#21
Niechętnie otworzyłam oczy i gapiłam się w sufit. Miałam ochotę zasnąć jeszcze na chwilę, ale z mojego zegarka wynika, że do szkoły zostało mi półgodziny. Zrezygnowana poturlałam się do końca mojego łóżka i jeszcze zamkniętymi oczami powędrowałam do łazienki.
Ogarniając swoje spuszone włosy i zmęczoną twarz, tak jak zawsze powtarzałam w myślach wczorajszy dzień. Przypominałam sobie po kolei każdy moment i zaniepokoiło mnie jedno... Co z Chrisem? Z tego co pamiętam widziałam go po raz ostatni w tym ogromnym budynku, lecz do teraz nadal nie wiem gdzie się podziewa. Ale właściwie, po co ja tak naprawdę się nim przejmuję? Poradzi sobie.
Z moich obliczeń wynika, iż spałam niecałe trzy godziny. Na moje nieszczęście odbiło się na moim dzisiejszym wyglądzie. W skrócie, przypominam potwora.
Wsunęłam na siebie jakiekolwiek ubrania, a do plecaka spakowałam potrzebne książki i zeszyty. Ostatecznie przed wyjściem, uświadamiając sobie nadchodzący sprawdzian z biologii, postanowiłam się czegokolwiek nauczyć. Zdawałam sobie sprawę z tego, że niezależnie od sposobu nauki, gdy dostanę kartkę na ławkę, cała wiedza wyparowuje, lecz mimo to podświadomość podpowiadała mi by jednak spróbować.
Prychając w głowie, zabrałam konkretny podręcznik od przedmiotu i otworzyłam na odpowiedniej stronie. Zapamiętywałam pojęcia przy okazji odruchowo przygryzając ołówek, gdy nagle w pokoju usłyszałam jakiś podejrzany szmer.
Przymknęłam książkę i zmarszczyłam brwi rozglądając się dookoła, niestety niczego nie zauważając. Najzwyczajniej wzruszyłam ramionami i powróciłam do dennego wkuwania.
***
Tak jak podejrzewałam rano, sprawdzian poszedł mi koszmarnie. Nie dałam rady skupić się na ani jednym zadaniu. Rozpraszał mnie nawet oddech mojej koleżanki z ławki, co było niezwykle wkurzającym przeżyciem. Miałam wtedy ochotę po prostu przeklnąć i zamknąć jej tę przeklętą buźkę.
Zła i sfrustrowana skierowałam się do wyjścia ze szkoły.
- Kogo ja widzę? - niespodziewanie zostałam szturchnięta za ramię i pociągnięta do tyłu. - Czy to nie nasza jakże kochana Allison Anders? - zadrwił.
- Idź sobie Ben. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - rzuciłam przelotnie i kontynuowałam drogę do mojego domu.
- Nie musisz mieć na to ochoty. - zatrzymał mnie po raz kolejny. - Nie pamiętasz już co ci wtedy mówiłem? - zmrużył oczy, mierząc mnie wzrokiem.
Ciarki mnie przeszły. Nie chciałam, żeby sytuacja pod altanką się powtórzyła. To ostatnie czego chciałam w tej chwili.
- Ben, naprawdę zostaw mnie w spokoju! Chcę już wrócić do domu.
- Widzisz, nie każdy dostaje to czego chce.
Złapał mnie za nadgarstek, mocno zaciskając na nim dłoń. Rozejrzał się, a następnie stanowczym chodem ruszył w stronę jego auta.
Byłam jednocześnie zdezorientowana i przestraszona. Nie wiedziałam do czego tak naprawdę zdolny jest Ben. Niby "przyjaźniliśmy się" przez bardzo długi czas, natomiast ja nadal ani trochę nie wiem o jego prawdziwym zachowaniu i charakterze.
Gwałtownie wrzucił mnie na tyły samochodu, a kolejno sam zasiadł za kierownicą. Przez chwilę zastanawiał się nad czymś, po czym przekręcił klucz, a maszyna uruchomiła się.
Trwała cisza.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam niepewnie.
- Nie musisz wiedzieć. - zacisnął ręce na kierownicy.
- Ale chcę.
Nie odpowiedział.
- Powiedz mi. - nalegałam.
- Zamknij się już, Allison.
- Powiedz mi.
- Nie zrozumiałaś? Masz być cicho. - jego głos stał się ostrzejszy.
- Powiedz...
W tej samej chwili brunet osiągnął już swoje maximum. Z całej siły uderzył ręką o szufladkę, a wszystkie rzeczy w niej schowane ulotniły się i osiadły w każdej części samochodu.
- Powiedziałem, zamknij się! - zacisnął szczękę i wyszedł z pojazdu, mocno trzaskając przy tym drzwiczkami.
Otworzył drzwiczki z tylnej części i siłą wyciągnął mnie. Bałam się jak cholera. Samym jego spojrzeniem, mogłam wykryć, że nie wydarzy się nic dobrego.
Skupiając się na widoku jaki właśnie nas otaczał, nie był on zbyt zachęcający. Ciemność, kamienice, ciemność. Mimo, że nie raz miałam do czynienia z takimi miejscami, w tym momencie mój strach przerastał wszelkie normy.
Wkroczyliśmy w ciemną uliczkę.
CHRIS POV
- Kurwa, dalej! Mamy dziesięć pieprzonych minut! - niecierpliwił się - Jak teraz nie wyjdziesz, to wyciągnę cię stamtąd własnymi rękami!
Ostatni raz obejrzałem się za siebie i zwinnie przeczołgałem się na drugą stronę. Budynek z zewnątrz wyglądał jeszcze gorzej. Dziwne, że nie zawalił nam się na głowy.
- No nareszcie! Myślałem, że już tam zamieszkasz.
Parsknąłem wymuszonym śmiechem i dotrzymałem kroku przyjacielowi. Zaistniała sytuacja wcale mnie nie bawiła. Nie wiedząc kiedy poszukiwania policyjne się zakończą, musiałem ukrywać się przed każdym na mojej drodze. Niestety Aaron jak zawsze ogarnia tuż pod koniec.
Kontynuując nasz pospieszny chód, gdzie na początku słyszałem jedynie uderzenie butów o kamienie, wyraźnie dosłyszałem czyiś wrzask. Przysłuchując się, przystanąłem na chwilę i rozejrzałem się.
- Bierz to! Inaczej... - więcej nie dałem rady dosłyszeć przez krzyk Aarona.
- Mogę wiedzieć co ty odwalasz?! Jesteśmy spóźnieni, a ty stoisz sobie na środku ulicy jak gdyby nigdy nic!
- Aaron, czy ty możesz do cholery zamknąć się chociaż na chwilę?! - zwróciłem mu uwagę. - Słyszę coś.
- Ja też! Ta aria ptaków rzeczywiście jest niezwykła! A teraz rusz dupę. - syknął zniecierpliwiony.
Jednak zamiast wykonać polecenie blondyna, zawróciłem i wsłuchiwałem się w następne wypowiadanie przez kogoś słowa.
- Niestety tutaj nikt cię nie usłyszy, więc lepiej będzie jak po prostu to połkniesz Ally...
Ally?
Podbiegłem kawałek i zbliżyłem się do końca ściany, by wyjrzeć nieco na odstawiającą się tam awanturę.
Ally.
Gorzej zadziałało na mnie z kim wtedy przebywała. Miałem ochotę powiedzieć jej konkretne "a nie mówiłem?", lecz to nie byłby dobry moment. Wyglądało jakby Ben zmuszał ją zjedzenia jakiegoś gówna. Automatycznie widząc tę sytuację spiąłem się i zacisnąłem pięści z gniewu. Cholernie chciałem jej pomóc, ale ten sukinsyn trzymał w dłoni broń. Nie mogłem ryzykować.
- No dalej! Nie masz wyboru, kochanie. - uśmiechnął się debilnie.
Kochanie? On się kurwa źle czuje?
Po jego zdaniu, dziewczyna mimo wszystko niepewnie przyjęła od niego tabletki i drżącymi rękami niepewnie włożyła do ust, ale głupi tylko zaśmiał się idiotycznie.
Nie wytrzymałem.
Wybiegłem zza ściany i od razu odepchnąłem go od Allison. Ten zdezorientowany nie ogarnął co się dzieje, a ja z uśmiechem to wykorzystałem. Z całej siły zamachnąłem się i wymierzyłem cios prosto w jego twarz. Chłopak upadł.
Zadowolony z siebie pochwaliłem się w myślach, lecz po sekundzie wróciłem do rzeczywistości. Szybko popatrzyłem za siebie i na leżącą przy ścianie brunetkę. Wtedy jak na zawołanie pojawił się przy niej Aaron i bezskutecznie starał się obudzić Ally.
- To co wzięła musiało być mocne. - przyznał szturchając ją przy okazji.
Wziąłem głęboki oddech.
Zabrałem kluczyki od auta z kieszeni Bena i pomogłem Aaronowi zanieść dziewczynę do samochodu.
♥♥♥
Przepraszam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top