Zdecydowany
Rozłączam się i prawie rzucam telefonem o ścianę. Musiałem to zrobić. Czułem, jakie zło towarzyszyło mu w głosie. Jak bardzo się zmienił.
Czy to moja wina?
-I jak sytuacja? - pyta mnie Seungmin, ale gdy widzi, że nie wyglądam na zadowolonego, uśmiech mu schodzi z twarzy.
-Lecę tam. Lecę i wszystko co mi powiedział, wygarnę mu. Nie jestem już takim małym chłopcem, który płacze na każdym kroku. - mówię pewnym głosem, po czym idę do szafy i wyciągam torbę.
-Hola hola, gdzie ty się wybierasz? Co ci się stało? Ochłoń może co?
Nie słucham go, bo jestem zajęty chowaniem ciuchów.
-Jeongin, weź mnie posłuchaj! - w końcu chłopakowi udaje się mnie ocudzić i spoglądam na niego - Co on ci powiedział?
Prawdę.
-Nazwał mnie bachorem i wytknął mi, że on przylatuje cały czas, a ja nawet się stąd nie ruszam. I wiesz co? - rzucam ze łzami w oczach, po czym kucam, chowając twarz w dłoniach - Ma racje... Jestem zwykłym dzieciakiem, który ględzi na każdym k-kroku...
-Yangie, uspokój się najpierw. - gładzi mnie po plecach i otula - W złości nic nie zrobisz.
-Nie mam już cz-czasami sił... Martwię się o niego.
-Wiem, wiem. Ale pamiętaj, że on jest dorosły, nie jest też tam sam i radzi sobie.
-Właśnie widzę. - prycham, pociągając nosem.
-Napewno chcesz tam lecieć? - pyta mnie po jakieś chwili, gdy już jestem spokojniejszy.
-Muszę Min. Inaczej nie przekona się, że też mi na nim bardzo zależy i że dorosłem.
Słyszę jak przyjaciel wzdycha.
-Kupię ci bilet. - mruczy i wychodzi z pokoju, a ja pakuję najpotrzebniejsze rzeczy, a następnie idę do starszego, który nie jest do końca przekonany co do tego czynu.
-Uważaj na siebie.
-Będę. Nie przejmuj się. - uśmiecham się i zamawiam taksówkę, który podwozi mnie pod lotnisko. Kilka godzin i będę u niego.
Lot mija mi spokojnie, bez żadnych problemów. Gdy jestem już na miejscu, uderza mnie ostre słońce. Sprawdzam zegarek. 11:10. No tak, zapomniałem, że tu jest dzień.
Tylko teraz gdzie iść? Nie mam pojęcia gdzie on mieszka. Nagle mnie olśniewa. Hwiyoung! Mam jego numer. Na szczęście.
Natychmiast do niego dzwonię i w końcu za 3 sygnałem słyszę głos po drugiej stronie.
-Halo?
-Hwiyoung? Tu Jeongin. Chłopak Hyunjina. Potrzebuję waszego adresu. - mówię spokojnie.
-A po chuj?
-Po prostu mi go daj. - naciskam na niego.
-Dundas Square 13/20. Ale-
-Dziękuję. - rozłączam się szybko i pochodzę do pierwszego lepszego kierowcy, by podwiózł mnie na daną ulicę.
Po niespełna 20 minutach jestem już pod mieszkaniem. Biorę głęboki wdech. Czemu to jest takie ciężkie? Dlaczego moje ręce odmawiają mi posłuszeństwa?
Yang, weź się w garść. To twój chłopak. Musisz go przeprosić.
Pukam niepewnie i w końcu widzę, jak wysoki ciemnowłosy pojawia się przed moimi oczyma.
-A ty to kto? - patrzy na mnie, przejeżdżając dłońmi po twarzy.
-Jeongin. Jest może Hyunjin?
-Aaa to ty jesteś tym jego chłopakiem? - podnosi kąciki ust i przesuwa się, by wpuścić mnie do środka - Właź księżniczko.
-Dzięki. - wymuszam uśmiech i wchodzę do środka, rozglądając się po pomieszczeniu.
-Więc... co cię do nas sprowadza? - pyta mnie, wyciągając papierosa.
-Muszę przeprosić Hyunjina. Trochę się... posprzeczaliśmy.
-Czyli to wyjaśnia dlaczego chodzi, jakby miał komuś zaraz przyjebać. - śmieje się chłopak i wyciąga do mnie paczkę - Chcesz?
Krótką chwilę zajmuje mi przemyślenie wszystkich za i przeciw. Jeongin, bądź mężczyzną.
-Nigdy nie paliłem, wybacz. - mówię i siadam na kanapie.
-Jak chcesz. - odpowiada i również zajmuje miejsce - A no tak. Jestem Younghoon. Twój chłoptaś będzie za niedługo.
-W porządku. - wzdycham - Aż tak bardzo jest zły?
-Nigdy go takiego nie widziałem. Aż wrzało od niego wkurwieniem. A właśnie, o co poszło?
-Widziałem nagranie jak się z kimś bił i-
-Już to widziałeś? Ha! Co nie, że nieźle mu przyłożył? Jest tutaj gwiazdą! Teraz nikt mu nie podskoczy.
-Gwiazdą? - powtarzam w osłupieniu.
-No a jak! Tutaj jak kogoś rozwalisz, szczególnie do nieprzytomności to zyskujesz szacunek. Obstawiam, że na uniwerku już każda za nim leci i-
-Jest tu może łazienka? - przerywam mu, bo gdy słyszę, że ktoś podrywa mojego chłopaka, ciśnienie mi wzrasta.
-Drugie drzwi po prawej.
Natychmiast ruszam do wskazanego miejsca, ale chyba jestem idiotą, bo zamiast do oczekiwanego pomieszczenia, włażę do czyjegoś pokoju.
Rozpoznaję ten zapach. To pokój mojego ukochanego. Nawet nie zdążam zrobić kroku, bo pod moimi nogami tłucze się szkło.
-Co to? - pytam sam siebie i podnoszę jakieś zdjęcie, które okazuje się być naszym zdjęciem. I to nie byle jakim.
Zrobiliśmy je podczas jednej z randek. Wystroił się jak model, ale ja też wyszykowałem się porządnie, przez co wszyscy patrzyli na nas jak na zjawisko. Jednak my byliśmy w innym świecie. W naszym świecie. Dał mi wtedy pierścionek, identyczny jak jego. Zapieczętowaliśmy tym naszą miłość.
Ze łzami w oczach wpatruję się w fotografię, gdy nagle do moich uszu dochodzi odgłos upuszczanej torby. Kiedy tylko się odwracam, widzę Hyunjina, który chyba nie dowierza, co znajduje się przed nim. Ja w sumie też.
-Jeongin? C-Co ty tutaj robisz? - podchodzi do mnie, ale zachowuje lekki odstęp.
-Przyleciałem do ciebie. - mówię wprost i spuszczam głowę - I wiesz... miałem ci wszystko wygarnąć, to za jak mnie nazwałeś, co mi powiedziałeś. Ale zrozumiałem, że miałeś rację. Jestem dzieciakiem, który boi się, że jego chłopak zrobi coś, czego nie będzie mógł powstrzymać. I przepraszam. Nie powinienem mówić o twoim ojcu. Nie powinienem się też martwić, bo jesteś dorosły, prawda?
Gdy nie słyszę odpowiedzi, przymykam oczy.
-Chyba już pójdę. I spokojnie, pójdę do jakiegoś hotelu czy coś.
Chcę opuścić pokój, ale mocny uścisk na nadgarstku mnie zatrzymuje.
-Yangie, poczekaj. - w końcu się odzywa. Czuję, że jemu też jest ciężko. To wszystko przeze mnie. Mogłem w ogóle nie dzwonić. Jestem totalnie głupi.
-Na co? - obracam się w jego stronę - Wygrałeś. Oboje o tym wiemy. I nie mów, że tak nie j-jest...
Nic nie mówi, a za to przyciąga mnie do siebie, mocno mnie otulając. Ciężko jest mi to powstrzymywać, więc wypuszczam kilka łez, jednak szybko je wycieram. Wtedy blondyn składa delikatny całus na moim czole, sprawiając, że ciepło przechodzi przez moje ciało.
-Nie jesteś zwykłym bachorem, honey. Jesteś moim maleństwem, z którym kocham spędzać czas i nie wyobrażam sobie żyć bez ciebie. Kocham cię nad życie i mimo iż czasem mnie denerwujesz, to i tak nie wymieniłbym cię na nikogo innego.
-Ja ciebie też kocham. - unoszę głowę i patrzę na niego - I nie jesteś jak-
-Jestem. W końcu to mój ojciec. - wzdycha i cmoka mnie w usta - Ale miejmy nadzieję, że odziedziczyłem po nim jak najmniej. Albo przynajmniej te dobre cechy.
-Dla mnie zawsze będziesz idealny. - uśmiecham się, przez co on robi to samo.
-Jak uroczo, że aż się zrzygam. - głos mi znany rozbrzmiewa po mieszkaniu, dlatego spoglądamy w stronę dźwięku - Czyli już wszystko cacy? Nie chcesz już mi przyłożyć?
-Tobie zawsze chcę. - mruczy mój chłopak, na co cicho się śmieję - A teraz wynocha.
-Dobra, dobra, tylko nie gryź. - unosi ręce w celu pokoju i oddała się od nas.
-Tak lepiej. - dodaje i zamyka nogą drzwi, po czym chwyta mnie za policzki, całując mnie czule.
/Romantycznie! Co wy na to? Kocham was!\
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top