12
Chociaż 'praca' u Endeavora bywała irytująca i nie było dnia, w którym Bakugo nie gadałby, że jej nienawidzi i kiedyś wszystkich tam zajebie, dał radę wytrzymać w tej agencji cały miesiąc, unikając wysadzenia kogokolwiek jak zalecił mu lekarz.
Jednak zawsze, gdy kończył swoją zmianę, nie miał w sobie już siły ani chęci na nic, nawet na swoje od niedawna ulubione danie - bułkę z pasztetem, działającą kojąco na nerwy.
Wciąż zachowywał się, jakby nie był w ciąży, nie wspominał o tym, groził śmiercią tym, którzy próbowali mu cokolwiek powiedzieć na ten temat, ubierał się tak, żeby nie było widać braku jego wyrzeźbionej klaty, a Kirishima liczył na to, że jeszcze mu przejdzie.
W końcu odkąd blondyn wyszedł ze szpitala, kazano mu się nie stresować, ani tym bardziej denerwować i przez dwa miesiące szło mu to całkiem nieźle, aż do dziś...
Dzień minął mu jak zwykle na użeraniu się z Hawksem i mieszańcem, ale nauczył się już nie zwracać uwagi na ich istnienie, więc jakoś przetrwał, lecz gdy miał wracać do domu, przyszedł po niego wyraźnie przejęty czymś Kirishima i niewiele tłumacząc, zabrał go do auta, po czym zaczął dokądś szybko jechać, jednak nie w stronę ich domu.
- Możesz mi powiedzieć, gdzie tak zapierdalamy? Jest gdzieś wyprzedaż crocsów, czy co? - prychnął Katsuki.
- Nie... Chodzi o to, że... - wyraźnie bał się dokończyć, ale wziął się w garść - Powiedziałem moim rodzicom, że się z nimi dziś spotkamy - wyznał bardzo niepewnie Eijiro, wiedząc dobrze, jak zareaguje na taką wiadomość jego chłopak.
Zapadła cisza, a on modlił się o życie, dopóki blondyn wreszcie się nie odezwał.
- Weź się zatrzymaj, albo ci pierdolnę - powiedział spokojnie, ale przez to brzmiał tylko groźniej, a Kiri zerknął na niego błagalnie i nawet nie zwolnił.
- Katsuki, musimy tam pojechać! Obiecałem im... Poza tym, tak bardzo chcą cię poznać i cieszą się, że zostaną dziadkami. Naprawdę! - zaczął go przekonywać czerwonowłosy, ale bezskutecznie.
- Czemu mówisz mi o tym teraz?! Spójrz na mnie! Mam wielką plamę na koszuli, bo Deku dał potrzymać mi swojego bachora, a on oślinił mi całe ramię! - warknął wkurzony.
- Co... - zaskoczył się nagle Kirishima, patrząc z niedowierzaniem na Bakugo, który uświadomił sobie, co powiedział i znieruchomiał - TY trzymałeś na rękach dziecko?! I TO MIDORIYI?!
- Nie... - prychnął Katsuki, odwracając szybko wzrok.
- Ale nie wyrzuciłeś go przez okno, czy coś? - dodał lekko zmartwiony.
- Nie, debilu! Lepiej patrz na drogę! - wkurwił się bardziej Bakuś.
- JESTEM Z CIEBIE TAKI DUMNY! - Eijiro zaczął prawie płakać ze wzruszenia.
Zacząłby go teraz przytulać, gdyby nie kierował, więc blondyn miał szczęście.
Katsuki czuł, że mógł pojechać na to całe spotkanie z rodzicami czerwonowłosego w ciszy, nie wspominając nic o obleśnym bachorze Dekla, którego był zmuszony pilnować, gdy ich tatusiowie biegali po agencji i próbowali odzyskać od Endeavora swojego drugiego pasożyta.
- A będzie chociaż dobre żarcie? - spytał niechętnie, wywracając oczami. Była to jedyna rzecz, która ciągnęła go na tą kolację.
- Oczywiście, ile zechcesz! - odparł szybko wciąż radosny Kiri.
To, że Bakugo dał radę trzymać na rękach jakieś żywe dziecko i go nie wysadził, było dla niego najlepszą wiadomością miesiąca i wielkim przełomem. Oznaczało przecież, że jednak miał jakąś szansę na zostanie dobrą matką.
Katsuki więcej się nie odezwał, a czerwonowłosemu ulżyło, że nie jest już wściekły.... Chociaż to mogło się jeszcze zmienić.
Po kilku minutach, okazało się, że nie pojechali do domu Eijiro, tylko pod jakąś sporą restaurację. Bakugo nie spodobało się to jeszcze bardziej, ale uznał, że skoro nie może się denerwować, będzie udawać przez cały wieczór miłego i opanowanego psychicznie, dzięki czemu rodzice jego chłopaka może go polubią.
W końcu, był nieustraszony, a co strasznego mogło go czekać na zwykłym spotkaniu z przyszłymi teściami?
Chyba nic, prawda?
Tak sądził, dopóki nie wszedł z Kirishimą do restauracji, w której znajdowało się trochę ludzi, ale wśród nich nie dostrzegł nikogo podobnego do swojego kretyna. Wyobrażał sobie, że rodzice Kiriego będą mieli takiego samego bzika na punkcie męskości, rekinów i mięsa, ale gdyby naprawdę tak było, planował uciec.
Eijiro wziął go za rękę i zaczął prowadzić do jakiejś oddzielonej, zamkniętej sali, z której z daleka dało się słyszeć głośne śmiechy i rozmowy.
Bakugo chciał już wrednie skomentować to, że czerwonowłosemu okropnie pocą się ręce, ale stanął w miejscu jak wyryty, gdy Kirishima otworzył drzwi, do których podeszli.
W środku, przy co najmniej czterech długich, złączonych stołach, siedziało z kilkadziesiąt osób. Większość z nich miała czarne włosy i czerwone oczy, które jednocześnie skierowały się na Eijiro oraz blondyna w wejściu.
- To miało być spotkanie z rodzicami, a nie pierdolony zjazd rodzinny... - Katsuki szepnął do Kiriego z wkurwieniem, a czerwonowłosy tylko słabo się uśmiechnął i pomachał w stronę swojej rodzinki, udając, że Bakugo wcale nic nie mówił.
Nagle, w tym samym momencie kilkadziesiąt ludzi zaczęło krzyczeć z ekscytacją, a niektórzy wstawać z miejsc, aby ich przywitać.
Katsuki chciał spełnić swój plan ucieczki, gdy rzuciły się na niego jakieś stare baby, czyli ciotki Kirishimy, jednak nie mógł, bo chłopak trzymał ciągle mocno jego dłoń. Musiał więc dusić się w uściskach nieznajomych, którzy od razu zachowywali się, jakby wiedzieli o nim wszystko i uznawali już za najulubieńszego członka rodziny.
- Ooo, jakie masz mięciutkie polisie - zachwycała się jakaś niższa dwa razy od blondyna babcia, tarmosząc jego poliki, a on ledwo co powstrzymał się od odgryzienia jej palca.
- Heh, babciu, może już starczy? Chodźmy usiąść - zaproponował Eijiro, zestresowany wyrazem twarzy Bakugo, który mógł w każdej chwili wybuchnąć.
- A kiedy zobaczę mojego prawnuka? - spytała kobieta, dając spokój polikom Kacchana, jednak tym pytaniem nieświadomie uruchomiła w nim program 'Terminator'.
- Słuchaj, staru... - Kirishima w porę zatkał ręką usta Bakugo i uśmiechnął się do swojej babci.
- To będzie prawnuczka - zaśmiał się nerwowo, a kobieta zrobiła dziwną minę.
- Ciekawe, w naszej rodzinie od zawsze rodzą się tylko chłopcy... Sama urodziłam szóstkę synów. Jakiś marny ten twój chłopak, Eiji - westchnęła zawiedziona i obróciła się, żeby wrócić powoli do stołu.
Eijiro za to stał nieruchomo, bojąc się chociaż zerknąć na blondyna, który został właśnie uznany za słabeusza przez osiemdziesięciolatkę.
Powoli ściągnął sobie rękę Kirishimy z ust, a ten nawet już nie protestował, wiedząc, że nawet on nie ma mocy, by go powstrzymać.
- Niech pani się nie martwi, następnym razem będzie chłopiec - powiedział z całkowitą pewnością siebie i wyższością, a babcia odwróciła się i kpiąco uśmiechnęła.
Czerwonowłosego zdziwiło to, że się na siebie nie rzucili, bo właściwie mieli podobne charaktery.
- Bakugo, proszę, nie wdawaj się w wojnę z moją babcią... Ona otruła swojego męża i dopiero co odsiedziała wyrok - wyszeptał wystraszony trochę Eijiro, a Bakugo spojrzał na niego z lekkim niedowierzaniem.
- A co mnie ten babsztyl, lepiej mi pokaż, gdzie siedzimy - prychnął z irytacją.
Kirishima ciężko westchnął i zaczął prowadzić blondyna na wolne krzesła, ignorując ciągłe spojrzenia większości członków swojej rodziny, którzy wciąż witali się z nimi ze swoich miejsc i ich zagadywali.
Udali się na bardzo wyjątkowe siedzenia, bo pomiędzy jakimiś patrzącymi na Katsukiego podejrzliwie dzieciakami i naprzeciwko małżeństwa, które musiało być z całą pewnością rodzicami czerwonowłosego. Wyglądali bardzo podobnie do Eijiro, ale jego ojciec był trochę większy od All Mighta, jednak to nie znaczyło, że Bakugo poczuł się zagrożony.
- Dzień dobry - przywitał się przez zaciśnięte zęby, a Kirishima ciągle bezradnie się uśmiechał.
- Więc to ty jesteś Katsuki, o którym tyle słyszeliśmy - powiedziała zachwycona czarnowłosa kobieta.
Bakugo spojrzał z irytacją na Kirishimę, gdy zajęli miejsca, ale on udawał, że tego nie widzi. Ciekawiło go, co takiego Eijiro im nagadał, bo raczej nie to, że zakochał się w drącym mordę i próbującym wszystko wysadzić gremlinie.
Rodzice Kiriego zaczęli rozmowę i zdawali się być aż zbyt mili. Nie pytali nawet o ciążę, ale to tylko dlatego, że kilka godzin temu ich syn błagał przez telefon, żeby gadali o czymkolwiek, tylko nie tym, jeśli chcą przeżyć ten wieczór.
- Katsuki, tak w ogóle, to moi bracia... - szepnął niepewnie czerwonowłosy, wskazując na czwórkę chłopaków, którzy już wcześniej zwrócili uwagę blondyna.
Wszyscy byli młodsi od Kirishimy i wyglądali identycznie - czarne włosy, czerwone oczy i dziwny wzrok wlepiony w Kacchana, który słysząc tę informację, zaczął martwić się o swoją przyszłość.
Babcia Eijiro urodziła szóstkę, jego matka piątkę... To znaczyło, że on musiał chociaż czwórkę?
Chociaż w drugiej strony, miałby wtedy więcej dzieci od Deku i wygrałby z nim swój nieoficjalny zakład...
Bakugo wolał raczej o tym nie myśleć i zająć się czymś przyjemnym - żarciem. Ale nie podobał mu się za bardzo wybór jedzenia na stole, bo ciężko było znaleźć tam cokolwiek innego od mięsa. Każdy wokół gadał tylko o diecie i siłowni, więc czuł tu się jak skończony debil, tęskniąc za swoimi chipsami, które czekały na niego w domu.
Gdy jego przyszli teściowie poprosili, żeby opowiedział coś osobie, zaczął mówić o tym, jak to świetnie szło mu w U.A., pomijając oczywiście takie wydarzenia jak bicie się z Shoto na podłodze, ryczenie w kiblu po zrobieniu kilkunastu testów ciążowych, czy wysadzenie połowy pokoju na wycieczce.
Kiedy wreszcie każdy przestał się na niego gapić, a rozmowa zeszła na jeszcze mniej ciekawe tematy, czyli to, jak pracuje się w samego Endeavora, zaczęło mu się nudzić, ale po jego lewej stronie siedział najmłodszy z braci Eijiro, wyglądający na jakieś sześć lat. Patrzył ciągle na niego, jakby bardzo chciał coś powiedzieć, więc blondyn wreszcie prychnął w jego stronę ciche 'Czego?'.
- To prawda, że jesteś bohaterem? - zapytał od razu, wlepiając w niego wzrok podobny do Deku na widok All Mighta.
- Tch... Najlepszym - odpowiedział nagle zadowolony Bakugo, a drugi brat Kirishimy, siedzący obok swojego najlepszego bro (Eijiro), spojrzał na niego z rozbawieniem.
- Z tego co wiem, najlepszy jest Endeavor... - powiedział obojętnie czternastolatek, ale szybko tego pożałował, gdy wzrok Katsukiego prawie wypalił w nim dziurę.
- Byłbym już numerem jeden, gdyby nie twój brat - warknął blondyn, a siedzący pomiędzy nimi Kirishima poczuł się wyjątkowo zagrożony.
- Czyli to prawda, że twoja moc to zachodzenie w ciążę?! - dołączył się kolejny małolat, mający jakieś osiem lat.
- Eee, z taką mocą nie można zostać bohaterem... - zawiódł się najmłodszy, który dopiero co zachwycał się Kacchanem.
Bakugo nie wiedział jak na raz odgryźć się wszystkim, ale miał już zamiar pokazać im swoją moc bardzo wyraźnie, na przykład poprzez wysadzenie stołu, jednak ktoś jeszcze się wtrącił.
- Nuuudy, pójdziemy pobawić się na zewnątrz? - westchnął inny, który mógł mieć z jedenaście lat, ale nastawienie do życia podobne do Aizawy, sądząc po jego niezadowolonej ciągle minie.
- O, to świetny pomysł, pójdźcie się pobawić, lepiej się poznacie - poparła ten plan matka Eijiro, a Bakugo spojrzał na nią, jakby żartowała.
Szybciej znowu wziąłby na ręce śliniącego się jak mops bachora Deku, niż poszedł bawić się z tymi wrednymi smarkaczami i Kirishimą, jednak nie miał wyboru, bo jego ukochany pociągnął go z krzesła i ruszył z nim do wyjścia, a czwórka jego braci rzuciła się biegiem przed nimi.
- Czemu się złościsz, myślałem, że chciałeś stamtąd jak najszybciej wyjść? - zdziwił się jego niezadowoleniem Kirishima, gdy znaleźli się już w niedużym ogrodzie, gdzie znajdował się mały park.
- Twoi bracia są gorsi od Denkiego, Sero i Miny...
- NO DALEJ, WLECZECIE SIĘ TAK, BO ON JEST W CIĄŻY?! - wydarł się z daleka jeden z chłopców, przerywając im rozmowę - Chłopak Eijiro jest jak baba - wywrócił oczami, mówiąc to pod nosem, ale wzrok blondyna, który to dosłyszał, zapłonął.
- Teraz to naprawdę powysadzam te gówniaki w powietrze - szepnął poważnie, przyspieszając kroku.
Przestraszony Eijiro zaczął za nim biec i w porę go zatrzymał, a jego bracia wciąż patrzyli na Bakugo jakby rzucali mu wyzwanie, poza najmłodszym, który kucał i miał wszystkich gdzieś, bo układał górkę z kamieni.
- Twoja moc nie może się równać z naszą! - zawołała zmotywowana trójka rodzeństwa, która była w podobnym wieku i na raz utwardziła swoje ręce, przybierając pozycje do walki.
- Nie, słuchajcie, on naprawdę ma świetną moc, ale nie może jej teraz za bardzo używać... - Kirishima próbował rozluźnić sytuację, jednak jego małe kopie nie odpuszczały.
- Frajer! - nadal krzyczeli, skacząc jak pchły wokół nich, a czerwonowłosy zaczął tracić wiarę, że wszyscy wyjdą stąd cało, a poza tym był już tak zmęczony ich piskliwymi krzykami, że dał sobie spokój i wypuścił ramię swojego chłopaka.
- Czyli mogę ich wysadzić? - spytał gotowy do ataku Katsuki.
- Ta, miłej zabawy, tylko się nie przemęcz... - mruknął jedynie Kiri, zanim jego rodzeństwo zaczęło latać w powietrzu po całym parku przez wybuchy goniącego ich Bakugo.
- Hej, wracasz ze mną na jedzenie? - spytał swojego najmłodszego brata, który spojrzał na niego i kiwnął głową.
Ulotnili się z tamtej areny bitewnej i poszli na sałatkę mięsno-mięsną, a Katsuki i reszta wrócili dopiero po jakiejś godzinie.
Blondyn wyglądał na wyjątkowo w dobrym humorze, a rodzeństwo Eijiro miało okopcone ubrania, twarze i włosy, jednak wyglądało na niemniej ucieszonych. Dało się dostrzec w ich spojrzeniu, że również zdążyli pokochać Bakugo.
- O tak, on to na pewno będzie dobrym rodzicem... - szepnął z lekkim niepokojem ojciec Kirishimy, za to jego matka zaczęła krzyczeć na synów, żeby natychmiast poszli się ogarnąć.
Bakugo z kolei zajął swoje miejsce i odetchnął z wielką ulgą, po czym bez słowa zabrał się za jedzenie.
- I jak? - zaciekawił się nawet Eijiro.
- Tch, dałem się zabić, bo nie chciało mi się biegać - wzruszył ramionami Kacchan, kontynuując jedzenie.
Gdy zeżarł już porcję jak dla Shreka, trójka demonów wróciła i poszedł z nimi na drugą rundę zabawy w 'rzucanie braćmi Kirishimy', nie zwracając uwagi na swojego chłopaka, który kazał mu odpocząć.
Mniej więcej tak minęła ta kolacja. Katsuki nasłuchał się także setek życzeń i porad co do swojego tasiemca i miał ochotę już nimi rzygać, gdy wreszcie udało im się stamtąd wyjść. Było już ciemno, a zabawa ze zbyt energicznymi dziećmi jednak trochę go zmęczyła, ale zwalił to na swoją 'głupią ciążę' i gdy wsiadł do auta, prawie natychmiast zasnął.
- Masz bardziej jebniętą rodzinę, niż ja. Mam ich dość na jakieś pół roku - mruknął cicho, przytulając do siebie torbę, w której miał jedzenie na wynos i oparł się o szybę, a Eijiro uśmiechnął się niepewnie.
- Zaprosili nas już na kolejną kolację za tydzień...
- Że co?! - wyprostował się znowu blondyn, wściekając się, ale nim którykolwiek z nich zdążył coś jeszcze powiedzieć, na jego telefon przyszło powiadomienie.
Bakugo prychnął i sięgnął do kieszeni, bo mogła to być jakaś wiadomość od jego szefuńcia, na przykład ta wymarzona - o tym, że go zwolnił, więc nie musi jutro przychodzić do tamtego wariatkowa.
Niestety, to jakiś zielonowłosy nerd wysłał mu krótkiego SMS-a, lecz gdy Katsuki go przeczytał, wydarł się głośno, wywołując prawie u swojego chłopaka zawał serca i spowodowanie wypadku drogowego.
- DEKU BIERZE ŚLUB Z TĄ LODZIARĄ?! - wykrzyczał z załamaniem, jakby nawet przejmował się minimalnie losem swojego wcale nie przyjaciela, który w jego opinii, miał już stracone życie, jeśli naprawdę zamierzał wyjść za największego idiotę, jakiego kiedykolwiek świat widział, czyli Shoto.
A Eijiro ucieszył się nawet z tej wspaniałej wiadomości, chociaż zaskoczyło go to, że Midoriya zaprosił ich aż na Hawaje...
***
.
.
.
.
.
.
Uroczo się bawią 😍
Nasz zapłon z rozdziałami jest niesamowity wiemy i przepraszamy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top