Chapter 2. Todoroki Shouto-Lis
Heyyyy c: A co to? Rozdział, na którego nie potrzebowałam miesiąca? Nie wiedziałam, że tak się da.
Świetnie się bawię przy pisaniu tych shocików nawet mimo tego, że wbrew moim najszczerszym chęciom wychodzą one znacznie, znacznie dłuższe niż je planuje xd
Na dzisiaj jest Todoroki jako słodki lisek
Trochę chce wam już zdradzić kto jakim zwierzakiem będzie, ale chyba zatrzymam większość na razie w tajemnicy hehe
---------------------------------------------------------
Tamten dzień mijał Ci jak każdy inny. Wstajesz, wychodzisz na parę godzin, wracasz do domu, śpisz i znów od nowa. Nie mogłaś narzekać, Twoje życie było spokojne i płynęło stosunkowo powoli.
Mieszkałaś daleko od miasta co było wspaniałe pod względem ciszy jaka wokół panowała, ale czasami przeklinałaś to zrządzenie losu kiedy musiałaś każdego ranka iść przez las żeby dostać się do centrum. Nie było tak źle wiosną, latem czy jesienią, kiedy byķo ciepło i ładnie, ale kiedy tylko nadchodziła zima, przeklinałaś tą leśną drogę każdego dnia.
Dokładnie tak jak robiłaś to teraz. Zawiązałaś szalik ciaśniej wokół szyi, a czapkę naciągnęłaś dalej na czoło. Nie pomogło to jednak wiele kiedy każdą część Twojego ciała przeszywał ostry mróz. Śnieg sięgał Ci prawie do kolan i wpadał do butów mrożąc nawet palce u stóp. Miałaś serdecznie dość i jedyne czego chciałaś to dojść wreszcie do domu.
Parę minut i naprawdę wiele kroków później usłyszałaś jednak coś czego nie spodziewałaś się dziś usłyszeć. Zimowy krajobraz był raczej jednym z tych cichych i spokojnych, zazwyczaj ubogi w odgłosy natury, a jednak gdzieś zza krzaków do twoich uszu dotarł cichy jęk. Normalnie zigronorwałabyś go, ale biorąc pod uwagę że byłaś całkiem sama w lesie zdecydowałaś, że lepiej będzie jeśli za wczasu sprawdzisz czy nic Ci nie grozi.
Na dosyć trzęsących się nogach, głównie z zimna i lekkiego strachu, w końcu nie wiedziałaś co może być w gąszczu, podeszłaś do suchych gałęzi krzaku gęsto rosnących pod jednym ze starych dębów.
Zmarszczyłaś brwi starając się nie myśleć o żadnych horrorach, które ostatnio oglądałaś. Jednym pewnym ruchem rozgarnęłaś krzaki cała spięta i gotowa uciekać. To co zobaczyłaś spowodowało jednak momentalne uspokojenie się Twojego ciała i nerwów.
To nie był żaden przerażajacy morderca. To nie był nawet wielki zwierzak. Pod ostrymi gałęziami, a właściwe między nimi leżał niegroźny lisek. Przechyliłaś głowę nieco. Pierwszą rzeczą jaką zauważyłaś było jego dziwne umaszczenie. Była zima więc jego futro powinno być białe prawda? No było, ale tylko w połowie. Druga, praktycznie równa, część była dziwnie czerwono-rudawego koloru. Nie udało mu się całkowicie zmienić sierści? Może to była jakaś wada wrodzona?
Kolejną rzeczą którą zmartwiła Cię w zwierzaku była wyraźna blizna idąca plamą po jednej stronie jego pyszczka. Nie miałaś pojęcia po czym mogłaby być, ale sam jej wygląd i rozmiar nie dawały Ci najlepszych przeczuć.
Poza jednak samym wyglądem lisa tym co zmartwiło Cię najbardziej był jego teraźniejszy stan fizyczny. Biedny był cały przemarźnięty do tego stopnia, że nie ruszył się nawet kiedy wyciagnęłaś do niego rękę. Nie to, że mógłby nawet gdyby spróbował bowiem jedna z jego łapek była trwale zaplątana w ostrych gałęziach krzewu, w którym go znalazłaś. Szybko połamałaś je wszystkie uwalniając nieszczęsne zwierzę.
Niesprawiedliwe, jak coś tak prostego i błachego dla człowieka może się okazać śmiertelną pułapką dla mniejszej istoty.
Nawet kiedy jednak lis był wolny ze swoich pętów nie poruszył się ani na chwilę. Twoje oczy rozszerzyły się w momencie, w momencie zorientowałaś się jak źle naprawdę musi być z biedakiem.
Dobrze wiedziałaś jak to jest być zmarźniętym do tego stopnia, że nawet poruszanie się boli ale zwierzak wyglądał istnie na skraju śmierci. Musiał tu leżeć godzinami.
Zaczynałaś panikować. Nie było mowy żeby go tu zostawiać ale bałaś się, że nie zdążysz dojechać z nim do najbliższego weterynarza zanim będzie za późno. Z drugiej strony Twój dom był już niedaleko...
Nie myśląc ani chwili dłużej z uwagą podniosłaś z ziemi małe rudo-białe stworzenie rozpinając kurtkę i umieszczając je dokładnie między twoim swetrem, a zamkiem. Upewniłaś się, że jego głowa wystaje zza Twojego szalika, którym ciasno was oboje owinęłaś i sprawdziłaś czy jest odwrócony w przód, bądź co bądź wciąż było to dzikie zwierzę nie chciałaś żeby w pewnym momencie zdecydowało się poderżnąć Ci krtań.
Byłaś przerażona tym jak łatwo było Ci go podnieść i jak mało protestował. Był praktycznie jak zwłoki. Cudem było to, że chociaż usłyszałaś jego cichy jęk o pomoc. Musiał wydać go już ostatkiem sił bo od tamtej pory nie usłyszałaś by nawet pisnął.
Brak reakcji zwierzaka na wszelkie bodźce budził w Tobie różne rodzaje matczynych instynktów i nawet nie sekundę później szłaś już przez śnieg szybciej niż kiedykolwiek, nie zwracając uwagi nawet na to kiedy znowu zaczął sypać Ci się do butów.
•
Kiedy tylko wpadłaś do swojego małego domu pierwsze co zrobiłaś to sprawdziłaś kaloryfery. Były zimne, tak jak się tego z resztą spodziewałaś, ale na szczęście w rurach wciaz była ciepła woda, w końcu biorąc pod uwagę bliznę zwierzaka uznałaś że położenie go w pobliżu kominka mogłoby okazać się tragiczne w skutkach kiedy (lub jeśli) się obudzi. Odkręciłaś trochę pokrętło przy jednym z grzejników mając nadzieję, że metal szybko się rozgrzeje.
Wciąż mając lisa w kurtce i wciąż z butami na nogach zebrałaś wszystkie koce jakie miałaś w domu po czym bardzo delikatnie owinęłaś w nie zwierzątko. Położywszy je pod kaloryferem w końcu mogłas wziąć oddech.
Zdjęłaś z siebie swoje pokryte śniegiem rzeczy tylko na moment opuszczając salon w którym leżał Twój pacjent, po to żeby przebrać przemoczone śniegiem obrania.
Westchnęłaś głęboko kiedy wróciwszy nie zastałaś lisa w lepszym stanie. Wyglądał na bardzo słabego i mimo, że metal pod którym go położyłaś zaczynał się powoli rozgrzewać nie byłaś pewna czy to wystarczająco, żeby go uratować. Nie wiedziałaś czy nie przybyłaś za późno. Nie miałaś zielonego pojęcia o lisach i jak się jednym zająć, więc na pewno nie było dobrym pomysłem w ogóle przynoszenie go tu ale nie mogłaś go przeciez zostawić tam w takim stanie pod krzakiem. Z ciężkim westchnieniem usiadłaś po turecku obok kokonu z kocy i wyciagnęłaś rękę żeby delikatnie przejechać palcem po dwukolorowym futrze.
Skulone zwierzę spojrzało na Ciebie dużymi oczami wyraźnie zagubione.
-Bedzie dobrze -powiedziałaś bardziej do siebie
•
Parę godzin zajęło mu zanim mógłaś dać mu coś do jedzenia. Dobrą wiadomością było jednak to, że lis przez ten czas zdecydowanie oddalił sie daleko od śmierci. Wciąż kulił się w małą kuleczkę próbując zachować jak najwięcej ciepła i wciąż bardzo się trząsł, ale jego głowa była teraz wzniesiona i rozglądała się po pomieszczeniu z czymś w rodzaju przerażonego zaciekawienia.
Rzuciłaś mu kolejny skrawek kurczaka znalezionego w Twojej lodówce, a on, jak za każdym poprzednim razem powoli pochylił pysk i zaskakująco spokojnie jak na pół zamarznięte zwierzę, obwąchał go i zjadł.
Dalej jednak trzymałaś swój dystans. Bądź co bądź to wciąż było dzikie zwierzę i fakt, że z każdą godziną zyskiwał więcej mobilności jednocześnie cieszył Cię i przerażał.
W normalnym wypadku pewnie bez większego problemu wypuściłabyś go do lasu od razu wieczorem, ale patrząc za okno jedynym co mogłaś zobaczyć była biała ściana sniegu spadającego gęsto na wszystko wokół. Tak, tylko burzy Ci do tego wszystkiego brakowało.
- Mam złe wieści lisie. -zaczęłaś rzucając kolejny kawałek mięsa. -Zostaniesz tu na prawdopodobnie trochę dłużej niż byśmy oboje tego chcieli. -przytuliłaś do siebie poduszkę i ciaśniej owinełaś sie swoją kołdrą. - Ale nie chcę Cię ciągle nazywać "Lis" więc może zrobimy coś fajnego i wybierzemy dla Ciebie jakieś imię? -zaproponowałaś. Może mówili, że nadawanie czemuś imienia bardziej Cię do tego przywiązuje, ale trudno. Nie zamierzałaś wołać do niego "Lisie mój drogi" -Dobra to zasygnalizuj mi kiedy się zgadzasz -w odpowiedzi zwierzę podniosło lekko głową patrząc się na Ciebie pusto. Pewnie zastanawiał się co ta kobieta pieprzy. No cóż, jakoś musiałaś sobie ten czas zorganizować. -Miki-...Nona-...Tali-...Komo-...-zaczynałaś paroma losowymi literami szukając chociażby początku jego nowego imienia, jednak żadne z wymienionych nie wywołało reakcji. Zwierzę raczej wyglądało na zawiedzione, że oderwałaś je od jego kurczaka tylko po to, żeby robić cos takiego. Mimo wszystko w dalszym ciągu była w Ciebie wbita para dwukolorowych oczu. Właśnie, jego oczy miały dwa oddzielne kolory? Powinnaś zauważyć to wcześniej... rany ten lis był naprawdę jednym z ładniejszych jakie widziałaś. Przez moment zastanowiłaś się czy to nie zalicza się przypadkiem jako fenomen naukowy. -Todo-...-kontyuuowałaś i lis chyba musiał znudzić się już tą grą ponieważ pochyliwszy się wrócił do swojego kurczaka. Ty jednak postanowiłaś uznać to za wyraźny znak, że sylaba mu pasuje -Todo...hmmm. Todoroki? Tak, Todoroki Shouto -uśmiechnęłaś się do siebie znajdując w jakimś stopniu ładne imię dla swojego nowego współlokatora.
•
Pada już od dobrych dwóch dni, a lis mieszkający w Twoim domu wciąż był spokojny...dziwnie spokojny.
Mógłaś nawet stwierdzić, że zachowywał się praktycznie jak kot. Pierwszy szok nowym otoczeniem, którego się po nim spodziewałaś minął stosunkowo szybko jeśli nawet można powiedzieć, że w ogóle nastąpił.
Wydawał się wyjątkowo dobrze wychowany jak na dzikie zwierzę. Większość czasu spędzał pod kaloryferem mając już chyba stałą traumę przed zimnem, a kiedy tego nie robił jadł jakiekolwiek mięso, które mu dałaś, pił wodę lub spał. Ty natomiast spędziłaś ten czas czytając więcej niż zdecydowanie powinnaś artykułów o lisach.
Todoroki był spokojny do tego stopnia, że rozbudził w Tobie dziwną chęć do pogłaskania go.
Patrzyłaś intensywnie na Shouto kiedy ten leżał w swoim klasycznym miejscu patrząc na Ciebie jakby zmęczonym wzrokiem. Czasami zastanawiałaś się czy blizna na jego pysku wciąż bolała, zrobiłaś mentalną notkę żeby, jej nie dotykać.
Nie chciałaś żeby odgryzł Ci palca dlatego upewniłaś się, że był dobrze nakarmiony zanim podejmiesz tę próbę.
Powoli wyciagnęłaś dłoń w jego stronę będąc bardzo uważna i pilnując żeby wcześniej ją powąchał.
Ku Twojemu zdziwieniu nawet nie spróbował, od razu wepchnął swoją włochatą głowę prosto w Twoją dłoń.
Uśmiechnęłaś się mile zaskoczona i delikatnie rozczochrałaś jego sierśc zadowolona z pozytywnego nastawienia zwierzaka do Ciebie.
•
No więc...jakby to określić? Miałaś teraz domowego lisa. Burza śnieżna ustała po paru dniach i naturalnie Twoją reakcją było wypuszczenie rudo-białego gościa na wolność. Jednak wbrewTwoim szczerym chęciom tak się nie stało.
Kiedy tylko postawiłaś go na śniegu przed lasem, wyściskałaś i może uroniłaś parę łez, że tak szybko Cię opuszcza, lis nie ruszył się ani trochę.
Patrzył na Ciebie dużymi dwukolorowymi oczami jakby nie do końca wiedząc o co ci chodziło. Przez moment mogłabyś nawet przesiąc, że ujrzałaś wtedy jakby cień zawodu w jego spojrzeniu.
Na nic zdało się delikatne popychanie w stronę drzew ani nawet powolne odchodzenie. Todoroki dalej uparcie podążał za Tobą wszędzie gdzie chodziłaś, co było dla niego bardzo nietypowe. Zawsze był bardzo spokojnym i inteligentnym zwierzakiem, a zachowywał się wtedy...jakby to ująć? Tępo.
W końcu pogodziłaś się z tym, że lis jednak zostaje. Nie był w końcu takim złym kompanem. Nareszcie nie byłaś całkiem sama w domu i miałaś kogoś do kogo mogłaś przytulać się po obejrzeniu zbyt wielu horrorów.
Martwiłaś się, że może sobie nie poradzić kiedy w końcu będziesz musiała zostawić go samego ale Shouto, jak zwykle pełny niespodzianek, znów Cię zaskoczył.
Okazuje się bowiem, że był zdecydowanie mądrzejszy niż jakikolwiek inny zwierzak jakiego widziałaś i zdecydowanie nie bał się tego okazywać.
Czasami miałaś wrażenie jakbyś przebywała ze zwykłym człowiekiem na czterech nogach (Nieraz był nawet bardziej błyskotliwy niż ty ale nie ma mowy że się do tego przyznasz).
I tak czas mijał, śnieg topniał, a Ty coraz bardziej i bardziej przyzwyczajałaś się do obecności swojego nietypowego pupila.
Dni znowu zmieniły się w leniwe i spokojne, a twoje życie, tym razem nieco weselsze bo miałaś w końcu jakiegoś przyjaciela, wróciło do normy. Powoli zaczynałaś nawet lubić swoją codzienność.
Aż do momentu kiedy znowu nie zaczął padać śnieg.
Znowu ten cholerny łupież zaczął spadać z nieba i nie mogłaś być bardziej niezadowolona. Znowu było Ci zimno i stwierdzenie, że byłaś poirytowany byłoby niedopowiedzeniem, ale nie chciałaś za dużo przeklinać więc zostaniemy przy tym.
Musiałaś zostać trochę dłużej poza domem i dlatego droga przez zaspy ku niczyjemu zaskoczeniu szła Ci znacznie gorzej.
Przebijałaś się z trudem przez wodę w postaci stałej, marszcząc nos zmarznięta. Słońce chyliło się już ku zachodowi i cała sceneria jak i sytuacja okropnie przypominała ci dzień, w którym znalazłaś Todorokiego. Rozglądałaś się więc trochę uważniej wokół mając nadzieję, że jednak tym razem nie znajdziesz żadnego zwierzaka pół zmienionego w kostkę lodu.
Podniosłaś głowę patrząc dosłownie na moment na wprost i wtedy doszlo do Ciebie ze kawalek dalej, jakby pojawiła się jakąś sylwetka.
Nie byłoby to nic dziwnego, W końcu dużo ludzi spaceruje po lesie, ale jedna rzecz sprawiła, że natychmiastowo odwróciłaś się na pięcie i zaczęłaś biec co się w nogach. Sylwetka mężczyzny, jak Ci się wydawało, zbliżała się do Ciebie bardzo szybko i nieustannie i zorientowałaś się, że kimkolwiek była ta osoba, biegła i biegła prosto na Ciebie.
Spanikowana chciałaś osiągnąć jakąś większą prędkość ale zimno i śnieg stanowczo Ci przeszkadzały.
Nie wiedziałaś do końca co się dzieje i kiedy się dzieje, ale następna rzeczą jaką poczułaś były czyjeś dłonie łapiące Cię za ramiona. Wydałaś krótki pisk, który szybko umarł w Twoim gardle kiedy zostałaś obrócona o sto osiemdziesiąt stopni.
-[Twoje Imię]! -człowiek przed Tobą wyglądał na bardzo zmartwionego. Para dwukolorowych oczu patrzyła prosto w te Twoje z głębokim przejęciem. Co nie miało do końca sensu bo przecież wszystko było z Tobą w porządku. -Gdzie ty byłaś? Spowodowalaś we mnie uczucie zmartwienia. -powiedział dobierając słowa trochę dziwnie, jakby próbował być dobrze wychowany, a jednocześnie przekazać ci, że naprawdę się o Ciebie bał. - Panuje naprawdę niska temperatura myślałem, że zamarzłaś albo...albo noga utknęła Ci w jakimś krzaku...-na te słowa odwrócił trochę wzrok jakby zawstydzony. -Nic mi nie mówiłaś, że będziesz wracać później. Zaczął otrzepywać Cię ze śniegu i dopiero wtedy doszło do Ciebie że miałaś dokładnie takie same rękawiczki jak te na dłoniach kolesia w domu. Po głębszej inspekcji zorientowałaś się że właściwe miałaś w domu każdy ciuch, który on nosił, bo to były Twoje ubrania!
-Co u diabła...?-wydałaś z siebie w końcu patrząc na dwukolorowe włosy nieznajomego i bliznę po jednej stronie jego twarzy. Właściwe już się domyślałaś o co mogło w tym wszystkim chodzić, Ale potrzebowałaś jeszcze potwierdzenie.
-A-ach tak wybacz, że nie wyjasniłem wcześniej -chłopak powiedział w końcu widząc wyraz konsternacji na twojej twarzy.- Nie mam pojęcia jak to się stało, chciałem poczekać na Ciebie [Twoje Imię] w domu, żeby to wyjaśnić, ale długo Cię nie było więc postanowiłem wyjść aby Cię poszukać. Wybacz. -dodał jakby niepewnie. Jedna z jego dłoni wciąż trzymała Twoje ramię niechętna by je puścić.
-...Todoroki? -przechyliłaś głowę przyglądając się mu.
-Owszem...-odpowiedział i nastąpiła chwilą bardzo długiej ciszy.
-Chodźmy może do domu -stwierdziłaś ostatecznie uznając, że i tak nie ma sensu zastanawiać się nad tym wszystkim tutaj, na co chłopak ochoczo się zgodził wyraźnie nie lubił każdej sekundy spędzonej w śniegu.
•
Spojrzałaś na chłopaka siedzącego przed Tobą. Wciąż ubrany w Twojej ciuchy wyglądał dosyć zabawnie. Szkoda że nie miałaś żadnych różowych swetrów które mógłbyś mu dać do noszenia.
-Zgaduje, że to mój czas by odejść... -westchnął zawiedziony wyciągając wnioski stanowczo za wcześnie. Zmarszczyłaś nos. Nie ma mowy, żeby teraz odchodził. Miał Ci dużo do wyjaśnienia.
Poza tym wciąż przecież był Twoim Todorokim, jak mogłabyś go wyganiać?
- No wiesz już raz próbowałam Cię stąd wyrzucić, ale nie wydawałeś się słuchać. -zaśmiałaś się na co chłopak spłonął rumieńcem.
-J-ja -zaczął próbując zachować swoją stoicką i spokojną postawę, ale gubiąc ją trochę kiedy jego policzki lśniły różem. - Nie opłaciłem jeszcze mojego długu względem Ciebie [Twoje Imię] jak mógłbym wtedy odejść? -uśmiechnęłaś sie szerzej. Dług czy brak długu, brzmiało jakby po prostu się przywiązał. - Ale w takiej sytuacji -wskazał na siebie i swoje ciało. -Chyba nie mam wyjścia.
-Hmmm -mruknęłaś patrząc na niego uważnie - Ale wciąż musisz mi się odwdzięczyć prawda? - postanowiłaś się trochę z nim jeszcze podroczyć.
- No tak a-ale -unikał Cię wzrokiem wyraźne próbując być dalej pełen respektu i kulturalny
- Co powiesz żeby zrobić to tak - przysunęłaś się trochę do niego- W ramach wdzięczności, zostaniesz tu ze mną i będziesz pilnował żebym nie była taka samotna hm? -pochyliłaś się bliżej do jego twarzy. Nie mogłaś się powstrzymać. Jak na kogoś kto jeszcze tego samego ranka był lisem Todoroki był okropnie przystojny. Stanowcze, symetryczne rysy jakby wyrzeźbione przez artystę, bardzo konstrastowały z jego niedopasowanymi stronami głowy. Jego blizna tak samo martwiąca Cię jak wcześniej dalej pozostawała częścią jego twarzy, ale tym razem jakby komponowała się ze wszystkim. Co za chłopak, nawet poparzenia potrafiły wyglądać na nim dobrze.
Zarumienił się nawet bardziej kiedy wasze twarze znalazły się az w tak niedalekiej odległości, ale mimo to niepewnie pokiwał główą.
-Tylko uprzedź mnie kiedy następnym razem będziesz wracała późno dobrze?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top