#14
Serce podskoczyło mi, aż do gardła. Nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku, co akurat nam sprzyjało. Wtedy zadawałabym pytania, na które i tak nie odpowiedziałby mi od razu, a ja tylko narobiłabym hałasu.
Skręciliśmy w pierwszy napotkany przez Chrisa zakątek. Ja osobiście uważałam to miejsce jako labirynt bez wyjścia. Byłam zdana jedynie na niego.
Po raz pierwszy od wejścia tutaj puścił moją rękę, na której automatycznie poczułam nieprzyjemny chłód. Mimo, że niestety nadal nie mogłam ujrzeć charakterystycznej sylwetki, dobrze słyszałam jego równy oddech, który nie celowo zagłuszany był moim ciężkim dyszeniem. Nie było ono spowodowane tylko zmęczeniem. Wchodził do tego strach, niepokój, niepewność...
- Kkto to był? - wyjąkałam.
- Nikt ważny. - mruknął, a w jego głosie można było dosłyszeć lekkie zdenerwowanie.
Mogłam się spodziewać takiej odpowiedzi.
- Okej.
Uznałam, że tym razem nie zamierzam wzniecać następnego konfliktu między nami, bo wyłącznie tego brakuje by nazwać tę noc okropną. Stoimy w całkowitej ciemności, nie widzimy siebie nawzajem, niedaleko czai się ktoś, kto z pewnością nie jest naszym przyjacielem, a Christian nie ma w planach wytłumaczyć mi o co w tym wszystkim chodzi. Cudownie.
Ciągle nie mogłam zapanować nad swoim ciałem. Trzęsłam się gorzej niż galareta. Schizy z wielu horrorów, które oglądałam dodawały tej chwili pełno przerażających scenariuszy.
Odnalazłam boczną ścianę i oparłam się o nią, jakby była moją jedyną deską ratunku.
- Poczekaj tu. - usłyszałam jego chrapliwy głos. - Za chwilę wrócę.
Zanim inteligentnie przemyślałam tę wypowiedź, zdołałam lekko skinąć głową, czego i tak pewnie nie dojrzał. Usiadłam na zimnym betonie i czekałam jak mi kazał. Miałam w tym momencie ogromną ochotę być w moim pokoju, leżeć na moim łóżku i ewentualnie przeczytać jakąś książkę, byle nie tkwić tutaj samej.
Nagle na całej długości alejki niespodziewanie zabrzmiała znajoma piosenka. Wzdrygnęłam się i bardziej skuliłam nogi. Serce biło mi w szaleńczym tempie, a ręce niespokojnie dawały o sobie znać. Następnie poczułam drganie w mojej prawej kieszeni.
To tylko telefon. Nic się nie dzieje.
Odruchowo chwyciłam za końcówkę Iphona i wyciągnęłam stawiając go prosto przed twarzą. Włączyłam go przez co na długo oślepnęłam. Na moje nieszczęście jasność miałam stuprocentową. Z przymrużonymi powiekami ściemniłam ekran czując piekielną ulgę.
Nieodebrane połączenie (2)
Mama
Zastanawiałam się chwilę co teraz zrobić. Co miałam jej niby powiedzieć? Cześć mamo, nie martw się o mnie. Jestem w jakimś dziwnym miejscu, niczego nie widzę, z tyłu ktoś się czai, a chłopak sobie poszedł. Nie wiem kiedy wrócę. Kocham cię. Ugh, to nie brzmi dobrze.
Wzięłam głęboki oddech.
Weź się w garść. - powtarzałam sobie.
Powoli wstałam i otrzepałam się. Ponownie spróbowałam się trochę rozejrzeć, jednak nadal nie dawało mi to większej pomocy. Miejąc nogi z waty, przytrzymując się ściany zaczęłam iść. Usilnie starałam się znaleźć jakiekolwiek źródło światła. Złym pomysłem było by włączenie latarki. Wolałam już chodzić w ciemności, niż zostać zidentyfikowaną przez jakiegoś nieprzyjaznego typka.
I właśnie tutaj ukazał się róg budynku. Skrzyżowanie. Mogłam spojrzeć w lewo, mogłam spojrzeć w prawo. I tak nie zobaczę nawet mutanta.
Stałam tak, wzdychając na swojego pecha. Gorzej nie można trafić. Pozostawiono mnie na pastwę losu. Nie znałam stąd drogi do domu, a rodzice już dawno zaczęli się niepokoić. Co mam robić?
Może w... prawo?
Niepewnie odsunęłam się od rogu, z którego najchętniej nie ruszałabym się, aż do rana. Przynajmniej wiedziałabym gdzie jestem, gdzie idę, co mnie czeka... Stanęłam zapewne na środku ulicy i niechętnie stawiałam małe kroki. Każdy został policzony, co zadziwiająco dodawało mi nieco odwagi.
***
Jak na zawołanie gwałtownie się zatrzymałam. Był to dopiero 57 krok. Tym razem nie na alejce, ale na całej ulicy zabrzmiała głośna muzyka, tak samo jak wtedy spowodowana moim nieszczęsnym telefonem.
Zapomniałaś go wyciszyć idiotko.
Rozglądnęłam się dokoła, by upewnić się czy przypadkiem nikt tego nie usłyszał. Moje oczy co raz bardziej przyzwyczajały się do mroku, dzięki czemu łatwiej było cokolwiek zauważyć. I w tamtej chwili moje serce całkowicie się zatrzymało, a mój wzrok skupił się na jedym punkcie. Czarna postać.
Ktoś stał kilkanaście metrów ode mnie, z pewnością przyglądając się mojej osobie. Wydawało mi się jakbym spędziła tu już cały dzień. Nawet gdy nie widziałam oczu nieznajomego, czułam jak uparcie przenika mnie spojrzeniem.
Mógłby wciąż piorunować mnie wzrokiem gdyby nie mój przeklęty dzwonek. Miałam wrażenie, że teraz dzwoni ze sto razy głośniej niż ostatnio.
Wraz z rozpoczęciem melodii, postać wyraźnie zaczęła zbliżać się w moją stronę w niebezpiecznie szybkim tempie. Spanikowałam.
Nieudolnie próbowałam wyłączyć drażniącą piosenkę jednocześnie wycofywując się. Powtarzające się dźwięki nie chciały ucichnąć, a osoba stopniowo zwiększała prędkość. Z bezsilności rzuciłam urządzenie na ziemię i pobiegłam w odwrotną stronę. Nie miejąc nad tym kontroli po moich polikach zaczęły lecieć pojedyncze, niechciane łzy.
Chód zamienił się w ekstremalny bieg. Słyszałam stąpanie stóp tuż za moimi plecami. Nie chciałam się odwracać. Biegłam na oślep. Z wykończenia powoli traciłam tempo. Byłam przestraszona, ale to nie dawało mi większej mocy. Przemęczenie wygrywało.
Zwolniłam swój bieg do truchtu.
Już po mnie.
Nagle na moim ramieniu poczułam mocny uścisk. Wiedziałam, że nie ma już sensu biec. I tak nie ma żadnych szans na ucieczkę.
Osoba przekręciła mnie w swoją stronę, ale ja ciągle nie otwierałam oczu odruchowo próbując się wyrwać. Teraz nie leciały już delikatne łezki. Płakałam.
- Puść mnie! Pomocy! - wykrzykiwałam z nadzieją, że może ktoś mnie usłyszy.
- Uspokój się do cholery! - chłopak potrząsnął mną, a ja nieśmiało otworzyłam załzawione powieki. - To tylko ja. - oznajmił.
- Chris? - zmieszałam się . - Myślałam, że...
- Że odszedłem? Za kogo ty mnie masz? - zaśmiał się.
Wnet w miejsce smutku i bezsilności wstąpił nieopanowany gniew.
- Dla ciebie to jest śmieszne!? Tłumaczyłam ci, że boję się ciemności, a ty jakby nigdy nic mnie zostawiłeś! - wrzeszczałam. - Na początku straszysz mnie swoimi dennymi historyjkami, a później zaprowadzasz do kryjówek pewnie największych gangów w tym mieście! Ma cię dość, rozumiesz!?
- Ty nie zrozumiesz...
- Czego? Że jesteś dupkiem? Za późno, już dawno to zrozumiałam. - syknęłam przez zęby.
Ten nic nie odpowiedział. Okej, może trochę przesadziłam, ale sam zaczął zaciągając mnie tu. Nic takiego nie miało by miejsca. Ja w swoim domu, on... gdzieś tam i wszystko by było okej. Jednak nie. Stoimy w jakimś popieprzonym labiryncie, gdzie nawet nie możemy się zobaczyć.
Moje przemyślenia przerwał gest chłopaka. Złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w nieznanym mi kierunku.
Szliśmy w ciszy, nie odzywając się do siebie ani słowem. Przełykałam ślinę jak najciszej mogłam, co wcale mi nie wychodziło. Nawet najcichszy dźwięk rozprzestrzeniał się wszędzie. Każdy w pobliżu mógł dosłyszeć nasze kroki, chrząknięcia czy rzadkie westchnięcia głównie z mojej strony. Nie podobało mi się to.
***
Po kilkunastu nieprzyjemnych, przytłaczających minutach w oddali pojawiło się światło. Lampa. Wydaje się chore, ale w tamtym momencie, było to moje marzenie.
Chciałam znaleźć się w domu. Powiedzieć rodzicom, że wszystko gra i nic mi nie jest, móc położyć się do ciepłego łóżka, a później po prostu w nim zasnąć. Dokładnie. To jest to czego w tej chwili pragnę. Niestety jest jeden problem. Christian. Powoli co raz lepiej zauważałam jego rysy twarzy, charakterystyczną sylwetkę i chód.
Rozglądał się uważnie z każdym następnym krokiem. Mina wskazywała na to, że jest skupiony i nieco zdenerwowany. Właściwie kogo ja oszukuję? Nie nieco zdenerwowany, a zły. Tak, zły to dobre określenie.
- Zamierzasz iść tak wolno, aż do końca? - zapytałam, co nie miało zabrzmieć niemiło, ale jak zwykle musiało.
- A czy ty zamierzasz zadawać głupie pytania do końca? - odparł tym samym tonem.
Nie wytrzymałam. Oderwałam się od jego dłoni przez co brunet popatrzył na mnie ze zdezorientowaniem, a jednocześnie irytacją.
- Wiesz, chyba poradzę sobie z dojściem do domu. Nie musisz mnie odprowadzać. - uśmiechnęłam się sztucznie na co on tylko przymrużył oczy.
- Jeśli tak uważasz. - wzruszył ramionami. - Żegnam.
Nie spodziewałam się takiego pożegnania. Myślałam, że będzie mi robił kazania jak tu niebezpiecznie i tak dalej...
Zamyślona zachowaniem chłopaka szłam prosto do zakończenia tej strasznej drogi. Samej chodziło o wiele gorzej. Miałam wrażenie jakby ktoś deptał mi tuż po piętach, ale gdy tylko odwracałam głowę nikogo nie wypatrywałam.
Miętoląc palce u rąk pośpiesznie dochodziłam do końcówki gdy nagle z oddali rozległ się przeraźliwy krzyk, a jego znaczenie zdusiło mnie od środka.
- Tym razem nam nie uciekniesz, kochanie.
Poczułam niewyobrażalny ból. Ktoś mnie uderzył. Dalej już nie pamiętam...
----------
To już 14 rozdział kochani! Został tylko piątek, a potem wymarzony weekend!
Ogólnie chciałabym przeprosić za jakiekolwiek błędy. Jeśli zauważycie to piszcie, proszę.
Co się stanie z Allison?
Do następnego :**
MayBay00
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top