18
-Nie rób dramy tam, gdzie jej nie potrzeba – Harry wywrócił oczami, na co prychnęłam kpiąco.
-Może bym jej nie robiła, gdybyś nie zachował się jak niedorozwój, hm? – uśmiechnęłam się sztucznie.
-Czyli to moja wina?
-Nie, no co ty! Przecież wcale nie odebrałeś mojego telefonu, kiedy brałam prysznic i nie wmawiałeś Calumowi, że nic dla mnie nie znaczy!
-Znowu chcesz się kłócić o ten żałosny zespolik? – uniósł jedną brew. Jęknęłam, przecierając twarz dłońmi. Czy mogę mu uroczyście przywalić?
-Po pierwsze nie jest żałosny – zaczęłam wyliczać na palcach. – Po drugie, sam prowokujesz mnie do kłótni. Po trzecie złamałeś moją prywatność i to już nie jest zwykłe martwienie się o mnie, tylko jakaś chora obsesja!
-Dobra, odpuść już, okay? Zachowujesz się jak rozwydrzony dzieciak – wywrócił oczami. W myślach miałam już cudowne przedstawienie, jak Jessica sprzedaje mu pięknego kopniaka. Jak ja kocham swoją wyobraźnię.
-W tym momencie to ty zachowujesz się jak idiota, więc ładnie proszę, przymknij twarz – posłałam mu kolejny uśmiech przepełniony sztucznością, po czym odwróciłam się na pięcie. – Idę do siebie.
Po chwili byłam już w swoim pokoju, trzaskając głośno drzwiami. Znowu kłótnia o to samo i znowu mam dość. Przeczesałam włosy dłonią. Miałam jeszcze sporo czasu do wyjścia z Calumem, więc postanowiłam wziąć się za naukę. Ostatnio działo się tyle, że nie miałam nawet czasu i siły, by zajrzeć do książek, a moje oceny zdecydowanie o to błagały.
~***~
Podniosłam głowę, otwierając powoli oczy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym panował półmrok. Momentalnie poczułam ból w karku. Oficjalnie nie polecam spania przy biurku, na książce od historii.
Przeciągnęłam się, przenosząc wzrok na zegarek. Dochodziła dwudziesta, co oznaczało, że powinnam od razu zacząć się zbierać. Wciągnęłam na siebie bluzę i ogarnęłam pokój na tyle, by po ciemku wyglądał jakbym nadal tam była. W sumie i tak nikt nigdy nie patrzy czy już śpię, ale po kłótni z Harry'm nie mogłam być niczego pewna.
Byłam gotowa w niecały kwadrans, więc zaczęłam zastanawiać się jak wyjść z domu. Głównym wejściem odpada, bo rodzice tam siedzą, tylnego niestety nie mam. Balkon mam zaraz koło okna brata, a nie dam rady wyślizgnąć się tak, żeby mnie nie zauważył. Pozostaje mi jedynie tylna strona domu, w której mam dosyć spore okno, ale... Kuźwa, czy ja się przypadkiem nie zabiję?
Odetchnęłam głęboko, analizując wszystkie za i przeciw. Cała trzęsłam się na samą myśl, ale zbyt zależało mi na tym spotkaniu, by w takiej chwili zrezygnować. Zostawiłam telefon na biurku, wiedząc, że i tak do niczego mi się tam nie przyda. Przeczesałam włosy palcami i niepewnie otworzyłam okno. Od razu uderzyło we mnie chłodne, wieczorne powietrze.
-Nie dramatyzuj, to wcale nie jest tak wysoko – szepnęłam sama do siebie, spoglądając na ziemię. I w takich momentach odwieczny lęk wysokości wcale się nie przydaje...
Ostrożnie przełożyłam nogę przez okno, później drugą. Skończyłam, leżąc brzuchem na parapecie, ze zwisającymi na zewnątrz nogami. Cholera, to chyba miało iść jakoś inaczej... Zrezygnowana wciągnęłam się nieco do środka i przekręciłam tak, że siedziałam na parapecie. Jeszcze raz skierowałam wzrok do dołu, po chwili zaciskając mocno oczy. Przecież to nierealne.
-Możesz się znowu tak obrócić, widoki były niezłe – usłyszałam cichy głos z dołu, przez co mało nie zleciałam. Wytrzeszczyłam oczy, widząc Caluma.
-Oszalałeś? Miałeś czekać po drugiej stronie ulicy! – prawie szeptałam, bojąc się, że ktoś w domu mnie usłyszy.
-Wiedziałem, że nie zejdziesz, więc przyszedłem ci pomóc – wyszczerzył się, na co wywróciłam oczami.
-Ciekawe jakim sposobem...
-W sumie sam się na tym zastanawiam – parsknęłam cicho. No to genialnie. – Mogę cię zawsze pokierować, raczej bez problemu skoczysz na to drugie okno...
-Calum – przerwałam mu, dzięki czemu skierował na mnie swój wzrok. – Nie jesteśmy w żadnym cholernym filmie! To wcale nie jest takie łatwe, jak nie ma się na dole wielkiego materaca!
-To, co proponujesz? – uniósł jedną brew, a ja zamyśliłam się na chwilę, oblizując usta.
-Prześlizgnąć się do kuchni i tam wyjść oknem?
-Czemu nie zrobiłaś tego od razu? – w odpowiedzi jedynie wzruszyłam ramionami. – Dobra, idź. Czekam tutaj.
Uśmiechnęłam się lekko, z powrotem wskakując do pokoju. Uchyliłam lekko drzwi, rozglądając się po korytarzu. Cam zapewne już spała, natomiast Harry siedział w swoim pokoju, na co wskazywała grająca tam muzyka.
Ostrożnie zamknęłam drzwi i na palcach przeszłam na schody, które lekko skrzypiały pod moim ciężarem. Wstrzymałam na chwilę oddech. Z salonu słychać było grający telewizor, co oznaczało, że rodzice nadal tam siedzieli.
Niepewnie stawiałam kolejne kroki, aż w końcu dotarłam do odpowiedniego pomieszczenia. Wskoczyłam na blat i otworzyłam okno na całą szerokość, po chwili przechodząc na jego drugą stronę. Włożyłam szybko buty i z ulgą zamknęłam za sobą pseudo wyjście. To tak czują się te wszystkie bohaterki filmów, uciekające z domu?
Po chwili byłam już koło Caluma, który przytulił mnie mocno na przywitanie.
-Jak ty tu w ogóle wszedłeś? – spytałam, gdy opuszczaliśmy posesję mojego domu.
-Mam swoje sposoby – wyszczerzył się, na co prychnęłam.
-A gdzie idziemy?
-Czy ty wszystko musisz wiedzieć? – spojrzał na mnie kątem oka. W odpowiedzi jedynie pokazałam mu język.
~***~
-Czekaj, ale że to na serio? – przechyliłam głowę, kierując wzrok na wielką głowę Myszki Mickey.
-Nie mów, że nie lubisz, bo i tak nie uwierzę – uśmiechnął się szeroko, łapiąc mnie za rękę, przez co uśmiech sam wpłynął na moje usta. Okay, jedno kluczowe pytanie. Kim my właściwie dla siebie jesteśmy?
-Jasne, że lubię – prychnęłam. – Ale nie wierzę, że serio tu przyszliśmy.
-No to uwierz. Mamy trzy godziny do zamknięcia, chodź!
Panie i panowie, miejsce, które ulokowało sobie miejsce w moim serduszku ponad dziesięć lat temu – Disneyland. Mimo że mieszkam w Anaheim od urodzenia to właściwie z Calumem po raz pierwszy byłam w tym miejscu w nocy. Wszędzie wokoło mnie zachwycało. Uśmiechnięci ludzie, nieprzejmujący się późną porą, kolorowe światła migoczące po wszystkich stronach i nieco wyższy ode mnie chłopak, wciąż prowadzący mnie za rękę prosto na kolejkę górską.
Chwila, ale że co? ERROR, HALO NO ERROR, TU NIE POWINNO BYĆ ŻADNEJ KOLEJKI.
-Gdzie my idziemy? – zatrzymałam się na chwilę, patrząc na chłopaka z lekkim przerażeniem.
-No tutaj – kiwnął głową na wspomnianą kolejkę. No to ten, mamy problem.
-Ale, że na tę maszynę śmierci, która potrzaska moje ciało na drobne kawałeczki, kiedy spadniemy z samego szczytu? – przechyliłam głowę, przenosząc wzrok raz na obiekt, raz na chłopaka.
-Ej no, nie przesadzaj – dźgnął mnie w bok, śmiejąc się. Zmroziłam go wzrokiem, na co wywrócił oczami. – To nie jest takie straszne, będzie fajnie, zobaczysz.
Przeczesałam włosy dłonią, przymykając na chwilę oczy. Ani się obejrzałam, a straciłam grunt pod nogami, przez co momentalnie pisnęłam.
-Zwariowałeś? – popatrzyłam z wyrzutem na Caluma, który z wielkim uśmiechem na twarzy niósł mnie w stronę tych piekielnych wagoników.
-Możemy o tym podyskutować, ale po przejażdżce – zaczęłam machać nogami, chcąc się wyswobodzić z jego uścisku, ale oczywiście nie dałam rady. Po chwili byłam już na siedzeniu, odliczając sekundy do swojego zawału.
***
SUPRAJS, TOJA!
Wybaczcie, że ta przerwa trwała aż tyle, ale musiałam zebrać wszystko w całość. Ogólnie mówiąc mam już napisane rozdziały prawie do końca, więc postaram się dodawać je jak najczęściej!
Mam tylko nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest XD
Buziaki xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top