#29
Kiedy tylko przeczytałam wiadomość moja twarz zmarniała. To wszystko potoczyło się za daleko. Nie miałam pojęcia czy poradzę sobie z całym tym zamieszaniem.
Skupiając się na drodze, powoli odłożyłam telefon schowka i zrezygnowana opadłam na siedzenie. Lepiej być nie mogło.
***
Zatrzymaliśmy się tuż przed bramą osiedla. Co dziwne, tylko parę razy w życiu zdarzyło mi się, aż tak stresować. Oddech przyspieszył, a serce łomotało jak szalone. Byłam ciekawa co mają mi do powiedzenia rodzice, a przede wszystkim policja. Bez słowa wysiadłam z auta i niepewnym krokiem ruszyłam w stronę domu. Zdałam sobie sprawę z tego, że rodzice z pewnością nie powitają mnie jak za pierwszym razem. Dosyć długi czas zajęło mi dojście do drzwi. Nie chciałam w takich okolicznościach po raz kolejny spotkać się z bliskimi. Było to dla mnie między innymi upokarzające i przytłaczające.
Zapukałam do drzwi i tym samym wstrzymałam oddech. Spuściłam wzrok na swoje ubrudzone buty i nie ruszałam się. Byłam ciekawa ich reakcji, ale równocześnie mocno się jej obawiałam.
Nagle ktoś od wewnątrz zaczął przekręcać klucze i w końcu otworzył drzwi.
- Ally? Wow, już myślałem, że cię nie zobaczę! - brat z całej siły mnie uściskał. - Gdzie byłaś?
Zmieszana zacisnęłam wargi i niechętnie spojrzałam na Ashtona.
- Myślę, że nie to jest teraz ważne. - fuknęłam. - Gdzie są mama i tata? Muszę z nimi porozmawiać. Teraz.
Na moje słowa chłopakowi widać od razu pogorszył się humor.
- Od kilku dni codzienne siedzą w komisariacie. Są wykończeni. - odparł ze smutkiem. - W każdym razie musisz tam iść i to teraz! Inaczej może się to skończyć o wiele gorzej.
Odwrócił się i szybkim zamachem ręką zabrał swoje klucze z parapetu. Chciał opuścić dom, ale zatrzymałam go.
- Wiesz ja... poradzę sobie. - uśmiechnęłam się niemrawo.
Zdezorientowany zmarszczył brwi i tym samym z powrotem odłożył klucze.
- Z kim przyjechałaś? - zapytał prosto.
- Z kolegą. Podwiózł mnie. - wzruszyłam ramionami.
Nie było to kłamstwo, ani też nie całkowita prawda. Ashton na początku zmierzył mnie swoim podejrzliwym wzrokiem, ale po chwili ustąpił. W duszy odetchnęłam z ulgą. Wolałam na razie nie mówić mu o wszystkim. W sumie nikomu nie chciałam o tym mówić, nie chcąc pakować Chrisa w kłopoty. Lecz to chyba pozostanie nieuniknione.
Pożegnałam się z bratem i zamyślona ruszyłam z powrotem w stronę parkingu.
- No cześć! Normalnie spotkanie po latach!
Zdezorientowana rozejrzałam się wokół siebie, aż zatrzymałam się na postaci stojącej tuż za mną. Przełknęłam ślinę i przerażona zastygłam w miejscu.
- Co ty tu robisz, Ben? - wydukałam nie wiedząc co ze sobą zrobić.
- A co? Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - zaśmiał się złośliwie i położył rękę na moim ramieniu, którą od razu strzepnęłam.
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj, rozumiesz? - zastrzegłam go, odnajdując w sobie resztki swojej pewności siebie.
- Grozisz mi? Interesujące. - jego głos stał się szorstki i surowy. - Powiesz mi coś jeszcze?
Szybko pokręciłam głową i bez zastanowienia wycofałam się. Biegiem skierowałam się na parking gdzie powinien na mnie czekać Christian. Gdy zauważyłam auto, jak najprędzej wlazłam do środka i głośno nabrałam powietrza. Popatrzyłam na chłopaka obok mnie i zdenerwowałam się. Gdy ja walczyłam, by nie zejść na zawał, ten po prostu wpatrywał się w swój telefon.
- Chris! - wydarłam się rozzłoszczona. - Widziałeś to co przed chwilą się wydarzyło?
Spuścił wzrok z urządzenia i spojrzał na mnie z uwagą.
- A miałem?
- Tak! Zdecydowanie miałeś! - co raz głośniej krzyczałam. - Ben tam jest. - wskazałam palcem na plac osiedlowy.
- Ben? - automatycznie na to imię się ożywił. - Zrobił ci coś?
- No nie... ale... przestraszyłam się. - odwróciłam od niego wzrok i przeniosłam go na swoje paznokcie.
Chłopak cicho parsknął śmiechem.
- I co? Chcesz, żebym go za to zlał? - uniósł brwi rozbawiony.
Wzruszyłam ramionami i już nic nie powiedziałam. Za dużo narobiłam sobie siary. Wyszłam na totalną idiotkę.
- Tylko się nie obrażaj. - zastrzegł mnie.
- Nie obrażam się. - rzuciłam obojętnie i głębiej zanurzyłam się w siedzenie.
- Właśnie widzę. - pokiwał głową.
Znów zapadła cisza, jednak nie na długo. Chłopak otworzył drzwi od samochodu i wyszedł z niego. Ruszył w stronę placu. Prędko wstałam i zaczęłam śledzić go wzrokiem.
- Co ty robisz? Ja żartowałam! - krzyczałam. - Wracaj tu!
- Chciałaś to masz. - ostatni raz na mnie popatrzył i przeszedł przez bramę.
Przewróciłam oczami i pobiegłam w tamtą stronę.
- Christian, ale ty jesteś...
Urwałam w połowie zdania i przystanęłam, gdy spostrzegłam dwóch chłopaków mierzących się wzrokiem. Wyglądali na mocno zdenerwowanych. Najlepiej by było gdybym wycofała się i nie przeszkadzała lecz nie zrobiłam tego. Zamurowana stałam w jednym miejscu, uważnie obserwując ich obojgu.
- Dawno cię nie widziałem. Jak się masz, przyjacielu?
Ben tylko pogarszał swoją już i tak złą sytuację. Już kilka razy dostał od Christiana. Mam nadzieję, że teraz obejdzie się bez bójki. Nie mam ochoty znowu patrzeć jak brutalnie obkładają się pięściami.
- Spróbuj mnie tak nazywać, a dostaniesz mocniej niż ostatnio. - przybliżył się do wroga i zmierzył go swoim morderczym wzrokiem.
- Dobra, przystopuj kolego. - uniósł niewinnie ręce i zaśmiał się cicho.
W ułamku sekundy Chris złapał za koszulkę Bena i przycisnął go do brukowej ściany.
- Śmieszy cię to? Przekonasz, że mówiłem poważnie.
Już się zamachnął, kiedy nie wytrzymałam.
- Przestań!
W porę brunet zareagował i zatrzymał rękę będącą centymetr od twarzy Bena. Odwrócił głowę w moją stronę i posłał mi zdziwione i jednocześnie ociekające złością spojrzenie. Podeszłam do nich.
- Za dużo tego. Gdy tylko się widzicie zaczynacie walczyć. Dlaczego nie chcecie tego zmienić?
- O co ci chodzi do cholery? Najpierw mówisz, żebym odegrał się za to co zrobił i nagle zmieniasz zdanie! - Puścił chłopaka podirytowany i odszedł od niego parę kroków. - Idiotka. - powiedział ciszej.
- Coś ty powiedział?! Nie ja tu jestem idiotką! Popatrz czasem co ty najmądrzejszego wyprawiasz! - krzyknęłam dając upust swym emocjom.
Rozwścieczona zacisnęłam szczękę, mając w tym momencie ochotę wydrapać Chrisowi te jego błękitne oczy. Nazwał mnie idiotką! Do tego Ben zamiast już dawno uciec z tego miejsca, stał i z rozbawieniem wpatrywał się w nas. Dodatkowo on mnie denerwował.
- Ben, idź sobie. - rzuciłam zażenowana. - Pogarszasz sytuację.
- A myślisz, że po co tutaj jestem? - zaśmiał się bezwstydnie. - Specjalnie miałem...
- Zamknij się i spieprzaj. - brunet przerwał mu.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić.
Nie wiedziałam kto zachowuje się gorzej. Ben zdecydowanie nie chciał dać za wygraną mimo, że był na pozycji przegranego. Widziałam jak Christian wcześniej chciał uspokoić swój oddech i darować Benowi, ale po ostatnich jego słowach nie dał już rady. Ponownie chwycił go za koszulę.
- Nie wiedziałem, że jesteś aż tak głupi. - stwierdził i pokręcił z zażenowania głową.
- Co tu się dzieje?! Odsunąć się od siebie!
Nikt nie spodziewał się, że policja niepostrzeżenie pojawi się na osiedlu. Wszyscy znaleźliśmy się w najgorszej sytuacji jaka mogła w tym czasie nastąpić.
_____________________________________________
Uwaga! Rozdział niesprawdzany!
W sumie nie mam wam niczego ciekawego do powiedzenia xD
Z góry dziękuję za całe wsparcie z waszej strony!
Do następnego <3
_MayBay_
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top