Zapomniany
-I jak ci smakuje? - pyta Hyunjin z uśmiechem, przyglądając mi się, gdy ja aktualnie jem zrobione przez niego ciasto.
Spędziliśmy dziś walentynki w domu, oglądając filmy i tuląc się do siebie, gdzie usłyszałem wiele historii z jego życia na studiach. Przeszliśmy się jeszcze szybko na zakupy do galerii, a na koniec specjalnie dla mnie zrobił mój ulubiony tort.
-Jest idealne kochanie, tak samo jak ty. - mówię słodko i cmokam go w nos. Jest tak uroczy, gdy się stara zrobić coś dobrze i boi się reakcji.
-Oj tam, bez przesady. - śmieje się niezręcznie i gładzi delikatnie mnie po głowie - Kocham cię bardzo. Najbardziej na calutkim świecie.
-Ja ciebie też misiu. Bardzo, bardzo mocno. - mruczę, przymykając oczy i czując delikatne dreszcze przez dotyk chłopaka.
I w tym momencie obojga z nas cichnie, ponieważ rozbrzmiewa mój telefon.
-Kto to? - pyta mnie mój ukochany, gdy ja z ogromnym zdziwieniem patrzę na nazwę kontaktu.
-Changbin? - mówię, w raczej zadaję sobie sam pytanie, po chwili odbierając komórkę.
Chyba to pierwszy raz w życiu, kiedy on do mnie zadzwonił. A to nie wróży nic dobrego.
-Jeongin? Gdzie jesteś? Widziałeś może Felixa? Wiesz gdzie jest? - słysząc zestresowany głos przyjaciela mam coraz większe obawy, o co może chodzić.
-Nie, nie widziałem. W sumie to dawno z nim nie rozmawiałem... Co się stało Bin? O co chodzi?
Ciche przekleństwa, które niewyraźnie słychać od strony starszego niepokoją mnie.
-Zniknął.
-Ale jak to zniknął? Dzwoniłeś do Banga?
-Czy ty masz mnie za idiotę? Kurwa Jeongin, pomyśl po prostu gdzie on może być. Muszę go znaleść.
-Ale co się do cholery jasnej stało?! - pytam z podniesionym głosem i wstaję natychmiast z krzesła, gdzie mój chłopak od razu bierze mnie za nadgarstek i sadza znowu przy stole.
Cisza. Głucha cisza. Jedynie przyspieszony oddech, a następnie westchnienie osoby po drugiej stronie rozbrzmiewa w moich uszach.
-Zrobiłem mu okropną krzywdę. I chcę to naprawić.
-Co proszę? Changbin, mów wprost, błagam cię.
-Przez natłok obowiązków, pracy, studiów i innych głupot totalnie zapomniałem o Felixie. Cały czas próbował ze mną przebywać i tłukł mi, żebym sobie odpoczął, żebym sobie zrobił przerwę, ale go nie posłuchałem. Nawet pokłóciliśmy się o to i od tamtego czasu nie odzywa się do mnie, a dziś... dostałem smsa, że to wszystko skończone, żebym go nie szukał i żebym ułożył sobie życie na nowo. Byłem wszędzie, rozumiesz? Nikt nie wie gdzie on jest, nikt go nawet nie widział od miesiąca. - mimo iż znam Changbina dość trochę, to nigdy nie słyszałem tak przejętego głosu u niego - Proszę, pomóż mi.
-Gdzie jesteś?
-Pod jego domem.
-Zaraz tam będziemy. - rozłączam się szybko i spoglądam na Hyunjina, który przysłuchiwał się całej tej rozmowie.
-Jedźmy szybko. - rzuca jedynie i od razu rzucamy się do wyjścia, ubierając buty, kurtki i wsiadając do auta, którym jesteśmy już na miejscu po kilku minutach.
Zauważamy Changbina, który prawdopobnie dzwoni do chłopaka.
-Byłem wszędzie. Jego mieszkanie, kawiarnia, las, most nad rzeką Han. Wydzwoniłem już wszystkich i nikt nic nie wie. - mówi najniższy z nas.
Gdy mój przyjaciel i chłopak próbują wymyśleć, gdzie jest Lixie, wyłączam się na chwilę z rozmowy, próbując uspokoić myśli. Gdzie ty jesteś?
Próbuję sobie przypomnieć jakieś chwile, jakieś wspomnienia, które mogą mi jakoś pomóc. Nagle wpada mi do głowy pewien moment.
Byliśmy już po szkole i chodziliśmy po starym moście tuż przy obrzeżach miasta.
Seungmin nie lubił, gdy tam przebywaliśmy, bo uważał, że jest tam zbyt niebezpiecznie.
-Myślałem kiedyś o tym jak chcesz umrzeć? - zapytał mnie mój przyjaciel, kopiąc kamienie, które były pod jego nogami.
-Zbyt często. Albo strzeliłbym sobie w głowę, albo zażyłbym leki nasenne. Nie chciałbym podcinać żył ani się wieszać. Za długo by to trwało. - zaśmiałem się pod nosem, na co Felix odpowiedział tym samym.
-Ja najlepiej skoczyłbym z mostu. Z tego mostu. - dodał po chwili i tupnął lekko nogą w podłoże.
-Dlaczego akurat z tego? - dopytałem ciekawy, popijając kawę, którą kupiliśmy po wyjściu ze szkoły.
-Ponieważ tutaj nikt by mnie nie szukał.
-Most! - mówię na głos, a bardziej krzyczę, przerywając rozmowę chłopaków.
-Ale przecież-
-Nie ten tutaj. Chodzi mi o ten stary na obrzeżach miasta.
Po kilku chwilach cała nasza trójka podjeżdża pod wskazane wcześniej miejsce, a następnie wszyscy wybiegamy z auta, próbując jak najszybciej znaleść rudzielca. W dodatku robi się totalnie ciemno i ledwo co widzimy nas samych, świecąc małymi latarkami w telefonie.
Od stresu i zdenerwowania zaczyna mi się kręcić w głowie i robić niedobrze. Za dużo tego wszystkiego na raz.
Wtedy właśnie zauważam szczupłą, niewyraźną posturę Felixa, trzymającego się barierek i spoglądającego w dół oraz trzęsącego się z zimna. Kamień z serca.
-Lixie... - mówię delikatnym tonem głosu - To ja, Yangie.
-Po co tu przyszliście? - pyta mnie oschłym głosem, nawet się nie poruszając.
-Changbin się o cie-
-Felix! - przerywa mi Bin, który od razu podlatuje do mnie z resztą chłopaków - Kochanie, tak bardzo chci-
-Już za późno. - urywa i unosi lekko głowę, przełykając głośno ślinę.
-Na nic nie jest za późno. Naprawdę szczerze chciałem cię przeprosić. Tak bardzo, bardzo jest mi wstyd, że coś takiego zrobiłem...
Po tych słowach rudzielec odwraca się do nas, a mnie zapiera dech w piersiach. Cały blady, z workami pod oczami, czerwonymi oczami, podrapaną skórą, a przede wszystkim z ogromnym pręgiem na szyi, najprawdopodniej od próby powieszenia się.
-Czy ty wiesz... co zrobiłeś? Odpychałeś mnie na każdym kroku, nie zwracałeś w ogóle na mnie uwagi. Czułem się jak jakiś wyrzutek. Myślałem, że to mi przynajmniej ulży. - przerywa i podnosi rękawy, ukazując blizny po cięciach - Ale poczułem, że to nie wystarczy. Myślałem, że jak zrobię sobie przerwę od ciebie, to może w końcu sobie o mnie przypomnisz... Widocznie nie m-miałem racji...
-Felix błagam cię... kocham cię i mimo iż ci tego nigdy nie mówiłem, to jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało rozumiesz? Zrobię dla ciebie wszystko, mogę chodzić nawet z tobą na te romanse, których nie lubię....T-tylko wróć do mnie... - łamiący się głos Changbina sprawia, że młodszy podnosi wzrok i ze łzami w oczach patrzy na swojej ukochanego.
Mija dłuższa chwila, gdy w końcu któreś z nich się odzywa.
-Proszę... - dodaje starszy, gdzie kilka łez spływa po jego policzkach.
-Ja... ciebie też kocham... - cichy głos i pomoc przy wyjściu z krawędzi mostu przyprawia mnie o dreszcze.
W końcu uświadomiłem sobie coś, o czym przez długi czas nie miałem pojęcia.
/Nie spodziewaliście się tego cnie, jak tam wrażenia?\
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top