Rozdział 5

- Jak ty to zrobiłaś? - Zapytał zafascynowany Śledzik, który dokładnie oglądał moje dłonie.

- Mówię po raz setny, nie wiem - odpowiedziałam znudzona powtarzanym pytaniem. - Byłam wściekła i zdeterminowana. Tak jakoś wyszło - wymamrotałam.

- To musi mieć związek... - Czkawka wspólnie z Śledzikiem wygłaszali swoje teorie w ogóle nie zwracając na mnie uwagi. Znudzona ich nawijaniem wyszłam niepostrzeżenie z chaty Ingermana i poszłam do mojego zakwaterowania, którym był dom Czkawki i wodza. Wzięłam szkicownik i węgielek, by następnie zacząć malować śpiącego Szczerbatka. Smok leżał spokojnie na swoim miejscu. Promienie zachodzącego słońca delikatnie oświetlały i ogrzewały pomieszczenie. Zrobiłam pierwszą kreskę na papierze. Później moja ręka szła coraz szybciej i sprawniej. Po godzinie rysunek był gotowy. Przyjrzałam się mojej pracy i dodałam kilka szczegółów. Odłożyłam szkicownik i położyłam się na łóżku. Patrzyłam w sufit myśląc o ostatnich wydarzeniach.
Pewnie po tym, co zobaczył Drago, on będzie chciał nie tylko moich skrzydeł. Jego egoizm i pragnienie władzy niszczy wszystko. Cierpią ludzie i smoki. Zostajesz jego podwładnym, albo giniesz... Nienawiść i chęć zemsty niszczy ciało i duszę. To straszne widzieć śmierć i niewolę zwierząt - takich jak smoki-  i ludzi. W moim sercu jest chęć walki i  nadzieja na wygranie wojny. Nie poddam się dopóki Drago nie zapłaci za swoje czyny. Będę walczyć do samego końca. Będę bronić moich przyjaciół, rodziny i wysp - Lapis oraz Berk. Nie dam mu się złapać tak łatwo...

Rozmyślałam bardzo długo. Nawet nie pamiętam, kiedy zasnęłam.

Obudził mnie głośny hałas.

- Astrid! Wstawaj! - Krzyczał Czkawka.

- Co się dzieje? - Zapytałam oszołomiona. Przetarłam dłonią twarz i wstałam z łóżka.

- Jesteśmy pod ostrzałem wojsk Drago. Musisz uciekać!

- Nie ma takiej opcji! Będę walczyć z wami - odpowiedziałam stanowczo.
Wzięłam torbę i jedzenie, które znalazłam w kuchni. Nie patrzyłam dokładnie co brałam. Wyszłam z domu i schowałam torbę w bezpiecznym miejscu. Zabiorę ją w razie ewakuacji wyspy. Stoick był już na zewnątrz. Zarządził zamknięcie wszystkich stajni dla smoków i rozpoczęcie akcji obronnej. Jeźdźcy Smoków wzbili się w niebo, a ja podążyłam za nimi. Mieszkańcy Berk zaczęli strzelać z katapult, kusz i łuków. Niektórzy dosiedli swoich skrzydlatych przyjaciół. Rozpoczęła się wymiana ognia. Bliźniaki podpalili kilka masztów, a Sztukamięs wraz z Śledzikiem wypalali dziury w statkach gronklową lawą. Kątem oka zauważyłam, jak Pyskacz wraz z Marudą rozwalali burty i dzioby okrętów. Sączysmark, Stoick i Czkawka strzelali z większej odległości, a po chwili dołączyła się do nich reszta mieszkańców na smokach. Ja omijałam strzały i sieci, które leciały w moją stronę. Próbowałam sobie przypomnieć, jak udało mi się wytworzyć pocisk plazmy. Aby się skupić, schowałam się na chwilę w lesie. Z całych moich sił skoncentrowałam się na wytworzeniu kuli. W końcu! Udało się! Fioletowa, pulsująca plazma znajdowała się w moich dłoniach. Już wiem, jak to robić. Czym prędzej poleciałam do miejsca walki. Z ogromną celnością zaczęłam strzelać do okrętów wroga. Jeźdźcy spojrzeli na mnie ze zdumieniem, ale po chwili wrócili do oddawania strzałów, które zatapiały kolejne statki.

- Może da się z nim porozmawiać? - Czkawka skierował pytanie do mnie i do wodza między jednym strzałem, a drugim.

- Z kimś, kto zabija bez powodu nie da się negocjować - odpowiedział stanowczo Stoick. Moim zdaniem wódz miał rację, ale Czkawka za wszelką cenę chciał się z nim dogadać. Wymiana ognia trwała jeszcze przez jakiś czas. Udało nam się zniszczyć większość floty nieprzyjaciela. Niestety, u nas również nie obyło się bez ofiar. "Nie mogę pozwolić na to, aby ludzie ginęli za mnie. Nie wytrzymam tego ciężaru dłużej" pomyślałam.

- Skoro Drago chce mnie, to niech mnie najpierw znajdzie! - krzyknęłam do Czkawki i reszty jeźdźców. - Nie lećcie za mną! Od teraz to tylko i wyłącznie moja sprawa! - Po tych słowach wzięłam schowaną wcześniej torbę i udałam się na północ. Pędziłam ile sił w skrzydłach. Gdy obejrzałam się za siebie, zobaczyłam, że Krwawdoń zaprzestaje ataku i zawraca łodzie. Bardzo ucieszyłam się z tego powodu. Przynajmniej ludzie będą bezpieczni. Mam dwa wyjścia: albo się poddaję, albo się ukrywam. Na razie wybieram tę drugą opcję. Muszę znaleźć jakąś wyspę. Wymyślę coś, aby zakończyć to całe "polowanie" na hybrydę człowieka i smoka, czyli mnie.
Zaczęło robić się coraz chłodniej. Po chwili, na wodzie można było zauważyć kry. Przede mną pojawiały się coraz większe góry lodowe i coraz więcej zamarzniętej wody. Nade mną rozciągał się pas chmur, przez które ledwo co przedostawał się blask słońca. Nagle, usłyszałam głośny dźwięk, charakterystyczny dla Nocnej Furii. Chwilę później, leciał obok mnie Czkawka.

- Miałeś zostać! - Krzyknęłam z oburzeniem.

- Nie mogłem pozwolić, żebyś latała sama, kiedy szuka cię jakiś szaleniec - odpowiedział podnosząc lekko swoją maskę tak, aby był w stanie swobodnie rozmawiać. Z jednej strony ucieszyła mnie ta informacja. To było miłe słyszeć, że komuś na tobie, w pewnym sensie, zależy. Ale z drugiej, Czkawka narażał się na ogromne niebezpieczeństwo z mojego powodu...

Cdn :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top