25
Jako iż Endeavor życzył Todorokiemu dobrej nocy, ten nie zamierzał już nawet zmrużyć oka...
- Shoto... Nadal się dymisz - zauważył markotnie uśmiechnięty Midoriya, wskazując na lewą stronę chłopaka.
Kolorowowłosy jednak niewiele zrobił sobie z tej uwagi, bo w milczeniu zamknął drzwi i odwrócił się z pełną powagą w stronę Deku.
- Trzeba zmusić tego starucha do zmiany chociażby hotelu - powiedział spokojnie, podchodząc przed siedzącego na łóżku Midoriyę.
- N-niby jak? - zapytał niepewnie Izuku, odsuwając się nieco do tyłu, kiedy Shoto nachylił się przed nim, położył ręce na jego kolanach i spojrzał mu głęboko w oczy.
- Musisz być głośno... - mruknął, zbliżając usta do jego szyi, a po pokoju od razu rozległ się głośny krzyk zielonowłosego.
*
- Nie Denki, nie możecie tego zrobić! - powiedział groźnym tonem Iida.
Okularnik już pierwszego wieczoru wycieczki był zmuszony do pouczania swoich przyjaciół. Przypadkiem usłyszał ich rozmowę i nie zamierzał dopuścić do tego, by zrealizowali swój niepokojący plan, więc złapał ich jeszcze na korytarzu.
- Och, daj spokój, panie przewodniczący - westchnął Kaminari, bo mu, Sero, Bakugo, Kirishimie i Minie Tenya zablokował przejście.
- Nie! - zaparł się niebieskowłosy, a cały bakusquad zaczął wzdychać i narzekać, oprócz Katsukiego, który miał szczerze wywalone w to, czy uda im się dostać na piętro klasy B.
- Ale to dla nauki! - Denki próbował przekonywać dalej Iidę, nawet chwycił za kołnierz jego wyprasowanej koszuli i zrobił minę zbitego psa.
- Sprawdzanie, czy jeśli Neito skopiuje moc Deku, to zajdzie w ciążę, jest bardziej idiotyzmem, niż eksperymentem naukowym! - odpowiedział wyprowadzony z równowagi Tenya.
- Nie zostawiasz nam wyboru... - westchnął zasmucony Sero, wyciągając przed siebie swój łokieć.
- Nawet nie próbuj, bo... - zaczął w miarę spokojnie Iida, ale rzucili się na niego Kaminari i Sero, a on nie miał jak użyć swojej mocy w ciasnym korytarzu, przez co po kilku minutach został zostawiony pod ścianą, cały obwinięty taśmą...
Próbował ich jeszcze jakoś nawrócić, ale nie mógł, przez zaklejone również usta.
- Pamiętaj, to wszystko dla nauki! - zawołał do niego jeszcze Denki, który szybko zniknął za rogiem na końcu korytarza.
Kilka minut potem cała grupka znalazła odpowiedni pokój, z którego siłą wyciągnęła Neito. Ucieszyli się, że przynajmniej nie musieli już szukać Shinso, bo był on także potrzebny do 'eksperymentu', a akurat znajdował się w pokoju blondyna...
Teraz zostało im tylko udać się do pokoju Midoriyi i Shoto, aby zmusić Neito do skopiowania mocy piegowatego.
Kiedy szli tak z Shinso, któremu zatkali usta taśmą oraz z Neito, którego trzymali w taśmowych kajdankach, zatrzymali się kilka metrów przed odpowiednimi drzwiami, przez wyjątkowo dziwne dźwięki, które dobiegały ze środka pomieszczenia.
- Co znowu? - warknął wkurzony Bakugo, wsłuchując się w krzyki Izuku, coś o tym, żeby zostawić go w spokoju, jednak nie brzmiał zbyt poważnie.
- Nie wiem, chyba mają kłótnię małżeńską - wzruszył ramionami Sero.
- Chyba coś innego... - mruknął zażenowany Kirishima, który jakimś cudem znowu znalazł się w podobnej sytuacji, co kilka miesięcy temu.
Miał tylko nadzieję, że tym razem Katsuki nie zacznie znowu jęczeć na cały hotel i walić do drzwi chłopaków.
- Trzeba to sprawdzić! - krzyknął radośnie Denki, który jako pierwszy dobiegł do drzwi i zaczął walić w nie mocno pięściami.
Przez to głosy po drugiej stronie ucichły, a po niedługiej chwili w uchylonych drzwiach pojawił się bardzo zmęczony i wkurzony Todoroki. Jego włosy były wyjątkowo nieułożone, a koszulka zsunięta tak, że odsłaniała bardziej jedno z jego ramion.
- Czego... - westchnął, markotniejąc szczególnie na widok Bakugo, a chyba jeszcze bardziej na Shinso.
- Próbowałeś dorobić sobie trzeciego gówniarza? A może to będzie już piąty, co pięciosiusiakowcu? A myślałem, że Deku trzyma cię w celibacie - prychnął rozbawiony nieco Katsuki, a wyraz twarzy kolorowowłosego zmienił się w podobny do tego, kiedy widział swojego ojca.
- Przyszliśmy do Deeeku! - zawołała uśmiechnięta Mina, wyskakując przed Katsukiego i całe szczęście, bo Shoto wyglądał już, jakby przymierzał się do walnięcia go w twarz.
- A na co wam oni? - spytał nadal zirytowany, ale też trochę zdziwiony Todoroki, patrząc na skrępowanych taśmą Shinso i Neito, którzy wyglądali, jakby chcieli mu przekazać, że ma uciekać.
- TO DLA NAUKI! - zawołał znowu Kaminari, któremu nudziło się już bezczynne stanie na korytarzu, więc popchnął Shoto i sam otworzył sobie szeroko drzwi, by wbić do środka.
Zaskoczony białowłosy prawie poleciał na ziemię, a Denki doskoczył do przerażonego Midoriyi, który akurat poprawiał swój szlafrok.
- Musisz nam pomóc! - zaczął wołać entuzjastycznie elektryk za dychę, trzęsąc do przodu i do tyłu ramionami zdezorientowanego Deku.
- W czym?! - wkurzył się lekko zmieszany Izuku, przytrzymując ręce Kaminariego, bo poczuł, że zaraz zwróci ostatni posiłek.
- Daj się dotknąć... - Denki nie zdążył nawet dokończyć, bo dostał nagle czymś czerwonym w bok głowy, przez co zawył głośno z bólu i opadł na ziemię, a wtedy Deku zobaczył przed sobą wkurwionego nieźle Shoto z gaśnicą w rękach.
- EJ NO! TO NIE FAIR! - zaczął narzekać Sero, szykując się do użycia swojej taśmy.
- Wszystko okej?! - zaniepokoił się Eijiro, a leżący na podłodze Denki, po którego skroni spływała stróżka krwi z trudem uniósł dwa kciuki w górę, uśmiechając się przy tym, jakby wyładował całą swoją energię.
- Tch! I co mi zrobisz tą zabawką, IcyHot?! - warknął podirytowany Katsuki, wychodząc przed szereg swojego squadu.
Midoriya natychmiast schował się za narzeczonym, a Todoroki zmierzył tylko szczerze znudzonym wzrokiem szczekającego coś do niego Katsukiego i nie czekając nawet, aż skończy ich obrażać, spryskał go całego białą pianą z gaśnicy.
- ZABIJĘ WAAAAAAS! - wydarł się niemal ogłuszająco Katsuki, próbując usunąć ze swoich oczu pianę, w czym zaczął pomagać mu obawiający się o swoje życie Eijiro.
- Wypad - powiedział chłodno Shoto, a Neito i Shinso korzystając z nieuwagi bakusquadu, uciekli na korytarz. Za to przerażona Mina i Sero wzięli Denkiego za nogi, by wywlec go z pokoju.
W tym czasie Kirishima próbował jakoś załagodzić sytuację, tłumacząc, że to tylko głupi żart i że nikt nie chciał dotykać Izuku, jednak nadal obawiał się stojącego wciąż z gaśnicą w rękach Todorokiego, który nawet nie drgnął.
- Obiecuję ci, że cię uduszę! - krzyknął nagle Katsuki, który wypluł resztki piany z ust i rzucił się wprost na białowłosego.
Kirishima próbował go w ostatniej chwili zatrzymać, a Todoroki wyciągnął już przed siebie płonącą rękę, jednak wszystko nagle się skończyło...
Katsuki poślizgnął się na pianie i wywalił, natomiast płomień z ręki kolorowowłosego przepadł, a gdy przestraszony Eijiro odwrócił się w stronę drzwi, okazało się, że stoi w nich wściekły Aizawa.
- Spać do kurwy nędzy, a nie urządzać sobie piana party! - krzyknął surowo, a załamany tym, że nie może użyć swojej mocy do zabicia Shoto Katsuki leżał dalej w bezruchu na ziemi.
Czerwonowłosy więc szybko do niego podszedł i pomógł mu się podnieść, choć Bakugo wyzywał go tak samo, jak i Shoto, dopóki nie wyszli z pomieszczenia.
- Odłóż lepiej gaśnicę... - prychnął nauczyciel, który jeszcze stał w drzwiach, a Shoto z cichym westchnięciem opuścił ręce.
Nagle spojrzenie wychowawcy przeniosło się za chłopaka.
- Mam nadzieję, że wiesz już, gdzie znajduje się najbliższy szpital - dodał Aizawa, a białowłosy skrzywił się z niezrozumieniem.
Jednak kiedy odwrócił się w stronę Izuku, zrozumiał, o co chodziło...
Zielonowłosy stał ledwo co na trzęsących się nogach z grymasem bólu na twarzy, trzymając za brzuch.
- Rodzisz?! - spytał nagle bardziej przejęty Shoto, wypuszczając gaśnicę z rąk.
- Rodzi?! - wydarł się Denki, który nie wiadomo skąd ukazał się z zakrwawioną połową twarzy w otworzonych drzwiach, a tuż za nim pojawili się też zaciekawieni Mina i Sero.
- J-ja... - jęknął z trudem Deku, podpierając się na ramieniu Shoto.
- RODZI! - wykrzyczał już pewnie Kaminari, a Aizawa zatrzasnął mu i reszcie przed twarzami drzwi.
- Midoriya, co się dzieje? - zapytał trochę zmartwiony nauczyciel, który udawał jednak spokojnego.
- Ah... To jednak nic takiego, zwykły skurcz... - wyprostował się nagle uśmiechnięty promieniście Izuku, a całkowicie blady Shoto prawie upadł.
Czarnowłosy odetchnął z ulgą, widząc, że z chłopakiem faktycznie nic się nie dzieje. Zmierzył jeszcze rozczarowanym wzrokiem Todorokiego, którego to Deku musiał teraz podtrzymywać, a następnie wyszedł na korytarz.
Okazało się, że zebrała się tam już cała grupka uczniów, którzy prawdopodobnie usłyszeli głośne krzyki Denkiego.
- Fałszywy alarm, wracać do siebie... - polecił chłodno znudzony nauczyciel, kierując się powoli we własną stronę, a nieco zawiedzeni uczniowie po chwili niechętnie się rozeszli.
- Nie strasz mnie tak - westchnął w tym czasie Shoto, którego Midoriya musiał usadzić na łóżku.
- A co zrobisz, jak naprawdę będę rodzić? - zapytał zły trochę Izuku, patrząc z żalem na bardziej roztrzęsionego, niż on, narzeczonego.
- Za rękę cię potrzymam... Albo zemdleję - mruknął cicho kolorowowłosy, a Deku zawiódł się jeszcze bardziej.
*
Następny dzień był wyjątkowy.
Pogoda była idealna na spędzenie całego dnia na stoku, więc kiedy młodzi bohaterowie tylko skończyli swoje lekcje, rzucili się biegiem do hotelu, aby odpowiednio się przebrać. Wyjątkiem był Izuku, który powoli dreptał, trzymając za ramię Shoto, aby nie utopić się w śniegu. Ruchy dodatkowo utrudniało mu to, że był ubrany, jakby zesłano go na Syberię, kiedy w tym samym czasie Denki zjeżdżał po stoku w samych szortach, aby zaimponować jakimś dziewczynom.
Todoroki jednak nie pozwalał mu wychodzić bez ciepłego ubioru, ponieważ obawiał się, że zielonowłosy może się przeziębić. Tak więc, Deku musiał jakoś znieść gruby sweter, szal, rękawiczki i kurtkę, nie mówiąc już o wełnianych skarpetach.
- Chcę już urodzić... - westchnął zmęczonym tonem, siadając ciężko na łóżku, a właściwie to od razu się na nim kładąc.
- Proszę, nie tutaj, ani nie dziś. Podobno wieczorem ma być burza śnieżna - powiedział nieco zaniepokojony Shoto, a Midoriya zmarszczył brwi i spojrzał na niego z wyrzutem.
- Brzmi idealnie - prychnął ironicznie piegowaty, uwalniając szyję od podduszającego szalika.
- Jeśli chcesz tak bardzo rodzić w środku śnieżycy, kiedy odetną prąd, wiatr będzie tak mocny, że prawie zerwie dach, a poród będzie musiała odbierać chyba Midnight przy świecach, to proszę bardzo - powiedział oschle Shoto, a mina zielonowłosego momentalnie zrzedła.
- Dobra... Nieważne, przecież nie zamierzam tu rodzić - mruknął pewny siebie Deku, który potrzebował chwili, aby prosto usiąść - A teraz odwiązuj mi buty, bo nie mogę się nawet schylić...
*
Midoriyę z przyjemnej drzemki zbudziły dopiero jakieś głosy i śmiechy. Uchylił lekko powieki i ujrzał tuż przed sobą śpiącego spokojnie Todorokiego, ale skierował wzrok na drzwi, zza których słychać było jego przyjaciół.
- Deku! - usłyszał po krótkiej chwili przyjazny głos Uraraki, więc niechętnie zdjął z siebie dłoń Shoto i jakoś doczłapał się do drzwi, które otworzył uśmiechniętej brunetce.
Miała ona na sobie jeszcze zaśnieżony różowy kombinezon, a w rękach narty, co musiało oznaczać, że dopiero co wróciła z resztą ze stoku.
- Zaraz robimy razem kolację. Zejdźcie do nas! - powiedziała radośnie i zaraz ruszyła dalej do swojego pokoju.
- A, dobrze... - uśmiechnął się wdzięcznie zielonowłosy, odprowadzając ją chwilę wzrokiem.
Potem wrócił do pokoju i spojrzał na śpiącego nadal jak kamień narzeczonego.
- Shoto - westchnął, podchodząc do niego i dotykając jego ramienia, jednak gdy to nie poskutkowało, zaczął nim potrząsać.
Jednak to nadal nic nie dawało, a nie chcąc się wysilać, wzruszył ramionami i udał się do drzwi.
- Trudno, dziś nie jesz - mruknął pod nosem i poszedł powoli na stołówkę, a międzyczasie dołączyło do niego kilku innych przyjaciół, którzy tylko wypytywali go o to, jak się czuje, co było już trochę irytujące.
Dzięki temu, że stołówka miała ogromne okna, zauważył, że Shoto nie kłamał i faktycznie pochmurne, szare niebo zapowiadało na noc okropną pogodę. Dodatkowo silny wiatr sprawiał, że każde drzewo mocno się kiwało, a wirujący wszędzie śnieg zasłaniał sporo widoku. Midoriya przełknął głośno ślinę, dotykając swojego brzucha. Miał tylko nadzieję, że również reszta słów Todorokiego nie okaże się prawdą...
- Midoriya, chcesz tosty? - z transu chłopaka wyrwał przyjazny głos Iidy.
Piegowaty uśmiechnął się słabo, przypominając sobie, że jego ostatnie robienie tostów skończyło się rozwaleniem ściany...
- Wystarczy jakaś kanapka, naprawdę... - powiedział cicho, zajmując miejsce przy stole z kilkoma innymi osobami.
- Jaka?! - tym razem głos zabrała Ochaco, która wraz z Sato opanowała już kuchnię.
- Obojętnie - odpowiedział Izuku, który poczuł, że o dziwo nawet nie był zbytnio głodny.
Uraraka przyjęła wyzwanie, obiecując, że zrobi najlepszą obojętną kanapkę na świecie, a Midoriya musiał jakoś wytrzymać w towarzystwie Aoyamy, Momo i Jiro, bo pierwsza dwójka chciała jedynie nieustannie dotykać jego brzucha, mówiąc mu przy tym, jak nie mogą się doczekać zobaczenia jego uroczych dzieci.
Deku zbytnio nie podzielał ich entuzjazmu, marząc tylko o swojej kanapce i tym, aby wiatr zza okien przestał być tak głośny. Jedynym plusem złej pogody było to, że niemal wszyscy siedzieli w swoich pokojach, więc grupka uczniów miała całą kuchnię i salon dla siebie.
- Oi, pączku, zgubiłeś gdzieś półzamrażarkę? - Izuku usłyszał za sobą nagle znajomy głos, więc odwrócił głowę w stronę zirytowanego Bakugo.
Zanim jednak zdążył się odezwać, Katsuki kontynuował.
- Masz go znaleźć, bo mam z nim coś do załatwienia i lepiej żebyś szybko urodził te bachory, bo ciebie też zamierzam sprać - warknął Bakuś, a oczy trzymającej w ręku nóż Uraraki zaświeciły się niemal na czerwono.
- Bakugo, daj mu spokój, on nie może się stresować! - odezwała się oburzona Momo, a Aoyama wyglądał, jakby miał zaraz utopić Katsukiego w brokacie.
- Bla, bla, bla... - blondyn udał, że jej nie słyszy i mając ich gdzieś, podszedł do lodówki, od której to niedaleko stała patrzącą na niego morderczym wzrokiem Ochaco.
Jej spojrzenie jednak zmieniło się w bardziej zagubione, a nawet i przerażone, kiedy Bakugo wyciągnął czerwoną paprykę i wgryzł się w nią, jakby było to zwyczajne jabłko.
- Co, kurwa? - prychnął, nie przejmując się zbytnio zdziwionymi spojrzeniami kierowanymi w jego stronę.
Nie przestając jeść papryki, wyszedł powoli z kuchni, a Uraraka odłożyła drżącą ręką nóż. Aoyama sprawiał wrażenie, jakby miał puścić zaraz zapewne kolorowego i błyszczącego pawia, co było nawet możliwe przez to, że pijał jakieś brokatowe napoje, a prawie każdy posiłek posypywał jadalnym złotem. Nawet teraz jego ekskluzywna zupka chińska miała na wierzchu połyskujący się kruszec.
- Udajmy, że tego nie widzieliśmy... - wydusił wreszcie z siebie Iida, który musiał dla pewności przetrzeć jeszcze trzy razy okulary.
Na Deku jednak nie zrobiło to większego wrażenia, bo sam nabrał nagle ochoty, aby zjeść coś ostrego. Rozmarzony oparł się łokciem o stół, a inni wrócili do poprzednich czynności. Trochę przeszkadzało mu to, że dzieci w jego brzuchu znowu kopały go w każdy możliwy narząd. Przez to po kilkunastu minutach musiał grzecznie przepraszając innych, pobiec do toalety, bo prawie posikał się, kiedy dostał prosto w pęcherz...
Gdy wrócił, było już już spokojniej, a jego kanapki były wreszcie gotowe, więc zabrał się za ich jedzenie.
W miłej atmosferze jadł, opowiadając też przyjaciołom szczegóły wczorajszej walki Shoto i Bakugo z użyciem gaśnicy. Wysłuchał też opowieści Uraraki o tym, jak Katsuki zrzucił dziś do przepaści Minetę, a gdy wszyscy mieli nadzieję, że fioletowowłosy stamtąd już nie wróci, ten nagle wspiął się znowu na krawędź dzięki swoim kulkom.
Wszystko skończyło się, kiedy wiatr na zewnątrz stał się tak niebezpieczny, że nauczyciele kazali im udać się gdzieś, gdzie nie ma tak dużych okien, bo istnieje ryzyko, że mogą one nie wytrzymać.
Tak więc wszyscy podnieśli się od stołu, by niechętnie znaleźć inne miejsce na plotki i jedzenie, lecz zatrzymali się jeszcze, zauważając, że zielonowłosy siedzi wciąż przy stole.
- Midoriya? Wszystko w porządku? - zapytał spokojnie Iida, jednak jego tętno trochę przyspieszyło, widząc, że Izuku odwraca się do niego z wyjątkowo przerażonym wyrazem twarzy.
- Albo dostałem znowu w pęcherz, albo odeszły mi wody... - wydusił z siebie, a osłupieni przyjaciele dopiero po kilku chwilach analizy jego słów jednomyślnie zaczęli panikować.
- OMÓJBOŻE! OMÓJBOŻE! - krzyczała niezrozumiale prawie Uraraka, która znalazła się od razu przy piegowatym.
Jiro stała nadal zaskoczona, jednak nie wiedziała jak może pomóc, a Momo oraz Sato także ruszyli do Midoriyi. Iida za to powiedział, że pobiegnie po nauczycieli, a Aoyama szukał już w telefonie numeru na pogotowie.
- Deku! Spokojnie, spokojnie! - mówiła, klęcząca przy chłopaku brunetka, która prawie już płakała i tak właściwie była bardziej wystraszona od chłopaka.
- Niech ktoś pójdzie po Shoto... - wyszeptał Deku, próbując znieść jakoś bolesny skurcz.
- J-już idę! Momo, Sato, zostańcie z nim! - zawołała zmotywowana Ochaco, biegnąc na schody tak szybko, jakby miała w nogach silniki Iidy.
- Tak, tak, Shoto zaraz przyjdzie... - próbowała jakoś pocieszyć Izuku czarnowłosa, ale ten spojrzał na nią tak, że ta miała wrażenie, że były to oczy Bakugo, a nie tego potulnego Deku.
- To dobrze, bo zamierzam mu przywalić... - powiedział zupełnie poważnie, zginając się nagle znowu przez ból, a Sato i Momo spojrzeli na siebie ze strachem.
Nagle do kuchni wbił zdenerwowany Bakugo.
- Czego drzecie mordy? - prychnął, jednak zauważając, że Momo i Sato klęczą przy krześle Midoriyi, który wyglądał, jakby znowu sobie coś połamał, zamilkł.
- Uh, co za absurd! Cauchemar! Nie ma zasięgu! - powiedział piskliwym głosem Aoyama, patrząc ze złością na swój nowy iPhone w srebrnej obudowie, a wkurzony Katsuki wyrwał mu go z ręki, by upewnić się, że to prawda - No i co, umiesz odebrać poród, crétin? - burknął urażony blondyn, a Katsuki zmierzył go mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.
- Jak mnie nazwałeś, bagieto?! - warknął Bakugo.
- Crétin, czyli kretyn! - odpowiedział pewnie blondyn, krzyżując ręce na piersi, a Katsuki był już o krok od wysadzenia mu jego pięknej twarzyczki.
- Przestańcie! Mamy tu większy kłopot! Pomoglibyście! - wykrzyczała Momo, która z pomocą Sato postanowiła pomóc Midoriyi w przejściu do salonu, gdzie byłoby bezpieczniej i gdzie chłopak mógłby położyć się na kanapie.
- Oszczał się, czy co? - prychnął z drobnym uśmiechem Katsuki, widząc mokry ślad na spodniach zielonowłosego.
- Wody mu odeszły, idioto... - powiedziała spokojnym, lecz przy tym okropnie nieprzyjemnym tonem Jiro, a niezachwiana pewność Bakugo trochę podupadła.
- Hę... - szepnął zdziwiony pod nosem, ale jego uwagę odwrócił Aoyama, który dał mu pstryczka w nos i poszedł za dziewczynami i Sato do drugiego pomieszczenia - Ty błyszczący się chuju! - wykrzyczał za nim, jednak nie wysadził jego pleców, ale niezwykle zirytowany poszedł na schody, słysząc, że Izuku mamrocze coś tylko o Shoto.
Po kilku minutach wkroczył do pokoju, gdzie siedział wyglądający na znudzonego Todoroki oraz cała czerwona i wkurzona Ochaco.
- Powtarzam, że nie nabijamy się z ciebie! Deku naprawdę tam rodzi! - wykrzyczał dziewczyna, a kolorowowłosy nadal wyglądał na niewzruszonego.
- Jakoś wam nie wierzę, bo... - zaczął Shoto, ale w zdanie wtrącił mu się Katsuki, którego obecności w drzwiach nikt do tej pory nie zauważył.
- IDZIESZ, CZY NIE, DO JASNEJ CHOLERY?! TEN DEBIL RODZI TAM TWOJE PASOŻYTY, WIĘC LEPIEJ RUSZ W TEJ CHWILI DUPSKO, BO CI JE WYSADZĘ! - wykrzyczał Katsuki, który był już tak zły, że na jego czole pokazały się żyły.
Zaskoczony Todoroki natychmiast spoważniał, podniósł się i wymijając Urarakę, pobiegł za wkurwionym Bakugo.
- Naprawdę, tylko tak można do niego dotrzeć... - westchnęła zawiedzona trochę brunetka, która szybko udała się za chłopakami.
***
.
.
.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top