Wincenty, Wincenty...

- Wincenty - Jan spojrzał na przyjaciela krytycznym wzrokiem - dlaczego siedzisz nago? Nie chciałbym niczego sugerować, ale jest środek zimy, w kominku się nie pali, a...

- Wróżka Zębuszka zabrała moje ubrania - odpowiedział Wincenty, trzęsąc się z zimna i szczękając zębami.

- Kto? - Brwi Jana wystrzeliły do góry, a usta się rozchyliły.

- Zębuszka. Ta stara, zramolała kurw...

- Wincenty, Wincenty - Jan pokiwał z niedowierzaniem głową i cmoknął znacząco. - To na pewno nie była zębuszka. Zębuszka podpierdala tylko mleczaki, a w dodatku zostawia ci za nie pieniążki. To była Wróżka-Ubraniuszka, złodziejka tożsamości.

- Janie, kiedy ja widziałem na własne oczy!

Po tych słowach, i z wyraźną dekoncentracją na twarzy, Jan podszedł do szafy i wyciągnął z niej ciepły pled po czym okrył przyjaciela.

- Posłuchaj Wincenty, nie wiem, co piłeś, bądź brałeś, ale proszę cię, nie rób tego więcej.

- Nie piłem, nie brałem!!! - krzyknął wzburzony. - Guma Mamba się nie liczy, prawda?

- To zależy jaki smak... palma zazwyczaj odbija po wanilii - odpowiada spokojnym głosem Jan, choć ledwo powstrzymuje się, by nie wybuchnąć śmiechem.

- Ty się ze mnie nabijasz, koczkodanie? Mam ci przypomnieć o czym sam mi opowiadałeś jeszcze przedwczoraj?

- Niemożliwe, musiało ci się to przyśnić.

- Tak myślisz? To może to była wróżka Szczękuszka, bo zabrała też moją szczękę. Albo Kasuszka, bo zamiast zostawić pieniążka, opróżniła mój portfel. - Wściekły Wincent rzuca nim we mnie i szczerzy zęby, aby pokazać, że nie posiada już szczęki.

- Chujuszka - uciął Jan, odsuwając się natychmiast z odrazą, gdyż oddech przyjaciela zalatywał wspomnieniem wczorajszej nocy.

- Chujuszka? - Wzrok Jana zjechał na przyrodzenie kolegi. - Jego też ci zabrała???

- Raczej wyssała.

- Dość tych cyrków, dzwonię na policję, ambulans, po księdza-egzorcystę i oddziały antyterrorystyczne! - Jan począł w przypływie szaleństwa wymachiwać rękoma na boki. Przez zupełny przypadek trafił Wincentego łokciem w samo oko.

- Chuj by to strzelił! - wrzasnął Wincenty.

- To on jeszcze ma czym? - Jan zbaraniał.

- Oczywiście, że ma, za kogo Ty się uważasz - prychnął, masując bolące miejsce. - Lepiej powiedz od początku co się tutaj odpierdala!

- Musisz mi uwierzyć... - zaczął Wincenty błagalnym tonem - Ona dotrze do każdego! Zgładzi nas wszystkich! Istnieje tylko jeden sposób, żeby tylko na ssaniu się skończyło!

- Milcz, zarazo!

- Jakoś mnie to nie dziwi, kto jak kto, ale ty staruszku jesteś zdolny do wszystkiego.

- Ja staruszkiem? Ja mam milczeć?! Chyba nie wiesz z kim zadarłeś! – wrzasnął. Dźwięk tłuczonego szkła rozniósł się po pomieszczeniu, kiedy rzucił butelką w stronę okna.

- Ty cholerny gówniarzu, mówię ci , że zdarłem z tym jej skrzydlatym gachem i marny mój los.

- Mówisz o Lucyferze? To o niego chodzi?!

- Nie, to Amor, ten zboczony gówniarz ze skrzydełkami aniołka i spojrzeniem Belzebuba. On tylko o jednym myśli w tej swojej główce pokrytej złotymi lokami.

- A to ciekawe. - Podrapał się po dłuższym zaroście. Zdecydowanie musiał zająć się jego przycięciem. Amora znał doskonale. Łajza wisiała mu mnóstwo pieniędzy za każdy jeden chybiony strzał, nie mówiąc o niechybionych.

- Wzywaliście mnie? - Opasły Amor wszedł do pokoju, usiadł i pociągnął duży łyk wódki z butelki, którą trzymał w dłoni, po czym donośnie beknął.

- Widzę, skrzydlaty cwoku, że nocka była dla ciebie ciężka...

- Życie - burknął Amor, zataczając się niebezpiecznie.

- Ciekawie się zapowiada - odezwał się nagle kobiecy głos.

Wszyscy zebrani w pomieszczeniu powiedli spojrzeniem w jego kierunku. Kobieta, przypominająca wiedźmę, siedziała w rogu pokoju. W dłoniach trzymała pudełko popcornu a jej twarz wykrzywiał bezzębny uśmiech.

- To ona! - wrzasnął Wincenty. - Oddawaj co moje albo wszyscy poznają prawdę!

W powietrzu uniosła się złowroga cisza.

- Nie zwracajcie na mnie uwagi, panowie - zaskrzeczała. - Ciągnijcie dalej... - Wykonała zachęcający ruch ręką i założyła nogę na nogę. Stąd było wyraźnie słychać trzeszczące kości staruchy.

- Gdybyś była młodsza i ładniejsza, to możliwe, że bym do ciebie podbijał. - Zasępił się Jan.

Wtem, Amora jakby kto pobudził. Poderwał się na nogi i uniósł wysoko strzałę.

- Chyba sobie żartujesz! - Zaskrzeczała Wróżka. - Nawet nie próbuj!

- Mówiłem ci, Janie. Kurwa ratuj, bo ten jebaniec gotów we mnie strzelić i moje życie zmieni się w piekło z tą staruchą w roli głównej.

- A fuuuj! - wrzasnął Jan, uzmysławiając sobie, że starucha prawdopodobnie nie założyła bielizny.

- W nagim instynkcie to zadziałało. - Żabi rechot opuścił napuchnięte od nieudanego botoksu czerwone wargi

Jan skrzywił się tak bardzo, że nawet ptak, który nieopatrznie przysiadł obok, poczuł obrzydzenie.

Na to Amor roześmiał się tak, że nie utrzymał strzały, która poleciała wprost na Witka, ale go nie trafiła, bo w ostatniej chwili zasłoniła go swoim nagim ciałem Wróżka Ubraniuszka, która choć kradła ludziom ubrania, ciągle chodziła nago (taka klątwa). Strzała utkwiła w lewym pośladku nagiej Wróżki.

W tym momencie spojrzała na Amora i było pozamiatane. Miłość wypłynęła, jak na skrzydłach owego ptaka. Amor i wróżka, hahahaha.

- Zrobić ci dzisiaj bitki wołowe, mój ty rycerzu? - zagadnęła kokieteryjnie, rzucając mu zmysłowe spojrzenie i zawijając ostałe się jeszcze na jej głowie kosmyki włosów wokół zgrzybiałego palca.

- Jezu..., co to do kur... było? - Jan patrzył oniemiały, a Wincenty mu wtórował.

-Nie przełknę tego na sucho - mówi Jan.

Nagle zawiało groźnie, a okna się rozstąpiły i do pokoju wleciał Anioł stróż.

- Tego już za wiele! Polewaj! - zażądał Witek.

- Mi też - poprosiła Wróżka Ubraniuszka. - Ała, moja dupa - syknęła, masując obolały pośladek.

- Czy przyszedłem w nieodpowiednim momencie? - Anioł Stróż podrapał się po głowie.

- Nie, fajnie, że jesteś. Akurat nam jednego chuja brakowało do kompletu - uśmiechnęła się Wróżka Zębuszka.

- Muszę cię zmartwić, ale anioły nie mają płci - odparł zażenowany Stróż.

- Może, bym się tak kur... ubrał, co? Wchodzicie sobie wszyscy z brudnymi butami do czyjegoś domu i nie pytacie o pozwolenie. - Wincenty wstaje jak go Bóg stworzył i nie bacząc na nikogo wychodzi wkurwio... do garderoby.

Anioł stróż popatrzył na starą jak świat kobietę.

- Ty jędzo jesteś już tak długo na Ziemi, że radzę ci lecieć do nieba i upić się eliksirem młodości.

- No przecież właśnie go piję. - Wróżka czknęła, unosząc kieliszek z wódką do góry.

- My tu gadu-gadu, a ludzie nam gdzieś zniknęli - zauważył Anioł-Stróż. - Hej, Amor, skocz do garderoby i zobacz co tam Witek i Janek razem tak długo robią. Jeden goły, drugi pijany... Tylko tu zniesiesz taki widok. Podobno widziałeś już wszystko.


***

Grupa Książki Dla Dorosłych Wattpad 30+, 07.03.2021 r.

Współautorzy: 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top