Rozdział 11
*perspektywa Czkawki*
Usłyszałem huk. Otworzyłem oczy i ujrzałem Szczerbatka, który przeraźliwie głośno ryczał na Alfę. Mój smoczy przyjaciel wydawał się jakiś inny. Niektóre miejsca na jego ciele delikatnie świeciły błękitem.
- Rzuca wyzwanie Alfie, żeby cię bronić! - krzyknęła uradowana Valka. Ta informacja dodała mi siły i pewności siebie. Spojrzałem odważnie na Drago, który i tak był pewny swojego zwycięstwa. Szczerbatek zaczął strzelać w Oszołomostracha. Po chwili dołączyły do niego inne smoki. W mgnieniu oka, ze smoczej armii Krwawdonia pozostało tylko jedno- Alfa. Mimo wszystko, nie miała ona szans z hordą zionących ogniem gadów.
- Widzisz Drago? Tak to jest, jak się zdobędzie lojalność smoka. To koniec! - krzyknąłem. Pod dowództwem Nocnej Furii rozpoczął się ostrzał wroga. Krwawdoń na marne kazał swojemu smokowi walczyć. Na samym końcu, Szczerbatek strzelił tak mocnym pociskiem, że Alfie odpadł z ogromnym hukiem jeden z kłów. Zrezygnowany Oszołomostrach zniknął wraz z Drago w odmentach morza. Wszyscy zaczęli wydawać okrzyki radości. Z wielkim bananem na twarzy zacząłem szukać wzrokiem Astrid. Byłem tak zdeterminowany i pochłonięty walką, że nie zwracałem uwagi na to, co działo się dookoła mnie. Po jakimś czasie spytałem mojej mamy, czy może jej przypadkiem nie widziała. Na moje słowa ona od razu posmutniała. Łzy zaczęły ciec po jej policzkach.
- Mamo? Gdzie ona jest? - złapałem ją za ramiona i spojrzałem głęboko w oczy.
- Tam - powiedziała drżącym głosem i coś wskazała. Odwróciłem się w tamtą stronę, ale nie zobaczyłem nic, oprócz kilku lodowych szpiców. Zacząłem się zastanawiać, o co chodzi mamie. Po chwili zrozumiałem, co miała na myśli.
- Nie, nie, nie, nie! Astrid! - popędziłem do lodu. Zacząłem walić w bryłę. - Astrid! - nie obchodziło mnie to, że wszyscy prawdopodobnie się teraz na mnie patrzą. Nie obchodziło mnie to, że łzy lecą po moich policzkach jak szalone. Najważniejsza była teraz ona.
- Szczerbatek! - zawołałem rozpaczliwie smoka. Gdy ten przyszedł, od razu zrozumiał, o co mi chodzi. W jego oczach zobaczyłem determinację i smutek. Zaryczał. Wszystkie smoki bez wahania podeszły do niego. Coś im chyba powiedział, bo one zaczęły ustawiać się wokół bryły. Furia odsunęła mnie od lodu i ryknęła. Wszystkie gady zaczęły ziać ogniem w stronę więzienia blondynki. Po chwili szpice prawie zniknęły. Wyraźnie ją widziałem. Chciała pewnie uciekać, bo jest w powietrzu z prawie rozwiniętymi skrzydłami. Słona ciecz znowu zaczęła płynąć z moich oczu. Resztę lodu stopiły smoki posiadające mniej gorący ogień niż reszta, by nie skrzywdzić dziewczyny. Złapałem ją ostrożnie i usiadłem razem z nią na ziemi. Wszyscy ludzie i smoki nas otoczyli. Trzymałem delikatnie jej złotą głowę. Była taka zimna... Jedna z moich łez kapnęła na jej policzek.
*perspektywa Astrid*
Było mi tak zimno. Nie mogłam się ruszać. W końcu pojawiłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Czy ja umarłam? - zapytałam w myślach sama siebie. Mróz nie odstępował od mojego ciała na krok. Pocierałam od czasu moje dłonie i ramiona, by się rozgrzać choć trochę. Przy każdym wydechu, z moich ust wydobywała się para. To było strasznie dziwne uczucie. Nagle, poczułam ciepło. Takie przyjemne i delikatne. Zaczęłam słyszeć jakieś dźwięki. Po chwili, te dźwięki zaczęły układać się w słowa. Znałam ten głos. Był mi on tak bliski i miły. Zaczęłam się wsłuchiwać w ich treść. Chciałam zapamiętać je na zawsze. Byłam pewna, że już nigdy nie wrócę na ziemię. Chłonęłam każde słowo, by zabrać wszystkie w zaświaty...
*perspektywa Czkawki*
- Nie zostawiaj mnie... - powiedziałem prawie niesłyszalnie - Kocham cię. Tak dawno chciałem ci to powiedzieć. Szkoda tylko, że tego nie usłyszysz. - przytuliłem ją do siebie. Nie chciałem jej puszczać. Nie byłem gotowy na stracenie drugiej ważnej osoby w tak krótkim czasie.
- J- ja ciebie też - usłyszałem cichutki i słaby głos. Byłem pewien, że to wytwór mojej wyobraźni. Po chwili jednak poczułem dłoń na moim karku. Otworzyłem oczy i delikatnie odsunąłem blondynkę od siebie. Zobaczyłem jej piękne, błękitne oczy, które radośnie na mnie patrzyły.
- Astrid! - krzyknąłem. Jeszcze nigdy nie czułem tak ogromnego szczęścia. Byłem prze prze przeszczęśliwy. Przytuliłem ją mocno do siebie.
*perspektywa Astrid*
Przytulił mnie mocno do siebie. Słabo odwzajemniłam uścisk. Czułam ogromne ciepło bijące od Czkawki. Byłam taka szczęśliwa znowu go widząc. Chwilę później mnie podniósł, jak pannę młodą, i okręcił się wokół własnej osi. Wszyscy ludzie zaczęli wiwatować. Ale nie to było najważniejsze. Najważniejsze było to, że znów jestem z brunetem, że znów go widzę, że mogę żyć...
I jak wam się podobało? To był ostatni rozdział. Niedługo pojawi się epilog! Do następnego ;* :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top