Zagubiony

~Hyunjin pov~

Wszystko mnie bolało. Miałem wrażenie, jakby przejechał po mnie czołg. Nie mogłem się ruszać. Jakbym był mocno skrępowany. Głowa, ręce, nogi. Coś kłuło mnie w klatce. Nawet nie potrafiłem otworzyć oczu.

Nagle rażące światło sprawiło, że zerwałem się do siadu, otwierając szeroko oczy. Zobaczyłem białe pomieszczenie z dużymi oknami i kilkoma łóżkami. Koło mnie zajmowali się moi przyjaciele.

-Witamy wśród żywych. - powiedział Hwiyoung, przeglądając coś w telefonie.

-Gdzie ja do chuja jestem? - mruknąłem i chwyciłem się za głowę, która zaraz miała mi pęknąć z bólu.

-W szpitalu debilu. - odezwał się Hoon - Zemdlałeś, gdy tylko wpadłeś do domu i nie mogliśmy cię obudzić. Myśleliśmy, że ktoś cię zastrzelił, bo krwawiłeś, jakbyś wrócił z wojny.

-Ale teraz czuję się dobrze, wracajmy. - rzuciłem i szybko wstałem z łóżka, by uciec stamtąd, ale chłopacy mnie powstrzymali, praktycznie rzucając na łóżko szpitalne.

-Nigdzie się nie wybierasz szczylu. Przypilnujemy tego, by zrobili ci tyle badań, aż nie dowiemy się co ci jest.

-Nigdy w-

-Chyba, że chcesz żeby twój chłoptaś przyleciał specjalnie i dowiedział się o tym wszystkim. - przerwał mu najstarszy, a ja miałem ochotę przywalić mu w łeb.

-To jest szantaż.

-Może szantaż, ale skuteczny.

-Wal się.

-I nawzajem. - prychnął Hwi i wstaje - Idę po lekarza.

Po tych słowach opuścił pomieszczenie, gdzie zostałem sam z Yonghoonem. Nie mija minuta, a doktor już sprawdzał mi ciśnienie.

-Zrobiliśmy panu wszystkie badania... ale musimy panu zrobić jeszcze tomografię i biopsje.

-Ale po co? - spytałem trochę nie rozumiejąc o co mu chodzi.

-Czy mogę porozmawiać z panem na osobności?

-Niech pan mówi tutaj, to moi przyjaciele. - powiedziałem i zerknąłem na moich współlokatorów.

-No dobrze. - westchnął - Pana wyniki nie wyglądają zbyt dobrze, dlatego chcemy wykluczyć najgorszy scenariusz.

-Czyli? - wyrwało się Hwiyoungowi - Niech pan mówi prosto z mostu.

-Chcemy odrzucić u pana białaczkę.

Natychmiast otwieram oczy i rozglądam się po pomieszczeniu. Mój pokój. Na szczęście to był tylko sen.

Wstaję leniwie z łóżka i kieruję się do kuchni, nasłuchując moich przyjaciół, którzy o dziwo nie wydawali żadnych odgłosów.

-Co jest kur- - urywam i nagle zerkam na zegarek - 7:50?! Spóźnię się na zajęcia!

Błyskawicznie biegnę do mojej szafy, zakładam pierwsze lepsze ubranie, łapię torbę i śmigam do mojego samochodu.

-Pieprzone gnidy. - powtarzam w kółko w drodze na uczelnię.

Po chwili praktycznie wpadam do sali, skupiając na sobie uwagę.

-Pan Hwang. - słyszę jedynie głos mojego profesora - Siadaj.

Posłusznie idę na miejsce i wzdycham ciężko ze zmęczenia. 

-Cześć Hyunjiiin. Przystojnie wyglądasz. W sumie... tak jak zawsze. - śmieje się koło mnie dziewczyna.

-Cześć Elena... Dzięki. - mruczę i piszę w zeszycie notatki.

-Robisz coś dzisiaj? Robię imprezę... Wszyscy mnie pytają, czy będziesz... - mówi i próbuje gładzić mnie po ramieniu, przez co od razu się napinam. Nie lubię jak ktoś mnie dotyka, oprócz Jeongina.

Patrzę na nią spod byka i myślę. Iść czy nie iść? Kurwa.

-Niech będzie. - w końcu odpowiadam, choć nie widzi mi się to.

Reszta zajęć mija spokojnie, oczywiście nie na długo, bo po ostatniej lekcji napada mnie grupa napalonych studentek dietetyki.

-Umówisz się ze mną na randkę? Jestem lepsza od tych dziwek.

-Zamknij się Evelyn! On chce mnie!

-Hyunjin, będziesz ze mną?

Mam wrażenie, że zaraz wybuchnę. Czas zakończyć te krzyki.

-Dziewczyny, jesteście bardzo miłe, ale ja już mam kogoś.

Szok na ich twarzach jest bezcenny. Z uśmiechem na twarzy opuszczam uniwerek, wpadając na moich przyjaciół.

-A ty co taki szczęśliwy? - pytam Hwiyounga, który jest cały w skowronkach.

-Elena zaprosiła go na imprezę. - uprzedza mnie Hoon.

-To chyba było oczywiste. Zaprasza każdego, kto może podbić jej popularność. Poza tym jest łatwa do przelecenia, jak wypije.

-A ty skąd to wiesz?

-Dużo osób o tym mówi. - śmieję się pod nosem - Mnie też zaprosiła.

-I co? Idziesz? - pyta mnie Hwi.

-Pójdę tam na chwilę. Może dowiem się czegoś o Ethanie. Leszcz ma kilka informacji, które mogą mi się przydać.

Gdy wracamy do mieszkania, szybko się ogarniamy. Zakładam czarne rurki oraz czarną koszulę rozpiętą do połowy. Zaczesuję się do tyłu i nakładam trochę żelu, by dać im efekt mokrych włosów. 

Po 30 minutach znajdujemy się pod domem dziewczyny, gdzie już na kilometr słychać muzykę. Wyciągam papierosa i natychmiast go zapalam, zaciągając się dymem.

Kiedy wchodzę do środka, unosi się wyraźny zapach narkotyków i alkoholu. W salonie wszyscy tańczą, ocierając się o ciebie i upijając się.

Podchodzę więc do kuchni, by zrobić sobie drinka, ale na swoich biodrach czuję jakieś dłonie, więc natychmiast się odwracam.

-Nie wiedziałam, że tu będziesz. - mówi szarowłosa dziewczyna, ubrana w krótką, czerwoną spódnicę i czarny, skórzany stanik. Amaya, dilerka.

-Też się tego nie spodziewałem.

-Masz ochotę... na coś mocniejszego? - pyta mnie i wyciąga mały woreczek z białym proszkiem.

-Nie bawię się już w to gówno. Zapomnij. - mruczę i piję swój alkohol.

-No weź. Ostatnio ci się podobało. - mruczy i dotyka moją klatkę piersiową, więc szybko łapię ją za nadgarstek i przybliżam twarz do tej jej.

-Nie to nie. Zrozum. - warczę i puszczam ją, a następnie odchodzę, siadając przy wielkim stole.

-Znów chce cię wciągnąć? - odzywa się jakiś chłopak, ale gdy odwracam głowę zauważam, że to mój kolega z kierunku Savir. Jest z Indii, ale bardzo dobrze się dogadujemy. Często daje mi ściągać.

-I to jak. Po chuj przyszedłem na tą imprezę? - pytam bardziej siebie i przejeżdżam dłońmi po twarzy.

-Może po to, by nie czuć bólu po tym, jak znów musiałeś zostawić swojego chłopaka w Korei?

Na te słowa zastygam. Skąd on wie, że mam chłopaka? Przecież tylko moi współlokatorzy o nim wiedzą! Kurwa mać.

-Skąd o tym wiesz?

-Spokojnie. - śmieje się i klepie mnie po ramieniu - Słyszałem jak z nim raz rozmawiałeś przez telefon. Ale uwierz mi, nikomu o tym nie powiem.

-Dzięki. - uśmiecham się lekko do niego i wzdycham - Zaraz wracam.

Wstaję i gdy chcę iść na górę, ktoś wciąga mnie do jakiegoś pokoju.

-Nareszcie sami... Tylko ty i ja... - słyszę znajomy mi głos i ręce na moich barkach.

-Elena, przestań. - próbuję ją od siebie odepchnąć, ale gdy tylko czuję skórę orientuję się, że jest praktycznie naga.

-Hyunjin nie zgrywaj niedostępnego... Wiem, że nikogo nie masz... - mruczy i chwyta mnie za dłoń, zjeżdżając nią na jej krocze - Śnisz mi się po nocach... i to są mokre sny... zawsze...

-Odsuń się ode mnie, jebiesz wódką. - w pewnym momencie popycham ją do przodu, gdzie dziewczyna ląduje na łóżku.

-Nie wstydź się kotku, nikt się nie dowie... - majaczy Elena i oblizuje palce, wsadzając je sobie w miejsce intymne - Chcę cię poczuć w sobie...

-Zjeżdżaj mi z oczu. Obrzydliwa jesteś. - warczę oraz wychodzę z pomieszczenia, od razu zamykając się w łazience i opierając się o zlew.

Próbuję opanować emocje, by przypadkiem czegoś nie rozwalić. Porządnie przemywam ręce i opłukuję twarz, próbując wymazać z pamięci obraz nagiej laski.

Dlatego nie chodzę na imprezy. Wszyscy patrzą na mnie jak na przedmiot i chcą się tylko ze mną przespać. Nienawidzę tego. Jeongin jest inny. Nie patrzy na mnie jak na zabawkę, ale jako na człowieka pełnego emocji. Kocham go za to.

-Wyłaź stamtąd zjebie! - głos zza drzwi wyrywa mnie z zamyśleń i zastanawiam się o co zaś chodzi.

Gdy tylko otwieram drzwi, czuję mocne uderzenie w nos z pięści. Natychmiast odwracam głowę i trzymając się bolące miejsce, zerkam na mężczyznę.

-O chuj ci chodzi? - pytam i od razu unikam jego kolejne ciosy, przy czym podcinam mu nogi, przez co z głośnym hukiem upada na podłogę. Kiedy tylko próbuje wstać, dostaje mocnego kopniaka w brzuch i twarz.

-Ty p-pedale... - jęczy przeciwnik, a gdy tylko sprawdzam kto to, okazuje się, że to brat Eleny, Adam. Po tym puszczam go, przez co mdleje, a ja wychodzę z mieszkania, próbując zatamować krwotok.

Pierdole to. Już nie idę na te pieprzone imprezy.

/Tego się nie spodziewaliście. Ja szczerze też\

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top