Nieznany

~Hyunjin pov~

Był to już wieczór, gdy wracaliśmy do domu samochodem. Mama śmiała się i bawiła się ze mną moim pluszakiem, a na przednich siedzeniach znajdował się mój tata i ktoś jeszcze.

-Kto był dziś grzecznym chłopcem? - spytała się mnie kobieta ze szczerym uśmiechem, na co ja zachichotałem.

Głaskała mnie po głowie troskliwie, co chwile zerkając na przód, gdzie dwóch mężczyzn energicznie ze sobą dyskutowało. Niestety ich ton głosu wskazywał na to, że się kłócili.

-Jak to mam się wynieść?! Jesteśmy rodziną! Jestem twoim jebanym bratem!- krzyczała nieznana mi osoba na mojego tatę.

-To będzie dobre dla nas wszystkich. Nie chcę, byś ściągnął nas wszystkich na dno, rozumiesz?! - rzucił.

-Co ty mówisz człowieku! Dzięki mnie jeszcze żyjecie!

Światła, piski opon, krzyk mojej mamy, płacz, a po tym... ciemność.

Zrywam się z łóżka szybciej niż kiedykolwiek, oblany zimnym potem. Co to kurwa było?

Mroczki przed oczami natychmiast powodują, że opadam kolanami na podłogę, czując jak zaraz odlecę.

-Ej młody, śnia- - urywa mój współlokator widząc, że ledwo kontaktuje ze światem - Hyun, słyszysz mnie? Hoon, chodź tu!

-Co się dzieje? - pyta czarnowłosy, po czym pomaga najstarszemu położyć mnie na łóżku.

Nienawidzę tego stanu. Ostatnio coraz bardziej mi się to pogłębia, że czasem na wykładach totalnie mnie odcina.

-Byłeś z tym u lekarza w końcu czy mam cię sam tam kurwa zanieść? - rzuca Hwi po jakieś chwili, gdy powoli wracam do żywych.

-Zamknij... pysk... kurwa... - jest to jedyne co mogę z siebie wydusić - Nie pójdę... do żadnego lekarza...

-Słuchaj stary, albo sam tam pójdziesz, albo zadzwonię do twojego chłoptasia i sam ci to wbije do mózgu. - grozi mi Younghoon, machając rękami.

Szlag. Jeongin. Ostatni raz rozmawiałem z nim prawie dwa miesiące temu. Na samą myśl o nim łamie mi się serce. Nie mógłbym mu tego zrobić.

-Więc? - mówi do mnie ponownie, wyciągając już telefon ze spodni.

-Dobra, dobra, niech będzie! Pójdę do tego jebanego lekarza. - podnoszę się na rękach do siadu - Tylko ani słowa nikomu, bo inaczej wyrwę wam jajca.

-Uuu groźny Hwang, czyli już masz się lepiej. Świetnie. W takim razie wstawaj i chodź coś zjeść, żebyś nie zemdlał po raz drugi.

Po tym słowach chłopaki wychodzą z mojego pokoju, a ja wzdycham głośno. Cóż za cudowny początek dnia.

Ten sam sen, który powtarza mi się od kilku miesięcy, kolejny dziwny atak, a w dodatku grożenie, że zadzwonią do mojego słoneczka. Nie mogło być lepiej.

Po jakiś 10 minutach, gdy jestem już przebrany i mniej więcej ogarnięty, schodzę na dół, by zjeść śniadanie.

-I jak? Zdecydowałeś w końcu? - pyta mnie Hoon, wyciągając kolejnego papierosa.

-Niby z czym? - podnoszę brew i spoglądam na nich.

-Mamy tydzień wolnego, więc może dziś jakaś imprezka? - dodaje Hwiyoung, również biorąc jednego z paczki - Chcesz?

-Dawaj. - mówię i łapię jedną fajkę, odpalając ją nerwowo - A moja odpowiedź to dalej brzmi nie.

-No weź, sztywny jesteś jak kij od miotły.

-Przynajmniej nie ląduję w łóżku z matką swojej znajomej. - prycham pod nosem, zaciągając się.

-Wypraszam sobie, nie wiedziałem, że to jej stara. Poza tym, po jękach nie da się rozpoznać. - mruczy Hwi - Mnie przynajmniej nie jarają fiuty swojego kolegi.

-Uwierz mi, że zaliczyłem wiele osób w swoim życiu i nie mogę powiedzieć, że kobiety nie mają na mnie wpływu. Także, nie tylko chuje mnie podniecają.

-Tego swojego chłopaka też do tej kolekcji zaliczasz? - wyrywa się Younghoonowi, a we mnie natychmiast wszystko się gotuje.

-Jeszcze słowo, a dostaniesz w ryj.

W tym momencie wszyscy słyszymy jak zaczyna dzwonić telefon Hwi. Ten zerka na niego zdziwiony i odbiera.

-Halo?... Kto mówi?... Hyunjin? Tak, jest tutaj... Już go daję.

Gdy przyjaciel podaje mi komórkę z dziwnym wyrazem twarzy, zaczynam się bać.

-Halo? - pytam zmieszany.

-H-Hyunjin? - delikatny, łamiący się głos powoduje, że od razu wstaję z krzesła.

-Jeongin? Kochanie, co się stało? Czemu nie dzwoniłeś do mnie? Skąd masz numer tego pajaca? - zadaję pytania mojemu chłopakowi, czując jak starszy kopie mnie w kostkę.

-H-Hyunjin... Ktoś przyszedł do n-nas do domu... Mówi, że j-jest bratem t-twojego ojca... Groził m-mi... Boję się g-go wpuszczać...

Brat mojego ojca? Co? Przecież on nie miał brata... Chyba...

-Słońce, spokojnie, oddychaj. Posłuchaj mnie, dobrze? Powiedz mu, żeby przyszedł jutro wieczór, okej? Nie wpuszczaj go. Przylecę jak najszybciej się da. - mówię szybko i od razu biegnę na górę, rzucając peta na ziemię.

-Hyunjin...

-Tak, honey?

-Kocham cię. Najbardziej n-na całym świecie. Jestem o-okropnym chłopakiem. N-nie powinien m-mówić czeg-goś tak-kiego...

Zatrzymuję się na chwilę i wzdycham z delikatnym uśmiechem.

-Ja ciebie też. Bardzo mocno. - mówię delikatniejszym głosem - Będę jak najszybciej. Zadzwoń po Seungmina lub Banga, byś nie siedział sam, w razie gdyby tamten nie chciał pójść.

-Dobrze... Uważaj na siebie kochanie... - mruczy mój chłopak, po czym się rozłącza, a ja upuszczam telefon i przejeżdżam dłońmi po twarzy.

Czemu nie możemy żyć normalnie? Czemu nie mogę mieć spokojnego życia z moim ukochanym? Czemu kurwa?

Czemu muszę grać w tą bezsensowną grę?

/<3\

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top