#18
Ostudził mnie zimny powiew wiatru. Byliśmy na zewnątrz. Pogoda sprawiała większe znużenie niż można to sobie wyobrazić. Miałam wrażenie jakbym potrafiłam zasnąć w trakcie chodzenia, a do tego głowa mnie bolała jak cholera.
Na dłoni nadal czułam ciepły dotyk. Przekręciłam delikatnie głowę i zobaczyłam bruneta ciągnącego mnie za rękę. Rozglądał się nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi, a po jego twarzy można było domyślić się, że jest nad czymś mocno skupiony.
Znajdowaliśmy się właśnie na kompletnym zadupiu. Przynajmniej tak to wyglądało. Piaskowa ścieżka prowadziła nas w nieskończoność, a obraz dookoła wydawał się taki sam z każdym kolejnym krokiem.
Nie do końca ogarniam co się przed chwilą wydarzyło. Moje myśli nie nadążają za tym wszystkim. Tym bardziej, że najprawdopodobniej jestem pod wpływem jakiegoś gówna, które mi to nieco utrudnia.
- Gdzie idziemy? - zapytałam trochę niewyraźnie.
Chłopak tylko zwolnił i zerknął na mnie obojętnie, po czym po prostu szedł dalej.
- Dlaczego się nie odzywasz? - burknęłam, ale nadal nie reagował.
Co mu jest?
- Chris no... - marudziłam. - Powiedz coś.
W końcu brunet przystanął na chwilę i mimo, że stał do mnie tyłem mogłam zauważyć jak przewraca oczami.
- Znasz może takie pojęcie jak 'cisza'? - zirytowany przekręcił się w moją stronę.
- Ale ja chcę pogadać.
- A pomyślałaś o tym czy ja tego chcę? - prychnął.
Zmarszczyłam brwi i przypatrywałam się jego zachowaniu. Jest zdenerwowany, ale co jest tego powodem?
- Czemu jesteś zły? - spytałam spokojnie.
- A czemu ty taka irytująca? - odparł chamsko.
Nie odpowiedziałam. Trochę przybiło mnie to w jaki sposób ze mną 'rozmawiał'. Jeszcze nigdy tak nie było.
Szliśmy w milczeniu. Chris tym razem już nie prowadził mnie za rękę, dlatego z powodu jego długich nóg w niektórych momentach byłam zmuszona do biegania. Jak widać nie obchodziło go to. Czasem nawet pod nosem się ze mnie nabijał co sprawiło, że kompletnie straciłam humor.
***
Wreszcie dotarliśmy do jakiejś normalnej ulicy, która dzięki Bogu była mi znajoma. Niedaleko znajdował się blok mojej babci, od której do domu było dosłownie kilka kroków. Ucieszyłam się na same wspomnienia gdy jako dzieciak odwiedzałam ją prawie codziennie... aż do jej choroby. Przestawała mieć na mnie siły, przez co zabroniono mi do niej chodzić. Od tamtego czasu nadal jej nie zobaczyłam. Co jej było? Nie wiem. Nawet nie mam pojęcia czy wciąż żyje. Trochę przygnębiające.
- Odprowadzisz mnie? - obróciłam się do niego z wymuszonym uśmiechem.
Ten patrzył w jeden punkt po czym lekko skinął głową.
I znów to samo. Cisza i napięcie. Miałam tego już definitywnie dość. Nie jestem tępa. Od początku zrozumiałam, że Collinsa coś gryzie, ale to mi nie wystarcza. Wolałabym wiedzieć raczej co to takiego. Pierwszy raz spotkałam się z takim przypadkiem u niego i nie chciałabym drugiego. Zdecydowanie.
Powoli dochodziliśmy do mojego osiedla. Szczerze nie lubiłam go. Strasznie tam ponuro i nudno. Kiedyś mi to pasowało. Miałam spokój, z którego grzecznie korzystałam. Wcześniej nie znałam innych pojęć niż siedzenie w domu lub ewentualnie z Michaelem, trochę mnie to martwi. Marnowałam się...
- Kurwa, słyszysz mnie czy nie? - usłyszałam jego mi głos.
- Em... przepraszam. Zamyśliłam się. - otrząsnęłam się. - Możesz powtórzyć co mówiłeś?
Zmarszczył brwi.
- To nie istotne. - wzruszył ramionami. - Chciałem...
Nie dane było mu skończyć zdanie, bo z domu jak strzała wybiegła moja rodzicielka. Miała przeszczęśliwy wyraz twarzy, ale jakby się jej przyjrzeć wyglądała jak wrak człowieka. Dosłownie.
Wtuliła się we mnie z wielkim uśmiechem.
- Ally, nawet nie wiesz jak się martwiłam! - krzyczała. - Nareszcie! Gdzie ty się podziewałaś, hm? - przybrała nieco stanowszy ton. - Wyglądasz jakbyś z wojny wróciła!
Christian tylko przyglądał się całej tej chorej sytuacji.
- Co się gapisz!? - wskazała na niego ręką. - Myślisz, że możesz tak po prostu zabierać Allison na kilka dni, bo tak ci się podoba!? Porozmawiam sobie z twoimi...
- Mamo! - przerwałam jej.
Ta spojrzała na mnie z wściekłością, żądając wyjaśnień.
- Gdzie ty się z nim szlajałaś dziecko?! Myślałam, że cię dobrze wychowałam. - oburzyła się.
- Spokojnie. To naprawdę nie było nic wielkiego. Przez cały czas spałam u Mike'a. Christian mnie tylko odprowadzał. - kłamałam.
Ta wypowiedź może nie była zbyt przekonująca, ani logiczna, ale jak widać mama to chwyciła. Przez chwilę była niepewna, ale w końcu westchnęła.
- Ale dlaczego nie odbierałaś telefonu?
- Rozładował się. - palnęłam szybko i uśmiechnęłam się sztucznie.
- Wiesz, ty to masz pomysły z pewnością po tacie. - pokręciła głową,a po chwili popatrzyła na bruneta. - Masz ochotę zjeść z nami obiad? - spytała przyjaźnie.
Na chwilę swój wzrok uwiesił na mnie po czym włożył dłonie do kieszeni i obojętnie wzruszył ramionami.
- Uznam to za 'tak'. - wyszczerzyła się i radosnym zamachem zaprosiła nas do środka.
***
- Zaproś kolegę na chwilę do swojego pokoju, Allison. Tym razem ja posprzątam. - uśmiechnęła się łagodnie i przystąpiła do dalszej pracy.
Właśnie zjedliśmy posiłek, na którym o dziwo rodzice nie zadawali tak wiele pytań jak się tego spodziewałam. Większość spożywaliśmy w ciszy.
Poprowadziłam chłopaka przez schody do mojego pokoju. Ja usiadłam na łóżku, natomiast Christian na fotelu. Nie odzywaliśmy się do siebie.
- Podoba ci się tu? - zapytałam z ciekawości.
Chłopak nawet nie rozejrzał się po wnętrzu wpatrzony był bardziej w swój telefon.
- Może być. - mruknął.
Zmarszczyłam brwi.
- Możesz mi w końcu powiedzieć co ci się stało? - fuknęłam.
- Nic mi się nie stało.
- Nie wcale. - mówię ironicznie. - Chris, nigdy normalnie się tak nie zachowujesz.
- Obchodzi cię to? - prychnął.
- Obchodzi. - przytaknęłam.
Brunet wyjrzał na mnie zza telefonu i zmierzył mnie wzrokiem.
- Nie powinno.
- I co z tego! Chcę wiedzieć o co chodzi! - upierałam się.
- To masz kurwa problem! - wstał gwałtownie i schował telefon do tylnej kieszeni. - Zrozum, nie jesteś tu do niczego potrzebna! Pomogłaś mi, ale to nic nie znaczy. - patrzył na mnie gniewnie co chwilę zaciskając pięści ze złości.
- Przecież dzięki mnie w ogóle żyjesz! To nic nie znaczy?! - wykrztusiłam z trudnością nie załamując głosu.
Zamilkł na chwilę.
- Żebyś wiedziała. - syknął z denerwującym uśmieszkiem. - Nic nie znaczy.
Podszedł do drzwi i gdy miał już opuścić mój pokój, zatrzymał się w połowie.
- Aha, zapomniałbym.
Z wewnętrznej kieszeni swojej kurtki wyjął jakąś rzecz i rzucił nią w moją stronę.
- Powinnaś podziękować, ale właściwie mam to w dupie. - wzruszył ramionami.
Po tych słowach usłyszałam tylko obijający się o uszy trzask moich drzwi.
MAMA ALLISON POV
Kiedyś będą cudowną parą...
----------
Krótki rozdzialik, ale jest.
Do następnego :**
_MayBay_
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top