Pamiętliwy

~Bangchan pov~

To tutaj. Dawno tutaj nie byłem.

Chłodny wiatr owiewa moje brązowe włosy, a ja wzdycham. Czemu ten czas tak szybko mija? Czemu już nikt ciebie nie odwiedza?

Powoli ściągam resztki śniegu z marmuru, czując jakby wszystko stanęło w miejscu. Jestem tylko ja. Nawet nikogo nie ma na cmentarzu.

Wkładam świeże kwiaty w wazon i siadam na ławce naprzeciw grobu, czytając tekst chyba już 10 raz.

Kim Woojin. Spoczywaj w pokoju.

-Byłeś moim najlepszym przyjacielem wiesz? Może nawet kimś więcej... Przy tobie nie mogłem być nieszczęśliwy. Opiekowałeś się mną, gdy nie miałem siły. Starałeś się, bym był wzorem dla Misun, która przeżywała najgorszy okres. Ale gdzie ty jesteś?

Opadam na kolana, spuszczając głowę.

-Przepraszam, że nie byłem przy tobie, gdy mnie potrzebowałeś. - mówię i wstaję, trzymając w ręku naszyjnik, który Woojin kiedyś mi dał.

-Jak się czujesz? - pyta mnie Felix, podając mi ciepłą herbatę.

-A jak mam się czuć? - podnoszę brew i chowam biżuterię do kieszeni, po czym opieram się o miękką sofę - Gdzie jest Changbin?

-Poszedł po coś do sklepu, a czemu pytasz?

-Po prostu chciałem wiedzieć. - uśmiecham się lekko - Jak Ruby?

-Nie mów mi nawet. - mruczy i siada - Znów chłopak z nią zerwał. Poza tym tęskni za Marie.

-Ah te związki. - śmieję się pod nosem - Ostatnio też miałem z nią lekkie urwanie głowy. Miała mały problem z Seungminem?

-Co się stało?

-Miziała się z ex, po czym Min z nią zerwał, a na koniec ja musiałem ją gonić, by go przeprosiła.

-My też tacy byliśmy?

-Ty tak. - zaczynam się śmiać, a młodszy wbija mi palce między żebra.

-To nie było zabawne. - mruczy, po czym słyszymy otwieranie się drzwi.

-W tych chujowych sklepach nie ma niczego. - głos Changbina rozchodzi się po mieszkaniu - O cześć Bang, przyszedłeś nas odwiedzić? Ależ ty miły.

-Ciebie też miło widzieć. - mówię z uśmiechem. - Byłem się przejść i zaglądnąłem do was.

-Znowu tam byłeś? - pyta mnie prosto z mostu.

-Tak. - wyprzedza mnie Felix.

-Słuchaj stary, musisz się pogodzić z tym wszystkim. Tak po prostu musiało się stać. Życia mu nie cofniesz, a sam musisz iść dalej. - wzdycha, a ja przymykam oczy.

Nagle rozbrzmiewa dźwięk mojego telefonu, więc natychmiast odbieram.

-Chris! William jest w szpitalu!

-Co?! Co się stało? - wstaję w szoku i szybko się ubieram.

-J-Ja... To moja wina... - płacze moja mama.

-Spokojnie, zaraz tam będę. - rzucam i biegnę w stronę znanego mi budynku.

Po kilku minutach jestem już u celu i od razu zauważam moją rodzicielkę.

-Chan! William... nie przypilnowałam go...

-Mamo, co się stało?

-Robiłam obiad... i-i miałam garnek z wrzątkiem na stole, b-bo nie było miejsca na blacie... i-i on c-chyba go ciągnął... Krzyczał... To moj-ja w-wina... - mówi coraz słabiej.

-Mamo, uspokój się. To nie twoja wina. Brałaś leki na serce?

-Jakie l-leki?

Cholera.

Natychmiast wołam jakiegoś lekarza, a następnie idę do sali, w której jest młody. Jednak nie  takiego widoku się  spodziewałem.

Podpięty do różnych rurek, cały czerwony, z licznymi oparzeniami na ciele. Od razu przypomniał mi się Jeongin, po tym jak znalazłem go z Seungminem w jego starym domu.

Z tego co powiedział mi doktor, Woonwon ma oparzenia 3 stopnia, a w dodatku wykryto u niego cukrzycę, a jego stan jest ciężki. Zrobiło mi się słabo.

-Wszystko w porządku? Jest pan cały blady.

-A dziwi się mi pan? - mruczę i podpieram się ściany - Ma pan może wodę?

-Oczywiście. Już przyniosę. - szybko wychodzi z pomieszczenia, a ja patrzę w górę, powstrzymując płacz.

Gdy tylko starszy mężczyzna podaje mi plastikowy kubek, wypijam napój od razu, a potem potrząsam głową.

-A jak z moją mamą? Ma wadę serca.

-W porządku. Powiedziała, że nie zażyła lekarstw i po prostu z emocji zasłabła.

Na szczęście.

-Proszę się nią zaopiekować. Niech dużo odpoczywa.

-Dobrze, dziękuję.

Po tych słowach zabieram rodzicielkę do domu, ani słowem nie mówiąc o Williamie. Nie chcę jej stresować.

-Chris. Proszę, obiecaj mi coś. - mówi po jakimś czasie, leżąc w łóżku, gdzie ja siedzę koło niej.

-Tak? O co chodzi?

-Gdybym umarła-

-Mamo, nie mów mi takich rzeczy.

-Posłuchaj mnie. - chwyta mnie za rękę - Gdy odejdę z tego świata, odeślij Misun i Woonwona do ojca. Nie chcę, byś miał zniszczone życie przeze mnie.

-Mamo, popatrz na mnie. Nigdy, przenigdy nie pozwolę, by moje rodzeństwo do niego trafiło, rozumiesz? Będę się nimi zajmował aż do końca. To moja rodzina. A teraz śpij. Odpocznij.

Zostawiłam kobietę w pokoju, a sam idę do kuchni, by ochłonąć.

Czemu aż tak wali mi się grunt pod nogami?

/Nie zwalniamy tempa! Kolejny rozdział za kilka godzin :))  Kogo chcecie w kolejnym rozdziale? Kocham was!\

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top