21
Patrzyłam w osłupieniu na Ashtona, który chyba sam nie wiedział, czy powinien w tym momencie wyjść, czy wręcz przeciwnie. Ostatecznie wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi i zaśmiał się z naszych przerażonych min.
-Ej spokojnie, przecież was nie nagrywałem czy coś – parsknął, podnosząc ręce w geście obronnym. – Szczerze to myślałem, że serio będziesz taka grzeczna i posłuchasz się brata.
-Przecież ja nawet jeszcze nie zrobiłam nic złego – wzruszyłam ramionami.
-Jeszcze – zaznaczył Calum, za co dźgnęłam go w bok, wywracając oczami.
-W każdym razie zapomnij, że cokolwiek widziałeś – przeczesałam włosy palcami, patrząc Irwinowi w oczy. – Niepotrzebna nam teraz jeszcze jakaś wojna, czy cokolwiek.
-Lol, nie tak groźnie. A myślałem, że taka z ciebie dobra dziewczyna – pokręcił głową ze zrezygnowaniem, na co parsknęłam.
Wreszcie Loczek opuścił pomieszczenie. Siedzieliśmy tam jeszcze, dopóki dzwonek nie przerwał tam tych idealnych momentów. I znowu musiałam wrócić do ludzi, których kochałam jak rodzinę, ale w tamtych chwilach zupełnie nie chciałam ich towarzystwa. Potrzebowałam Caluma i doskonale o tym wiedziałam. Tylko że nie miałam pojęcia co zrobić, by móc spędzić z nim chociaż trochę więcej czasu.
~***~
-To co, może dzisiaj spędzisz popołudnie z bratem? – Louis szturchnął mnie łokciem, gdy siedzieliśmy razem na długiej przerwie.
-Nie wiem, czy nie miałam się spotkać z Jess.
-Jeśli nie wymyślicie zakupów, to możemy pójść gdzieś we trójkę – zrobiłam motorek ustami, ale ostatecznie przytaknęłam.
Żebyście nikt nie myślał, że przeszkadza mi towarzystwo Tomlinsona – wręcz przeciwnie. Po prostu było tak cholernie gorąco, że miałam wrażenie, że już umieram. Centralnie. Od zawsze nienawidziłam upałów.
-W ogóle gadałaś z Harrym? Jest jakiś dziwny od rana – zmarszczył brwi, na co cicho westchnęłam.
-Zabrał mi telefon i przeglądał moje zdjęcia z sosami, więc wydarłam się na niego, a ten strzelił focha i wyszedł – wzruszyłam ramionami.
-Sel...
-Wypowiesz choćby słowo w jego obronie, a osobiście ci przywalę – zagroziłam mu placem, na co wywrócił oczami. – On jest psychiczny i albo coś z tym zrobicie, albo bez skrupułów wyślę go do wariatkowa.
-Nie przesadzaj.
-Nie przesadzam. To nie jest normalne.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, aż zadzwonił dzwonek. Zebrałam się z ziemi, łapiąc torbę, po czym pożegnałam się z Lou i ruszyłam w stronę szkoły. Zatrzymałam się dopiero w połowie korytarza, orientując, że nawet nie pamiętam gdzie mam iść. Ponad połowa roku szkolnego za mną, a ja nadal nie znam większości planu lekcji...
Fuknęłam pod nosem, szukając szybko w torbie rozpiski. Korytarz praktycznie już opustoszał, a ja dalej dzielnie siłowałam się z zamkiem. Wreszcie udało mi się wydostać świstek papieru i już miałam biec na fizykę, gdy ktoś z tyłu złapał mnie za rękę, obracając w drugą stronę.
-Śledzisz mnie, czy co? – uniosłam jedną brew, uśmiechając się szeroko do Caluma.
-Oczywiście – parsknął. – Nie no, odprowadzę cię. Co masz teraz?
-Fizyka.
-Nauczycielki nie ma – uśmiechnął się lekko i ruszył w zupełnie inną stronę. Odruchowo pobiegłam za nim.
-To pewnie jest zastępstwo.
-Mhm, z gościem od wf. Czyli masz całą godzinkę na trybunach, żeby na nas popatrzeć – wyszczerzył się, na co prychnęłam.
-A co jeśli wolę posiedzieć z Liamem?
-Zgaduję, że Liam też będzie chciał grać. Wyobraź sobie, że ten wf akurat mamy łączony z klasą, gdzie jest twój brat i jego banda – momentalnie zatrzymałam się, patrząc na niego z niedowierzaniem. – No nie panikuj, przecież mamy tak co tydzień.
-Nie wyjdzie z tego nic dobrego – mruknęłam pod nosem.
-Nie przesadzaj. Ja spadam do szatni, żeby nic nie zauważyli. Miłego oglądania – cmoknął mnie szybko i z wielkim uśmiechem pobiegł do odpowiedniego pomieszczenia.
Szykuje się najciekawsza godzina mojego życia...
~***~
Odetchnęłam głęboko, gdy wszyscy uczniowie znaleźli się na zewnątrz. Rzeczywiście całe One Direction było na boisku, wprost naprzeciwko 5 Seconds Of Summer. Przeczesałam włosy palcami, sama nie wiedząc na kogo mam patrzeć.
Chyba bardziej niezręcznej sytuacji jeszcze nie przeżyłam. Jedynym plusem było to, że nie byłam w środku tego zamieszania. Próbowałam nawiązać kontakt wzrokowy z którymkolwiek z sosów, ale byli akurat zbyt zajęci patrzeniem jak Mike nieudolnie próbuje zawiązać buta w powietrzu. Sama parsknęłam śmiechem.
Wreszcie przeniosłam wzrok na Louisa, który posłał mi pocieszający uśmiech, lekko kiwając głową w stronę drugiej drużyny.
-Grają ci, co chcą. Reszta siada – oświadczył pan Millington. Tak jak się spodziewałam, na boisku została jedynie dziewiątka chłopaków, czyli tak jak można się domyślić – dwa niezwykle zgodne zespoły. Czujecie ten sarkazm, prawda? – Jest nierówno, dobieracie, albo ktoś rezygnuje.
-A dziewczyny mogą grać? – słysząc to pytanie z ust Ashtona o mało nie zakrztusiłam się powietrzem. W duchu modliłam się, żeby trener się nie zgodził.
-Po pierwsze to nie sądzę, żebyś znalazł chętną. Po drugie myślę, że raczej to zmniejszy wasze szanse na wygraną.
-Zawsze możemy spytać takiej jednej – chłopak dalej uśmiechał się szeroko. Nauczyciel kiwnął głową, na znak obojętności i sam zajął miejsce na ławce.
-Tylko się do niej zbliżysz, a pożałujesz – warknął Harry. Zaczynało się robić ciekawie.
-Myślę, że w tej kwestii masz najmniej do gadania – prychnął blondyn, po czym odwrócił się w moją stronę z uniesioną brwią. – To, co Styles? Dziewczyny też potrafią?
-Proszę cię, akurat w sporcie Selena nic nie potrafi – parsknął Zayn.
-Dasz mu tak o sobie mówić? – wtrącił Luke.
-Nie podpuszczajcie mnie – mruknęłam. Nim zdążyłam pokręcić głową, usłyszałam, jak dziewczyny za mną krzyczą, żebym tam poszła. Serio? Teraz się obudziłyście?
-Teraz to już wszyscy cię podpuszczają – kontynuował. Przeniosłam wzrok kolejno na Caluma, który puścił mi oczko, Zayna, który patrzył na wszystko z kpiną i Harry'ego, który był już cały wkurzony. Ostatecznie westchnęłam i dźwignęłam się na nogi, schodząc po schodkach na boisko.
Za sobą usłyszałam krzyki niektórych dziewczyn, co w sumie mnie bawiło. Związałam włosy w kucyka i w duchu dziękowałam sobie, że wzięłam wygodniejsze buty. Postanowiłam potraktować to wszystko jako zabawę. Ale i tak, gdy tylko gra się zaczęła, starałam dać z siebie wszystko. Swoją drogą, szło mi całkiem dobrze, jak na osobę, która tak długo nie grała. W końcu nawet upał przestał mi przeszkadzać.
Najbardziej chyba cieszyłam się z tego, że byłam w drużynie z Sosami i mogłam dodatkowo pokazać Malikowi, że nie jestem ofermą, za którą mnie uważa. Ale chwila. Przecież on wiedział jak gram. Sam mnie tego czasem uczył. Czyli powiedział to tylko, by mnie ośmieszyć? Oj jaka szkoda, coś mu nie wyszło.
~***~
Ogólnie mistrzynią piłki nożnej może nie byłam, ale wszystko, co potrafiłam, znałam od brata i jego przyjaciół, więc... Łatwo ograć kogoś, kogo najmniejszy ruch znasz na pamięć. I tak, wygraliśmy. Dokładnie 5:3, z czego bodajże dwie bramki zostały strzelone przeze mnie.
Uśmiechnęłam się szeroko, gdy rozgrywka dobiegła końca, a wokół mnie od razu pojawili się chłopcy, przybijając ze mną piątki. Nawet Niall, Liam i Louis do nas podeszli, gratulując i przytulając mnie „bo na coś zdały się te wszystkie rozgrywki na podwórku". I mimo że nienawidzę tego odczucia zmęczenia i potu na każdym kawałku skóry, to w tamtym momencie byłam szczęśliwa.
***
Teraz ogarnęłam że tak blisko do końca cri
Btw. Szykuje dla was coś nowego :')
Buziaki xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top