ten

Dzień zapowiadał się w miarę dobrze. Słońce świeciło, ptaszki świeciły... miałem ochotę skakać z radości. Było miło. Rozsiadłem się wygodnie na balkonie i oglądałem niebo. Było mi dobrze, a wręcz wspaniale. Mogłem wreszcie sam odpocząć. Przeciągnąłem się i uśmiechnąłem się szeroko. Błogie lenistwo przed pracą. To było dobre, do momentu oczywiście jak zadzwonił mój telefon, a na wyświetlaczu pokazało się zdjęcie Harry'ego. Nie miałem ochoty oczywiście rozmawiać z tym osłem. Nie to, że go nie lubiłem, bo był dla mnie jak brat, ale on zawsze zakłócał mój spokój.

Odbieram jednak.

-co tym razem, Hazz? -wzdycham

-idziesz z nami na obiad? -jego głos jest zdyszany jakby gdzieś biegł.

-z nami... czyli z kim? -kładę się na leżaku i mam nadzieję, że nie usnę za nim Harry mi odpowie.

-Louis, Niall, Brit, Julia, Zayn, Damien... -ok. Usiadłem i uśmiechnąłem się pod nosem. Przyjaciele zawsze pozostaną przyjaciółmi.

-wchodzę w to...

-to widzimy się za dwie godziny w tej restauracji obok twojego domu...

Pożegnałem się z Harry'm i wziąłem się za przygotowanie do wyjścia. Dobrze było, że nie miałem za daleko do restauracji.

Prysznic działał na mnie odprężająco. A było mi dobrze i nie miałem ochoty wychodzić spod niego.

Dwie godziny później stałem pod restauracją i myślałem, że zniosę jajko. Zamiast moich przyjaciół pojawił się tłum dziewczyn. Każda wymachiwała telefonem. Zagryzłem zęby i wszedłem do środka próbując znaleźć choć w małym stopniu trochę spokoju. Nie to, że nie lubiłem moich fanów, ale dziś prosiłem o choć jeden gram spokoju. Głowa zaczęła mnie boleć. Chyba tak do końca jeszcze nie wyzdrowiałem. Miło.

Usiadłem przy stoliku i miałem nadzieję, że wszyscy się zaraz zjawią.

Pierwszy przyszedł Niall, prowadząc Brit. Dziewczyna coraz lepiej radziła sobie z chodzeniem, ale Niall zachowywał się w jej stosunku jak kwoka.

-cześć, bracie -Niall poklepał mnie po ramieniu. Wstałem i przywitałem się z Brit.

-witaj, piękna... -dziewczyna zarumieniła się cała.

-jak zawsze... bardzo miły -szepnęła do mnie

-wystarczy tych czułości -Niall wkroczył miedzy nas.

Usiedliśmy i zajęliśmy się od razu rozmową. Wszystko przychodziło nam z lekkością. Rozmowy z przyjaciółmi zawsze były lekkie i do ogarnięcia. Nawet nie zauważyliśmy kiedy pojawiła się reszta. Julia jak zawsze trajkotała i rozśmieszyła wszystkich. Damien chciał w dalszym ciągu zabić Harry'ego, więc nic się nie zmieniło. Wszystko szło w standardowym kierunku... No oprócz mnie. Moje myśli były ciągle skierowane w stronę pewnej blondynki, która była straszną jedzą. Wszystkie moje myśli kierowały się w jej kierunku i za każdym razem kiedy tak się działo, moje serce zaczynało walić szybciej i czułem dziwny ucisk.

Motyle...

Stado motyli

No cudownie... Nie ma co.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top