09

-Wow – palnęłam, gdy wysiedliśmy z samochodu.

Przez moment zastanawiałam się, czy nie znaleźliśmy się gdzieś na końcu świata. Ogromne jezioro z przejrzystą wodą, całkiem opustoszała plaża, niewielkie, dosyć stare i zniszczone molo oraz rządek drewnianych domków. Krótko mówiąc – miejsce żywcem wyjęte z mojej wyobraźni.

-I co? Jak ci się podoba? – spytał Cal, obejmując mnie ramieniem.

-Czy mogę tu zamieszkać? – popatrzyłam na niego z nadzieją.

-Owszem. Ale wtedy będziesz musiała spędzać każdy dzień ze mną – wyszczerzył się.

-To – pomachałam rękami, próbując pokazać wszystko dookoła nas. – Jest warte wszystkiego.

-Mówisz to jakby mieszkanie ze mną, było karą – wydął dolną wargę, na co się zaśmiałam.

-Wiesz... Szczerze mówiąc, nie wiem, czy przeżyłabym tyle lat tylko na pizzy...

-Wypraszam sobie. Jestem świetnym kucharzem! – prychnął, na co uniosłam jedną brew. Nie dane nam było jednak dokończyć tej fascynującej rozmowy, bo obok nas zmaterializował się Lukey.

-Nie chce wam przeszkadzać czy coś, ale na romantyczne sceny to się umawiajcie bez nas – wywrócił oczami. Pytanie za sto punktów! Wyglądamy jak para, czy ludzie do reszty zwariowali? Ewentualnie oba...

~***~

-Chodź – Calum wyciągnął rękę, stając przede mną.

-Po co?

-Zobaczysz, ale chodź – uśmiechnął się szeroko. Pomógł mi wstać, po czym odwrócił się do mnie tyłem i kucnął. – Wskakuj.

-Nie uniesiesz mnie – parsknęłam. Może nie ważyłam nie wiadomo jak dużo, ale źle się czułam, kiedy ktoś mnie nosił. No hello, a jak złamie się po dwóch krokach?

-Zakład? – wyszczerzył się znowu. – No dawaj.

Posłusznie zaczepiłam się na nim niczym profesjonalny miś koala. Chłopak zaczął biegać w te i z powrotem w nikomu nie znanym celu, a ja starałam się nie spaść, śmiejąc się i piszcząc na zmianę.

-Gotowa? – zatrzymał się i obrócił głowę, patrząc na mnie kątem oka.

-Na co? – zmarszczyłam brwi, na co Calum jedynie się wyszczerzył.

-KTO OSTATNI W WODZIE KUPUJE PIZZE – krzyknął i zaczął biec niczym poparzona antylopa. Tak z innej beczki, czy tylko ja kocham swoje porównania?

Odwróciłam głowę, patrząc, jak chłopaki zrywają się na równe nogi i próbują wzajemnie się wyprzedzić. Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy Calum przebiegł dystans dzielący nas od jeziora. W chwili, gdy zderzyłam się z wodą, pisnęłam, na co chłopak zareagował śmiechem. Momentalnie trzepnęłam go w głowę.

-Za co to?

-Domyśl się – parsknęłam, odgarniając z twarzy mokre włosy.

-Dzięki mnie przynajmniej będziesz miała pizze – wystawił język, na co się zaśmiałam.

Wróciłam wzrokiem do pozostałej trójki. Ashton jakimś cudem doczłapał się do wody, natomiast Luke i Michael nadal okładali się na piasku, na co parsknęłam. Po chwili niemal splątani ze sobą zaczęli turlać się w stronę jeziora, gdzie ostatecznie blondyn wylądował jako pierwszy. Nie powiem, że się nie cieszyłam... Przynajmniej Clifford jakoś zadośćuczyni za ten pistolet, pff...

~***~

Można by powiedzieć, że to dzień idealny. Pogoda niemal perfekcyjna, miejsce magiczne, a towarzystwo i atmosfera – najlepsze. Ale hej, nic nie jest idealne, prawda? Tak samo te chwile, które właściwie były cudowne... Tyle że musiały zostać zakłócone. A przez kogo? Oczywiście przez samego pana Pacana aka Hemmingsa!

-Sel!

-To chyba ja – palnęłam, nie ruszając się z piasku. Tu jest tak wygodnie...

-Wstawaj!

-Po co?

-Przecież nie będziesz cały dzień tu leżeć.

-Właśnie taki miałam zamiar – uśmiechnęłam się nieznacznie, dalej nie zmieniając pozycji.

-Z tobą nie można pokojowo – westchnął. Mentalnie trzymałam kciuki, żeby sobie poszedł. Tylko dlaczego los nie może być choć raz po mojej stronie?

Po chwili poczułam, jak chłopak mnie podnosi i przerzuca sobie przez ramię. Może jednak nie jestem aż taka ciężka...

-Hemmings, postaw mnie – zażądałam, lecz ten nawet nie drgnął. – Luke, puść mnie! Nie chce mi się w to bawić... Cholera jasna, Hemmings! Jeszcze mnie popamiętasz! – wierzgałam nogami i rękami na wszystkie strony, krzycząc przy tym niemiłosiernie.

-Pomógłbym ci, ale jesteś tak daleko... - mruknął Michael.

-Grabisz sobie, Clifford! – posłałam mu mordercze spojrzenie. Szczegół, że dalej sobie wisiałam na ramieniu Luke'a, prawda? – Calum, Ashton! No pomóżcie! – pisnęłam. – Co wyście się tak dzisiaj na mnie uwzięli?

-Tak jakoś – zaśmiał się Hemmings.

-Teraz to już możesz się odezwać – prychnęłam. – Masz jeszcze szansę, postaw mnie, a nikomu nic się nie stanie.

-Jakoś się ciebie nie boję, Styles – mogę się założyć, że w tym momencie uśmiechnął się triumfalnie. Postawił pierwsze kroki na molo, a stare deski zaskrzypiały pod naszym ciężarem.

-Lucas, do cholery! Zdajesz sobie sprawę z tego, że to się zaraz zawali?

-Tak. I yolo! – krzyknął, biorąc rozbieg. Powtórka z rozrywki?

Blondyn wskoczył do wody, przy okazji wrzucając mnie. Jak najszybciej się wynurzyłam i złapałam powietrze. Ok, był już Michael, był Calum, Luke... Jak mi Ash z czymś wyskoczy, to nie ręczę za siebie.

-Musiałeś? – zmroziłam wzorkiem chłopaka, który właśnie wynurzył się z wody z szerokim uśmiechem.

-Tak, musiałem – wzruszył ramionami.

-Pieprz się, Hemmings – prychnęłam.

~***~

-Mike! – krzyknęłam. – Miałeś chyba zamówić pizzę, hm?

-Daruj zła kobieto, ja tu się opalam – mruknął, na co wywróciłam oczami.

-Ale ja jestem głooodna – wydęłam usta niczym oburzony pięciolatek.

-To idź do Caluma.

-Lama – prychnęłam, udając się do jednego z domków, w którym przebywał Hood. Oparłam się o framugę drzwi, przegryzając wargę.

-Przecież wiem, że tam stoisz – zaśmiał się, nawet nie odwracając.

-Kolejny, który czyta w myślach? – prychnęłam, podchodząc do niego.

-Nope. Mam tutaj magiczne urządzenie, czyli lusterko – wskazał na niewielką ozdobę, stojącą na parapecie.

-Po co ci lusterko w kuchni? – uniosłam jedną brew. – Samouwielbienie?

-Muszę widzieć, jak ktoś mi się przygląda. I jak uroczo przy tym wygląda – wyszczerzył się, posyłając mi znaczące spojrzenie, na co jedynie prychnęłam. – W jakim celu tu przybywasz? Oprócz patrzenia na mnie oczywiście – wywróciłam oczami, na ostatnią uwagę.

-Głodna jestem.

-To albo ruszcie Michaela po tę pizze, albo możemy zrobić coś tutaj.

-Podobno jesteś dobrym kucharzem – usiadłam na blacie, uśmiechając się szeroko.

-Potrafisz wykorzystać wszystko przeciwko mnie, prawda? – pokręcił głową z niedowierzaniem.

-Całkiem możliwe.

-No dobra – wyszczerzył się, opierając rękami, po moich obu stronach. – To, co sobie pani życzy?

-Obojętne – wzruszyłam ramionami. – Rób, co chcesz.

-W tym momencie chcę zrobić jedną rzecz, ale to chyba niezbyt związane z gotowaniem – nadal się uśmiechał, patrząc mi prosto w oczy. Przez chwilę wpatrywałam się w niego, próbując przeskanować, czy dobrze zrozumiałam. Jak zaraz znowu się obudzę, a Cam będzie nazywać mnie lemurem, to chyba coś rozwalę...

A no tak, Cam chyba nie będzie tu potrzebna... Wspominałam już, że idealne chwile nie istnieją? Luke Hemmings uświadomił mi to dzisiaj już drugi raz, wbiegając do kuchni w bardzo odpowiednim momencie.

-Ja to mam wyczucie – zaśmiał się, klaszcząc w dłonie.– No dobra lowelasy, zamawiamy pizze!

I to cudowne uczucie, kiedy nawet nie rozumiesz, co właśnie się stało...


***
Witajcie i zostawcie jakiś znak, że tu jesteście oki

Tak by the way - zrobiłam jakiś czas temu zwiastun. Może nie jest wielce profesjonalny, ale pomyślałam, że może chcecie go zobaczyć? xD

Buźka i do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top