Rozdział 8

- Otoczyli nas! - krzyknęła Valka biegnąc w naszą stronę. Po tych słowach usłyszeliśmy huk.

- Wszyscy na smoki! - zarządził Stoick. - Astrid! Schowaj się gdzieś - ooo... co to, to nie. Nie mam zamiaru się ukrywać w momencie, w którym ten zwyrodnialec Drago niszczy tak piękny i wspaniały dom dla smoków. Wyleciałam tuż za Pyskaczem. To co zobaczyłam było straszne. Ogromne, metalowe kule wystrzeliwały sieci i łapały do środka walczące z nimi smoki. Gady poddane Krwawdoniowi atakowały schronienie Valki. Natomiast sama żona wielkiego wodza była głównym dowodzącym "armii" smoków należących do oszołomostracha. Rozejrzałam się i nagle zauważyłam Sączysmarka. Dzięki Thorze! Po raz pierwszy cieszę się na jego widok. Skoro on jest tutaj, to reszta jeźdźców również. Zaczęłam szukać ich wzrokiem. Gdy w końcu znalazłam, dopatrzyłam się jeszcze jakiegoś mężczyzny, który leciał na niebieskim Śmiertniku Zębaczu. On i Śledzik polecieli do mnie i do Czkawki, który również zauważył dodatkową osobę.

- To jest Eret. Pomógł nam uciec z więzów Drago. Teraz będzie walczył z nami przeciwko niemu - wytłumaczył otyły jeździec.

- A wy to pewnie Astrid i Czkawka? - zapytał. Oboje pokiwaliśmy głowami. Chłopak z zaciekawieniem spojrzał na moje skrzydła. Po jego mine można było wywnioskować jego myśli: "To tego pewnie szukał Drago". Podrapał się po brodzie (nie chodzi o włosy XD), gdy niespodziewanie ogromna sieć została wystrzelona i złapała Śledzika. Sztukamięs nie mogła machać skrzydłami więc oboje zaczęli spadać. Runęli na ziemię, a ja znalazłam się tuż obok nich. Rozcięłam sieć moją siekierką i pomogłam wydostać się im spod resztek sieci. Kiedy znowu znaleźliśmy się w powietrzu, zaczęliśmy strzelać w katapulty i statki. Sukcesywnie trafiliśmy w wyznaczone cele. Co jakiś czas szukałam wzrokiem Drago. W końcu go zauważyłam. Nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnął się szaleńczo, a w jego oczach można było dostrzec błysk. Powiedział coś do swojego poddanego i zszedł ze statku. Nie strzelałam do niego, bo wiedziałam, że obroni się swoją peleryną. Chciałam już lądować, gdy nagle zobaczyłam Valkę, która rzuciła się na Krwawdonia. Dosłownie. Skoczyła ze swojego smoka wprost na tyrana. Z impetem kopnęła go obydwiema nogami tak, że mężczyzna się zachwiał. Mimo wszystko, nie stracił równowagi. Kobieta zrobiła obrót w powietrzu i wylądowała na ziemi gotowa do walki. Obydwoje posługiwali się swoimi laskami. Na początku walka była wyrównana, ale później żonie wodza zaczęło brakować sił. Nagle, kobieta przewróciła się. Drago zaczął przyduszać ją swoim kijem. W mgnieniu oka wylądowałam tuż obok nich i strzeliłam plazmą w plecy Krwawdonia. Ten zostawił Valkę i odwrócił się z uśmiechem w moją stronę.

- Nareszcie!

- To samo miałam powiedzieć - warknęłam, a w odpowiedzi otrzymałam tylko szyderczy śmiech. - Pożałujesz, że ze mną zadarłeś - dodałam nie przestając patrzeć mu w oczy. Niedługo po tych słowach dobyłam mojej siekiery i zaczęła się walka. Byłam bardzo skupiona na zadawaniu ciosów i ich unikaniu. Kątem oka dostrzegłam Nocną Furię, która wylądowała obok nas, a jej jeździec był gotowy do ewentualnej pomocy. Co sekundę można było usłyszeć brzęki zderzanych ze sobą broni.

- Dosyć! - wrzasnął po chwili Drago. - Niezły z ciebie przeciwnik. Jak na kobietę - dodał lekko zmęczony. Po chwili zaczął krzyczeć, jak jeszcze bardziej szalony, niż już jest. Usłyszeliśmy szum wody. Następnie, z morza wyłonił się ogromny i czarny oszołomostrach. Na szczęście, Valka wiedziała, co zrobić w takiej sytuacji. Wezwała białą Alfę. Rozpoczęło się starcie tytanów. Wszyscy przestali walczyć. Każdy wpatrywał się w olbrzymie smoki. Ogromne kły gadów zderzały się z głośnym hukiem. Czarny zaczął pchać białego do tyłu. Wywrócił go i... Nie!!! Zabił go! Nie... nie! Wbił mu swoje kły w brzuch. Ostatni ryk białej bestii, a potem... cisza. Nowa Alfa zwróciła się w stronę Drago, jakby czekała na pozwolenie. Ten zaczął wymachiwiać swoją laską. Smok zmrużył oczy i po chwili wszystkie, dosłownie wszystkie, smoki poleciały w jego stronę. Szczerbatek zrzucił z siebie jeźdźca, podobnie jak reszta naszych smoczych przyjaciół. Furia próbowała polecieć, ale jej się to nie udało. Krwawdoń zobaczywszy całą tą sytuację uśmiechnął się i przytrzymał smoka w miejscu. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Złapałam się za nią i z bólu upadłam na ziemię. Czułam się, jakbym walczyła z jakąś niewidzialną siłą, która kazała mi lecieć do czarnej Alfy.

- Przeklęte skrzydła - mruknęłam. Czkawka widząc moje zachowanie szybko do mnie podbiegł i podniósł.

- Wszystko dobrze? - zapytał. Spojrzałam przed siebie, ale widziałam tylko jakąś zamazaną plamę. Zamknęłam oczy i zatkałam dłońmi uszy, aby nie słyszeć tego dziwnego szumu, jaki wydawał oszołomostrach. Poczułam, jak ktoś mnie przytulił. W tym uścisku czułam się bezpiecznie. Nagle, szum ustał. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Przede mną i szatynem stał Drago ze Szczerbatkiem. Czkawka coś do niego mówił, ale miałam zatkane uszy. Gdy zdjęłam z nich dłonie, usłyszałam końcówkę rozmowy:

- Zabij - te słowa były kierowane do Nocnej Furii. Źrenice smoka zwężyły się, a on sam zaczął zbliżać się do nas i przygotowywać do strzału. Otworzył paszczę. Zaczęło się wydobywać z niej fioletowe światło. W ostatniej chwili, Czkawka odwrócił się plecami do smoka, tym samym chroniąc mnie przed plazmą. Usłyszałam strzał. Zacisnęłam oczy. Bałam się je otworzyć. Bałam się tego, co mogę tam zobaczyć. Wszystko trwało jakieś dwie sekundy. Mimo strzału, czułam wciąż mocny uścisk szatyna. Powoli rozszerzyłam powieki. Spojrzałam na chłopaka. Był cały. Trzymał mnie mocno i nie puszczał. Skoro on nadal żyje, to skąd ten huk? Usłyszałam kobiecy krzyk. Głos należał do Valki. Czkawka puścił mnie i szybko odwróciliśmy się w stronę, z której dobiegał dźwięk. Zamarłam. Czas jakby się zatrzymał, a ja tępo wpatrywałam się w ciało. Ciało S- Stoicka. Nie mogłam uwierzyć. On... on poświęcił swoje życie, aby uratować swojego syna i mnie. Taki wspaniały wódz... Zobaczyłam Valkę klęczącą przy martwym mężczyźnie. Dwie, przepełnione żalem, smutkiem i goryczą, łzy spłynęły powoli po moich policzkach. Czkawka zaczął krzyczeć na swojego smoczego przyjaciela, który jakby otrząsnął się z transu i próbował zbliżyć się do nieżywego rudobrodego. Ktoś krzyknął do szatyna, że to nie wina Szczerbatka, lecz jeździec nie słuchał. Moje emocje nieustannie się zmieniały. Usłyszałam obrzydliwy śmiech Krwawdonia. Wściekłość, nienawiść i chęć zemsty zaczęły przejmować nade mną kontrolę. Rzuciłam serią pocisków w mordercę Stoicka. Niestety ten... ugh, zasłonił się tą swoją głupią peleryną. Znowu, Krwawdoń, zaczął machać swoim badylem. Oszołomostrach skierował swój wzrok na mnie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top