#35

- Jezu, to już w piątek! - Krzyknęła podekscytowana Cassie.

Dziewczyna podeszła do mnie z pewnością tylko dlatego, że nie było dziś w szkole jej najlepszej koleżanki. Musiała się do kogoś doczepić, no i padło na mnie. Lubiłam ją, ale denerwowała mnie często swoim zafascynowaniem na każdym kroku.

- Mhm, nareszcie wakacje - rzekłam z ulgą nawet nie rzucając jej spojrzenia.

- Co? Aha, to też! - Zaśmiała się krocząc skocznym krokiem. - Ale chodziło mi o bal! Z kim idziesz? - Zapytała uśmiechając się do mnie.

W środku zamurowało mnie. Gdyby teraz mi o tym nie przypomniała prawdopodnie dowiedziałabym się o tym o wiele później. Zastanowiłam się chwilę nad jej pytaniem. Przez myśl przeszła mi jedna osoba, ale po wydarzeniach z przed dwóch dni nie miałam na co liczyć. Znowu nie zjawiał się w szkole. Na dziewięćdziesiąt procent również zapomniał całkowicie o tym, że w szkole odbędzie się taka impreza.

- Chyba z nikim - wzruszyłam ramionami.

- Jak to? A Mike? Nie jesteście ze sobą? - Cassie zmrużyła oczy zdziwiona.

- No co ty! Nie, oczywiście, że nie! - Odpowiedziałam, zaskoczona jej słowami.

Zatrzymała się, tym samym chwytając mnie za ramię. Odwróciłam się do niej.

- Czyli mówisz, że jest wolny?

- Ta... - mruknęłam ze zmarszczonymi brwiami. - Nie mów, że ci się podoba.

- Może trochę - przygryzła wargę, po chwili znowu wybuchając śmiechem. - Trzeba ci kogoś znaleźć. Koniecznie!

- Chyba podziękuję - burknęłam i kontynuowałam marsz.

Ta jednak zamiast mnie posłuchać już rozglądała się za chłopakami. 

- O tak! Tom! - Krzyknęła i wskazała ręką na dwóch siedzących na parapecie chłopaków.

- Co? Jaki Tom? Nie znam.

- To poznasz, chodź!

Już miałam dosyć jej towarzystwa. Nie chciałam iść na bal z kimś kogo nie znam. A poza tym nie sądzę, że z tym całym Tomem będę potrafiła jakkolwiek się dogadać. Mimo mojego uporu, Cass z całym zaangażowaniem próbowała przyciągnąć mnie do blondyna. W ostatniej chwili, gdy już miałam się poddać nie mając więcej siły, w całej szkole zabrzmiał dzwonek. Wykorzystałam to jako dobry sposób na ucieczkę.

- Cassie, puść mnie! Będę miała przechlapane jak znowu się spóźnię na zajęcia z Wadse.

- Zdążymy jak przestaniesz się tak upierać! - Twardo stała na swoim, ale ja nie zamierzałam dać jej forów. 

- Kiedy indziej z nim porozmawiam.

- Napewno? 

Przytaknęłam, by w końcu dała mi spokój. Westchnęła ostentacyjnie i puściła moją dłoń. 

- Miłych lekcji! - Rzuciła i ruszyła w przeciwnym kierunku.

Śledziłam ją wzrokiem z niezrozumiałym wyrazem twarzy. Nie rozumiałam czemu jej w ogóle zależało, bym miała z kim iść. Po kilku sekundach jedynie przewróciłam oczami i poszłam do sali,  w której odbywały się moje lekcje.

***

"Jeszcze tylko dwie matematyki" pomyślałam kiedy zmierzałam z moim lunchem do jednego z wolnych stolików. Postawiłam tackę i odłożyłam torbę, gdy akurat zauważyłam jak ktoś przystanął obok mnie. Nie mogłam przez chwilę skojarzyć gdzie widziałam chłopaka, po czym zorientowałam się co jest grane. 

- Hej, Tom jestem - wystawił rękę, uśmiechając się niepewnie przy okazji.

Podałam rękę z grymasem na twarzy. Po cichu przeklęłam Cass, która z boku co chwilę puszczała do mnie oczko. 

- Tak pomyślałem... - zaczął, drapiąc się po karku.

- Wiem, że Cassie cię przysłała. Nie musisz ze mną iść - posłałam mu rozumne spojrzenie i przysiadłam na krześle, biorąc się do jedzenia sałatki.

- W sumie - przysiadł się na krzesło po mojej lewej stronie - to zupełnie na odwrót.

- Do czego zmierzasz? - Zapytałam wkładając sobie porcję jedzenia do ust.

- Sam chciałem, żebyś zwróciła na mnie uwagę - wytłumaczył bez trudu, o mało nie sprawiając, że wyplułabym to co miałam w buzi.

Powoli dokończyłam żuć sałatkę i odłożyłam widelec na tacę.

- To ma być żart?

- Oczywiście, że nie - pokręcił głową z przekonaniem. - Zgodzisz się pójść ze mną na bal?

Biłam się sama z moimi myślami. Szczerze, nie miałam zbytnio ochoty, by razem z nim uczestniczyć na balu kończącym ten rok szkolny. To dosyć duże wydarzenie i miałam wrażenie, że nie będzie chciał pozostać jedynie przy trzymaniu się za ręce. Z drugiej jednak strony, mimo tej jego bezpośredniości nie wydaje się być najgorszy, a pewnie zaprosił mnie, żeby po prostu mieć z kim iść. Nic takiego nie powinno się stać, jeśli się zgodzę.

- To jak? - Wybił mnie z przemyśleń, a ja ponownie popatrzyłam na niego ze zdezorientowaniem.

Westchnęłam i wzruszyłam ramionami.

- Okej. Pójdę z tobą - uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do jedzenia sałatki.

Chłopak również uśmiechnął się, ale wyglądało to bardziej na to jakby uśmiechał się do siebie. Naprawdę nie chciałam wnikać w to co kombinuje, ale najwyżej jakby nie spodobało mi się na imprezie w każdej chwili mogłabym z niej wyjść.

***

Wracałam do domu zastanawiając się nad tym co powinnam założyć w piątek wieczór. Chciałam wyglądać zarówno dobrze, ale niezbyt wyzywająco. Miałam nadzieję, że w mojej szafie coś znajdę, bo nie miałam siły na żadne samotne łażenie po sklepach. Mike byłby ostatnią osobą, która chciałaby się ze mną wybrać na zakupy. 

Myślałam też o Christianie. Miałam do niego tak wiele pytań. Gdzie on w ogóle jest? Co teraz robi? Czy zjawi się na balu... Wiedziałam, że nie mogę oczekiwać zbyt wiele. Ostatnim razem dałam ciała, więc nie sądzę, że chętnie wybierze się na imprezę szczególnie po to by mnie na niej zobaczyć. Do tego z Tomem. 

Jakby zareagował? Tego też byłam ciekawa, ale jedynie mogłam wymyślać sobie przeróżne scenariusze w głowie.

***

Po krótkiej wymianie zdań z rodzicami i bezsensowną rozmową z bratem, zajrzenie do szafy było pierwszą rzeczą, którą zrobiłam. Wyjmowałam po kolei każdą sukienkę, jaką posiadałam powoli tracąc nadzieję, że znajdę tę odpowiednią. Przysiadłam na łóżko, na którym również rozłożone były trzy suknie. Spojrzałam na nie z zażenowaniem i westchnęłam. Jak widać byłam zmuszona by wybrać się do tej nieszczęsnej galerii handlowej.

- Już wiesz w co masz zamiar się ubrać? - Do pokoju wtargnęła moja mama z delikatnym uśmiechem na twarzy. 

Popatrzyłam w jej stronę z wyrzutem. 

- A jak myślisz? - Zapytałam ironicznie wskazując ręką na rozłożone sukienki. - Kompletnie nie mam co ubrać.

Weszła, zamykając za sobą drzwi i oglądając kreacje również rozsiadła się na moim materacu. Zmarszczyła brwi.

- Wszystkie trzy na tobie będą wyglądać prześlicznie, Ally - wzruszyła ramionami i przeniosła wzrok na mnie. - Ewentualnie pozwalam ci zajrzeć do mojej szafy - dopowiedziała żartobliwie.

- Nie dobijaj mnie - parsknęłam. - Lepiej pomóż mi zdecydować, która jest najlepsza. Nie chcę mi się kupować nowej.

W tym momencie mama spojrzała na mnie z powagą. Zdziwiona uniosłam brwi.

- Co jest? - Spytałam niepewnie.

- Powiedz mi... co u Christiana? Od dłuższego czasu nie opowiadałaś mi nic na jego temat - rzuciła zakłopotana, na co ja zesztywniałam.

- Pytasz się mnie co u Christiana, tak? Nie przesłyszałam się? - Upewniałam się z zaskoczeniem.

- Już dawno wiedziałam, że macie się ku sobie. Nie znam za dobrze tego chłopaka, ale ufam ci, że nie jesteś naiwna i sama umiesz stwierdzić czy on jest dla ciebie odpowiedni. 

- O czym ty mówisz, mamo? Teraz to ja nawet nie wiem czy chciałby w ogóle widzieć mnie kiedykolwiek jeszcze na oczy - wróciłam wspomnieniami do wydarzenia sprzed kilku dni i wydęłam wargi.

Pokręciła głową kilka razy z pocieszającym uśmiechem.

- Uwierz mi, nie oprze się tobie w tej sukience - wskazała na granatową suknię leżącą dokładnie za nami.

Ostatnim razem miałam ją na sobie dwa lata temu na weselu cioci. Mama przekonywała mnie, że wyglądam pięknie mimo mojego upierania się.

Nie rozumiałam do czego zmierzała rodzicielka pytając o Collinsa. Wcześniej nigdy się jej to nie zdarzyło, a do tego wydawało mi się nawet, że po tych wszystkich wydarzeniach z nim związanych znienawidziła jego osobę. Zawdzięczała mi wtedy tyle stresu, ale zwalała winę na niego. W każdym razie ucieszyłam się, że nie ciągnie tego tematu dłużej. Zauważyła jak zareagowałam na jego imię i chyba zorientowała się, że coś na pewno jest nie tak. 

- Nie będzie na mnie już za mała? Trochę minęło - z wahaniem chwyciłam ubranie do rąk i uniosłam je trochę, by obejrzeć jak się prezentuje.

- Jak jej nie przymierzysz to się nie dowiesz. Poczekam tutaj - po raz kolejny w ciągu dnia posłała mi ciepły uśmiech, który odwzajemniłam.

Sukienka, nie oszukujmy się, była nieco ciasna, ale nie zmieniało to faktu, że wyglądała cudownie. Patrząc na nią z poprzedniej perspektywy nie spodziewałam się jak bardzo będzie do mnie pasować. Uśmiechnęłam się delikatnie do siebie w lustrze i wyszłam pokazać się mamie, której niemniej spodobał się mój strój. 

Po około dwudziestu minutach, w których zdążyłam zamienić jeszcze kilka słów z mamą na temat balu oraz przebrać się w wygodniejsze ciuchy, położyłam się na łóżku i ponownie pogrążyłam się w nieznośnych myślach. 

Myślałam o wielu rzeczach, ale jak się można spodziewać, bal stanął na pierwszym miejscu. Miałam równo tak dużo dobrych przeczuwań jak i tych złych. Wymieniałam je po kolei bez szczególnego celu. Wszystko i tak, czy bym tego chciała czy nie, miało wyjść na jaw dopiero w dniu tego oczekiwanego przez większość uczniów wydarzenia.

^^^

Może i trochę przynudziłam, ale obiecuję, że w następnym (niestety na 99,9% ostatnim) rozdziałem się nie zawiedziecie. Przynajmniej mam taką nadzieję!

Piszcie w komentarzach proszę, czy opowiadanie wam się spodobało. A jeśli nie, napiszcie proszę co ewentualnie mogłabym poprawić na przyszłość ;)

Do następnego :*

_MayBay_

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top