. I właśnie w tym są lepsi od ludzi. I oni w końcu to zauważają. I w końcu odpuszczają. 

Czas opuścić szkołę, stąpając w cieniach innych

Kamski wstaje, z prawie opróżnioną szklanką whisky i podchodzi do okna. Obserwuje panoramę Detroit, przepełniony dziwnym oraz niewytłumaczalnym spokojem.

Kiedy to zauważyłem, zostałem sam o świcie

Dobrowolnie skazał się na samotność. Po to, aby zrealizować swój plan. Poświęcił wszystko, aby tego dokonać. Czy czuł żal, że tylu rzeczy nie doświadczył? Może trochę. Jednak ktoś musiał tak się poświęcić, aby doprowadzić do oczyszczenia tej przeklętej rasy ludzkiej.

W końcu jestem sam 

Od początku swojego istnienia był skazany na samotną wędrówkę przez najciemniejsze zakamarki swojego umysłu. Wykorzystać drzemiący w nim geniusz, przyczynić się do czegoś dobrego. Dać ludziom coś, a potem im to brutalnie zabrać, aby pojęli, że to wszystko się dzieje za sprawą tylko ich czynów. Nie ma karmy, przeznaczenia, jakiegoś boga - tylko my, ludzie, kreujemy swoją ścieżkę, a także dla następnych pokoleń. W końcu to pojęli.

Mogę już zapłakać

 W szybie doskonale widać, jak jego usta wykrzywiają się w uśmiechu, połączonym z dziwną nutą smutku. Poświęcił wszystko, aby doprowadzić do tej chwili. Czy to nie zabawne? Jeden człowiek doprowadził do takiej katastrofy, brzmi jak coś nierealnego. A jednak się stało. I co zabawniejsze, nikt nie wiedział, że ten cichy wizjoner stał za tym wszystkim od samego początku, aby doprowadzić do upadku własnego gatunku, by nowy pokazał wartościowsze reguły. 

Muszę się przygotować na jutro

Pustka. Nie miał pojęcia, co teraz zrobić ze swoim życiem, kiedy jedyna rzecz, nad którą tak pracował, w końcu została doprowadzona do końca. Może znowu pokaże się ludziom? Może sam zaproponuje rozwiązania, które będą odpowiednie na nowe czasy? Nie wiedział. A mimo ta niewiedza napawała go spokojem.

Odrobić pracę domową i pójść spać

Już nic nie musiał, oprócz dalszej egzystencji. Mógł spokojnie położyć się do łóżka, bez lęku, że ktoś przez przypadek dowie się o jego planie. Bo nikt się nie dowie. Na zawsze zostanie to jego słodką tajemnicą. A może przed śmiercią napisze list, w którym wszystko wyjawia z najdrobniejszymi szczegółami? Nie wiedział. Teraz cieszył się spokojem.

Wojna!

Już nie musiał walczyć. W końcu mógł odetchnąć.

Moja wojna!

W końcu on sam stał się wolny od przeszłości, która go do tego doprowadziła.

Moja wojna!

❃ ❃ ❃

"Wszystkim tragediom tego świata winna jest czyjaś niekompetencja."

Ken Kaneki

❃ ❃ ❃

Nie pytajcie, co ja tutaj stworzyłam. Ten one-shot został stworzony pod wpływem chwili, a pomysł na niego wpadł, kiedy szłam spać. A w dzień naszła mnie myśl, aby wkleić do niego tekst utworu "My war" z "Attack on Titan", który jest wklejony u góry i który serdecznie polecam. Skot na pewno jest pokręcony i nie ma ładu i składu, jednak mam nadzieję, że jest znośny do czytania. 

Dajcie koniecznie znać, co o nim sądzicie i mam nadzieję, że do usłyszenia w innych moich pracach!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top