#30
Wszyscy zamarli w miejscu i z przerażeniem wpatrywali się w mężczyzn ubranych w granatowe kombinezony. Policjanci rozdzielili Bena i Christiana i popatrzyli na nas wszystkich z wyższością, pokazując swą przewagę nad nami. Myślałam, że gorzej być nie może, ale myliłam się. Po chwili zza sylwetek mężczyzn wynurzyli się moi rodzice. Analizowali tę sytuację dość długo. Widziałam jak mamie zakręciła się łza w oku. Byłam zdezorientowana, bo nie miałam pojęcia czego ona była skutkiem.
- Co się tutaj dzieje? - Tata jako pierwszy przerwał ciszę.
Nikt nie odpowiedział. Jedyne co było słychać, to cicha rozmowa pomiędzy policjantami. Patrzyli to na nas to na siebie nawzajem. Nie powiem, bardzo mnie to przerażało. W końcu jeden z nich się odezwał, jednak nie były to słowa, których oczekiwałam.
- Proszę iść za nami. Musimy wyjaśnić z Państwem jeszcze kilka ważnych spraw. - rzekł ponurym głosem i ruszył ku parkingowi.
***
Podróż wozem policyjnym ani trochę mi się nie podobała. Cały czas zastanawiałam się co się stanie gdy już dotrzemy na miejsce. Co powiedzą rodzice i jak to wszystko przyjmą. Najlepiej uciekłabym teraz z auta i pobiegła do miejsca gdzie nikt by mnie nie widział.
Po kilku długich minutach byliśmy przy ogromnym szarym budynku, który już swoim wyglądem wywoływał na mojej skórze ciarki. Policjanci opuścili pojazd, a my tuż za nimi. Weszliśmy pierwsi do budynku pod ich rozkazem i w trójkę usiedliśmy na plastikowych siedzeniach przed pokojem, gdzie na razie przepytywano jakiegoś mężczyznę.
Wnętrze komisariatu nie wyglądało przytulniej. Wszystko było takie ciemne i ponure. Ludzie również. Wydawało się jakby każda osoba w tym pomieszczeniu była zahipnotyzowana i bezmyślnie szła przed siebie.
- Ally, musisz mi coś obiecać.
Moje przemyślenia przerwał szept Chrisa. Zdezorientowana popatrzyłam na niego.
- Co takiego?
Rozejrzał się uważnie i znów spojrzał na mnie z powagą.
- Obiecaj, że gdy skłamię, nie zaprzeczysz. Będziesz ciągnęła to dalej. - Podkreślił nadal uważnie się we mnie wpatrując.
- Zamierzasz kłamać? - Parsknęłam śmiechem i skrzyżowałam ramiona. - I tak ci się to nie uda. Oni się wszystkiego dowiedzą.
Oparł się o oparcie krzesła i westchnął przeciągle. Stresował się i to nawet mocno. Nie powiem, że ja nie. Przybierałam maskę obojętnej tej sytuacji, jednak w środku umierałam ze stresu. Po Benie nic nie mogłam stwierdzić. Siedział i wpatrywał się w jeden punkt przez cały czas.
- Zapraszam do środka. - Jeden z policjantów machnął ręką w stronę sali.
Jak najwolniej weszłam i zajęłam miejsce prosto naprzeciw policjanta. Chłopcy usiedli po mojej lewej i prawej. Serce biło mi tak jakby miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Z niepewnością czekałam na pierwsze pytanie.
- Imiona i nazwiska - powiedział obojętnie.
Mężczyzna wyjął mały notes i czarny długopis. Rzucił spojrzenie Benowi, by ten zaczął.
- Ben Peterson. - Rzucił chłopak, a policjant szybko to zanotował.
- Allison Anders.
Zanotował.
- Christian Collins.
Mężczyzna zamyślił się na chwilę po czym uniósł zaciekawiony brwi.
- Ah, czyli to ciebie szukamy już od kilku ostatnich tygodni. - Powiedział jakby sam do siebie i zadowolony również zapisał jego imię i nazwisko.
Brunet siedział rozwalony na krześle i patrzył prosto na policjanta z wyraźną niechęcią. Niby nie wyglądał na przejętego, ale byłam pewna, że tak naprawdę walczy sam ze sobą, by nie ujawnić tego jak bardzo się denerwuje.
- Na początek chciałbym wiedzieć, co wydarzyło się przed chwilą na Fifth Avenue. Wyglądało jakbyście mieli się pobić.
- On chciał mnie pobić, ja nic nie zrobiłem. - Ben odezwał się pierwszy.
- A wy co na to? - Zwrócił się do nas.
- Rzeczywiście, Ben nic nie zrobił.
Po przeanalizowaniu tych słów, zmarszczyłam brwi i na sekundę spojrzałam na Chrisa zbita z tropu. Dlaczego on broni Bena? Coś tu nie gra. Pod koniec z powrotem przybrałam twarz niewzruszonej, lecz trudniej było mi ją zachować.
- Coś nie tak, panno Anders?
- Em, nie nie. Wszystko dobrze - uśmiechnęłam się sztucznie. - Może Pan kontynuować.
- Dobrze. W takim razie dlaczego chciałeś doprowadzić do bójki? - Policjant ponownie odwrócił się w stronę Chrisa.
Ten na ułamek sekundy spojrzał z zażenowaniem na Bena i wzruszył ramionami, jakby to co powie było oczywiste.
- Bo nienawidzę tego gnoja.
Mężczyzna westchnął i podobnie jak Christian niechlujnie opadł na oparcie krzesła. O dziwo nie zwrócił Chrisowi uwagi na jego słownictwo.
- I to był jedyny powód? - Spytał ewidentnie zażenowany. - Jak widać, szybko się denerwujesz.
- Żeby Pan wiedział - odpowiedział nieprzyjaźnie.
W tej sprawie, mężczyzna zadał nam tylko kilka mało ważnych pytań, na które odpowiedzieliśmy mniej więcej zgodnie z prawdą. Oczywiście pododawaliśmy kilka zajść do naszej historyjki, ale nie zmieniały one głównego biegu wydarzeń. Na koniec policjant przytaknął głową i zamyślił się na chwilę.
- Dobrze, w takim razie tę sprawę uznaję za wyjaśnioną, lecz zostaje jeszcze coś na co nie znam odpowiedzi - powiedział ochryple skupiając swój wzrok na mnie. - Wytłumacz mi gdzie przebywałaś przez te ostatnie dni. Nie poinformowałaś o tym nikogo bliskiego.
Mierzył mnie spojrzeniem niczym miałby mnie za chwilę udusić. Nie do końca wiedziałam co odpowiedzieć. Wszyscy czekali, aż w końcu coś z siebie wycisnę, lecz ja siedziałam cicho i nie powiedziałam ani słowa.
- Była ze mną. Kazałem jej ze mną jechać - wymamrotał.
To wszystko stawało się mocno pokręcone. Wzrok każdego tym razem padł na bruneta. On jednak zamiast mówić dalej, odpowiedział mi także swoim przebiegłym spojrzeniem. Powiedział mi wcześniej, że mam ciągnąć to dalej i myślał, że oczywiście spełnię jego prośbę. Niestety był w błędzie. Nie może zwalać wszystkiego na siebie. Pojechałam z nim, bo uratował mnie przed Benem. To w większości to wina właśnie Bena, a nie nas.
- To nie prawda! Wcale tak nie było. - Krzyknęłam na początku niepewna tego co robię, ale gdy zauważyłam ciekawość policjanta kontynuowałam. Nie chciałam w tej chwili widzieć miny Chrisa. - To przez Bena. Nic by nie zaszło, gdyby Ben nie...
- Dobra, zamknij się lepiej - syknął zdenerwowany Ben, mierząc mnie pełnym nienawiści wzrokiem.
- Tak, zamknij się - potwierdził chłopak obok również nie za przyjemnym tonem. - Co ty wyprawiasz? - Szepnął.
Mężczyzna cały czas próbował nadążyć za sytuacją.
- Nie, nie przeszkadzaj sobie. Mów dalej.
- Gdyby Ben nie zrobił tego co zrobił - ściszyłam głos, ograniczając się jedynie do tych słów na ten temat. Nie chciałam o tym mówić. Po chwili jednak dodałam ożywionym głosem. - Nie może Pan za to karać Christiana. Byłoby to niesprawiedliwe. Możliwe, że w tym momencie zawdzięczam mu życie.
Skończyłam swoją wypowiedź przelotnym spojrzeniem w stronę Bena. Chciałam zobaczyć w jego oczach, że chociaż trochę zdaje sobie sprawę z tego co zrobił. Ufałam mu, a on to wykorzystał. Niestety jedyne co zauważyłam na jego twarzy to obojętność, a na dodatek cień rozbawienia. Co w tym jest śmiesznego? Zaczęłam się gotować od środka jednocześnie ze złości i niedowierzania.
- Muszę wyjść - wymamrotałam i szybko ruszyłam w kierunku drzwi. Lecz zanim wyszłam, nie wytrzymałam. - Jesteś skończonym dupkiem - syknęłam w stronę Bena i trzasnęłam drzwiami.
**********
To już 30 rozdział! Trochę dłuższy i może było w nim troszkę mniej akcji, ale nie mogłam zwyczajnie pominąć fragmentu przesłuchiwania. Mam nadzieję, że mimo to rozdział wam się podobał :)
Do następnego :***
_MayBay_
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top