epilogue
(od au.: tam prędzej jest rozdział 21)
Znowu leżałem w łóżku. Powaliło mnie dokładnie tak jak wcześniej. Leżałem z wysoką gorączką i miałem ochotę wyrzygać swoje wnętrzności. Przeklęta grypa dopada w najmniej odpowiednim momencie.
Obróciłem się na bok i poprawiłem zimny okład.
Dlaczego musiałem znowu zachorować?! Co było ze mną nie tak?!
Jęknąłem kiedy spróbowałem się przeciągnąć, głowa mi pulsowała, w płucach paliło.
Powtórka z zeszłego roku. Tylko tym razem było lepiej, bo miałem osobistą pielęgniarkę.
Otworzyłem oczy, kiedy drzwi od mojej sypialni otworzyły się i do pokoju weszła niska blondynka. Miała na sobie moją koszulkę.
-i jak tam, zdechlaku? -jej głos działał na mnie kojąco.
-jakby ktoś próbował mnie wypatroszyć -szepnąłem, choć nie byłem pewny, czy kobieta to zrozumie.
-kochanie... -przykucnęła przy mnie i pogładziła po policzku. Uśmiechnąłem się szeroko. Mimo tego, że każdy ruch wywoływał we mnie ból, wyciągnąłem przed siebie dłoń i pogłaskałem blond piękność.
-dziękuję, że jesteś przy mnie Av...
-nie masz za co dziękować, dzieciaku
Jej uwaga w żadnym stopniu nie była złośliwa. Mówiła do mnie tak zawsze aby trochę mnie podenerwować.
-oj... Jest za co, mamusiu
***
Tam dalej bd podziękowania :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top