Zraniony
Stoję na lotnisku i patrzę jak mój chłopak niechlujnie bierze swoje walizki, spoglądając na mnie słabo.
Jemu napewno też jest ciężko. Niby pół roku to nic? Ja nawet nie umiem wytrzymać bez niego nawet 2 dni.
Chłopaki pożegnali się z nim wcześniej, by zostawić nasze ostatnie chwile dla naszej dwójki. Zrobiliśmy mu nawet imprezę pożegnalną.
Tak bardzo nie chcę się z nim rozłączać.
Nie będę mógł słyszeć jego głosu, dotykać jego miękkich włosów, widzieć jego pięknych oczu... Nienawidzę tego dnia.
-Wszystko wziąłeś? - pytam, by przerwać tą wirującą wokół nas ciszę.
-Raczej tak. - spogląda na swoje torby, a następnie na mnie - Nawet nie wiesz jak trudno jest mi się z tobą rozstawać.
-Mnie też Hyunjin... - mówię i jak na zawołanie wtulam się w niego.
Od razu czuję dłonie starszego otulające mnie, gdzie jego głowa chowa się w zagłębieniu mojej szyi.
Łzy automatycznie napływają do moich oczu, ale patrzę do góry, by się nie popłakać, co z trudem mi wychodzi. Natomiast gdy słyszę cichy szloch chłopaka, moje serce rozsypuje się na kilkadziesiąt kawałków.
-Tak b-bardzo cię kocham... - jego załamany ton głosu niszczy mnie od środka, przez co jeszcze bardziej nie chcę, by jechał.
Nie jestem w stanie nic powiedzieć, więc unoszę trzęsącą się dłonią jego głowę i patrzę w jego zapłakane oczy.
-Ja ciebie też... i zawsze będę. - mówi i złączam nasze usta w najbardziej emocjonalnym pocałunku w życiu. Przepływają przez nas cały smutek, rozpacz i tęsknota.
Kocham go nad życie. I nic przenigdy tego nie zmieni.
Gdy słyszę informacje, że samolot Hyunjina jest gotowy, odsuwam się od niego minimalnie.
-Muszę już iść... - wzdycha i chwyta swoje bagaże - Będę tęsknił honey.
-Nawet nie wiesz jak ja też. Kocham cię.
-Ja ciebie też. - mówi i zostawia na moich wargach ostatni już odcisk tych swoich, a następnie idzie w stronę wejścia do samolotu, by po chwili zniknąć z mojego pola widzenia.
Stoję tak jeszcze chwile, by uświadomić sobie, że już nie wróci. Poleci do Kanady i będzie uczył się na swojej wymarzonej uczelni. I mimo, iż wiem, że to będzie mnie bardzo bolało, to Seungmin miał racje. Muszę skończyć szkołę.
Wychodzę po kilku minutach z lotniska i powolnym krokiem idę w stronę domu Mina, gdzie będę mieszkać przez ten czas.
Nie kryję już łez. Spływają po moich policzkach strumieniami, a moja głowa jest spuszczona. Nie jestem nawet w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku, prócz tłumiącego się we mnie szlochu.
Przyspieszam tempa, by jak najszybciej znaleść się przy moim przyjacielu. Nie wytrzymam dłużej.
Wchodzę z głośnym hukiem do mieszkania, a następnie zamykam drzwi, by po chwili zjechać po nich plecami i schować twarz w dłoniach.
Czuję się jakbym znów stracił kogoś ważnego. Jakbym znów wszystko zjebał.
-Yangie? Ojezu... - zza drzwi do salonu wychodzi Seungmin i od razu podbiega do mnie, otulając. Płaczę niemiłosiernie w jego ramię i zaciskam dłonie na jego koszulce.
To nie tak miało wyglądać. Mieliśmy być szczęśliwi. Bez Iwao, bez Minoru.
Tylko ja i on.
-N-nie wyt-trzymam be-ez nieg-go... - udaje mi się w końcu coś wydusić, ale przez moją rozpacz nie jest to łatwe - T-tak chol-letnie go kocham...
-Wiem Yangie. Jestem tego bardzo świadomy...
//Nie bijcie proszę za krótki rozdział :((( Mam nadzieję, że wam się podoba, bo aż bolało mnie serce jak to pisałam... Kochan was\\
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top