Straszna Śnieżka

- Ależ, matko! - krzyknęła przerażona Śnieżka do swojej macochy Królowej - nie każ mi iść do lasu, tam jest strasznie!

- Będzie ci towarzyszył mój zaufany człowiek, Łowczy - odpowiedziała Królowa i obróciła się tyłem do pasierbicy, uznając audiencję za zakończoną. Przerażona Śnieżka wybiegła z sali tronowej, ale zaraz za drzwiami ktoś złapał ją za ramię.

- A dokąd to się panienka tak spieszy? - usłyszała i zamarła. Wielkie oczy staruszki wpatrywały się w nią złowrogo. Jej stara, pokryta zmarszczkami twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nienaturalna czerwień tęczówek sprawiła, że dziewczynie przyspieszył puls a ciarki przebiegły po plecach.

- Mam dla panienki jabłuszko ma drogę - powiedziała stara chrypliwym głosem i pokazała Śnieżce duże rubinowe jabłko o idealnym kształcie i kolorze, tak błyszczące, że można się było w nim przejrzeć, jak w lustrze. Zawinęła je w chusteczkę i podała dziewczynie, przewiercając ją swoim diabolicznym wzrokiem.

Śnieżka skrzywiła się, kiedy koścista dłoń mocniej ścisnęła jej ramię. Nie miała najmniejszej szansy na ratunek. Zresztą, kto byłby taki głupi, żeby nacisnąć na odcisk Królowej?

Wtem coś obślizgłego smyrnęło tuż między nogami. Był to spory wąż o lśniących, jasnych łuskach, na grzbiecie którego tworzyły nieznacznie ciemniejszy wzór. Śnieżka podskoczyła, przerażona tym widokiem, co wywołało chrapliwy śmiech staruchy.

Wąż niespodziewanie zacisnął obślizgłe cielsko wokół kostki Śnieżki. Sunął coraz wyżej, po drżącej łydce, miażdżąc jej drobne kości. Noga zaczynała drętwieć i Śnieżka wpatrywała się z rosnącym lękiem w hipnotyzujące ślepia parszywego monstrum. Gdy jego sploty zacisnęły się jeszcze mocniej, Śnieżka krzyknęła przeraźliwie i zdrętwiałymi z przestrachu rękami spróbowała go zdjąć ze swojej nogi. Kiedy jej się nie udało, przyklękła, nie mogąc znieść już tego bólu. I wtedy tuż nad jej uchem odezwał się chrapliwy głos staruchy:

- Pomóc ci, kochaneczko? Pomogę ci, jeśli dasz mi coś w zamian.

Śnieżka przełknęła ciężko ślinę i pokiwała głowę.

- Uratuj mnie, zrobię absolutnie wszystko, tylko mnie uratuj.

- Wszyssstko - syknęła starucha, lubując się smakiem tego słowa. - To mi się podoba. - Jej twarz była teraz tylko o centymetr od szyi Śnieżki i dziewczyna mogła wyczuć z ust kobiety ohydny zapach starości oraz czegoś kwaśnego.

- Chcę twojego serca - szepnęła wprost do jej ucha. - Nie bój się, nie będzie bolało.

Śnieżka pisnęła z przerażeniem i spróbowała uciec, ale wąż uniemożliwił jej to i tylko przewróciła się na bok. Odpełzła po posadzce, ale dotarła do ściany i droga ratunku się skończyła. Jej serce zatłukło się w piersi.

- Ale najpierw - staruszka cmoknęła z namysłem - najpierw musisz jeszcze się gdzieś dla mnie udać. - Złowieszczy uśmiech wypełzł na sine usta. - Potem odbiorę co trzeba i będziemy kwita - dodała jeszcze, gdy jej dłoń otarła się o szyję Śnieżki. Palce wiedźmy były przeraźliwie zimne i niespodziewany dotyk wywołał dreszcze, lodowate niczym grudniowe powietrze. Dreszcze uniosły każdy najmniejszy nawet włosek na jasnej skórze. Bańka, w której do tej pory żyła pękła. Otaczający ją świat nie był cudowną bajką. Okazał się najgorszym z koszmarów. I dopiero teraz to do niej dotarło.

Nagle znikąd pojawił się mroczny i niezwykle przystojny Łowczy. - Zbieraj się, królewno, idziemy do lasu - rozkazał. W jego spojrzeniu nie było żadnego ciepła. Śnieżka z trudem przełknęła ślinę. Łowczy zaś spoglądał na Śnieżkę oślizgłym wzrokiem, rozbierając ją nim powoli. Jego wyobraźnia szalała, gdy za jej pomocą wysysał życie z tego dziewczęcia.

Rozdzierał w myślach jej kruche ciało na tysiąc wymyślnych sposobów, choć wiedział, że taki obrót spraw nie spodobałby się Królowej. Miał przed sobą misję i każda nieprzemyślana decyzja mogła odcisnąć piętno na jego dalszych losach.

Z zadowoleniem obserwował czający się w oczach strach, a kiedy jego wzrok zjechał niżej, tam, gdzie widniały czerwone pręgi po palcach staruchy, uśmiechnął się. Lubił zadawać ból, lubił pastwić się nad swoją ofiarą i miał zamiar to samo zrobić z dziewką. Miał zamiar zdeptać jej niewinność.

- Ruszaj! - Wąż puścił nogę Śnieżki, odpełzając w gąszcz, ale ona sama nie mogła się ruszyć. Ból był tak silny, że opadła z powrotem na ziemię.

- Och, dziewczyno... - westchnął Łowczy i spróbował przywołać na twarz miły uśmiech, postanawiając wzbudzić jej zaufanie. Chciał zobaczyć umierającą nadzieję, zanim będzie mógł napawać się widokiem jej cierpień fizycznych. Jego oczy wciąż jednak pozostały zimne, gdy podnosił ją z ziemi. Ale jej ciało było gorące, choć chwilowo bezwładne. Łowczy czuł bijące serce Śnieżki i wyobrażał sobie, jak ono szarpie się w jej piersi ze strachu. Tymczasem jednak Śnieżka się ocknęła, więc postawił ją na ziemi i kazał iść za sobą do ciemnego lasu.

Dziewczyna ledwo dotrzymywała mu kroku. Powłóczyła nogą oddychając ciężko. Na szczęście na horyzoncie pojawił się cel ich podróży.

Ledwie wkroczyli do lasu, Łowczy odwrócił się do kulejącej Śnieżki i złapał ją mocno za ramię. Szarpnął i przycisnął ją plecami do drzewa, aż jęknęła z bólu. Jego druga ręka zacisnęła się na jej drobnej szyi, choć na ustach wciąż miał przyklejony swój sztuczny uśmiech. Wolną ręką wyjął sztylet. Powolnym ruchem przyłożył go do twarzy przerażonej śnieżki i sunął nim w dół, napawając się tym widokiem.

Nagle zza drzew wyskoczyło siedmiu krasnoludków. Ciasnym kręgiem otoczyli Łowczego i jego ofiarę.

- Zostaw coś dla nas - krzyknął jeden, ten najbrzydszy, z czarną brodą i ogromną brodawką na nosie. - I uważaj z tym nożem, uszkodzisz towar - dodał.

Śnieżka znowu zemdlała.


***

Kochani! Tym razem miała być historia grozy. Udało się?

Współautorzy:

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top