#20
Gapiłam się w okno obserwując całe tamtejsze zamieszanie. Moja rola fizycznie nie była za trudna. Miałam jedynie nie ruszać się z miejsca i wszystkiemu zaprzeczać. Jednak gdy tylko pomyślałam sobie o konsekwencjach jakie czekają za nawet najmniejsze przewinienie uśmiech automatycznie schodził z mojej twarzy.
Oczywiście nie myślałam wyłącznie o sobie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że Christian jest w gorszej sytuacji. Gdziekolwiek teraz się znajduje, musi mieć okropnego stresa. No... ja bym miała.
W trakcie bezczynnego sterczenia przy oknie uświadamiałam sobie wiele rzeczy. W tym to, że nadal nie miałam pojęcia za co Chris miałby zostać aresztowany. Lekko mną to wstrząsnęło. Przypominałam sobie wszystkie rozmowy na jego temat i nieco się przestraszyłam. A co jeśli...
- Co tu jeszcze robisz?! Wszystkim kazano opuścić budynek! - za drzwiami ukazał się ktoś upodabniający się do policjanta, który gromił mnie spojrzeniem.
W ułamku sekundy spięłam się, wzięłam oddech i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych przy okazji przepraszając mężczyznę.
Na dworze panował nieopanowany zamęt. Nie wiedziałam do końca co się dzieje i założyłabym się, że większość z tych ludzi również. Policja starała się ujażmić nieco tłum, lecz ani trochę im to nie wychodziło.
Moje zdenerwowanie zamiast maleć, dalej rosło. Powoli traciłam świadomość. Najlepiej odeszłabym stąd jak najszybciej, ale obiecałam coś brunetowi.
Pieprzone obietnice.
Zostałam i nie ruszałam się z miejsca. Nie wiem dokładnie na co czekałam, ale narazie tylko na tyle było mnie stać.
Gdy mijała już kolejna minuta nagle na podwyższenie, czyli zapełniony kieliszkami stół wskoczyła jedna z policjantek. Na początku uzgadniała coś z jakąś kobietą po czym w swoją prawą dłonią wzięła od niej biały megafon.
Oglądałam wszystko ze szczególną uwagą.
- Proszę o ciszę. - powiedziała stanowczo, ale cisza nie nastąpiła. - Wszyscy zamknąć się i słuchać!
Po ostatnich słowach dopiero ludzie skupili swą uwagę na niej. Przyglądali się jej z zaciekawieniem i zdezorientowaniem.
- A więc - chrząknęła - wiadomo mi, iż niektórzy z was przeżywają nieco trudne chwile z powodu przedchwilowego zdarzenia. Staramy się jak możemy, by opanować sytuację. Robimy co w naszej mocy. - oświadczyła mocno gestykulując ręką. - Jeśli ktoś z państwa wie coś na temat proszę zgłosić się do mnie. - pokazała na siebie.
Zaległa cisza poprzedzana czasem ciekawskimi szeptami.
Tuż po przemowie, za sobą usłyszałam czyjeś kroki. Osoba szybko wyminęła mnie oraz innych i z prędkością światła podbiegła do policjantki. Nawet jak był odwrócony do mnie tyłem doskonale mogłam poznać kim jest. Tylko co on tu robi?
Wdrapał się nerwowo na stół, złapał się za klatkę piersiową i zaczął głośno dyszeć.
Zainteresowana poczynaniami Bena przybliżyłam się, żeby usłyszeć ich ewentualną rozmowę.
- Em... przepraszam młodzieńcze, ale musisz stąd zejść. - upomniała go kobieta.
- Znam go. - wydyszał.
- Słucham? - policjanta zmarszczyła brwi.
- Znam Christiana Collinsa i wiem gdzie teraz jest. - wytłumaczył z trudem nabierając powietrza.
Wytrzeszczyłam oczy, a moje serce nabierało tempa.
On nie może go wydać.
Przełknęłam ślinę i szukałam rozwiązania. Policja przecież nie może dowiedzieć się gdzie jest Chris. Muszę coś zrobić.
Kobieta spoważniała i jeszcze raz przyjrzała się Benowi.
- Znakomicie. - poklepała go po ramieniu. - Chodź, odpowiesz mi na parę pytań, dobrze? - uśmiechnęła się do niego miło na co on przytaknął.
- Em... ja... ja też go znam! - wykrzyknęłam dołączając się do nich. - Również odpowiem na pytania. - postanowiłam, czując na sobie palące spojrzenie chłopaka.
- Tak? To jeszcze lepiej! - poszerzyła swój uśmiech jakby właśnie uznała, że jest najlepszą policjantką na świecie.
Brunetka zaprowadziła nas do małej altanki ewidentnie oddalonej od wcześniejszego budynku. Nie było słychać żadnych wrzasków, ani odgłosów paniki.
- Przepraszam, muszę odebrać. - wskazała na swój telefon gdzie wyświetlał się nieznany mi numer. - Nigdzie mi stąd nie uciekajcie! - zaśmiała się i odeszła.
Zostałam ja i Ben.
- Zamierzasz go kryć? - zapytał zirytowanym głosem.
- Może. - wzruszyłam ramionami. - Jednak i tak bardziej by mnie interesowało powód dlaczego tak się nienawidzicie. - zmieniłam temat.
On tylko zacisnął szczękę, ale nic nie odpowiedział.
- Aha, nie no fajnie wiedzieć. - zaśmiałam się sztucznie. - Ale wolałabym słowami. - zadrwiłam.
- Nie musisz o wszystkim kurwa wiedzieć. - odpowiedział szorstko. - Po prostu cokolwiek powie ten debil, nie słuchaj go.
- Niby dlaczego? - prowokowałam go.
- Bo jest pieprzonym mordercą. - fuknął groźnie.
- M..mordercą? - niepewnie ściszyłam głos.
- O... czyli jednak twój chłoptaś ci o czymś nie powiedział... - parsknął złośliwie.
Poczułam jak gniew wskakuje na wyższy poziom.
- Nie wierzę ci. - burknęłam.
- Ah, więc wierzysz jakiemuś kolesiowi poznanemu przez przypadek na ulicy zamiast swojemu od dawna tobie zaufanemu przyjacielowi? - spytał ironicznie. - Nie miałem pojęcia, że jesteś, aż tak głupia Allison.
W tym momencie napadł mnie atak złości. Na całą moją twarz wparowała czerwień, a moje ręce zacisnęły się w pięść.
- Za chwilę...
- Co? Uderzysz mnie? - zakpił. - Tylko spróbuj.
W tym samym czasie zamachnęłam się i z całej siły uderzyłam Bena w policzek otwartą dłonią. Musiałam, choć i tak wiedziałam, że nie był to najlepszy pomysł.
Chłopak odruchowo złapał się za zaczerwienione miejsce po czym spiął się całkowicie i zgromił mnie spojrzeniem.
Niespodziewanie chwycił moje nadgarstki i mocno je ścisnął. W jego oczach widziałam gniew.
Przestraszyłam się.
- Jesteś suką. - warknął w moją stronę i popchnął mnie na "ścianę" altany.
Zrobiło mi się trochę słabo.
- Spójrz na siebie, jak nisko spadłaś. Naiwnie go bronisz, a nie wiesz o nim w sumie nic. Możesz albo dać się złapać mordercy, albo trzymać się mnie. - wskazał na siebie, drugą ręką nadal przypierając mnie do ściany.
Pewnie zamierzał dokończyć, ale z oddali na szczęście widać już było sylwetkę policjantki.
- Tylko coś powiesz, a skończy się to o wiele gorzej. - szepnął mi do ucha i jak gdyby nigdy nic usiadł na ławeczce nie spuszczając ze mnie przerażających oczu.
Ogarnął mnie strach. Wolałabym jak najszybciej stąd uciec i na zawsze zostać w moim domu, lecz ostatecznie również nieudolnie przysiadłam na ławce.
***
- Jesteś pewna? - upewniała się.
- Stuprocentowo, proszę pani. - zapewniłam. - Sam mi powiedział, a mnie nigdy by nie okłamał.
- No dobrze. - westchnęła. - Miejmy nadzieję, że tak właśnie było. Tylko niepokoi jedno.
- Em... co dokładniej?
- Wasze zeznania są całkowicie przeciwne. Któryś z was kłamie, jeśli nie robicie tego oboje. - zamyśliła się na chwilę.
Wstrzymałam oddech z nadzieją, że tego nie zauważyła i znieruchomiałam.
- Mimo wszystko, dziękuję za twoje odpowiedzi. - podała mi dłoń, którą z lekkim uśmiechem uścisnęłam.
- Do widzenia! - rzuciłam zrywając się z siedzenia i niespokojnym krokiem ruszyłam w pierwszą lepszą stronę.
W mojej głowie pojawił się dziwny szum. Zadawałam sobie wszystkie pytania "co jeśli", wzdrygając się na myśl o odpowiedziach. Ben miał trochę racji. Przez cały czas starałam się bronić Christiana, nie wiedząc kim dokładnie jest. A do tego te słowa:
,,Bo jest pieprzonym mordercą"
Nie wiem w co mam wierzyć.
Tymczasem dotarłam do drogi głównej. W sprawie z brunetem zrobiłam tyle ile mogłam, więc od razu skierowałam się do domu, myśląc jedyne o łóżku.
***
Upewniając się czy w salonie nikogo nie ma, bezszelestnie weszłam do środka. Zdjęłam buty i wolnym krokiem udałam się do pokoju.
Ostatecznie rozebrałam się i szybko wskoczyłam pod ciepłego kołdrę, z nadzieją, że cała historia zakończy się dobrze.
♥♥♥
Hejka!
Kto był na koncercie Biebera?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top