Rozdział 10

- O, widzę, że jesteś uparty jak twój ojciec. Szkoda tylko, że skończysz jak on - czarnowłosy zaśmiał się, co zdenerwowało tego chudzielca. Chłopak wziął wdech i się uspokoił. Podleciał wolno do nas. Nie miał zamiaru nas atakować. Drago też to zauważył, bo nic nie robił.

- Szcerbatku! To ja. Proszę - zaczął wyciągać do niego rękę. Krwawdoń się zasmiał i powiedział:

- Jak chcesz, to próbuj. I tak nie masz szans z Alfą - wskazał na naszego króla i pokierował swoją łaskę w moją i Nocnej Furii stronę. Obraz zaczął mi się lekko zamazywać. Ale to dobrze. Alfa dowodzi tym swojej wyższości. Ten cały "Czkawka" zaczął coś mówić do czarnego smoka. Nic nie słyszałam. No, może jedynie szum Alfy. Wyostrzyłam wzrok jak tylko mogłam i spojrzałam na Szczerbatka. Dotykał jego dłoni! Zdrajca! Drago krzyknął coś z oburzeniem. Złapałam się za głowę, bo dźwięk się nasilił. Poczułam ogromny ciężar na lewym ramieniu, a potem ból. Otworzyłam oczy, na moim barku zahaczona była laska Władcy. On sam zwisał bezwładnie, zdany na moją siłę. Czym predzej odstawiłam go na jeden z kłów Oszołomostracha. Krzyknął, że mam unieszkodliwić jeźdźca i naszego zdrajcę. Zaczęłam strzelać do nich plazmą. Niestety, za każdym razem omijali pocisk. Na chwilę zniknęli mi z oczu. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu tej dwójki. Nagle, upadłam na ziemię. Zostałam przygwożdżona przez coś ciężkiego. Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą Nocną Furię wraz z szatynem.

- Astrid! - krzyknął chłopak. Nie mogłam nic zrobić. Ciało smoka uniemożliwiło mi jakikolwiek ruch. - To nie jesteś ty. Walcz z Alfą. Wróć do mnie, nie mam pojęcia, co bez ciebie zrobię - Czkawka! Cicho bądź! To moje ciało, a ty jesteś... ja jestem manipulowana przez Drago. Kłamiesz! Krwawdoń to nasze wybawienie. Będę z tobą walczyć. Nie masz ze mną szans. Przejmę kontrolę nad moim ciałem.
- Czkawka! - krzyknęłam uradowana. Szczerbatek zszedł ze mnie, a Haddock pomógł mi wstać. Od razu się do siebie przytuliliśmy.

Po omówieniu planu, usiadłam za szatynem na Nocnej Furii i wzbiliśmy się w powietrze.

- Zaskoczony? - krzyknęłam do zdziwionego Drago, gdy nas zauważył. Od razu jednak się opamiętał i rozkazał Alfie atakować. Znowu słyszałam ten okropny szum. Szczerbatek z resztą też. Czkawka od razu to zauważył. Podleciał do jakiejś podartej flagi i urwał fragment materiału. Zawiązał Mordce oczy i polecieliśmy dalej. Ja zdołałam przeciwstawić się sile Oszołomostracha.
Lecieliśmy wprost na Krwawdonia. Smok strzelił plazmą w jego stronę. Wzleciałam ze Szczerbatkiem wyżej. Ktoś w końcu musiał utrzymać jego ogon. W tym samym czasie Czkawka atakował tyrana piekłem przelatując nad nim na swoich "skrzydłach". Zdążyłam go złapać, ale okazało się, że lecimy na wyprostowany ogon ogromnego smoka. Furia, zamiast zwolnić, przyspieszyła. Rozdwoiła swoje kostki na grzbiecie i zwinnie ominęła przeszkodę. Zauważyłam Drago leżącego na ziemi. Zgubił swoją laskę. To nasza szansa! Powiedziałam o tym Haddock'owi i w mgnieniu oka znaleźliśmy się na dole. Strzeliłam plazmą między ręką a badylem Krwawdonia. Ten zasyczał, bo oberwało mu się nieco w dłoń.

- To koniec! - krzyknął szatyn.

- O, czyżby? - uśmiechnął się i spojrzał w lewo. Odwróciłam się w tą samą stronę i zauważyłam Alfę, która przygotowywała się do strzału.

- Czkawka! - tylko tyle zdążyłam krzyknąć, zanim ogromna bryła lodu pochłonęła jeźdźca. - Nie! - krzyknęłam uderzając w twardy lód. Biłam ścianę z całych sił. W tamtej chwili nie liczyło się nic oprócz moich przyjaciół. W tym strasznym momencie całkowicie zapomniałam o mojej plazmie.

- Teraz twoja kolej! - Morderca zwrócił się do mnie. Zaczęłam uciekać. Wzleciałam na parę met...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top