twenty-one

Siedziałem przy barze, popijałem wodę. Avril siedziała obok mnie i raczyła się jakimś drinkiem. Nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa od kiedy wyszliśmy z mojego domu. Zbytnio się tym nie przejmowałem. Chyba wolałem nic już nie usłyszeć z jej ust.

-lubię cię... -moje brwi wystrzeliły w górę. Patrzałem na nią i zastanawiałem się z jakiej obecnie chodniki się urwała -naprawdę cię lubię i to właśnie jest najgorsze. -opróżniła do końca szklankę -to byli przyjaciele mojego byłego męża. Nie chciałam żadnych zbędnych pytań. -spojrzała w moje oczy -robią sensację ze wszystkiego. Nie chciałam robić ci problemów -pokręciła głową -Liam... -po moim ciele przeszły dreszcze kiedy użyła mojego imienia. Nie robiła tego często -jesteś młody i nie powinno cię widywać w obecności tak kontrowersyjnej osoby jak ja -zamilkła i obróciła parę razy pustą szklankę w dłoni. Nie chcę być harpią, która cię pożre... za bardzo cię lubię.

Wstrzymałem oddech. Wpatrywałem się w nią jakby urosła jej druga głowa.

-czemu jesteś taka? -to pytanie samo wypełzło z moich ust.

Kobieta zacisnęła palce na szklance. Wyrwałem ją z jej uścisku. Bałem się, że szkło pęknie i zrobi jej krzywdę.

-tak się dzieje, kiedy na swojej drodze spotyka się dupków, a cały świat obwinia cię za wszystko -zmarszczyłem czoło. Nie miałem zielonego pojęcia o czym ona mówi. Czy ja byłem dupkiem?! -wzięłam ślub z dwoma dupkami. Każdy mnie zdradzał, a wszyscy uznali, że rozwody to mój kaprys. Nikt nie pomyślał, że to może być wina moich byłych -westchnęła -w pewnym momencie przestałam z tym walczyć i wzięłam to co dawali mi ludzie. Nieraz lepiej udawać wredną sukę, niż wiecznie dostawać po tyłku.

Po tym co powiedziała, sam miałem ochotę się napić. Była skrzywdzona...

Pogrążyłem się w myślach, że nawet nie zauważyłem kiedy Avril zalała się praktycznie w trupa. Nie ma co... opiekun ze mnie na piątkę. Naprawdę dzieciuch ze mnie.

Wziąłem ją i wyniosłem z klubu. Pół godziny później byłem w domu i kładłem kobietę do łóżka. Chyba nie chciałbym wiedzieć jak biedna zareaguje, kiedy obudzi się tuż obok mnie.

Coś leżało mi na piersi, a jakieś włosy łaskotały mnie po twarzy. Odgarnąłem je i otworzyłem oczy. Blond piękność spała na mojej piersi. Mimowolnie uśmiechnąłem się, to było naprawdę fajne i miłe. Mógłbym budzić się tak przy niej codziennie.

-cześć -szepnąłem kiedy otworzyła oczy. Kobieta szybko usiadła i rozejrzała się po pomieszczeniu.

-co ja tu robię?

-przywiozłem cię tu... -jej oczy zrobiły się wielkie -uprzedzam twoje kolejne pytanie... nic nie robiliśmy.

Widzę ulgę na jej twarzy, kiedy upada tuż obok mnie. Robię miejsce, aby lepiej się jej leżało.

-mam nadzieje... mamy za sobą gdzieś z trzy randki... -roześmiałem się, a ona spojrzała na mnie.

-wszystko przed nami... -szepnąłem napawając się jej widokiem.

-wszystko przed nami, dzieciaku...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top